surprise, soulmate.

"We all wanna be someone's"
MONSTA X

Bratnia dusza — jedno wyrażenie, dwa słowa, cztery sylaby i dwanaście liter. Niby na pozór nic wielkiego, zwykłe ot dwa losowe słowa, a jednak w istocie rzeczy zawierające coś głębszego, niż to pospolite, dosłowne znaczenie. Może i był to jedynie zlepek losowych liter, następnie tworzących słowa, wyrażenia, ale jednak posiadał w sobie to coś, czego pragnął każdy. No właśnie. Bo kim tak naprawdę jest bratnia dusza?

Nie jest to ani jedno wyrażenie, ani dwa słowa, ani cztery sylaby, ani nawet dwanaście liter — tak jest tylko w teorii. Bratnia dusza jest kimś więcej, niż tylko pojęciem czysto gramatycznym, rozkładem na poszczególne części. Jest uzupełnieniem, drugą połową, kimś, w kim znajdujesz swoją lepszą stronę. Istotą w twoich oczach idealną, mimo posiadania wad, ale równocześnie ludzko nieperfekcyjną, pomimo wykazywania wielu zalet. Ktoś do ciebie dopasowany, mimo że będący często zaskakująco inną osobą. To ten jeden człowiek, z którym potrafisz odnaleźć własną drogę, znaleźć się w ciemnym lesie problemów i niedomówień. Ktoś, kogo rozumiesz bez słów. Jest to po prostu lustrzane odbicie twojej duszy i nie chodzi tu o twój wygląd, wady tudzież zalety, a o potrzeby serca.

I choć zdawałoby się to niepojęte, niemalże nierealistyczne, to jednak każdy tą bratnią duszę posiadał — trzeba było ją tylko odnaleźć. I właśnie na tym polegał główny problem ludzkości, który zatracał w sobie nie jedną, nie dwie, a wiele tysięcy dusz — nie każdemu było dane znaleźć wśród tłoku bijących serc te, które kołatało w piersi w rytm właśnie tego jego. 

Ale Felix wierzył całym sercem, które miało ciągnąć do tej nieznajomej, a jednak tak bliskiej osoby, że on odnajdzie swoją bratnią duszę. I może wierzył też w te wpajane mu od dzieciństwa mity, dając się zapewnić o to, że jego bratnia dusza będzie idealna w każdym calu, to jednak nie potrafił sobie wybić z głowy tego, że obiecał sobie odnaleźć tą osobę za każdą cenę. Może wierzył, że na jej widok poczuje coś niesamowitego, może wierzył w to, że jego bratnia dusza podczas ich pierwszego spotkania wymówi te charakterystyczne słowa, które miały się pojawić na jego nadgarstku w dniu jego szesnastych urodzin, ale to nie było najważniejsze. Felix bowiem potrafił odróżnić nieomylne przeznaczenie od ślepego losu i to było powodem, dla którego nigdy nie zwątpił w to, że posiadał bratnią duszę.

A przynajmniej do dnia jego szesnastych urodzin.

Mogłoby się wydawać, że był to dzień, jak każdy inny — ot poranek, podczas którego młode ptaki ćwierkały wesoło za oknem, budząc do życia nie tylko jego, ale i całe miasto. Słońce wschodziło ponad horyzont jak co dzień, księżyc chował się przed ludzkimi oczami jak zawsze. A jednak było w tym dniu coś niezwykłego i może było to jedynie odczucie młodego nastolatka, który przez całą noc nie potrafił zmrużyć oczu, tępo wpatrując się w nadgarstek prawej dłoni, jakby miało to przyspieszyć ten proces. Serce zdawało się biec w jego piersi prawdziwy maraton, a płuca jakby z nim współgrały, nie potrafiąc zaczerpnąć zbyt dużej ilości tlenu. Stres zjadał go od środka, a racjonalne myślenie zniknęło już dawno. Wtedy liczyła się już tylko ta jedna chwila, podczas której na jego nadgarstku miała się pojawić garstka słów — może losowych, ale dla jego serca niezwykle wyjątkowych. I jakież było jego zdziwienie, gdy idealnie w punkt o godzinie, gdy przyszedł na świat, wraz z akompaniamentem ptasich śpiewów na jego nadgarstku pojawiły się słowa, których nie miał już nigdy zapomnieć.

Ta sytuacja zamiast zmotywować go do znalezienia tej idealnie-nieperfekcyjnej osoby, sprawiła, że zaczął wątpić — w całe te dopasowanie, nieomylność przeznaczenia. I chociaż starał się nadal wierzyć, że ta osoba, którą miał kiedyś spotkać — jeśli wierzyć słowom na jego nadgarstku, to w dość niecodziennej sytuacji — faktycznie miała być odbiciem jego potrzeb, to czarne scenariusze z każdym dniem nachodziły jego myśli, nasuwając mu kolejne zwątpienia.

Bo kim mogła być osoba, która na samym początku ich znajomości miała mu prosto w twarz powiedzieć: Nie przelecisz mnie, koleś?

Torba, po brzegi wypchana zeszytami, ale również podręcznikami i niezliczoną ilością zadrukowanego małą czcionką papieru, wylądowała z hukiem zaraz obok butów, które chwilę wcześniej równie niechętnie zrzucił ze stóp. Z westchnieniem ściągnął z ramion również skórzaną kurtkę, po czym odwiesił ją na miejsce, przechodząc wzdłuż korytarza do pozostałej części domu. Nawet nie pofatygował się po torbę, która zajęła swoje jak mogło się wydawać stałe miejsce w pobliżu drzwi, usprawiedliwiając się faktem, że z momentem wejścia do mieszkania oficjalnie rozpoczął kolejny, niczym się nie wyróżniający, a jednak zarazem zbawienny weekend. Jasne i tak bardzo niesforne kosmyki zgodnie ze swoją tradycją wpadły mu do oczu, zmuszając go do wydania z siebie jęku irytacji i odgarnięcia ich z czoła, podczas równoczesnego przekroczenia progu sypialni. Nie marnując już więcej czasu, z zamachem rzucił się na łóżko, nagle czując ten błogosławiony stan spokoju. Koniec zajęć i męczarni na chociaż te dwa upragnione dni.

Z kolejnym westchnięciem znowu odgarnął blond kosmyki z oczu, zastanawiając się nad tym, co go podkusiło, by je podciąć i tym samym pozwolić im na bezkarne i ciągłe przeszkadzanie mu. Przymknął oczy, rozkładając ręce i czując się niczym król na swym własnym łóżku. Wolność. Dał radę przeżyć kolejny długi tydzień studiów, a z każdym kolejnym dniem wydawało się mu to coraz to większym wyzwaniem. Może miał na karku tylko dwadzieścia dwa lata, ale ilość nauki doprowadzała go na skraj wytrzymałości. W takich momentach zaczynał się zastanawiać, jakim cudem na jego roku były osoby, które poza studiami posiadały jeszcze pracę i nadal funkcjonowały. To było według niego niewykonalne. 

Świat chylił się już ku wieczorowi, a ostatnie tego dnia promyki słoneczne głaskały dachy seulskich budynków. Przysłonięte rolety sprawiały, że w sypialni było niemalże całkowicie ciemno. Nagle ogarnęło go niezwykłe zmęczenie i pewnie poddałby się mu, gdyby nie fakt, że miał jeszcze na ten wieczór plany. Obrócił się na brzuch, wtulając twarz w poduszkę i mimowolnie zaciągając się zapachem poszewki, która pachniała jego własnym szamponem. Wydał z siebie jęk niezadowolenia, który został skutecznie stłumiony przez poduszkę. Niechętnie podniósł do góry biodra, następnie siadając na piętach. Że też zgodził się iść z Seungminem na tą głupią imprezę.

Podniósł się z wygodnego łóżka, za którym automatycznie zatęsknił. Nieco na oślep skierował się w stronę łazienki, po drodze wyciągając jeszcze z kieszeni telefon i sprawdzając godzinę. Upewniwszy się, że ma jeszcze trochę czasu, przekroczył próg łazienki i wbił spojrzenie w lustro. Nie chciał się przebierać, ponieważ nie wyglądał źle, poprawił dlatego jedynie odrobinę podkład, znowu zaczesując złośliwe włosy do tyłu. Przeskanował wzrokiem swoją sylwetkę, dochodząc do jednego wniosku — wyglądał jak zwykle, czyli dupy nie urywało.

I gdy już chciał w powrotem wrócić do wołającego go do siebie łóżka, w niewielkim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, który równał się z przyjściem parę dni młodszego chłopaka. Westchnął ciężko, zgarniając z szafki nocnej dokumenty i klucze, po czym przeszedł na korytarz. Z powrotem założył buty oraz kurtkę i otworzył drzwi, a wtedy jego oczom ukazała się uśmiechnięta postać Kima.

— No, Felix, coś ty taki ponury? — rzucił chłopak na powitanie, przelotnie przytulając odrobinę niższego chłopaka.

— Też byś taki był, gdybyś studiował medycynę — prychnął, na co młodszy wywrócił oczami. To była stała wymówka Felixa — wszystko było winą studiów.

Kim cofnął się na krok, przepuszczając tym samym Felixa w drzwiach i pozwalając mu wyjść na korytarz. Blondyn zakręcił klucze na palcu, następnie zamykając drzwi mieszkania i przerzucając spojrzenie na swojego towarzysza, który jedynie uśmiechnął się pokrzepiająco. Widział ponurą minę przyjaciela, dlatego też szturchnął go w ramię, starając się rozchmurzyć tą zawziętą burzę na jego twarzy.

— Oj Felix, nie przesadzaj, będzie fajnie — zawołał, razem ze starszym kierując się w stronę schodów. — Trochę alkoholu i wróci mój ulubiony optymista.

Nim zdążyli się obejrzeć, znaleźli się na dworze. Majowa pogoda zdawała się nie odpuszczać, darując w prezencie również ciepłe wieczory. Ostatnie tego dnia promyki spoglądały zza budynków, nieśmiało opatulając skórę dwójki chłopaków. Wyraźnie dało się słyszeć szum powodowany przez samochody, w których zasiadali liczni mieszkańcy spieszący wieczorem do domu. Jednak nie tylko oni zamiast do zacisza własnego mieszkania szli gdzieś indziej, a bowiem do jednego z seulskich barów. Felix nadal nie wierzył w to, że dał się namówić na tą imprezę po długim dniu męczących zajęć. I szczerze, w tym momencie wolał jeszcze zostać w swoim łóżku, zasypiając beztrosko podczas oglądania jednego z tych nudnych seriali. Nie wiedział tylko wtedy tego, jak bardzo ta na pozór zwykła impreza zmieni jego życie.

Minuty mijały, a oni niemalże w ciszy posuwali się naprzód. Obok nich przechadzali się też inni mieszkańcy, a każdy z nich miał swój konkrety, obrany cel. Było to w istocie niesamowite, że każdy zmierzał w swym życiu gdzie indziej, a jednak wszystko było w stanie poprawnie funkcjonować. Spacer wydawał się mijać w przyjemnej atmosferze, która jedynie od czasu do czasu była przerywana jakimiś losowymi zdaniami, sprawozdaniami z dzisiejszego dnia czy nagłymi refleksjami. Było to jednak miłym odstępstwem od całego dnia nagminnego słuchania wykładów. Cisza bywała czasem czymś, czego człowiek niebywale pragnął, lecz w większości przypadków nie zdawał sobie z tego sprawy. Dlatego też gdy w końcu stanęli przed drzwiami klubu, Felix odetchnął ciężko, wiedząc, że był to definitywny koniec jego ciszy i spokoju. Seungmin z nieco większym zapałem złapał go za nadgarstek, ciągnąc w kierunku kolejki. I gdy w końcu stanęli twarzą w twarz z ochroniarzem, Lee spróbował się rozchmurzyć, nie chcąc sprawiać wrażenia, że był tam za karę, chociaż poniekąd była to prawda. Ale o tym Seungmin nie musiał wiedzieć.

— Dowody — westchnął znużonym głosem ochroniarz. Może byli jedynie kolejnymi młodziakami, którzy chcieli upić się, zatopić w alkoholu jakieś smutki tudzież lęki i strachy, może miał prawo tak postąpić, jednak te jedno głupie słowo za każdym razem potrafiło doprowadzić Felixa do wściekłości. No przecież był już dorosły, dlaczego wszyscy nadal wymagali od niego potwierdzania tego faktu?

Blondyn westchnął ciężko, a ten dźwięk połączył się razem z prychnięciem, które wyleciało z jego ust nieumyślnie. I choć miał w tym momencie ochotę rzucić to wszystko i wrócić do domu, w którym mógł spokojnie zrobić to samo, naraz leżąc również w ciepłym łóżku, to jedynym co go tam trzymało, była obietnica złożona jego przyjacielowi. W końcu nie mógł go zawieść, nawet jeśli dotyczyło to tylko głupiego wypadu na piwo. Dlatego też właśnie wyciągnął niechętnie z kieszeni dowód, pokazując go ochroniarzowi, który unosząc podejrzliwie brwi, przepuścił ich w drzwiach.

Zapachy imprezy uderzyły w ich nozdrza niemalże natychmiast — ostra woń alkoholu, mieszający się z potem i dymem papierosowym. Klub, do którego właśnie weszli, nie miał w sobie niczego wyjątkowego — było to zwykłe miejsce, do którego szło się po prostu napić. Duża część osób tańczyła na rozświetlonym przez kolorowe lampy parkiecie, inna zasiadała przy stolikach, wsłuchując się w energiczną muzykę, a jeszcze inna zapijała swoje smutki przy barze. Felix westchnął ciężko i naprawdę, gdyby nie podekscytowany uśmiech na twarzy jego przyjaciela, to wyszedłby stamtąd od razu.

Seungmin owinął palce wokół nadgarstka Lee, ciągnąc starszego w stronę baru. Felix wydał z siebie jedynie żałosny jęk, bez wyboru udając się za wyższym przyjacielem. Nim się obejrzał, zaczęli przeciskać się przez tłum ludzi, udając się w konkretnym kierunku. Głośna muzyka drażniła jego uszy, a ostry zapach alkoholu unosił się wokół. Westchnął ciężko, próbując przyzwyczaić się do uroków ich otoczenia. Kroki powiodły go do baru, przy którym młodszy automatycznie usiadł, głową wskazując na drugie krzesło stojące obok. Felix zasiadł właśnie na nim, obserwując jak Kim przywołuje gestem barmana. Wyższy zamówił jakieś mocniejsze drinki, które już po chwili stanęły przed ich nosami.

Nigdy nie przepadał za chodzeniem do klubów, preferując upijanie się w zaciszu własnego pokoju. Nie wiedział, dlaczego Seungminowi tak bardzo zależało na tym, by akurat tego dnia pójść do klubu, ale chciał jakoś wynagrodzić mu to, że ostatnim czasem nie miał dla niego kompletnie czasu. Odkąd rozpoczął studia medyczne, wolny czas magicznie zaczął znikać. Nie było już wolnych chwil na leżenie w łóżku z odpalonym serialem czy też właśnie na spędzanie ich z młodszym o parę dni chłopakiem. Właśnie dlatego też postanowił wytrwale dotrzymać towarzystwa Kimowi. A przynajmniej do momentu, gdy za ich plecami rozległ się cichy chichot, w kierunku którego automatycznie się odwrócił.

— Cześć — głos ten zdecydowanie był kobiecy, toteż nic dziwnego, że gdy Lee odwrócił się w jego kierunku, ujrzał przed sobą niewysoką brunetkę. Nie patrzyła się ona jednak na niego, a na jego towarzysza, który również zaczął skanować wzrokiem postać dziewczyny, nerwowo zagryzając wargę. — Chciałbyś ze mną zatańczyć?

Felix nie przyglądał się długo dziewczynie, bowiem już po chwili poczuł na sobie uporczywy wzrok przyjaciela, lecz zdążył zauważyć, że zdecydowanie była ona śliczna. Przerzucił spojrzenie na Kima, oczekując tego, czego chciał. Wyższy wpatrywał się w niego, jakby wyczekując zgody. Lee kiwnął jedynie szybko głową, a wtedy młodszy z powrotem spojrzał na dziewczynę.

— Jasne — odparł, wstając z miejsca. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, jakby właśnie tego oczekiwał tego wieczora. Oczywiste, że chciał się zabawić razem z przyjacielem, ale taniec z ładną dziewczyną również wydawał się kuszącą opcją. — Znajdziemy się później, Lix.

No i tyle go widział. 

Seungmin oddalił się razem z dziewczyną, znikając pośród tłumu tańczących ludzi. Felix westchnąwszy ciężko, odwrócił się z powrotem w stronę baru, biorąc szklankę do ręki. Wziął duży łyk, czując jak cierpki napój przepływa przez jego gardło. Chociaż został sam, to uśmiechnął się pod nosem, ciesząc się z tego, że jego przyjacielowi się poszczęściło. Tak naprawdę dopiero wtedy poczuł się zadowolony z tego, że zgodził się wyjść do tego klubu — w końcu jego przyjaciel miał szansę na miły wieczór, a on sam mógł rozkoszować się alkoholem. W końcu i studentowi medycyny przydawało się czasem napić i zapomnieć o problemach.

Kolejne dawki alkoholu zaczęły znikać w jego przełyku w ekspresowym tempie. Po prostu przestał to kontrolować, w końcu pozwalając sobie na chwilę spokoju i luzu po kolejnym napiętym tygodniu. Studia go wykańczały, chociaż kierunek wybrał sobie sam. By radzić sobie dobrze, musiał poświęcać im naprawdę wiele czasu i właśnie z tego powodu ostatnio coraz bardziej tracił czas dla znajomych, przyjaciół i zwyczajnych przyjemności. Nawet jeśli teraz został sam, gdyż Seungmin zniknął pośród tłumu tańczących ludzi, to na jego twarz i tak mimowolnie wypływał uśmiech. Nie był on spowodowany jedynie rosnącą w jego krwi ilością alkoholu, ale również faktem, że nareszcie robił coś, co nie sprawiało, że jego myśli były zapełnione biologiczno-chemicznymi zagadnieniami. Ba, nawet cieszył go taki obrót spraw i gdzieś w środku serca dziękował młodszemu przyjacielowi za to, że wyciągnął go do tego baru, nawet jeśli teraz pił sam.

Nim zdążył się obejrzeć, stanowczo można było już podpiąć go pod stan pijanego. Miał on wprawdzie dobrą głowę do alkoholu, ale jednak mimo wszystko sprawiał on, że zaczynał myśleć o głupotach. Może nie był w stanie zrobić czegoś nieodpowiedzialnego czy też zemdleć na środku parkietu, ale obecność w jego żyłach alkoholu stanowczo sprawiała, że zdarzało mu się posuwać do naprawdę dziwnych rzeczy, o których jak na złość pamiętał następnego ranka.

Wraz z momentem, gdy otrzymał od barmana kolejną szklankę trunku, który nie należał do najdroższych, bowiem mimo tego, że utrzymywali go nadal bogaci rodzice, to nie miał zbyt dużego budżetu, muzyka ucichła. Światła nadal migały po ciemnym pomieszczeniu, jednak po chwili zostały one przygaszone, a część skierowana w stronę niewielkiego podestu, w którego kierunku automatycznie powędrował wzrok blondyna. Nie wiedział on do końca, co się działo, dlatego też z uwagą zaczął skanować wzrokiem swoje otoczenie. Na scenie pojawił się mężczyzna w średnim wieku, który ubrany był w nienagannie wyglądający garnitur. Stanął przy przygotowanym wcześniej mikrofonie, odchrząkając głośno.

— Teraz czas na coś wolniejszego, moi mili — zaanonsował, posyłając w stronę imprezującego tłumu przyjazny uśmiech. Obrócił się nieco wokół własnej osi, ogarniając ręką scenę i nadal ściskając w dłoni mikrofon. Pokazywał póki co na pustą scenę, ale oczywistym było, że zaraz miał się ktoś na niej pojawić. — Przed państwem jeden z naszych pracowników, Han Jisung ze swoim autorskim utworem!

Felix nie do końca rozumiał to, co się właśnie działo. Był w końcu w klubie, miejscu, do którego przychodziło się napić i potańczyć, a tymczasem działo się tam coś niecodziennego, ale całe logiczne myślenie straciło swój sens, gdy student zobaczył istotę, która chwilę później znalazła się na scenie. Można było powiedzieć, że go osłupiło, otumaniło — po prostu poczuł jak jego przyspieszające od alkoholu serce, krew płynąca szybko w żyłach, oddech czy nawet kręcący się wokół niego świat stają. I choć życie wokół toczyło się nadal, jego rzeczywistość zatrzymała się w momencie, gdy jego oczy natrafiły na tą jedną istotę, która paroma szybkimi, ale i krótkimi krokami znalazła się na scenie. Chwyciła w niewielkie dłonie mikrofon, zaciskając na nim palce, a wtedy Felix zdołał przyjrzeć się jej dokładniej. Był to chłopak, który chociaż musiał być jego wzrostu, z dala wyglądał na bardzo drobną istotę. Miał na sobie luźną białą koszulę, która skrywała w sobie jego klatkę piersiową i czarne spodnie, w które wpuszczona była koszula i które idealnie opinały jego długie nogi. Bar nie znajdował się bezpośrednio przy podeście, więc Felix nie miał szansy zobaczyć dokładnie twarzy ów nowo przybyłego anioła, ale tyle mu wystarczyło, by stwierdzić, że stanowczo był piękny. Ciemne i nieco pofalowane włosy opadały partiami na jego czoło, a niewielkie usta zaciskały się nerwowo jakby ze względu na fakt, co miało za chwilę nastąpić. Miał mocno zaokrąglone policzki, które tego wieczoru przyozdobione były skrywającym rumieńce pudrem. Cała jego aparycja zdawała się Felixowi niezwykle delikatna, a sam ubiór tej nieznajomej mu osoby automatycznie przypominał mu anioła.

Felix po prostu nie potrafił oderwać wzroku od osoby, która znalazła się na scenie, cały czas wpatrując się w ciemnowłosego chłopaka z rozchylonymi wargami. Stojący przed nim anioł zrobił na nim niebywałe wrażenie, którego nie potrafił zrozumieć. W tamtej chwili miał po prostu wrażenie, że był to efekt spożycia alkoholu i wszystko wyolbrzymia, jednak nie zdawał sobie wtedy jeszcze sprawy z tego, dokąd prowadził go ten wieczór. Wpatrywał się w przygotowującego się do występu chłopaka jak w obrazek, nie przejmując się tym, że wyglądał obecnie jak napalony nastolatek, siedząc z szeroko rozchylonymi oczami i ustami.

I choć już w tamtym momencie blondyn czuł się, jakby zobaczył aniołka, który zszedł na ziemię specjalnie dla niego, to wszystko to zostało przypieczętowane, gdy po przestronnym klubie rozeszły się pierwsze nuty utworu. Brązowowłosa piękność jeszcze mocniej zacisnęła palce na mikrofonie, ostatni raz wypuszczając powietrze spomiędzy ust. Oblizał nerwowo wargi, a Lee nawet od tego nie potrafił oderwać wzroku, nie rozumiejąc, co się z nim właśnie działo. Jego oczy, jak i usta pozostawały szeroko rozchylone, jakby w wyczekiwaniu na słowa piosenki. Już w tamtym momencie czuł, że głos, który za chwilę usłyszy, będzie najpiękniejszą rzeczą, jaka kiedykolwiek doszła do jego uszu, nawet jeśli nigdy wcześniej nie miał kontaktu ze stojącym na scenie chłopakiem. I choć mogło się wydawać to niemożliwe, to jego teza potwierdziła się, gdy ciemnowłosy zaczął śpiewać, momentalnie podbijając swoim głosem wszystkich zgromadzonych w barze. Tyczyło się to również Felixa, gdyż gdy tylko dotarły do niego pierwsze słowa przyjemnej dla ucha piosenki, jego serce dosłownie zamarło.

I've never found it easy,
To live like I'd like to.
Sometimes we're flying,
Sometimes we're falling too.

I'd like to see your face,
To have you next to me,
To hear your voice when I'm crying,
To see your face when I'm smiling,
Because I need you in my life.

So please,
Reach the horizon with me.
Help me fly high.
Don't let me fall one more time.
So please,
Reach the horizon with me.
Don't leave me alone.
I don't wanna be on my own,
Again

Please hold my hand, when I'm feeling low.
Please treat me as your own boy.
Just be with me, all the time.

And even if I hate it,
I want you to be mine.
And even if I'm falling,
You make my wings move again.

I'd like to feel your touch,
To kiss your lips slowly,
To look at you when I'm happy,
To hug you when I'm sad,
Because I need you in my life.

So please,
Reach the horizon with me.
Help me fly high.
Don't let me fall one more time.
So please,
Reach the horizon with me.
Don't leave me alone.
I don't wanna be on my own,
Again

Please hold my hand, when I'm feeling low.
Please treat me as your own boy.
Just be with me, all the time.

I choć utwór się skończył, a jego piękny wykonawca zniknął ze sceny chwilę po tym, jak ukłonił się nisko, zbierając gromkie brawa, to w uszach blondyna nadal brzmiał jego anielski głos. Słyszał go dokładnie, powtarzając każde słowo, które odbijało się po jego głowie z osobna, nadal wpatrując się w pustą już scenę. Światła wróciły do normy, a głośna muzyka znów została puszczona, ale on nadal słyszał w głowie jedynie ten głos. Nie rozumiał, dlaczego jedna zwykła, na pozór nic nieznacząca osoba, której jak przypuszczał nie miał już nigdy zobaczyć, wywarła na nim aż tak wielkie wrażenie. Coś było na rzeczy, ale wtedy był zbyt pijany, by o tym myśleć. I choć chwycił z powrotem mocniej szklankę, którą cudem utrzymał przez cały występ nieznanego chłopaka, to nadal zastanawiał się nad tym, kim był ów wokalista. Z nieznanego powodu zapragnął go poznać z bliska, jeszcze raz usłyszeć jego głos i przyjrzeć się jego pięknej twarzy. W tym momencie nie potrafił otrząsnąć się z tego szoku, który niespodziewanie wywołał w nim ciemnobrązowy chłopak, wpatrując się tępo w błąd baru i popijając kolejnego drinka.

Wrócił do niemalże tej samej czynności, co przed występem, z tą różnicą, że tym razem w jego głowie nadal dudnił ten sam głos, skutecznie zagłuszając nawet lecącą w barze muzykę. I pewnie piłby tak dalej, rozmyślając o anielskim głosie nieznajomego chłopaka, aż w końcu uznałby, że czas znaleźć Seungmina i wrócić do domu, gdyby nie usłyszał, jak stołek obok ktoś się dosiada. Automatycznie skierował swoją głowę w tamtym kierunku, a gdy ujrzał, kto to był, jego usta znowu rozchyliły się gwałtownie. Bowiem obok niego siedział ten sam anioł, którego zobaczył na scenie, z tą różnicą, że teraz był o wiele bliżej, niemalże na wyciągnięcie ręki.

— Jaewon, nalej mi cokolwiek. Muszę się napić — rzucił szybko w stronę barmana, który od jakiegoś czasu dzielnie dolewał drinki blondynowi.

Musieli się znać, bo w końcu ciemnowłosy zwrócił się do niego w nieformalny sposób. I choć wypowiedział tylko tak zwykłe i nic nie wnoszące słowa, które były kompletnie pozbawione jakichkolwiek emocji, to Felix znowu poczuł jak jego serce ustaje na dźwięk tego głosu. Wtedy jeszcze tego nie wiedział, ale uzależnił się od niego już tego wieczoru, gdy usłyszał go po raz pierwszy. I fakt, może zachowywał się dziwnie, wpatrując się w nieznajomego chłopaka, który na dodatek siedział obok niego, ale on po prostu nie potrafił oderwać od niego wzroku. Było w nim coś takiego, co sprawiało, że działał niczym magnes, od którego trudno było się oderwać. Z bliska wokalista wydał się Felixowi jeszcze drobniejszy, chociaż w rzeczywistości nie mógł być wiele niższy od niego samego. I może był to efekt tej za dużej koszuli, która była wpuszczona w jego spodnie i schowanych w jej rękawach niewielkich dłoni, ale Lee po prostu nie mógł się wyprzeć myśli o tym, że siedzący obok niego chłopak zdał mu się niezwykle delikatny, niczym najdroższa porcelana. Teraz miał okazję przyjrzeć się dokładniej jego równie pięknej twarzy. Zaczął dostrzegać srebrzysty przebłysk, który odbijał się od jego włosów i delikatny rumieniec, który zagościł na jego twarzy w momencie, gdy dostał do dłoni przygotowany specjalnie dla niego napój. Nos i usta miał niewielkie, i był to w stanie zauważyć to nawet z profilu, jednak już w tamtym momencie coś całkiem innego zgarnęło jego serce — były to bowiem oczy nieznajomego chłopaka, które w tamtej chwili zdawały się odbijać wszystkie kolorowe światła, które błyskały nad parkietem. I szczerze, Felix zapewne wpatrywałby się w ten istny ideał jeszcze bardzo długo, gdyby znowu nie usłyszał tego anielskiego głosu, który o dziwo był skierowany do niego.

— Nie przelecisz mnie, koleś — słowa ciemnowłosego chłopaka wymieszały się z dudniącą głośno muzyką, sprawiając, że Lee uniósł wysoko brwi. — Nie licz na to, nieważne jak długo będziesz się we mnie wpatrywać.

Przekręcił się w bok na krześle, wbijając spojrzenie w swojego towarzysza, który jednak nadal wpatrywał się w swoją wypełnioną trunkiem szklankę. Coś mówiły mu te słowa, ale w tamtym momencie był zbyt pijany, by to przetworzyć. To oraz to dziwne uczucie, które ogarnęło jego ciało na widok tego chłopaka — obie te rzeczy zdawały się nad wyraz podejrzane, ale alkohol jak na złość wyłączył jego całkiem sprytne myślenie.

— Co, kurwa? — wydukał, a wtedy wzrok drugiego chłopaka automatycznie przeniósł się na niego.

I wszystko stało się jasne.

Oczy wokalisty rozszerzyły się niemal tak szeroko, jak wcześniej te blondyna, gdy ot tak zgarnął w swoje dłonie nadgarstek Felixa, niemal nie wylewając przy tym trzymanego przez niego drinka. Jeszcze w tej chwili Lee nie rozumiał, co się działo i dlaczego ten anioł, którego imienia wcześniej nie zdołał zapamiętać, w takim pośpiechu dobierał się do jego nadgarstka. Jednakże posłusznie pozwolił mu podwinąć rękaw kurtki i przerażonym wzrokiem przelecieć po zawartości mlecznej skóry. I dopiero gdy przybyły przed chwilą chłopak poderwał się z siedzenia, zakrywając z paniką usta, do Felixa dotarło to, co przed chwilą powiedział siedzący obok niego wokalista.

Nie przelecisz mnie, koleś — przecież dokładnie te słowa widniały na jego nadgarstku odkąd skończył szesnaście lat. Prawda docierała do niego z opóźnieniem, przez co nim zdążył jakkolwiek zareagować, siedzący jeszcze przed chwilą przy blacie brązowowłosy zniknął wśród tłumu tańczących ludzi tak, jak wcześniej jego przyjaciel Seungmin. Poderwał się z krzesła równie gwałtownie, co chwilę wcześniej drugi chłopak, jednak nie ruszył w pogoń za nim, zdając sobie sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy — on naprawdę poznał właśnie swoją własną duszę. Tylko... Dlaczego ona uciekła?

Jisung był przerażony w każdym tego słowa znaczeniu. To uczucie ogarnęło go momentalnie, gdy tylko spomiędzy pełnych ust poznanego w barze chłopaka wyleciały te dwa konkretne słowa. Nie wiedział, co myśleć, co czuć, nawet do końca nie był pewny dlaczego uciekł. Coś tak mu podpowiadało, coś nakazało mu się oddalić, by ta przeznaczona mu jakimś cudem osoba nie zauważyła przypadkiem jego strachu. W końcu nikt nie mógł wiedzieć o tym, dlaczego tak bardzo starał się wyprzeć idei bratnich dusz. Po prostu nie wierzył w to, że los naprawdę przeznaczył mu chłopaka, chociaż całe życie liczył na to, że jednak jakimś cudem to on dostanie pod opiekę śliczną dziewczynę.

Od początku nie rozumiał tego, co się z nim działo — było to dla niego w jakiś sposób chore i niepojęte. Nie wiedział, dlaczego gdy jego koledzy w szkole rozmawiali o ich koleżankach, on wolał patrzeć na nich, dlaczego gdy oni powoli zaczynali odnajdywać swoje bratnie dusze, on nadal siedział z rozdartym sercem. Jedna część bowiem nienawidziła tej drugiej, pragnąc, by zapewnił swojej bratniej duszy opiekę, by był kochającym chłopakiem, a później mężem, lecz druga z kolei, która często brała górę, pragnęła czegoś kompletnie odwrotnego. Choć nie chciał tego i nie potrafił się do tego przyznać, to przerażająca część jego serca pragnęła jednak, by to nim się zajmowano, by to on był tym, o którego druga osoba się troszczyła. Nie rozumiał potrzeby posiadania kogoś silniejszego, kto mógł go wesprzeć na duchu, ale zarazem utulić do snu. Kogoś, kto mógł się nim zaopiekować, mimo że był mężczyzną. Gdy tylko zdał sobie sprawę czym było to pragnienie — albowiem posiadaniem chłopaka, który mógł się nim zaopiekować, zatroszczyć o niego jak o delikatną istotę, zaczął nienawidzić tego uczucia. Nawet nie wiedział dlaczego, po prostu karcił się za to, że dopuścił się bycia innym, że pozwolił sobie na coś, co nie było do końca naturalne. I właśnie dlatego przestał wierzyć w ideę bratnich dusz — bo w końcu jakim cudem los mógł przypisać mu kogoś, o kim skrycie marzył?

Z czasem jednak, gdy uczucie to nie ustawało, postanowił zdusić je u sedna. Skończył szkołę i zaczął pracować w pobliskim barze. I dopiero gdy pracując tam zaznał tej chwilowej bliskości, którą dostawał podczas stosunków z losowymi mężczyznami, zrozumiał do końca czego pragnął. Radość, której zaznawał właśnie podczas tych zbliżeń, była jednak jedynie chwilowa, bowiem gdy tylko zostawał sam, zaczynał czuć się jeszcze gorzej, z każdym dniem nienawidząc siebie coraz bardziej. Był po prostu zagubiony w swojej duszy, zatracony w złej samoocenie.

I to właśnie z tego powodu uciekł, gdy ujrzał, jakiej płci była jego bratnia dusza. Nie dał sobie nawet chwili na przyjrzenie się jej, automatycznie tchórząc. Znowu nie wiedział, której części jego serca powinien słuchać — tej, która cieszyła się z tej wieści czy tej, która się jej brzydziła. W głębi serca nadal nie potrafił się z tym pogodzić, a nagły widok kogoś, kto według dziecięcych opowieści miał rozwiązać wszystkie jego problemy, przyprawił go o niemały szok.

Uciekł i stchórzył, tak jak przy każdym z jego problemów, ale po prostu nie potrafił inaczej.

Przez całą resztę swojej zmiany nie wyszedł z zaplecza, zajmując się papierkowymi sprawami i za wszystkie grzechy świata starając się uniknąć tamtego miejsca. Nie wiedział, co o tym sądzić, co myśleć. W tamtej chwili najbardziej pragnął jedynie zapomnieć, ale wiedział, że było to niemożliwe. Stało się, spotkał swoją drugą połówkę i nie dało się już tego odplątać. Teraz pozostało mu jej jedynie unikać.

I tak właśnie minął mu czas aż do rana, gdy wraz z świtem zaczęli znikać wszyscy klienci, pozostawiając jedynie tych najbardziej wytrwałych lub zrozpaczonych. Wybierał w tym tygodniu nieludzkie nadgodziny, by tylko spłacić studnia i mieszkanie, toteż pod koniec swojej zmiany był już kompletnie padnięty. Nie wiedział jednak, że chociaż podczas imprezy udało się mu uciec, to jego bratnia dusza nie miała zamiaru ustąpić.

Bo właśnie taką osobą był Felix — nie ustępował nigdy, dalej pnąc się do góry i pokazując wszystkim, że jest w stanie przezwyciężyć wszystko. Wtedy, gdy jego nowo poznana bratnia dusza zostawiła go przy barze samego, był jednak zbyt zszokowany i zbyt mocno pijany, by dać radę jakkolwiek zareagować. Było mu przez to okropnie głupio, ba, był na siebie niemalże zły, że pozwolił swojej bratniej duszy, o której marzył od tam dawna, tak po prostu uciec spod jego nosa. Jednak to nie oznaczało, że się poddał — nie, wręcz odwrotnie. Felix obiecał sobie, że znajdzie swoją bratnią duszę, cokolwiek by się nie stało, a poszukiwania postanowił rozpocząć już następnego dnia z rana.

Gdy tylko poderwał się z łóżka, ubrał się w mgnieniu oka i ignorując śniadanie, spisał na kartce wszystko, co wiedział o poznanej w barze osobie. Były to między innymi rzeczy bardzo oczywiste, takie jak kolor jego włosów czy ogólny wygląd, ale zdołał też zapamiętać parę ważniejszych faktów. Wiedział w końcu, że ów chłopak musiał być pracownikiem tego baru, w którym byli poprzedniego dnia. I właśnie z tą świadomością opuścił swoje mieszkanie, ciągle miętosząc w dłoni zapisaną kartkę. Zszedł na dół i gdy tylko znalazł się na parkingu, odnalazł swój motocykl, który dostał od rodziców wraz z nadejściem dorosłości. Nie miał wielkiego planu — po prostu chciał tam pojechać i go znaleźć, cokolwiek by się stało. Był za bardzo oczarowany jego osobą i wtedy nie liczył się już nawet fakt, że wierzył w odnalezienie swojej bratniej duszy. Chciał po prostu znaleźć się blisko niego i nawet nie wiedział dlaczego.

I gdy tak wsiadł na motocykl, nadal nie był pewny tego, co powie, gdy znowu zobaczy swoją bratnią duszę. Bo oczywiście zakładał, że tak się stanie — nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło się mu to nie udać. Był osobą upartą i obiecał sobie, że odnajdzie tego chłopaka, nawet jeśli miał sterczeć pod klubem cały dzień i noc. Zimny wiatr owiewał jego twarz, gdy pogrążając się w swoich myślach, przemierzał kolejne uliczki Seulu. Nie miał konkretnego planu, gdyż cały jego zarys opierał się na tym, by podjechać pod klub i odnaleźć pięknego chłopaka, którego poznał poprzedniej nocy. Mógł wejść do środka, podpytać innych pracowników lub po prostu  poczekać na zewnątrz. Nie liczyło się to, jak mia to zrobić — ważne było tylko to, by spotkać jego bratnią duszę jeszcze raz. Myśli przelatywały przez jego głowę z o wiele większą prędkością, niż tą, jaką rozwijał jego motocykl. Było wcześnie rano, a on liczył na to, że jakimś cudem zastanie tego chłopaka jeszcze na miejscu w barze. To wszystko wydawało mu się zbyt nierealne, by być prawdziwe. Może i jako dziecko wierzył w to, że każdy posiadał bratnią duszę, jednak z czasem ta pewność coraz bardziej zaczynała się zacierać. Teraz jednak ta iskra dziecięcej wiary wracała do jego serca, dobitnie uświadamiając mu, że to naprawdę się działo. I może nie wiedział, dlaczego poprzedni wieczór potoczył się tak, a nie inaczej i dlaczego ciemnowłosy chłopak uciekł w momencie, gdy zdał sobie sprawę, że rozmawiał ze swoją bratnią duszą, ale obiecał sobie, że to go nie zniechęci. Nic nie potrafiło wyrwać go z jego rozmyślań, nawet mijane czerwone i zielone światła czy też mocny wiatr, który uderzał o jego skórę, rozwiewając jego niezapiętą skórzaną kurtkę i włosy, które były w tamtym momencie rozproszone we wszystkie strony.

W tym samym czasie Jisung szykował się do opuszczenia klubu i powrotu do domu. Miał już szczerze dość tej pracy, ale nie mógł z niej zrezygnować, gdyż miał do opłacenia mieszkanie. Stypendium, na które tak długo pracował, zapewniało mu wprawdzie pieniądze na studia, ale miejsce zamieszkania musiał opłacać sam, a mieszkanie w centrum Seulu nie należało do najtańszych. Wiedział, że się przemęczał i że kolejne nadgodziny połączone z niezliczonymi wykładami na uczelni nie były dobrym rozwiązaniem, ale nie miał innego wyjścia. Wytarłszy cały blat, odrzucił szmatkę na bok i udał się na zaplecze. Bar pozostawał pod opieką jego współpracowników, którzy mieli trochę czasu do momentu, gdy miała pokazać się w nim kolejna fala klientów. W tamtej chwili nie marzył o niczym więcej, jak o długim śnie albo o chociaż mocnej kawie, jednak były to marzenia naprawdę odległe, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że musiał jeszcze tego dnia przerobić materiał na studia. Z tą właśnie myślą udał się na zaplecze, skąd zabrał swoje rzeczy prywatne i butelkowozieloną bomberkę, którą wraz z ziewnięciem zarzucił na ramiona. Nim wyszedł na zewnątrz przez tylne drzwi, stanął jeszcze przed niewielkim lustrem, które znajdowało się na zapleczu i przeskanował wzrokiem swoją sylwetkę. Wyglądał tragicznie — powieki same lgnęły do siebie, biała koszula pokazywała znaki całonocnej pracy przy barze, wyraźne wory formowały się pod jego oczami, okryte kurtką ramiona opadały bezwładnie wzdłuż jego torsu, a nogi ledwo utrzymywały całe jego ciało. Jeszcze raz westchnął sennie, przymykając powieki i przykładając dłoń do skroni. Nie potrafił patrzeć na siebie bez odrazy, która nadal krzyczała z tyłu jego głowy. Może i z czasem nauczył się ją ignorować, jednak szkody, jakie w nim wyrządziła, nadal w nim tkwiły i jednym z dowodów na to był okryty ledwo widocznymi bliznami prawdy nadgarstek. Westchnął ciężko, przypominając sobie czasy, gdy za wszelką cenę próbował pozbyć się tych dwóch słów z jego nadgarstka, jednak czegokolwiek nie próbował, one nadal tak tkwiły. Te dwa słowa zdawały mu się dobitnie przypominać o tym, czego pragnął i czego zarazem w sobie nie lubił, ale wtedy wiedział już, że nic na to nie poradzi. Musiał po prostu iść dalej.

I szczerze, gdy skierował się w stronę tylnego wyjścia z budynku, podłączając do telefonu słuchawki i puszczając muzykę, która miała pomóc mu w nie uśnięciu na środku chodnika, nie miał pojęcia, że na zewnątrz ktoś na niego czeka. Felix bowiem zdążył już w tym czasie zaparkować w pośpiechu motocykl, zajrzeć do klubu i potwierdzić w nim brak jego anioła oraz nawet podejść do tylnych drzwi. Był zdeterminowany i chociaż nie przypuszczał, że spotka tam szukaną przez niego osobę, to jednak liczył na to, że ktoś go na nią naprowadzi. Mimo to jego serce i tak uderzało jak szalone, towarzysząc mu podczas czekania. Obiecał sobie stać tam tak długo, aż czegoś się dowie. Nie wiedział tylko, że jego problemy zostaną rozwiązane tak szybko. W końcu niczego nieświadomy Jisung wyszedł na dwór, automatycznie zostając ogarnięty nieprzyjemnym chłodem, który panował tego dnia w mieście. Nos miał wlepiony w ekran telefonu w poszukiwaniu odpowiedniej i pobudzającej piosenki, toteż nie miał szans na to, by zauważyć blondyna, którego tak jak poprzedniego wieczora, dosłownie wbiło w ziemię na widok jego bratniej duszy. Może teraz Jisung nie wyglądał już tak samo olśniewająco, jak jeszcze parę godzin wcześniej, ale w oczach Felixa nadal zdawał się być dosłownie idealny. Blondyn jakby mechanicznie znowu rozchylił wargi i nieco nieporadnym wzrokiem przeleciał przez jego sylwetkę. Robił na nim tak samo piorunujące wrażenie i nawet nie wiedział, dlaczego tak się działo. W jednej chwili wszystkie aspekty jego planu czy głupie słowa, które miał wypowiedzieć, uleciały w całości z jego głowy, pozostawiając ją pustą i skazując go na kompromitację. Czuł się jak sparaliżowany, nie tylko nie potrafiąc wydusić ani słowa, ale i w żaden sposób nie umiejąc się ruszyć — jego usta pozostawały szeroko rozchylone, tors zatrzymany w bezruchu, a wzrok nadal skanował nieco drobniejszą sylwetkę jego bratniej duszy. Nawet jeśli niewysoki chłopak nie wyglądał tak samo olśniewająco jak na scenie, to na Felixie nadal robiły wielkie wrażenie jego piękne oczy, zaokrąglone policzki, które przy spuszczonej głowie były jeszcze bardziej wyeksponowane, ciemne spodnie opinające jego zgrabne nogi czy też jego opadające słodko na czoło brązowe włosy. Nagle przestał oddychać, jak gdyby ktoś zatrzymał wszystkie jego funkcje życiowe. W tamtej chwili potrafił jedynie wpatrywać się w poznanego w nocy chłopaka, nie mogąc wydusić ani słowa. I w momencie, gdy Jisung ruszył przed siebie, nadal próbując wybrać odpowiednią piosenkę, trafił przypadkiem na sparaliżowaną sylwetkę Lee. Pisnął głośno, nie wiedząc, co się działo i wypuszczając z dłoni telefon, który bezwiednie zawisł na kablu jego słuchawek. W panice odepchnął od siebie nagłego napastnika, jednak w realiach samemu się przez to odsunął. Niepewnie podniósł głowę, będąc gotowym na to, że zobaczy zaraz jakiegoś gwałciciela, który wylazł ze swojego zaułka o nieludzko wczesnej porze. I szczerze, w tamtym momencie jeszcze nie widział, jak bardzo pragnąłby, by jednak był to gwałciciel, a nie jego bratnia dusza, którą spotkał poprzedniego dnia w miejscu swojej pracy i o której tak dobitnie starał się zapomnieć przez całą noc.

W tamtej chwili stanęło serce również Jisunga. Odsunął się gwałtownie do tyłu, niemalże tracąc równowagę i wbijając swoje przerażone spojrzenie w równie osłupiałego Felixa. Uniósł brwi w górę, nie potrafiąc zrozumieć, skąd ten chłopak się tu wziął. Przecież nie zostawił mu po sobie żadnych poszlak, a teraz widział go przed sobą we własnej osobie. Znowu czuł na sobie to palące spojrzenie, które chociaż przeszywało go na wylot, to jednak w jakiś dziwny sposób było ono inne od tych, którymi był darzony na co dzień.

— O kurwa — wydukał, przyciskając dłonie do piersi i zaczynając szybko oddychać. Jego oczy też zaczęły z dokładnością śledzić sylwetkę niedoszłego napastnika i dopiero wtedy zdał sobie do końca sprawę z tego, jak wyglądała jego bratnia dusza. Stojący przed nim chłopak miał rozwiane przez wiatr niemalże białe włosy, jasną cerę nakrapianą pojedynczymi piegami, mały nos i dziwnie przyjazny uśmiech, który gościł na jego twarzy pomimo tego, że widniało na niej również niemałe zdziwienie. Chłopak stojący obok miał sylwetkę nawet podobną do niego — był niezbyt wysoki, a przy tym szczupły i zgrabny. Jasne jeansy opinały jego długie nogi, a czarna, skórzana kurtka dodawała mu tego czegoś, czego Jisung nigdy nie potrafił znaleźć w sobie. — Ja pierdolę. Kim ty jesteś? Co tu robisz?

Dopiero wtedy Felix zdołał się otrząsnąć, robiąc krok w stronę niższego chłopaka, który odsunął się od niego chwilę wcześniej. Podrapał się nerwowo po karku, czując na koniuszkach palców zimne kropelki potu, które niechcący wycierał w swoją skórę. Oblizał usta, następnie zagryzając dolną wargę i zastanawiając się nad tym, co powinien powiedzieć i zrobić. W końcu jednak zdecydował się na coś w miarę standardowego, co nie robiło z niego jeszcze większego dziwaka, niż na jakiego wyszedł podczas jego pierwszego spotkania z jego bratnią duszą.

— Umm, cześć — mruknął pod nosem, nadal nie odrywając wzroku od twarzy ciemnowłosego. Było w spojrzeniu niższego chłopaka to coś, co sprawiało, że po prostu nie dało się odwrócić od niego wzroku. Jisung hipnotyzował, a Felixa miał już wtedy na wyłączność, chociaż tego nie wiedzieli jeszcze oni obaj. — Jestem Lee Felix — wytłumaczył, nie chcąc, by zapanowała niezręczna cisza. — I chyba powinniśmy porozmawiać.

Ostatnie słowa przepłynęły przez jego usta z niemałym trudem, gdyż nie miał pojęcia, co powinien dalej zrobić i powiedzieć. Nie wiedział, jak spytać jego bratnią duszę o to, czy na pewno nią była i dlaczego od niego uciekła. Jisung jednak w tym czasie zaczął się z kolei energicznie rozglądać po tym, co ich otaczało. Z niezadowoleniem stwierdził, że był to niestety ślepy zaułek i jedyna droga ucieczki prowadziła obok Felixa, który na pewno by go nie puścił, nie drugi raz. I to właśnie wtedy zrozumiał, że nie miał wyjścia, i musiał przełamać dwoje bariery. Stało się, los przydzielił mu chłopaka, a on najzwyczajniej musiał się do tego przystosować. Oblizał nerwowo wargi, niepewnie unosząc w górę głowę.

— Ale o czym? — zagaił, chcąc mieć stuprocentową pewność, że nowo przybyły blondyn przyszedł właśnie w tym konkretnym celu. Bo może to on był po prostu zbyt przerażony i widział we wszystkim podstęp?

Felix wypuścił nieco nerwowo powietrze spomiędzy warg. Sam nie wiedział, o czym dokładnie chciał porozmawiać, ale zdawał sobie sprawę z tego, że rozmowa ta była konieczna.

— Myślę, że doskonale wiesz — wydukał automatycznie. Może ta wypowiedź zabrzmiała nieco oschle, ale nie panował wtedy nad swoimi ruchami i słowami. Kierowało nim serce, a ono od zawsze robiło to nieco chaotycznie. Zrobił kolejny krok w przód, przez co znalazł się twarzą w twarz z nieco niższym chłopakiem. Szybko chwycił jego nadgarstek, nim ten zdołał się odsunąć, podsuwając rękaw jego kurtki. Jego oczom ukazały się te same słowa, które poprzedniego dnia wydukał pod wpływem alkoholu. Pokiwał ze zrozumieniem głową, następnie samemu podwijając rękaw skórzanej kurtki, jaką miał na sobie. Pokazał brązowowłosemu chłopakowi treść wypisaną na jego skórze, a gdy ujrzał, jak niższy zagryza nerwowo wargę, zrozumiał, że nie było szans na to, że się pomylił. — Dokładnie to powiedziałeś do mnie wczoraj przy barze. A to oznacza, że jesteś moją bratnią duszą — wydukał na jednym oddechu. Oblizał nerwowo wargi. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić i jak się zachować, a zmieszany wyraz twarzy jego bratniej duszy w niczym nie pomagał. — Zacznę jeszcze raz — zaanonsował, wyciągając przed siebie prawą dłoń, której zawartość jeszcze przed chwilą pokazywał drugiemu chłopakowi. — Jestem Lee Felix — przestawił się, a na jego twarz mimowolnie wpłynął uśmiech. Może nigdy nie znalazł się w tak niekomfortowej, a zarazem dziwnej i zaskakującej sytuacji, ale mimo wszystko nadal kultura go nie opuszczała. Nie wiedział, czego może się spodziewać po swojej bratniej duszy, ale on chciał jej pokazać, że nie ma powodu, by od niego uciekać.

Jisung przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić — w końcu nie było wyjścia, by mógł uciec, a każda inna opcja wydawała się zła. Nie widział, kim była jego bratnia dusza, bo w końcu nadal znał jedynie jej imię, ale nadal przerażały go rosnące w nim strachy. Bał się, że poznany przed chwilą chłopak nie akceptował tego, że jego bratnia dusza była tej samej płci, a wtedy byłby już kompletnie skończony. Po chwili jednak niepewnie wysunął przed siebie swoją dłoń, łącząc swoje palce z tymi Felixa, które były zimne po paro minutowej jeździe motocyklem. Uścisnął delikatnie małą dłoń Lee, jeszcze raz oblizując nerwowo wargi.

— Han Jisung — wymamrotał tak cichutko, że było to ledwo słyszalne, a po wczorajszym występie Lee wiedział, że miał on naprawdę potężny i donośny głos. — Ale nadal nie wiem, o czym chcesz porozmawiać.

Felix nie wiedział tak szczerze, czy bardziej oczarowany był pięknym imieniem jego bratniej duszy, czy kolejnym jego widokiem. Jego aparycja w końcu wciąż budziła w nim niezrozumiałe emocje. Nie wiedział, dlaczego ciągle popadał w taki zachwyt, po prostu nie potrafiąc nic zrobić, gdy ten chłopak był w pobliżu.

Felix rozejrzał się wkoło, patrząc na to, co ich otaczało. Nie było mowy, że porozmawia ze swoją bratnią duszą w tak obskurnym miejscu, jak zaułek za miejscowym barem.

— Pójdźmy na kawę — zaproponował, a chociaż jego słowa były spontaniczne, bo w końcu proponował to chłopakowi, którego nie znał, to czuł, że właśnie tak musiał zrobić. Coś podpowiadało mu, że nie powinien się lękać i bać, bo w końcu każda bratnia dusza była unikatowa i inna. Więc może i dużo ryzykował zapraszając obcego na kawę, ale w tamtym momencie cel uświęcał ich środki.

Jisung ponownie rozejrzał się po uliczce, licząc na to, że magicznie pojawiła się w niej jakaś nowa droga ucieczki. Niestety, wciąż jedyne przejście znajdowało się obok ramienia blondyna, który stał przed nim ze stanowczą miną. Nie wiedział, co o tym powinien myśleć, co zrobić, ale w jednej chwili jakakolwiek chęć snu zniknęła. Jego serce zaczynało bić coraz szybciej, a dłonie drżeć niekontrolowanie, pokrywając się zimnymi kropelkami potu. Ta sytuacja go przerastała, a przenikliwy wzrok wyższego chłopaka upewniał go w tym, że musi coś odpowiedzieć.

— Umm, teraz? — zapytał, nadal nie unosząc wzroku. Zacisnął mocno wargi, starając się ich nie przygryzać, gdyż równałoby się się to nieprzyjemnym posmakiem krwi w ustach. Już nie chodziło nawet o to, że padał z nóg po całej nocy pracy, ale on najzwyczajniej się bał. Bał się tak okropnie, że jego bratnia dusza go nie zaakceptuje, najzwyczajniej odrzuci, a musiał przyznać, że stojący przed nim chłopak nie należał do brzydkich. — Że w tym momencie? Tak po prostu?

Dopiero wtedy Felix zdał sobie sprawę z tego, jak głupia była jego propozycja, ale wiedział, że nie było już odwrotu. Przeczesał dłonią swoje jasne kosmyki, starając się odreagować rosnący stres. Dlaczego poznawanie bratniej duszy musiało być tak zawstydzające?

— No tak — westchnął pod nosem. — Moglibyśmy się poznać, w końcu jesteśmy bratnimi duszami, jakkolwiek nierealnie to brzmi — wytłumaczył, a w oczach Jisunga na sam dźwięk tego określania zebrały się łzy w kącikach oczu. Nawet nie wiedział dlaczego, ale tak cholernie bał się, że to, czego starał się wyprzeć przez te lata dorastania, wróci ze zdwojoną siłą. Bo w końcu jaką mógł mieć pewność, że jego bratnia dusza zrozumie to, czego pragnie, że mu to da, a nie to wyśmieje? — Znaczy, tylko jeśli masz czas, to oczywiste. Nie chcę się narzucać, ale nie pozwolę ci zniknąć.

Te słowa sprawiły, że Jisung automatycznie podniósł wzrok na stojącego przed nim blondyna. Nie do końca wiedział, czy dobrze to interpretował, ale ten zwykły związek głosek w jakiś chory sposób trafił wprost do jego serca, poruszając je i dając mu ułudną szczyptę nadziei. Zdawał sobie sprawę z tego, że mógł tego żałować albo paść na środku ulicy ze zmęczenia, ale w tamtej chwili poczuł, że faktycznie musi się spotkać ze stojącym przed nim blondynem.

Był to po prostu przebłysk dziecięcej nadziei, która zza wspomnień, za którymi została zakopana, próbowała krzyczeć, że Felix jest jego bratnią duszą i nic tego nie zmieni. Tylko skąd Jisung miał to wiedzieć?

— Okey — wydukał w końcu, samemu nie wiedząc, czemu się zgodził. I pewnie gdyby nie ten dziwny przebłysk, który ugodził jego serce, znów by spanikował, odpowiadając w inny sposób. — Chodźmy.

Jisung nie spodziewał się, że godząc się na pójście do tej głupiej kawiarni, skaże się również na przejażdżkę motocyklem. I gdyby jeszcze był to skuter albo chociaż motorynka — ale nie, jakimś żartobliwym cudem musiał trafić akurat na chłopaka, który za swój środek transportu obrał potężny czarny motocykl, z którym idealnie zgrywała się skórzana kurtka, którą chłopak miał na sobie i w nocy w barze, i teraz. Jego twarz jak i postura jednak kompletnie nie pasowała Hanowi do wizerunku motocyklisty — nowo poznany blondyn miał bowiem bardzo delikatną urodę, lekko nakrapianą piegami jasną cerę, smukłą sylwetkę i na ogół wyglądał dość dziewczęco. Nie chodziło tu o styl bycia czy fakt, że wyglądał jak dziewczyna — takie były jedynie jego rysy twarzy, które choć — jak się dowiedział, Felix — widocznie próbował zakryć pod makijażem i dość męskim stylem, to i tak wybijały się spod tego wszystkiego, nadając mu chłopięcy i lekki wygląd. Wbrew pozorom, te miękkie rysy i ciężki styl w połączeniu tworzyły cieszący oko obraz, bowiem Felix z pewnością robił wrażenie. Ciągle się uśmiechał, czy to niezręcznie do Jisunga, który mimo protestów został wsadzony na jego motocykl, czy też do sprzedawczyni w kawiarni, a nawet do starszego pana, którego przepuścił na przejściu dla pieszych. Budził wokół siebie też pozytywną aurę, której pojąć nie potrafił Jisung. Może miał na sobie ciężką, skórzaną kurtkę, równie ciemne, nieco potargane rurki, potężne glany, a jeden z boków jego głowy był delikatnie podgolony, ale mimo to i tak sprawiał wrażenie przyjaznej osoby. Było w nim po prostu to coś, co sprawiało, że promieniał. I choć jeszcze Jisung nie rozumiał dlaczego, ale już wtedy pokochał w nim tą cechę.

Han był padnięty i choć naprawdę się starał, to jego oczy i tak same się przymykały, dlatego też nie mógł się doczekać momentu, w którym przed jego nosem miała stanąć mocna, czarna kawa. Pierwszy raz był w tej kawiarni, do której przywiózł go wyższy chłopak, toteż nie mógł mieć pojęcia, że była ona blisko mieszkania Lee, ale na pierwszy rzut oka jej wystrój bardzo się mu spodobał. Był to niewielki, ale przestronny loft, który wykończony był czerwoną cegłą. Była to również restauracja, w której można było zjeść obiad, ale wchodząc do środka Felix zapewnił go, że posiadają również świetne napoje gorące. Stoliki były rozstawione po całym pomieszczeniu, które było rozświetlone przez białe lampy sufitowe i wielkie okna, które stanowiły całą witrynę restauracji. Właśnie pod takim oknem w jednym z boksów zasiedli obaj po tym, jak zamówili przy kasie dwa napoje — Felix cappuccino z podwójnym cukrem, a Jisung espresso, które według planów miało dodać mu energii.

Gdy w końcu usiedli w boksie, jego nogi nadal dziwnie drżały na wspomnienie tej na pozór niedługiej, a jednak mającej stałe odbicie na jego psychice, przejażdżce. Sam do końca nie wiedział, dlaczego zgodził się w końcu wsiąść na motocykl, chociaż dłuższą chwilę się bronił, ale pewnie była to albo chęć wypicia kawy, albo skryta w jego sercu chęć poznania jego bratniej duszy. Jednak gdy w końcu zgodził się wejść na tą piekielną maszynę, pożałował tego momentalnie. Wspomnienie zimnego wiatru, który obijał się o jego skórę, nadal wywoływało nieprzyjemną gęsią skórkę, a myśl o tym, jak mocno obejmował talię nieco wyższego chłopaka, całym sercem bojąc się, że spadnie, przywracało dorodny rumieniec na jego okrągłych policzkach. I choć przysypiał podczas tej krótkiej podróży, momentami będąc pewnym, że zaraz zaśnie tam po prostu na środku drogi i chociaż tak bardzo bał się tej przejażdżki i przed, i w jej trakcie, to teraz, siedząc już na spokojnie w restauracji, musiał przyznać przed samym sobą, że jednak mu się ona podobała. Teraz na szczęście ściskał w dłoniach już ciepły kubek mocno pachnącego espresso, licząc na to, że jeszcze moment, a uczucie zmęczenia i mroczki przed oczami znikną.

— A więc — usłyszał nagle głos swojego towarzysza, który wybudził go z rozmyślań. Nadal nieśmiałym wzrokiem spojrzał na niego, zaciskając mocno wargi. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak piękny głos miał jego towarzysz. Sam nie wiedział dlaczego, ale ten zwykły radosny ton w połączeniu z barwą jego głosu sprawiały, że Jisung sam miał ochotę się uśmiechnąć, chociaż nadal bał się tego spotkania i rozmowy. — Jesteś Jisung? — Ciemnowłosy jedynie skinął głową, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. — Ładne imię. Pasuje do ciebie. Jest tak samo śliczne jak ty.

I dopiero gdy te słowa rozeszły się po kawiarni, Felix zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Miał ochotę się skarcić za to, bo w końcu nie powinien mówić takich rzeczy na samym początku znajomości, ale gdy zobaczył, jak uroczym różem zaszły się policzki jego towarzysza, automatycznie zrezygnował ze swoich zamiarów. Jisung znowu spuścił wzrok, doskonale czując, jak uporczywy róż piekł jego policzki. Odchrząknął cicho, biorąc kolejny łyk kawy.

— Dziękuję — wyszeptał niemalże niesłyszalnie, wbijając wzrok w czarną ciecz. W tej chwili naprawdę chciał pochwalić głos jego towarzysza, który tak bardzo mu się spodobał, ale postawił zachować dla siebie tą ciekawostkę. — Ty też masz ładne imię — powiedział w zamian, nadal uporczywie wpatrując się w ciemny napój, jakby miało mu to w jakiś sposób pomóc. — Jest takie oryginalne.

Felix jedynie zaśmiał się melodyjnie, a ten dźwięk sprawił, że serce Jisunga z niewiadomych przyczyn zrobiło fikołka. Głos blondyna podobał mu się coraz bardziej z każdą chwilą i wtedy jakaś mała cząstka jego żałowała, że jednak mu tego nie powiedział. Felix przełknął kolejny łyk kawy, a w tym samym czasie Jisung ścisnął mocniej kubek, znowu widząc te uporczywe mroczki przed oczami. Czemu ta kawa nie działała?

— Ja również dziękuję — odparł blondyn. — Urodziłem się w Australii i jako dziecko przyjeżdżałem tu tylko sezonowo do rodziny. Moi najbliżsi krewni zostali w Sydney, ale ja wyjechałem tu na studia — oznajmił, następnie biorąc kolejny łyk. Jisung pokiwał głową nieco zbyt energicznie. Nie rozumiał, dlaczego osoba, przed którą uciekł poprzedniego dnia, teraz nagle zaczynała go coraz bardziej ciekawić.

— Co studiujesz? — zapytał nieśmiało, nie podnosząc wzroku. Nadal miał przed oczami mroczki i bał się, że gdy spojrzy na Felixa, to zamiast jego ładnej twarzyczki zobaczy jedynie ciemne, migające plamki. Zacisnął mocniej dłonie na kubku, chcąc go podnieść do ust, ale nagle zabrakło mu sił.

— Medycynę, wykańczający kierunek — zaśmiał się. — Ale się nie poddaję, bo chcę w przyszłości pomagać ludziom i nic mnie od tego nie odwiedzie — Jisung zdołał unieść kubek z kawą, lecz gdy wziął niewielki łyk, poczuł jakby miał zaraz wszystko zwrócić. Stanowczo potrzebował snu, ale teraz osoba jego bratniej duszy wydawała się być ciekawszą opcją. Jeszcze godzinę temu żałował tego, że ją spotkał, a teraz nie chciał jej opuszczać, chociaż czuł się fatalnie. — A ty? Co robisz w życiu?

Jisung przełknął ślinę, nagle mając wrażenie, że wypowiedzenie jakichkolwiek słów było niezwykle ciężkie. I choć nie był w stanie unieść wzroku, to wiedział, że Felix cały czas wpatrywał się w niego z uśmiechem.

— Śpiewam i pracuję jako barman — wydukał z trudem. Nie wiedział, że aż tak bardzo źle było z nim przez długotrwały brak snu, ale teraz zaczynało się to objawiać, bowiem poza mroczkami przed oczami, zaczynał mamrotać głupoty. — I poza tym studiuję — zaczął, ale nie był już w stanie dokończyć tego zdania. — Studiuję...

I to był dokładnie moment, w którym przez zmęczenie stracił przytomność.

Oczy Felixa rozszerzyły się gwałtownie w momencie, gdy siedzący naprzeciw niego chłopak nagle zamknął oczy, puszczając filiżankę i osuwając się bardziej na siedzenie. Automatycznie poderwał się do pozycji stojącej, bez zbędnego zastanowienia podchodząc do drugiego chłopaka. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak zmęczony musiał być Jisung i jak nieodpowiedzialne było wyciąganie go w tym stanie na kawę, ale w tamtej chwili zignorował ten głos, skupiając się na pomocy niższemu. Dopadł do niego, doskonale wiedząc, co zrobić i jak zachować spokój. Nie panikował, siadając obok wiotkiego ciała i łapiąc za oba ramiona Jisunga. Zaczął delikatnie potrząsać jego ciałem, marszcząc w tym samym czasie brwi.

— Jisung, słyszysz mnie? — powiedział stanowczym głosem. Usłyszał głosy kelnerek zaraz nad swoją głową, a to musiało świadczyć o tym, że tym co się działo, zwrócili na siebie uwagę innych klientów. Jeszcze raz potrząsnął mniejszym ciałem Jisunga, nie dostając żadnej reakcji. — Jisungie, odpowiedz mi — powtórzył łagodniejszym tonem, a wtedy powieki ciemnowłosego rozchyliły się, a Felixowi ukazały się te piękne oczy, w których zatonął poprzedniego wieczora. Dopiero teraz dostrzegł jednak, że były one mocno przekrwione, co jednoznacznie świadczyło o tym, że chłopak był bardzo zmęczony.

— Co się stało? — zapytał niepewnie i ledwo słyszalnie. Spróbował podciągnąć się do góry, jednak nie dał rady, a wtedy Felix objął delikatnie jego talię i ramię, usadawiając go w wygodniejszej pozycji. Westchnął ciężko, przerzucając swój wzrok pomiędzy osobami, które w mgnieniu oka zgromadziły się przy ich boksie.

— Jesteś przemęczony — stwierdził, wzdychając ciężko. — Idziemy stąd. Czas odpocząć.

Nie do końca wiedział, jakim cudem znalazł się w tym miejscu, ale stanowczo nie był w stu procentach świadomy, gdy to zrobił. Po tym, jak zemdlał w restauracji, pamiętał jedynie jakieś mgliste przebłyski, które nie dawały mu zadowalających go odpowiedzi. Nie rozumiał, co się z nim działo ani w jaki sposób znalazł się w obcej mu sypialni. Był pewien jednak jednego — stanowczo wszystko musiało być to sprawką poznanego w barze chłopaka.

Bo istotnie, w momencie, gdy Jisung zasłabł, Felix postanowił wziąć na siebie całą odpowiedzialność za niego. Nie liczył się fakt, że znali się od niecałych dwudziestu czterech godzin. On miał z tyłu głowy jedynie fakt, że na wpół przytomny chłopak siedzący obok niego był jego bratnią duszą i nie o tyle ile powinien, ale serce krzyczało, że musiał mu pomóc. Nie zastanawiał się nad tym dużo, po prostu poczuł, że musi to zrobić — w jakiś sposób doprowadzić do tego, by jego bratnia dusza poczuła się najlepiej. I choć wtedy chciał mu pomóc, to gdzieś w środku również obwiniał się o to, że pozwolił sobie na to, by wyciągnąć ciemnowłosego na kawę po całej nocy pracy. Dopiero teraz widział, jak nieodpowiedzialne to było i karcił się za to w głowie, dodatkowo czując się źle przez fakt, że doskonale powinien wiedzieć, jakie konsekwencje mógł mieć taki wypad. Jednocześnie był na siebie zły, że dopuścił się czegoś takiego, ale również czuł, że teraz najważniejsza była pomoc dla jego bratniej duszy.

Jisung co prawda odzyskał przytomność jeszcze w kawiarni, ale Felix doskonale widział, że nie był on do końca świadomy. Nie wiedział, co powinien zrobić — i nie chodziło tu o aspekty zdrowotne, bo w tym czuł się biegle, mimo że był tylko studentem, ale o to, gdzie powinien zabrać ciemnowłosego chłopaka, który niemalże opadał na jego ramię. Jedno było pewne — nie mógł zostawić go w takim stanie samego, bo nawet jeśli ten odzyskałby w pełni świadomość, to i tak zapewne nie byłby w stanie samodzielnie wrócić do domu. Gdy pierwotnie spytał go o jego adres, również nie uzyskał odpowiedzi — a bynajmniej nie takiej, by mógł wiedzieć, gdzie powinien iść. I to właśnie dlatego postanowił zabrać Jisunga do siebie.

Jednym z przebłysków, jakie pamiętał Jisung, było uczucie zimnego wiatru, który znów zaczął uderzać o jego rozgrzaną po pobycie w kawiarni skórę. Gdzieś z tyłu głowy wiedział, że Felix pomagał mu iść przed siebie, dzięki czemu istotnie dawał radę powoli kroczyć chodnikiem. I choć nie był do końca świadomy, to był pewny tego, że gdyby nie podpierające go ramię wyższego chłopaka, to zapewne nie dałby rady zajść daleko. Nie wiedział, gdzie prowadził go jego towarzysz, ale w tamtym momencie bardziej liczyło się to, by ustać na nogach. Nie rozumiał też, dlaczego tak nagle poczuł się o wiele gorzej. W końcu niejeden raz zostawał w pracy na jeszcze dłużej, musząc uzbierać odpowiednią ilość pieniędzy, by utrzymać się samotnie w stolicy i nigdy nie zdarzyła mu się taka sytuacja. Owszem, nieraz bolała go już wtedy głowa, był zalewany atakami ziewania i widywał już przed oczami mroczki, ale jeszcze nigdy nie zasłabnął. Nie wiedział też, czy bardziej powinno mu być przez to wstyd, czy raczej powinien dziękować za to, że miał kogoś przy sobie.

W momencie, gdy jedyną pozostałą opcją było zabranie Jisunga do siebie, Felix zaczął dziękować sobie w duchu za to, że wybrał tą, a nie inną restaurację. Była ona usytuowana dosłownie na tej samej ulicy, co jego mieszkanie, a to ułatwiło mu przetransportowanie jego bratniej duszy. Z lekkim stresem zostawił motocykl na parkingu koło kawiarni, zapowiadając, że za niedługo po niego wróci, po czym na piechotę i bardzo powoli udał się z Jisungiem do jego mieszkania, cały czas trzymając ciasno niższego i pomagając mu iść. Było ciężko, bowiem Jisung niemalże opadał na niego, a mu momentami zdawało się, że to właściwie tylko on ciągnął ich oba ciała, ale udało im się i w końcu stanęli przed drzwiami klatki, w której mieszkał Felix. Ostatnim przebłyskiem, jaki pamiętał Han, był fakt, że w pewnym momencie stanowczo stracił grunt pod nogami. Nie wiedział, czy zaczął magicznie latać, czy zaczynało mu już odbijać, czy może po prostu Felix wziął go na ręce, ale stanowczo dwa piętra wzwyż nie przeszedł o własnych siłach. Potem już nie pamiętał nic, bowiem gdy tylko jego ciało zostało ułożone na wygodnym łóżku, ciemność momentalnie wszystko ogarnęła. 

I choć Jisung zasnął od razu, dla Felixa miało to być kilka ciężkich godzin. Słysząc ciche pochrapywanie z jego łóżka, podszedł do szafy i bezszelestnie otworzył jej drzwiczki. Bił się ze sobą w środku, bowiem z jednej strony wiedział, że powinien przebrać swojego gościa z białej koszuli i ciasnych jeansów, ale z drugiej bał się, że Jisung mógł sobie tego życzyć. Nie wiedział, czy bardziej trzymać się argumentu, że znali się tylko jeden dzień, czy raczej tego, że w końcu byli bratnimi duszami i jakkolwiek nierealistycznie to brzmiało, ale mieli ze sobą spędzić całe życie. Ostatecznie jednak postanowił zaufać sercu i jak najciszej się dało, wyciągnął z szafy jakąś starą koszulkę i luźne szorty. Następnie podszedł do swojego łóżka i ostrożnie zaczął rozpinać guziki białej koszuli, która opinała pierś jego bratniej duszy. Szybko zastąpił elegancki materiał swoją koszulką, która dzięki temu, że byli niemalże tego samego wzrostu, pasowała na niższego idealnie. Ze ściągnięciem z Jisunga spodni było trochę więcej problemów, bowiem Felix nie potrafił tego zrobić bez przypadkowego zarumienienia się, ale ostatecznie zrobił i to, składając ubrania Jisunga w kostkę i kładąc je na swoim biurku. Przykrył szczelnie kołdrą drobne ciało brązowowłosego, po czym cichutko opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.

Następne kilka godzin dłużyło mu się jak nigdy. Nie miał zamiaru budzić Jisunga w żadnym wypadku, ale nawet jeśli tak postanowił, to ciężko było się do tego zastosować. Godziny mijały, a słońce wzeszło wysoko ponad Seul, rozjaśniając również mieszkanie Felixa. Parę razy zajrzał do pokoju, upewniając się, czy jego gość aby na pewno spał. Na szczęście Jisung cały czas pochrapywał cicho, zaciskając palce na brzegu kołdry i wywołując tym uśmiech na twarzy Lee. I gdy w końcu nadeszło południe, Felix postanowił wrócić po swój motocykl. Na wszelki wypadek zamknął drzwi na oba zamki, nie chcąc, by Jisung opuścił jego mieszkanie pod jego nieobecność. Co prawda nie było go tylko przez zaledwie dziesięć minut, ale i tak budziło to w nim strach. Na szczęście, gdy wrócił, drzwi jego sypialni nadal były zamknięte, a w jego mieszkaniu panowała bezwzględna cisza.

Ale w końcu musiała nastać chwila, gdy już grubo po porze obiadowej, Jisung się obudził. Rozchylił niechętnie powieki, równie leniwie podciągając się wzwyż. I jakie było jego przerażenie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie był w swojej małej sypialni. Pomieszczenie wokół niego nie przypominało mu żadnego znanego mu domu, a to sprawiło, że jego serce podskoczyło wysoko do gardła. I nim zdążył sobie przypomnieć, że nim stracił przytomność, był na kawie z jego bratnią duszą, podciągnął w górę kołdrę, z jeszcze większym przerażeniem zdając sobie sprawę z tego, że nie miał na sobie swoich ciuchów. Jak poparzony zerwał się z łóżka, rzucając się w kierunku drzwi i wypadając do salonu, który był połączony z kuchnią. Jego serce uderzało jak szalone, gdy z niepokojem rozglądał się po pomieszczeniu. I dopiero gdy jego oczom rzucił się Felix, który automatycznie przeniósł wzrok na jego sylwetkę, przypomniał sobie o tym, co zaszło. Odetchnął ciężko, mimowolnie naciągając koszulkę niżej i po kolei przypominając sobie to, co działo się dzisiejszego poranka. Jego serce automatycznie uspokoiło się, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie przespał się znowu z losowym gościem, a zasłabł podczas spotkania z jego bratnią duszą.

— O, wstałeś — westchnął Felix, wstając z kanapy. Szybko podszedł do niższego chłopaka, uśmiechając się szeroko. — Lepiej się czujesz? Spałeś prawie cały dzień. 

Jisung spuścił mimowolnie wzrok, zagryzając dolną wargę. Blondyn stanął naprzeciw niego, a on poczuł się dziwnie nago, mimo że miał na sobie i koszulkę i spodenki. Skinął delikatnie głową, czując jak Felix kładzie czule dłoń na jego ramieniu.

— Tak — mruknął pod nosem, nadal wpatrując się w panele, które w tamtym momencie wydawały się o wiele bardziej ciekawe, niż twarz stojącego przed nim chłopaka. Tak wiele słów cisnęło się wtedy na jego usta — jednocześnie chciał go przeprosić za to, co wydarzyło się w kawiarni i podziękować za to, że się nim zaopiekował.

— Na pewno? — dopytał, unosząc w górę brwi. I choć Jisung nie mógł dostrzec wyrazu jego twarzy, to już sam jego głos zabrzmiał niezwykle opiekuńczo. Serce Jisunga mimowolnie zrobiło fikołka, gdzieś z tyłu jego głowy krzycząc o tym, że to właśnie takiej osoby przez całe swoje życie pragnął Han. — Mogę dać ci leki, jeśli potrzebujesz — zapowiedział, ściskając delikatnie palce spoczywające nadal na ramieniu niższego chłopaka. — Zaparzę herbaty. 

Po tych też słowach wyminął Hana, udając się do kuchni, która znajdowała się za jego plecami. Jisung momentalnie też obrócił się w tamtym kierunku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Niepewnie ruszył za Lee, ostatecznie stając na środku kuchni i niezręcznie patrząc na to, jak blondyn wyciąga z jednej z szafek dwie torebeczki herbaty. Felix obrócił się w jego kierunku, jednocześnie sięgając również po dwa kubki.

— Możesz usiąść w salonie albo tutaj. Jak ci wygodniej — stwierdził, na co ciemnowłosy skinął głową. 

Niepewnie rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym stwierdził, że miał dziwną chęć przebywania blisko Felixa. Nie wiedział nawet, czemu tak było, po prostu nagle w tamtej chwili uznał, że stanowczo woli zostać w kuchni blisko niego i tej jego pogodnej aury, niż udać się do pustego salonu. Z wyraźnym niezadowoleniem zdał sobie sprawę z tego, że w kuchni nie było jednak żadnego krzesła, dlatego też wdrapał się na wyspę kuchenną. Jego nogi zawisły bezwładnie nad ziemią, a jego wzrok powędrował z powrotem do blondyna, który zdawał się nie mieć nic przeciwko temu, gdzie usiadł.

— Jesteśmy u ciebie, prawda? — zapytał, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak głupio to zabrzmiało. — Nie, dobra, to było głupie — dodał automatycznie, ale z ust młodszego zdołał ulecieć głośny chichot.

— Tak, to moje mieszkanie — potwierdził, nalewając wody do czajnika. Gdy to zrobił, włączył urządzenie, by woda zaczęła się gotować, a wtedy odwrócił się w kierunku Jisunga, opierając się plecami o lodówkę. 

— Co się dokładnie stało? — mruknął, spuszczając wzrok. Nie był w stanie ciągle patrzeć na twarz Felixa, gdyż budziło to w nim jakieś niezrozumiałe zawstydzenie. Jego nogi zwisały wzdłuż blatu, uderzając piętami o jego powierzchnie. Zagryzł wargę, nawet nie wiedząc, dlaczego bał się odpowiedzi.

— Straciłeś przytomność w kawiarni, musiałeś być przemęczony — oznajmił, odpychając się od urządzenia i podchodząc bliżej brązowowłosego. — Zabrałem cie do siebie, bo prawie nie kontaktowałeś. Przebrałem cię, przepraszam, jeśli czujesz się z tym źle, ale uznałem, że tak będzie ci wygodniej. Na pewno czujesz się lepiej?

Po tych słowach stanął tuż naprzeciw niższego chłopaka, jedną dłoń kładąc na jego ramieniu, a drugą na jego miękkim policzku. Nie wiedział, co nim wtedy kierowało, ale po prostu coś kazało mu to zrobić. Delikatny dotyk na policzku sprawił, że Jisung uniósł wzrok, niepewnie spoglądając w ciemne oczy Felixa. Były one przepełnione troską, chociaż znali się tylko jeden dzień. I w tym momencie wszystkie słowa utknęły w gardle Jisunga — nie potrafił wydusić ani jednej głoski, momentalnie tonąc w oczach wyższego chłopaka, na którego patrzył teraz z góry, siedząc na blacie. Zagryzł wargę, delikatnie kiwając głową. Zdawało mu się, że od miejsc, w których czuł dotyk Lee, po jego ciele rozchodziło się ciepło. To uczucie było dziwnie przyjemne, a gdy do tego młodszy pogłaskał kciukiem jego skórę, miał wrażenie, że zaraz się rozpłynie.

— Jest w porządku, już chyba odespałem — wydusił w końcu, ciągle patrząc wprost w ciemne oczy Felixa. Były one wyjątkowo piękne, a jego spojrzenie sprawiało, że cały czas jego serce uderzało w zawrotnym tempie. Do tego dochodził jeszcze jego dotyk, który kompletnie odbierał mu umiejętność mowy. — Dziękuję — wydukał, mimo wszystko spuszczając wzrok. Utrzymać kontakt wzrokowy było zbyt ciężko i doskonale czuł to na swoich policzkach, które z każdą chwilą nabierały coraz to bardziej różowego odcienia. — Za to, że się mną zaopiekowałeś. Nie musiałeś, a to zrobiłeś.

W tym momencie ten przyjemny dotyk zniknął z jego policzka, ale w zamian blondyn zrobił jeszcze jeden krok w jego stronę, dzięki czemu znalazł się jeszcze bliżej. Jisung mimowolnie uniósł wzrok ze swoich dłoni, wbijając go w oczy wyższego. Felix jedynie ułożył obie jego ramionach, potrząsając lekko jego ciałem.

— Nie masz za co dziękować — stwierdził pewnie, następnie roztrzepując jedną z dłoni ciemne kosmyki Jisunga. Opadły one na jego czoło, wpadając również w jego równie ciemne oczy. Chciał je odgarnąć, ale w tamtym momencie nie był w stanie się ruszyć, będąc kompletnie ogarniętym dotykiem i bliskością Felixa. — Jestem twoją bratnią duszą, nie? 

Znów zapadła między nimi cisza, podczas której obaj wpatrywali się w swoje oczy. I choć ani jeden, ani drugi nie był w stanie się do tego przyznać, to obaj tonęli w swoich oczach nawzajem. I Felix widział w oczkach Jisunga jakąś dziwną nutkę strachu i zawstydzenia, która rozmiękczała jego serce, ale również i Jisung znajdował w migających tęczówkach Felixa nieznaną mu czułość i opiekuńczość. I choć mogło się wydawać, że było całkiem inaczej, to mimo wszystko panująca między nimi cisza była bardzo przyjemna. Lecz jak to życie miało w zwyczaju, musiała ona zostać przerwana przez czajnik, który wydał z siebie dźwięk oznaczający, że woda skończyła się gotować. Felix z westchnieniem odsunął się do tyłu, podchodząc do czajnika i po chwili zalewając herbatę.

— Chcesz iść coś zjeść? — zapytał, ściągając z jednej z półek cukier. — Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny.

Jisung pokiwał głową, skanując wzrokiem odwróconą do niego plecami sylwetkę Felixa.

— Z chęcią — odparł. — Nie jadłem nic od wczoraj.

Choć ta przejażdżka była w pełni świadoma, w odróżnieniu od poprzedniej, to i tak była tak samo emocjonująca. Tym za to razem do świadomości przyszły mu wszystkie złe scenariusze, jakimi mogła zakończyć się ta podróż motocyklem. Może wydawało mu się to dziwne, ale w tamtym momencie najbardziej liczyło się to, by nie spaść z motocyklu — zaciskał mocno dłonie wokół talii wyższego chłopaka, trzymając oczy zamknięte. Twarz miał wtuloną w ramię młodszego chłopaka, a całe jego ciało było ciasno wtulone w jego plecy. I choć dobrowolnie zgodził się wejść na ten motocykl, to gdy tylko maszyna ta rozwinęła większą prędkość podczas ich podróży, miał ochotę natychmiast z niej zejść. Dlatego też gdy zatrzymali się pod niewielką chińską restauracją, miał wrażenie, że padnie na kolana i zacznie całować ziemię. Euforia ta była jednak tylko chwilowa, bowiem Felix oznajmił, że wezmą jedzenie na wynos i zjedzą gdzie indziej.

Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego zgodził się pojechać z młodszym chłopakiem. Może i zdawał sobie sprawę z tego, że było to dość nieodpowiedzialne, bo w końcu znał go tylko jeden dzień, ale gdzieś w środku serca czuł, że Felix nie mógł go skrzywdzić. Pomógł mu w restauracji, odnalazł po tym, jak uciekł w klubie, a teraz sam zaproponował, by pójść coś zjeść — to wszystko przypominało Jisungowi, że wyższemu musiało na nim zależeć, że w końcu byli bratnimi duszami. I chociaż przez całe życie starał sobie wmówić, że bratnie dusze to jedynie bujda, a on nigdy nie znajdzie kogoś takiego, jakiego pragnął, to teraz zaczynał w to wierzyć. Nawet nie wiedział czemu, po prostu osoba Felixa zaczynała wzbudzać w jego sercu nowe, nieznane, ale zarazem pożądane uczucia.

Gdy motocykl zatrzymał się po raz drugi, na dworze już zmierzchało. Nie do końca wiedział, gdzie byli, ale postanowił zaufać poznanemu w barze chłopakowi. Z ulgą stwierdził, że katorga, jaką była jazda motocyklem się skończyła, a Felix zaczął schodzić z maszyny. To samo zrobił również i on, ponownie stając na stałym gruncie. Dopiero zdał sobie sprawę z tego, gdzie byli, a uświadomił mu to widok rozciągającego się przed nimi miasta. Musiał być to jakiś punkt widokowy, bowiem miejsce w jakim się znaleźli było kawałkiem wystającego klifu przy jednej z dróg, która ciągnęła się za miastem. Dzięki temu, że zmrok powoli ogarniał miasto, świeciło ono wieloma tysiącami świateł. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Felix wywiózł go aż tak daleko, dopóki jego oczom nie ukazała się zapierająca dech w piersi panorama miasta. Na niebie panowało wiele kolorów, mieszając się ze sobą. Jaśniejsze odcienie błękitu połączone z różem panowały nad miastem, a nad ich głowami gwiazdy rozświetlały granatowe sklepienie. Nad tym wszystkim opiekę sprawował jeszcze błyszczący srebrem księżyc, który tego dnia znajdował się praktycznie w pełni. Jego teoria z punktem widokowym potwierdziła się już chwilę później, gdyż jego oczom ukazała się niewielka ławeczka, w której kierunku ruszył Felix, trzymając w dłoni reklamówkę z zamówionym wcześniej jedzeniem. Niewiele myśląc, Jisung ruszył w jego ślady, po chwili siadając na ławce obok blondyna i z powrotem wbijając wzrok w rozciągający się przed nimi krajobraz. Młodszy wyciągnął dwa opakowania chińszczyzny, po czym podał niższemu jedno z nich, wręczając mu również pałeczki. W ciszy zaczęli jeść, ale w tamtej chwili żadnemu z nich to nie przeszkadzało.

— Tata mnie tu kiedyś zabrał — ciszę przerwał w końcu Lee, jednakże nadal jedząc posiłek. Jego słowa były przez to nieco zniekształcone, dlatego też niższy odwrócił głowę w jego kierunku, obserwując wypchane jedzeniem policzki młodszego. — Miałem wtedy szesnaście lat i przyjechaliśmy na dwa tygodnie do dziadków. Było to niedługo po tym, jak na moim nadgarstku pojawiły się te magiczne słowa — zaczął, odkładając posiłek na bok i podwijając rękaw kurtki. Oczom Jisunga ukazało się te parę słów, które wypowiedział do niego dobę temu, a to sprawiło, że jego policzki zaszły się lekkim różem. Myślał, że to, co widniało na jego nadgarstku było zawstydzające, jednak w tamtym momencie zdał sobie sprawę z tego, że był w błędzie. — Jako dziecko bardzo wierzyłem w całą tą ideę bratnich dusz, ale wtedy zaczynałem w to trochę wątpić. Wiesz, ogarniało mnie przerażenie, kim może być osoba, która wypowie takie słowa, kim ja mogę się stać, a do tego dochodziły żarty moich wspaniałych znajomych. Zaczynałem tracić wiarę w siebie i moi rodzice chyba to zobaczyli — westchnął. Jisung cały czas skanował wzrokiem jego twarz, lecz nie mógł dostrzec na niej wielu emocji, gdyż Felix wciąż był obrócony do niego bokiem, wpatrując się w panoramę miasta. On również odłożył jedzenie na bok, splatając ze sobą palce jego dłoni. — No i właśnie wtedy tata stwierdził, że tak być nie może. On również jeździ na motocyklu, więc to akurat mam po nim — zaśmiał się, przelotnie spoglądając w stronę stojącego za ich plecami pojazdu. — Powiedział mi wtedy, że nie ma to znaczenia, kim będzie moja bratnia dusza, jakiej będzie płci czy narodowości, cokolwiek. Powiedział, że liczy się tylko to, że będę z nią szczęśliwy — dodał, a te słowa sprawiły, że serce brązowowłosego zrobiło fikołka w jego piersi. — Od tamtego czasu starałem się w to wierzyć i szczerze przeraziłem się, gdy uciekłeś w tym barze. Bałem się, że zrobiłem coś nie tak.

Niższy oblizał nerwowo wargi, również spuszczając wzrok z twarzy blondyna. Musiał powiedzieć to, co ciążyło na jego duszy.

— Też wstydziłem się słów, które pojawiły się na moim nadgarstku — mruknął cicho, przerywając monolog Felixa. — Bardzo, a w połączeniu z tym, kim się stałem dorastając, dobijało mnie to jeszcze bardziej — zaczął, wiedząc, że Felix nie do końca zapewne rozumie, o co mu chodzi. — Nienawidziłem w sobie tego, że podobali mi się chłopcy — wydukał z trudem. Wypowiedzenie tych słów na głos naprawdę wymagało od niego wiele, ale czuł, że mógł zaufać Felixowi. I może była to ta jego pozytywna aura, a może fakt, że był jego bratnią duszą, ale coś sprawiło, że ciągnął swoją wypowiedź dalej. — Miałem wrażenie, że moja bratnia dusza nie da rady sprostać temu, czego skrycie pragnąłem, że ją zawiodę, tym, jaki jestem. Chciałem jakoś zdusić w sobie to uczucie i dlatego zacząłem pracować w barze, gdzie zdarzyło mi się puszczać z losowymi kolesiami, tylko po to, by zagłuszyć to pragnienie kogoś w swoim życiu. Z każdym stosunkiem nienawidziłem siebie i tego, jaki jestem coraz bardziej, ale tylko to dawało mi chwilowe uczucie opieki i bliskości — wytłumaczył. Jego dłonie zaczynały drżeć i o ile on nie był już w stanie z powrotem spojrzeć na blondyna, tak czuł, że teraz to on wpatruje się w jego drobne ciało. — Pewnie jesteś ciekawy, dlaczego uciekłem w tym barze, nie? —zapytał, tak naprawdę nie czekając nawet na odpowiedź. — Bałem się. Tak cholernie bałem się, że mnie nie zaakceptujesz.

Momentalnie poczuł, jak jedna z dłoni Felixa dotyka jego kolana. I chociaż bał się, to podniósł wzrok, napotykając przyjazny uśmiech na Lee. 

— Żartujesz, nie? — zaśmiał się, wywołując tym jeszcze głębszy róż na policzkach niższego, który nie do końca rozumiał, co się dzieje. Był gotowy na wszystko, ale nie na to, co Lee planował powiedzieć. — Gdy cię zobaczyłem, pomyślałem, że anioł zszedł na ziemię. Jakbym miał cię nie zaakceptować? — powiedział, a jego głos zdawał się być aż nad wyraz łagodny i opiekuńczy. Jisung otworzył mimowolnie usta, nie wierząc w to, co słyszał. — Serio. Siedziałem przy tym barze jak osłupiały. Jesteś śliczny, a twój głos brzmi lepiej, niż niejednego piosenkarza. Zresztą, tak jak mówiłem, nie liczy się to, jakiej jesteś płci i jaki jesteś z charakteru. Jesteś moją bratnią duszą nie bez powodu i nie ma szans na to, że cię teraz zostawię. Odnalazłem cię, to cię już nie oddam.

Jisung znowu spuścił spojrzenie, po prostu nie potrafiąc znieść kontaktu wzrokowego z młodszym. To było zbyt ciężkie i czuł to, gdyż jego policzki zaczynały coraz mocniej piec. To wszystko, co się teraz działo, było dla niego tak nierealne — nigdy by nie przypuszczał, że naprawdę spotka swoją bratnią duszę, a co dopiero, że ona go zaakceptuje. Całe życie wmawiał sobie, że jest nieodpowiedni, a jego pragnienia złe, ale teraz ktoś zaczynał odwzajemniać to, co on czuł. Felix w końcu był chłopakiem i akceptował go, ba — mimo, że znali się dwa dni, to i tak go komplementował i był opiekuńczy. Nawet nie wiedział, jakim cudem to się stało, ale jego serce zaczynało uderzać coraz mocniej, gdy blondyn był blisko, a rumieńce zdawały się nie opuszczać jego policzków. Łzy mimowolnie zaczynały pojawiać się w kącikach jego oczu. Były to jednak łzy szczęścia, bo nie potrafił powstrzymać uczuć, które się w nim rodziły. Odchrząknął, wiedząc, że musiał coś powiedzieć. Patrzył na swoje dłonie, które zaciskały się mocno oraz na małą rączkę Felixa, która spoczywała na jego kolanie.

— Umm, ty też zrobiłeś na mnie wrażenie — wydusił z trudem, przymykając powieki i starając się zdusić uczucia. Jego głos drżał, a przeszywające spojrzenie Felixa w niczym nie pomagało. — Widziałem cię ze sceny i szczerze, ale coś od środka kazało mi usiąść obok ciebie. Wtedy spanikowałem, ale mam to w zwyczaju, że zawsze uciekam od problemów. Gdybyś mnie nie odnalazł, pewnie bym nadal panikował i uciekał. Ale siedzę tu teraz obok ciebie i nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy — westchnął, oblizując nerwowo usta. Czuł, jak dłoń Lee zaciska się nieco mocniej na jego kolanie. — Podobasz mi się. Masz taką unikalną urodę. Z jednej strony taką delikatną, a z drugiej jednak męską. I twój głos. Chyba mógłbym słuchać go godzinami. Jezus, brzmię jak debil.

W tym momencie jedynym czego pragnął, było zapaść się pod ziemię, a upewnił się w tym w chwili, gdy z ust wyższego uleciał przyjazny chichot. Zmusił on go do tego, by spojrzeć na rozpogodzonego blondyna. Bał się, że coś zepsuł, że jego słowa zabrzmiały dziwnie. Dla niego również brzmiało to nieco dziwnie — w końcu wyznawał właśnie chłopakowi, którego znał jeden dzień, że go lubił. Wydawało mu się to nierealne, ale czuł coś innego, niż podczas każdego poprzedniego zbliżenia z innymi ludźmi. Felix wzbudzał w nim nieznane uczucia, mimo że znali się tylko jeden dzień, ale w końcu był jego bratnią duszą. Felix uśmiechał się szeroko, a jego uśmiech zdawał się rozświetlać zapadającą wokół noc. 

— Jesteś uroczy — westchnął, a te słowa sprawiły, że oczy Jisunga rozszerzyły się gwałtownie. Nigdy nikt jeszcze nie nagrodził go takimi słowami, a one stanowczo trafiły wprost do jego serca. Poczuł, jak fala ciepła przechodzi po jego ciele, a ten cholerny rumieniec znów się powiększył. W tamtym momencie cieszył się, że wokół było ciemno, a Felix nie mógł dostrzec, jak jego skóra czerwienieje. Zagryzł wargę, mimowolnie przysuwając się bliżej Felixa. — Chwila — powiedział, marszcząc brwi. Jisung znowu pomyślał, że znów zrobił coś nie tak. — Masz tu coś — dodał, a jedna z jego dłoni momentalnie powędrowała w stronę okrągłego policzka niższego chłopaka. Jednym ruchem otarł z jego skóry sos, który musiał tam zostać po zjedzonym przed chwilą posiłku. Wykonując ten drobny ruch, wyższy przysunął się jeszcze bliżej, układając dłoń na jego policzku. Gdy jednak otarł sos z jego skóry, nie cofnął swojej dłoni, czując, jak ciepła była jego skóra. 

To, co wydarzyło się potem, było nierealne dla ich obu. A jednak, chociaż można było w to wątpić, to działo się naprawdę. Było impulsywne i nieprzemyślane, ale w tym punkcie właśnie szczere. Żaden z nich nie wiedział, co robił, ale właśnie to podpowiadały im serca. Kontakt wzrokowy stawał się coraz cięższy i objawiało się to w postaci rumieńców, które pojawiły się na policzkach obu chłopaków. Cisza objęła ich otoczenie, a jedynym, co dało się usłyszeć, był szum przejeżdżających samochodów i bicie ich serc. Jisung pragnął bardzo gorączkowo odwrócić wzrok, jednak dłoń Felixa nadal spoczywająca na jego policzku skutecznie mu to uniemożliwiała. I choć w tamtym momencie chciał tego bardzo mocno, to już po chwili kompletnie zmienił zdanie. Bowiem Felix, czując w swoim sercu natłok emocji, postanowił kompletnie zignorować zdrowy rozsądek. Szybkim i nie przemyślanym ruchem znalazł się jeszcze bliżej, następnie pochylając się i pod wpływem emocji przyciskając swoje wargi do tych niższego.

I chociaż dla niektórych było to strasznie dziecinne, to dla nich w tamtym momencie cały świat stanął. Dosłownie — szum samochodów zniknął, światła miasta przestały robić wrażenie, a a wiatr uderzający o ich skórę nie dawał już o sobie znać. W tamtej chwili poczuli, że odnaleźli swoje szczęście, czyli siebie nawzajem. Oczy Jisunga przymknęły się automatycznie, a obie jego dłonie powędrowały do kołnierzyka kurtki młodszego. I choć z początku oboje pozostawali bez ruchu, już po chwili niższy nieświadomie poruszył wargami, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. Mimo tego, że nadal uważał to za nieprawdopodobne, to nie potrafił w tamtym momencie dopuścić do siebie myśli, by pozwolić Felixowi odejść. W tamtej chwili zapragnął mieć go zawsze przy sobie, całować każdego poranka, przytulać każdego wieczoru. I chociaż jeszcze dobę temu przed nim uciekał, to teraz był pewien, że los nie mógł się pomylić — Felix był jego bratnią duszą.

Druga dłoń Felixa powoli przeniosła się na ciepły policzek niższego, ściskając go delikatnie. Jisung z kolei, również nie potrafiąc pozostać obojętnym, ułożył dłonie na kołnierzu skórzanej kurtki drugiego chłopaka, mimowolnie przyciągając go jeszcze bliżej. W tamtej chwili wszystko, poza Felixem przestało mieć znaczenie — chciał go mieć jeszcze bliżej, czuć jego wargi, słyszeć bicie jego serca. Zapragnął tego wszystkiego tak nagle, ale gdzieś w głębi duszy wiedział, że już nigdy nie zrezygnuje z tych pragnień. Poruszył ustami, czując, że blondyn się nie odsuwał. Nie zostawiał go, akceptował — to wszystko wciąż było dla niego nierealne. Dzielony przez nich pocałunek był nad wyraz delikatny — tak, jak dusza Jisunga czy uroda Felixa, ale to im wystarczało. Miał on w sobie bowiem wszystkie emocje, którymi krzyczały obecnie ich serca. Chwila ta była wyjątkowa, a tego pocałunku, którego świadkami były jedynie gwiazdy i księżyc, nie mieli już nigdy zapomnieć.

W pewnym momencie Felix poruszył energiczniej ustami, nadal jednak nie pogłębiając pocałunku. Nie potrzebował tego teraz, wręcz czuł, że spokojny i delikatny pocałunek obrazował wszystko, czego obecnie pragnął. Jego wargi powoli ocierały się o te Jisunga, przyspieszając bicia ich serc. I chociaż oboje nie całowali się po raz pierwszy, to ten pocałunek był kompletnie inny — szedł prosto z serca, był przepełniony emocjami.

Lecz po jakimś czasie musieli w końcu się od siebie oderwać, chociaż żaden z nich tego nie chciał. Nie liczyło się to, że znali się jeden dzień i nie wiedzieli o sobie praktycznie niczego. Byli bratnimi duszami, w końcu się odnaleźli i nie ważne, co mówili inni — oni w tamtej chwili byli szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Blondyn oparł swoje czoło o te niższego, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Już w tamtym momencie dojrzał w oczach Jisunga coś, co rozszyfrować zdołał dopiero jakiś czas później. I chociaż nie wiedział, co to było, to i tak nie potrafił oderwać od nich wzroku. W końcu już wtedy zobaczył w Hanie cały swój świat. I nawet, jeśli w to nie wierzył, to to samo widział w nim również i brązowowłosy. Może było to nie pojęte, ale nawet nie chcieli tego tłumaczyć. Liczyło się tylko to, że ich serca były tego pewne — byli swoimi zaginionymi połówkami i nic nie mogło tego zmienić.

Nim drzwi dokładnie się za nimi zamknęły, plecy niższego z dwójki chłopaków zetknęły się z ich powłoką gwałtownie, wydzierając z jego ust ciche syknięcie. Chłód ogarnął jego skórę, która zetknęła się z powierzchnią drewnianych drzwi. Chwilowy i tak lekki ból przeszedł jednak jednoznacznie w zapomnienie, gdy miękkie usta młodszego o jeden dzień chłopaka z powrotem przylgnęły do tych jego. Blondyn zaatakował jego wargi agresywniej, niż wcześniej tego dnia, usadawiając obie dłonie na chudych ramionach Hana. Ścisnął swoje palce, nawet nie trudząc się zapaleniem światła. Na oślep zrzucił ze stóp buty, a po chwili spoczęły one obok torby z materiałami na uczelnię, która nadal zajmowała swoje stałe miejsce na przedpokoju. Przycisnął ciało niższego chłopaka jeszcze mocniej do powłoki drzwi, mimowolnie wciskając nogę pomiędzy te starszego. Wydarł tym z jego ust głośny jęk, który zginął pomiędzy wargami blondyna, mocno napierającymi na te szatyna. Kolano blondyna przylegało do krocza starszego chłopaka, wywołując z jego ust kolejne sapnięcia. Wszystko potoczyło się szybko, ale teraz już nie miało to znaczenia. W końcu byli swoimi bratnimi duszami, odnaleźli siebie. Na co jeszcze mieli czekać?

Wyższy zrobił krok w tył, pociągając za sobą ciało starszego i nie przerywając pocałunku. Nie wiedział, co wywołało w nim aż takie podniecenie, tym bardziej, że znał o jeden dzień starszego chłopaka naprawdę krótko, ale z każdą chwilą ta sytuacja podobała mu się coraz bardziej, nie zważając na to, ile się znali. Jisung był jego bratnią duszą i to właśnie z nim miał spędzić resztę swojego życia, więc dlaczego miał czekać? Odsunął się od niższego dosłownie na moment, ściągając energicznie z ramion skórzaną kurtkę i rzucając ją na ziemię. W tamtej chwili nie dbał o to, ile kosztowała i jak bardzo ją kochał, i materiał kurtki dobrze się o tym przekonał, lądując dosłownie na kupce z torbą na uczelnię, tworząc przy drzwiach już mały stos. I gdy tylko pozbył się wierzchniej warstwy odzienia, jego ręce powędrowały do bomberki starszego chłopaka. Chciał ją ściągnąć, dlatego też bez zbędnych czynów, chwycił za jej brzegi, tym samym przyciągając brązowowłosego bliżej siebie. Złączył z powrotem ich usta, przejeżdżając językiem po dolnej wardze Hana i w tym samym czasie ściągając kurtkę z jego ramion. Lubił powolne i słodkie pocałunki, taka była prawda i stanowczo chciał w ciągu swojego życia podarować tony właśnie takich czułości stojącemu przed nim chłopakowi, jednak w tamtej chwili stanowczo wolał, by ich pocałunek nabierał tempa, aniżeli go tracił. Gdy w końcu pozbył się kurtki niższego, która tak jak poprzednie ubrania dołączyła do stosu na ziemi, jego dłonie niemalże automatycznie powędrowały do jego koszulki, którą Jisung miał na sobie. Poczuł wtedy jednak, jak dłonie starszego spotykają się z tymi jego w lekkim uderzeniu. Automatycznie cofnął je do tyłu, przerywając również pocałunek i spoglądając na ciemnowłosego chłopaka. Jisung jednak w tym czasie samemu sięgnął brzegu koszulki, podciągając ją do góry i ostatecznie zrzucając ją z siebie.

Żaden z nich nie miał już zamiaru marnować czasu, dlatego też Jisung szybko zrobił krok w przód, z powrotem łącząc ich usta. Tym razem Felix instynktownie ułożył dłonie na talii niższego chłopaka, momentalnie zaciskając na niej palce. Ta perspektywa była po prostu zbyt kusząca, by z niej nie skorzystać. Na oślep zaczął iść w tył, pociągając za sobą starszego chłopaka. W końcu jego plecy zderzyły się z drzwiami sypialni, a wtedy łokciem nacisnął klamkę, dostając się do środka. Piętą rozchylił drzwi szerzej, a wtedy obaj weszli do sypialni, teraz już kompletnie zatracając się w sobie nawzajem. Mieli gdzieś, że znali się tylko jeden dzień — teraz liczyła się już tylko wzajemna bliskość, z której wtedy żaden z nich nie potrafił zrezygnować. Nim się obejrzeli, Jisung wylądował na łóżku, podciągając się energicznie do góry, nim jego wargi z powrotem spotkały się z tymi Felixa. Jego głowa opadła na pachnące szamponem Lee poduszki, a z kolei ręce szybko odnalazły swoją drogę to ciała blondyna. Wyższy również wspiął się na łóżku, obie ze swoich dłoni układając po obu stronach głowy niższego i siadając na jego udach. Pochylił się, z powrotem łącząc ich usta i tym razem zagryzając się na dolnej wardze starszego chłopaka. Zaczął ją również delikatnie ssać, czując, jak brązowowłosy wplątał swoje palce w jego blond włosy. Mruknął cicho w jego usta, gdyż ten zaczął pociągać za końcówki jego włosów. I chociaż wywoływało to leciutki ból, to w tamtej chwili było to aż nad wyraz przyjemne. W odpowiedzi zagryzł się na jego wardze jeszcze mocniej, przez co mógł przyrzec, że poczuł delikatnie metaliczny posmak krwi wyższego. Dopiero wtedy pojął, jak szybko to wszystko szło — jeszcze dwie doby temu nie miał pojęcia o tym, jak wyglądała jego bratnia dusza, a teraz leżał razem z nią na jego łóżku, całując się i stanowczo zmierzając do czegoś o wiele bardziej niegrzecznego. I chociaż mu osobiście to nie przeszkadzało, to nie chciał skrzywdzić leżącego pod nim chłopaka. Po prostu coś od środka nakazywało mu, by nadal był delikatny i opiekuńczy, chociaż tak naprawdę w tamtym momencie najbardziej pragnął przycisnąć mocniej do materaca drobne ciało Jisunga i po prostu wypieprzyć go mocno i niekoniecznie szybko.

— Umm, Jisung — wydukał, unosząc się do góry i spoglądając na twarz Hana. Chociaż pomieszczenie było praktycznie całkowicie ciemne, to mógł przyrzec, że jego policzki były mocno rozpalone, a wargi rozchylone i lekko napuchnięte od liczby pocałunków. Ten widok sprawił, że mimowolnie oblizał wargi, znowu pochylając się nad nim. Tym razem jednak jego ciało zawisło nad tym leżącym na materacu, uwalniając tym samym jego uda. — Jesteś tego pewny? — zapytał, pochylając się jeszcze mocniej i szepcząc te słowa wprost do ucha niższego. Wywołało to mocne dreszcze na ciele brązowowłosego, które przeszły wzdłuż jego kręgosłupa. — Jeśli nie chcesz, to po prostu powiedz. Wiesz, znamy się tylko jeden dzień i...

Jisung wywrócił oczami i pewnym musiało być, że Felix to ujrzał, gdyż jego monolog ustał. Uniósł się na łokciach, dzięki czemu jego nos praktycznie spotykał się z ustami Felixa. Oblizał kusząco wargi, następnie przechylając nieco głowę na bok.

— O tym myśleć będziemy kiedy indziej. W końcu jesteś moją bratnią duszą, po co mamy to odkładać? — zapytał, jednak wcale nie czekał na odpowiedź. — Zresztą, doskonale widzę, że nie tylko ja chcę, byś w końcu się mną porządnie zajął.

Tym razem to brwi Felixa powędrowały wyżej na dźwięk tak śmiałych słów. I choć Jisung opowiedział mu o jego problemach i przeszłości, to dla niego on nadal był jedynie słodką kluską, poznaną w barze. Z powrotem pochylił się nad ciałem Hana, przykładając swoje usta do jego ucha. Oblizał językiem małżowinę, by następnie zagryźć się na jej płatku. Czuł, jak ciało niższego drżało, mimo, że nadal praktycznie go nie dotykał.

— Skoro tego chcesz, kochanie — odparł w końcu, a każde z tych słów trafiło prosto do ucha niższego chłopaka. Jisung sapnął cicho z zaskoczenia, gdyż nie spodziewał się tego, że głos jego bratniej duszy zniży się jeszcze bardziej. Walczył ze sobą w środku, by tylko nie wypchnąć do góry bioder. — To zajmę się tobą, jak na bratnią duszę przystało.

Powoli zaczął schodzić pocałunkami w dół, z początku wzdłuż linii szczęki niższego chłopaka, następnie pod jego obojczykiem, aż w końcu dotarł do jego klatki piersiowej. Nie zasysał się mocno na skórze, nie chcąc zostawiać śladów, bo w końcu nie wiedział, czy Jisung sobie takich życzył. Całował jego mleczną skórę delikatnie, jedynie co jakiś czas lekko ją przygryzając. Jego wzrok wylądował na różowych sutkach niższego chłopaka i przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy również tego miejsca nie pocałować, jednak ostatecznie uznał, że zajmie się tym później. W zamian jego pocałunki zjechały jeszcze niżej, co chwilę zatrzymując się w punktowych miejscach, gdzie lekko zasysał jego delikatną skórę. W końcu jednak dotarł do linii również pożyczonych od Felixa spodni, przy których ostatecznie się zatrzymał. Jedna z jego dłoni powędrowała za to w kierunku ukrytego pod materiałem spodni krocza brązowowłosego. I gdy jego palce zetknęły się z tym czułym miejscem, Jisung westchnął cicho, przegrywając walkę ze sobą i unosząc w górę biodra, dzięki czemu dotyk młodszego stał się mocniejszy. Nie wiedział, kiedy aż tak się napalił, ale teraz nie miał już zamiaru odpuszczać. Zaczynał się niecierpliwić, jak to zresztą zawsze miał w zwyczaju.

— Woah, już się niecierpliwisz? — zaśmiał się, jednocześnie unosząc się nieco w górę i zaciskając mocniej palce na kroczu starszego. Jisung zagryzł mocno wargę, starając się powstrzymać jakiekolwiek ułatwiające spomiędzy jego ust dźwięki. W jego głowie pojawił się pewien plan, który mógł znacznie przyspieszyć powolne tempo, jakie póki co narzucał Felix. Uśmiechnął się pod nosem, obserwując, jak blondyn wraca do swojej wcześniejszej pozycji, spoglądając mu prosto w oczy.

— Nie, to ty się wleczesz — rzucił, po czym zgodnie ze swoim wymyślonym chwilę wcześniej planem, szybko zamienił ich miejscami. Nim Felix zdążył cokolwiek zrobić, leżał płasko na materacu, a Jisung siedział na nim okrakiem, uśmiechając się zwycięsko. Zdołał wprawdzie podciągnąć się do góry i usiąść, jednak nie zmieniło to tego, że Han siedział na jego udach, układając swoje dłonie na ramionach blondyna. Lee nieco automatycznie położył swoje ręce na talii chłopaka, który nie marnując czasu, przysunął się jeszcze bliżej, znowu na moment łącząc usta. — Od razu lepiej — wyszeptał pomiędzy krótkimi pocałunkami, a z każdym kolejnym słowem jego wargi muskały delikatnie te Felixa, który nie mógł nic poradzić na to, że przeszedł go mocny dreszcz.

Oboje wiedzieli, że to dopiero początek, ale w momencie, gdy Jisung umyślnie przysunął się jeszcze bliżej, a jego pośladki wylądowały wprost na twardniejącym kroczu Felixa, z ust ich obu wyleciały ciche pomruki. Już chwilę później Han ponownie poruszył biodrami, ocierając się o krocze młodszego. Tym razem syknięcie, które uleciało z ust blondyna, było o wiele głośniejsze i sprawiło, że uśmiech na twarzy ciemnowłosego znacznie się poszerzył. O wiele bardziej podobało mu się tempo i obrót spraw, które on teraz narzucał. Racja, lubił być pieszczony i dostawać wiele słodkich pocałunków, przerywanych równie czułymi słowami, ale w tamtym momencie pragnął raczej energicznego i mocnego seksu, aniżeli powolnego kochania się. Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego Felix działał na niego właśnie w taki sposób ale postanowił to kompletnie zignorować. W tamtym momencie nie liczyło się to, jak i gdzie to robi, a z kim. Nadal nie dochodziło do niego to, że Felix był jego bratnią duszą, tą jedną nieidealnie-perfekcyjną osobą, którą w przyszłości miał pokochać całym sercem.

Zaczynał poruszać biodrami coraz szybciej, przez co wzrosło i natężenie, z jakim jęki wylatywały spomiędzy ich ust. Coraz dokładniej czuł to, jak członek Felixa wbijał się pomiędzy jego pośladki, a to sprawiło, że miał ochotę rzucić całą tę grę wstępną w cholerę i przejść do najprzyjemniejszej części. Musiał być jednak cierpliwy, dlatego też całując znowu pełne usta Lee, po raz kolejny poruszył biodrami. Odrzucił głowę do tyłu, oblizując kusząco dolną wargę i patrząc blondynowi prosto w oczy. I choć podniecenie rządziło wtedy nie tylko Jisungiem, ale i młodszym chłopakiem, to w tamtej chwili jego serce zmiękło na widok wpadających do oczu ciemnych kosmyków Hana. Natychmiastowo sięgnął ku tym włosom, odgarniając je z ślicznej twarzy siedzącego na jego kolanach chłopaka. I choć nie mógł tego zobaczyć to po spuszczonym wzroku Jisunga śmiał myśleć, że ten gest musiał wyraźnie zawstydzić niższego. Nie wiedział jednak wtedy, że Jisung siedząc ze spuszczonym wzrokiem zauważył coś całkiem innego..

— Ale ty masz małe rączki — pisnął, podskakując nieco do góry, przez co jego pośladki znowu wylądowały na kroczu młodszego razem z bolesnym jękiem, który uciekł spomiędzy jego warg. Jisung uśmiechnął się pod nosem, biorąc w swoje nie aż tak dużo większe dłonie te należące do Felixa. Z rozczuleniem zaczął skanować wzrokiem parówkowate i króciutkie paluszki młodszego, który wywrócił oczami. I gdy już z ust Jisunga miała ulecieć pierwsza salwa śmiechu, usta Felixa przylgnęły do jego skóry tuż przed jego uchem. Lee złożył w tamtym miejscu mokre cmoknięcie, po czym po raz kolejny przyłożył swoje usta do ucha ciemnowłosego.

— Ale wiesz, co innego mam już większe — wyszeptał, a Jisunga momentalnie zatkało. Zdusił cały śmiech, a mocny dreszcz przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa. Wydał z siebie ciche sapnięcie, po czym mimowolnie poruszył biodrami, potrzebując poczuć coś w tamtych czułych miejscach. I faktycznie, coraz mocniej czuł wbijającego się pomiędzy jego pośladki członka młodszego, a to sprawiało, że zaczynał wierzyć jego słowom.

I dopiero gdy dłonie Felixa z powrotem wylądowały na jego talii, skutecznie go unieruchamiając, zdołał unieść w górę wzrok. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo napalony był, a ta dziwna iskra błyszcząca w oczach Lee, powodowała, że czuł się jeszcze bardziej nakręcony. Jęknął na sam widok twarzy blondyna, która była obecnie spowita zamyśleniem. W tamtej chwili Jisung najbardziej pragnął znowu usłyszeć ten niski głos Felixa, który zatrzymywał krążenie krwi w wszystkich jego żyłach.

— Czy... — zaczął, zbierając w myśli słowa i nadal wpatrując się w ciemne oczy wyższego chłopaka. — Też mogę się tobą zająć?

Blondyn zmarszczył brwi, a Jisung jakby automatycznie zaczął żałować tego, co powiedział. Nim jednak zdołał wydać z siebie żałosny jęk, Felix pokiwał stanowczo głową.

Niemalże w pośpiechu zszedł z jego ud, opadając na kolana pomiędzy jego szczupłymi nogami. Jego dłonie automatycznie powędrowały w kierunku rozporka, który następnie zaczął rozpinać. Doskonale widział rosnące wybrzuszenie w spodniach młodszego, lecz zamiast się nim zająć, trącił swoimi palcami lekko zarysowane mięśnie brzucha wyższego chłopaka. Mimowolnie oblizał wargi, na których nadal czuł smak ust Lee, zastanawiając się nad tym, jak przyjemne musiało być całowanie tych formujących się mięśni. Właśnie z tą myślą w głowie pochylił się nieco, następnie przyciskając usta do brzucha motocyklisty. Złożył jeden krótki pocałunek tuż nad linią wystających spod jeansów bokserek, dłońmi rozpinając zarówno guzik, jak i rozporek. Postanowił podroczyć się z Felixem, który już wtedy wypychał w górę biodra, desperacko pragnąc dotyku, dlatego też powoli ściągnął z jego nóg dość obcisłe spodnie, następnie odrzucając je na bok. Z powrotem usadowił się pomiędzy jego nogami, rozszerzając je delikatnie i kładąc dłonie na udach wyższego. Znowu pochylił się, tym razem składając pocałunek nieco niżej, na okrytym materiałem bokserek członku jego bratniej duszy. I chociaż był to dotyk tak subtelny, to Felix i tak jęknął głośno. Chciał wypchnąć biodra do góry tak, jak chwilę wcześniej, jednak wtedy Jisung mocniej przytrzymał jego uda, uniemożliwiając mu taki ruch. Mimo tego, że nadal nie widział przyjaciela leżącego obok chłopaka, to już poprzez materiał bielizny był w stanie stwierdzić, że Felix nie kłamał i szczerze cholernie go to nakręcało. Otarł swój policzek o materiał, starając się jeszcze bardziej pobudzić blondyna. Droczył się z nim i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak upewnił się w tym jeszcze bardziej, gdy tylko Felix wplątał dość agresywnie palce w jego włosy. Mimowolnie jęknął, unosząc wzrok znad twardniejącego krocza wyższego chłopaka.

— Pośpiesz się — wysyczał, nagle czując, jak okropny ból zaczyna rozchodzić się po jego całym ciele, zaczynając właśnie w tym jednym, wyjątkowo czułym miejscu.

I w tym momencie Jisung stwierdził, że faktycznie nie ma co się z nim droczyć. Nadal chcąc jednak zachować pozory, powolnie wsunął palce za gumkę szarych bokserek, następnie bez zbędnych ceregieli pociągając je jednym ruchem w dół. I cholera, Felix naprawdę nie kłamał.

Następnie oblizał nerwowo wargi, siadając na piętach. W końcu robił to już nieraz, więc dlaczego zaczynał się denerwować. Cała pewność siebie, która towarzyszyła mu jeszcze przed chwilą, zniknęła. Może onieśmielał go fakt, że tym razem robił to z kimś, z kim miało go związać coś więcej, niż seks, a może było to coś całkiem innego, ale wiedział jedno — nie miał zamiaru poddać się zawstydzeniu. Dlatego też już chwilę później rozchylił mocniej uda blondyna, usadawiając się wygodniej i kładąc jedną dłoń na jego biodrze, a drugą na górnej części uda. Odetchnął jeszcze raz, ciągle zagryzając wargę i wpatrując się w stojącego członka blondyna. W tamtej chwili przestawało się liczyć to, ile się znali i co ich łączyło — nad wszystkim władzę przejmowało po prostu pożądanie, które w tamtej chwili płynęło również w krwi Hana.

W końcu jednak pochylił się, jedną z dłoni przenosząc na członka wyższego chłopaka. Zaczął go powoli stymulować, tym samym dmuchając lekko na głowę przyrodzenia. Cichy jęk, jaki uleciał z ust blondyna, sprawił, że poczuł, jak jego własny penis drgnął w pożyczonych mu przed wyjściem jeansach Felixa. Byli niemalże tego samego wzrostu, dzięki czemu ubrania młodszego leżały na nim prawie tak samo, jak na ich właścicielu. W końcu jednak czując, jak mocno w jego dłoni pulsował członek Felixa, pochylił się jeszcze mocniej, z początku do ust biorąc jedynie samą główkę.

Już od samego początku w pomieszczeniu dało się usłyszeć ciche pojękiwania Felixa, na którego dotyk Jisunga działał wyjątkowo mocno. I może było to spowodowane faktem, że byli bratnimi duszami, a może powodem tego było coś innego, jednak powoli zaczynało tracić to znaczenie. Lee pragnął nadchodzącego zbliżenia coraz mocniej, a miękkie wargi Jisunga, które zaczynały owijać się wokół jego członka jedynie go w tym utwierdzały.

Ale również i Jisung zdawał się czuć to, jak działał na młodszego chłopaka, gdyż już po chwili wziął do buzi kolejne centymetry przyrodzenia blondyna. Felix starał się wplątać swoje palce pomiędzy miękkie włosy Jisunga, jednak ten skutecznie mu to uniemożliwił. Nie chciał, by wyższy przerywał mu jego pracę, dlatego też unieruchomił jego dłoń, zasysając się na główce jego przyjaciela. Z ust Lee wyleciał kolejny pomruk, co jedynie sprawiło, że Jisung poczuł, jak po raz kolejny przez jego ciało przechodzi fala gorąca. Sapnął cicho, niemalże nie wypuszczając przy tym członka blondyna z ust. By tak się jednak nie stało, zacisnął mocniej palce wokół jego podstawy, biorąc do ust jeszcze więcej. Zataczał językiem kółeczka wokół penisa wyższego chłopaka, jedną ręką poruszając się przy jego podstawie, a drugą mocno ściskając nadal wyrywające się ręce Felixa. I w końcu, gdy wziął do ust tyle, ile potrafił, nie poczuł odruchu wymiotnego, w zamian dostarczając wyższemu jeszcze więcej przyjemności. Bo istotnie, Felix przeżywał obecnie najlepsze, a zarazem najcięższe chwile w jego życiu — zarazem czuł się jak w piekle, będąc ogarnięty okropnym gorącem i pożądaniem, które skutecznie przejmowało władze nad jego ciałem, ale zarazem był też w niebie, którego uosobieniem stanowczo był dotyk Jisunga. Miękkie wargi owijające się wokół jego członka czy ciepłe gardło, o które zaczynała obijać się jego główka sprawiały, że jego myśli szalały. Nie wiedział, o czym myśleć, by nie odlecieć kompletnie. Bił się z tym, by spojrzeć w dół na Hana, gdyż wiedział, że mógł dojść od samego tego widoku. A jednak ostatecznie przekonał się do tego, otwierając oczy i spoglądając w dół. I rzeczywiście, tak jak się spodziewał, ujrzał tam starszego, wpatrującego się z wyczekiwaniem w jego twarz. Widok ten — niższego chłopaka, bez skrupułów biorącego do ust kolejne centymetry jego członka i jego oczu, które mimo sytuacji, w jakiej obecnie się znajdowali, dla Jisunga nadal były tak cholernie niewinne, sprawił, że mimowolnie wypchnął biodra do przodu. Wiedział, że Jisung dobitnie sugerował mu, że chce się tym zająć sam, a on ma się po prostu nie ruszać, ale nie potrafił powstrzymać tego odruchu. Końcówka jego penisa dotknęła ścianek gardła niższego chłopaka, wydzierając z jego ust jeszcze głośniejszy jęk. I choć nigdy się to nie zdarzało, Jisung poczuł odruch wymiotny, który na szczęście szybko zdusił. Przeniósł swoją dłoń z członka swojej bratniej duszy, na jego biodra, które przycisnął do materaca, nadal tkwiąc w postanowieniu, że chciał zrobić to sam. W zamian za to zaczął szybciej poruszać głową, naraz również liżąc tą wrażliwą skórę Felixa, który czuł, że był naprawdę blisko. Naprawdę nie wiedział, jak do tego doszło, ale to wszystko, to było dla niego za dużo. Jisung uśmiechał się do siebie w duszy, bowiem doskonale widział, do jakiego stanu doprowadzał młodszego chłopaka. Podobało mu się to szczególnie, gdyż wiedział, że tym razem nie była to jedynie przygoda na jedną noc. Felix był w końcu jego bratnią duszą i chociaż nadal wydawało się to okropnie nierealne, to zaczynał wierzyć w to, że naprawdę byli sobie przeznaczeni.

Felix w jednym momencie poczuł, że był naprawdę blisko. Nie chciał dojść już, w ten sposób, dlatego nagle zdecydował się zakończyć tą cholernie przyjemną czynność. Poderwał się do góry, przysuwając równocześnie bliżej ściany, przez co Jisung wypuścił z ust jego członka. Automatycznie zatęsknił za tym przyjemnym uczuciem ciepła, jednak wiedział, że tego wieczora miał zaznać jeszcze większej przyjemności. Zresztą, teraz on powinien odpłacić się jego bratniej duszy. Na twarz Jisunga wstąpił jednak zawiedziony wyraz, ponieważ naprawdę chciał on doprowadzić młodszego do spełnienia. Wydął usta, równocześnie podciągając się do góry i z powrotem siadając na udach Felixa.

— Czemu nie pozwoliłeś mi skończyć? — zapytał, przechylając nieco głowę w bok. Oblizał usta, dokładnie skanując twarz jego towarzysza. — Chciałem, byś poczuł się dobrze.

Lee pokręcił nieco głową, z powrotem układając swoje dłonie na talii niższego. Już wtedy zdawało mu się, że pasowały one tam idealnie. Pochylił się, skradając z napuchniętych ust Jisunga krótkiego buziaka.

— Bo teraz moja kolej, by sprawić ci przyjemność — szepnął wyjątkowo niskim głosem, a to tylko sprawiło, że spomiędzy ust Jisunga uciekło kolejne sapnięcie. Brązowowłosy mimowolnie przysunął się bliżej, szukając dotyku w tych czułych miejscach. Jeszcze chwilę temu tak bardzo pragnął sprawić wyższemu przyjemność, że niemalże zapomniał o tym, jak bardzo samemu był podniecony. Poczuł, jak jego penis drgnął w znajdujących się nadal na nim spodniach, gdy tylko jego pośladki wylądowały na kroczu w pełni nagiego już chłopaka.

Felix zgrabnym ruchem przechylił się nieco na bok i nadal trzymając Hana siedzącego na jego kolanach, sięgnął do szafki nocnej, z której wyciągnął lubrykant. Szukał wzrokiem również prezerwatyw, lecz doszedł do wniosku, że jednak ich tam nie było. Chyba dawno nie był na porządnych zakupach.

Gdy tylko z powrotem spojrzał niższemu w oczy, tym razem trzymając w dłoni niewielką buteleczkę żelu, uśmiechnął się szczerze. Może i wiedział, w jakiej obecnie znajdowali się sytuacji, jednak starszy chłopak mimo wszystko jednocześnie go rozczulał i podniecał. Jego słodkie policzki i tak były rumiane, chociaż brązowowłosy desperacko przyciskał swoje pośladki to krocza wyższego. W końcu jednak blondyn odłożył tubkę na pościel, jedną z dłoni kładąc na ciepłym policzku niższego, a drugą z kolei powoli zaczynając rozpinać jego spodnie. Przyciągnął go bliżej, skradając pocałunek z jego ust. Przygryzł delikatnie jego wargę, po czym odsunął się, dłoń przenosząc na jego pośladek. Ku uldze Jisunga, nareszcie go ścisnął, wywołując z ust niższego upragniony jęk. Brązowowłosy oparł czoło na ramieniu nieco wyższego chłopaka, który obecnie zaczynał masować jego pośladek, jednocześnie rozpinając rozporek spodni. Nie był to w końcu pierwszy raz, gdy znalazł się w takiej sytuacji, jednak tym razem nie dość, że odczuwał wszystko ze zdwojoną siłą, ale jeszcze wstydził się jak głupi, jednocześnie rumieniąc się jak dorodny burak. Szybko pozbyli się spodni, które nadal trzymały w ukryciu proszącego się o dotyk członka niższego chłopaka, a następnie Felix chwycił za gumkę bokserek. Nim jednak pociągnął je w dół, spojrzał jeszcze w oczy jego bratniej duszy, szukając tam ostatecznego potwierdzenia. Jisung ani myślał się nie godzić, dlatego też niemalże natychmiastowo pokiwał energicznie głową, zaciskając tym samym wargę i pozwalając Felixowi na dalsze działanie. Blondyn więc istotnie ściągnął bokserki z ciała niższego chłopaka, dzięki czemu obaj zostali całkiem nadzy. Felix już chciał sięgać po zostawioną chwilę wcześniej na materacu buteleczkę nawilżacza, gdy nagle niższy złapał jego nadgarstek, skutecznie blokując jego ruchy.

— Poczekaj — rzucił impulsywnie, nagle decydując się zrealizować plan, który pojawił się w jego głowie dosłownie chwilę wcześniej. — Pozwól zrobić to mi — wytłumaczył, samemu sięgając po lubrykant. Chwycił go, wykorzystując chwilę nieuwagi Felixa, który siedział zdezorientowany wpatrując się w piękną twarz Hana. — Chcę, byś patrzył, jak się rozciągam.

Felix zmarszczył nieco brwi, przetwarzając słowa, które chwilę wcześniej wypłynęły z ust niższego. Zagryzł wargę, po chwili przytakując głową. Bo w końcu chociaż bardzo chciał zrobić to samemu, to widok Jisunga, który samemu miał się zadowalać, również wydawał się kuszący.

I gdy tylko Felix się zgodził, na twarz Jisunga wstąpił zadowolony uśmiech. Pewnym ruchem otworzył buteleczkę i cały czas wpatrując się w oczy wyższego, wylał trochę jej zawartości na swoje palce. Oblizał nadal napuchnięte wargi, po czym nakierował wskazujący palec na swoją dziurkę. Uniósł biodra odrobinę do góry, niechcący ocierając się o Felixa i wywołując z ust ich obu ciche jęki. Następnie bezwiednie opadł na swój własny palec, czując, jak naraz ogarnia go dawno nie zaznana przyjemność i ten typowy dla tego rodzaju czynności ból. Zacisnął zęby na wardze, już po chwili powoli zaczynając poruszać swoim palcem.

Dla Felixa było to naprawdę jeszcze większe wyzwanie, niż walka z spełnieniem podczas, gdy niższy mu obciągał. Nie wiedział czemu, ale widok Jisunga rozciągającego się powoli na jego oczach zdawał mu się jeszcze bardziej podniecający, niż cokolwiek, co wcześniej wydarzyło się w tym pomieszczeniu. Brązowowłosy wyginał się do tyłu, napinając tym samym mięśnie brzucha i raz za razem upadając na swój palec. Felix czuł, jak całe ciało Hana poruszało się na jego udach, a to tylko sprawiało, że miał ochotę zrobić coś więcej, już tylko trzymać dłonie na szczupłej talii chłopaka. Chciał mu pomóc, jednakże wiedział, że Jisung miał inny plan, dlatego też postanowił się do niego zastosować. Śledził dokładnie każdy kolejny jego ruch, patrząc również na mimikę jego twarzy, która zmieniała się z każdym drobnym pchnięciem. Jego usta były rozchylone, lecz oczy wręcz przeciwnie, przymknięte z przyjemności. Wszystko to sprawiało, że Felix miał ochotę tak po prostu zmienić ich miejscami i przejść do rzeczy, a głośny jęk, jaki uleciał z ust Hana, gdy tylko dołożył drugi palec, jeszcze bardziej go w tym utwierdził. Zaciskał mocno palce na jego mlecznej skórze, wsłuchując się w melodyjne dźwięki, które z każdą chwilą ulatywały z ust brązowowłosego z coraz to większą częstotliwością. Z każdą sekundą coraz ciężej było mu się powstrzymać, dlatego też miarka stanowczo przebrała się w momencie, gdy Jisung energicznie zaczął nabijać się już na trzy palce. Felix przeniósł swoje dłonie z talii chłopaka, na jego wyeksponowane uda, na których również zacisnął palce. Z ust nadal rozciągającego się chłopaka uleciał głośny jęk, jednak nie zaprzestał on swoich czynów. Nadal energicznie poruszał nadgarstkiem, samemu również czując kumulujące się w nim podniecenie. Przeszywający wzrok Felixa, który czuł dosłownie na swoim całym ciele, dodawał mu kolejnych nakładów energii, dzięki czemu pojękiwał jeszcze głośniej.

— Dość tego — mruknął nagle Felix, jednak Jisung nie przerwał tego, co robił. Nadal poruszał swoją dłonią, zwinnie się rozciągając i rozkoszując się niskim głosem Felixa, który znów pobłogosławił jego uszy. — Teraz moja kolej, by sprawić ci przyjemność.

I po tych słowach zdecydowanym ruchem przewrócił ich ciała, dzięki czemu to znowu on znalazł się na górze. Uśmiechnął się pod nosem, widząc jak na twarz Jisunga wstępuje niezadowolenie, które było spowodowane brakiem czegokolwiek w środku. Miał jednak zamiar zmienić to już za chwilę i właśnie dlatego szybko chwycił za lubrykant, tym razem samemu wylewając jego zawartość na swoje dłonie. Następnie rozprowadził zimną maź po całej swojej długości, pozostałą resztę wcierając w pulsującą dziurkę niższego. Chwycił obie jego dłonie, umiejscawiając je nad głową brązowowłosego i łącząc ich palce. Pochylił się, po raz kolejny tego wieczora łącząc ich usta. Tym razem pocałunek ten trwał jednak dłużej, a przerwany został przez głośne sapnięcie, które wyleciało z ust Hana, gdy Lee przycisnął swoje przyrodzenie do pośladków starszego. Nakierował swoje przyrodzenie na jego wejście, biorąc pomiędzy zęby jego wargę i nadal nie wierząc w to, co właśnie się działo.

— To ostatni moment, by się wycofać, kochanie — szepnął, zaczepnie drażniąc jego wejście. Jisung starał się dusić w sobie jęki, jednak na nic się to przydawało.

— Serio myślisz, że chcę to przerwać? — odparł pytaniem, lecz nim Felix zdołał cokolwiek odpowiedzieć, Jisung uniósł biodra, samemu nabijając się na przyrodzenie jego bratniej duszy.

Naprawdę nie potrzebował wiele, by przyzwyczaić się do obecności Felixa w jego ciele. Może było to podniecenie, którego nie potrafił już znieść i które sprawiało, że jego własny członek pulsował boleśnie, a może po prostu inna kwestia, ale jedno było pewne — nie żałował niczego. I właśnie z tą myślą rozchylił wargi, licząc na to, że wyższy złączy ich usta. Ten właśnie pocałunek był początkiem czegoś dłuższego, ważniejszego. Może w głębi serc nadal im obu wydawało się to niepojęte, ale z tą nocą rozpoczynali nowe życia u boków swoich bratnich dusz.

Na początku tempo, w jakim Felix zaczął się poruszać, było naprawdę powolne i w tym wszystkim niemalże czułe i urocze, jednak szybko przerodziło się to w coś o wiele mniej delikatnego. I szczerze, pasowało to im obojgu, gdyż i Felix, i Jisung w tamtym momencie pragnęli już jedynie dosięgnąć spełnienia. Z każdym pchnięciem jęki przybierały na sile, odbijając się od wszystkich ścian i stanowczo zapewniając im brak szacunku od sąsiadów. Wtedy nie miało to już jednak żadnego znaczenia, bowiem liczyli się jedynie oni dwaj.

Nawet później ruchy Felixa były w pewien sposób delikatne, jednak znaczenie szybsze. Jisung pojękiwał głośno, teraz już nawet się nie hamując. Jego dłonie były przyciśnięte do poduszki nad jego głową, toteż nawet nie mógł wplątać swoich dłoni w blond kosmyki Felixa. Wszystko działo się zbyt szybko, a przyjemność, jakiej doznawał była za duża, by przejmować się takimi drobiazgami. I choć z początku chciał się wykazać silną wolą, to teraz pozwalał Felixowi szybko wchodzić w jego ciało, pozostając praktycznie bez ruchu. Co jakiś czas jedynie unosił biodra, jednak nie było go stać na nic więcej. Przyjemność była zbyt duża, a ciało po prostu zmęczone.

Ich stosunek choć był dość szybki, to jednak mimo wszystko był przepełniony uczuciami. Z każdym mocnym pchnięciem, które drażniło wrażliwą prostatę niższego chłopaka, Felix całował jego usta, skradając z nich słodkie pocałunki. I chociaż znali się tak krótko, to czuli się przy sobie tak dobrze. Nie było między nimi żadnej bariery, a z każdą chwilą, podczas której oboje zbliżali się do orgazmu, ich słowa stawały się coraz bardziej czułe i emocjonalne.

I gdy w końcu doszli obaj, nieświadomie szepcząc swoje imiona, do Jisunga ostatecznie dotarło to, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich dwóch dni. Wszystko uderzyło w niego jak pociąg, niczym nagłe olśnienie podczas orgazmu. I gdy w końcu oboje opadli na pościel, oddychając ciężko, wtulił się w bok Felixa. Nie zamierzał uciekać — ani chwili dłużej. Czuł, że tym razem nie ma się czego bać, że znalazł się właśnie obok osoby, która naprawdę szczerze go pokocha. I może na początku w to nie wierzył, tak teraz zaczynał rozumieć, dlaczego to właśnie Felix był jego bratnią duszą.

— Wiesz — zaczął, zataczając kółeczka na jego klatce piersiowej. Felix mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, nadal uspokajając oddech po przebytym stosunku. — Dziękuję ci za to, że mnie wtedy odnalazłeś. Może znamy się tylko dwa dni, ale ja czuję się jakby były to całe lata.

Felix zaśmiał się melodyjnie, obejmując talię drugiego chłopaka.

— Nie masz za co dziękować — odparł niemal natychmiast, czule głaszcząc jego skórę. — W końcu jesteśmy bratnimi duszami, nie?

— Właśnie — westchnął, przymykając oczy. Znowu w swoje ramiona zgarniał go sen, ale nim mu na to miał pozwolić, miał do powiedzenia jeszcze jedną rzecz. — Przywróciłeś mi wiarę w bratnie dusze, pomogłeś to zrozumieć. Jesteś tu, nie wyśmiałeś mnie. Dziękuję ci za to wszystko, moja bratnia duszo.

...
[19 013 słów]

mam nadzieję, że się wam podobało i że dotarliście tutaj, mimo że one shot jest tak długi jak niektóre ff XD

no i przepraszam za zjebanie tego smuta, ale ja się po prostu do tego nie nadaję XDD

no i za wszystkie błędy też przepraszam, ale przy tej ilości słów ie da się wyłapać wszystkiego :(


a no i przepraszam za tą shittową piosenkę, która w żadnym stopniu nie zasługuje do przyrównania do Sunga XDD


anyway, widzimy się w moich innych ff.

seeya! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top