Pokochanie

Dwudziesty czwarty listopada, był to czwartek. O ile pamięć czasem zawodzi mnie przy niektórych wspomnieniach, to w przypadku tej daty mam przed oczami wszystko tak dokładnie jakbym oglądał film. Przeżyliśmy wtedy nasz wspólny pierwszy śnieg tamtej zimy.

Siedziałem przy swoim laptopie dokańczając pisanie raportu, którego nie udało mi się napisać w pracy, kiedy Jongin wbiegł do salonu i nie racząc mnie ani jednym słowem wyjaśnienia, zaciągnął mnie za rękę do okna, bym mógł napawać swoje oczy magicznym widokiem spadających na ziemię płatków śniegu.

Zaproponowałem wyjście na zewnątrz, nawet jeśli minusowa temperatura zbytnio do tego nie zachęcała, lecz chłopakowi nie przeszkadzało to ani trochę. Odkąd zaczął chodzić w moich starych swetrach, nie narzekał już na zimno.

Byliśmy jedynymi osobami, które stały na dworze ze wzrokiem uniesionym ku niebu. Otaczał nas niezwykły taniec białego puchu, noszonego przez niesforny wiatr, który muskał nasze policzka kłującym chłodem, a oddechy malował na mglisty kolor.

Nigdy nie zastanawiałem się jak takie zwyczajne zjawisko atmosferyczne może stać się nagle pięknym wspomnieniem, który po czasie idealizuję jako chwilę nadzwyczajną. Jej wyjątkowość nadawała obecność Jongina u mojego boku. Jego oczy błądziły po szarym nieboskłonie, a do eteru wypuszczał pomruki zachwytu.

Bardziej i dokładniej niż sam śnieg, pamiętam obraz stojącego chłopaka, a panująca wówczas zima była jedynie tłem dopełniającym arcydzieło spod ręki prawdziwego artysty – życia.

— Moja matka nadal nie wie, że u ciebie jestem — westchnął, a słowa towarzyszące przy tym, wydawały się jakby opuściły jego krtań jedynie przy okazji.

Poruszyłem się niespokojnie w miejscu na jego słowa. Jeszcze nigdy nie wspominał o niej przy mnie. Nie wiedziałem nawet, że miał jakąkolwiek rodzinę.

— Nie powiedziałeś jej jeszcze? Będzie się o ciebie martwiła.

— Odwiedzam ją zaraz po pracy, by sprawdzić czy jeszcze nie zapiła się na śmierć albo czy ma co jeść... Nawet gdy znikam na dłuższy czas, ona nie pyta, gdzie byłem. Przyzwyczaiłem ją do myśli, że zawsze wracam, ale teraz... — przerwał na moment, a jego wargi zadrżały, jakby nie był pewny, czy chce narazić swoje głęboko skrywane myśli na to przeszywające zimno. — Teraz nie chcę już wracać.

Zamarłem.

Trudno mi było wyobrazić sobie co takiego musiał wtedy czuć Kim, że musiał zastosować kaliber takich słów, jednocześnie ubierając je w spokojny ton głosu.

— Jongin... To twoja matka. Nieważne jaka by nie była, to nadal twoja rodzina.

— Ty nic nie rozumiesz — odparł odwracając się do mnie plecami, a z frustracji zaczesał włosy do tyłu.

— Może i masz rację. Nie znam jej, nie wiem jaka jest, ale odpowiedz sobie, czy umiałbyś zasnąć spokojnie w nocy nie wiedząc co się z nią dzieje?

— Nie — wyznał szczerze przyduszonym głosem.

Nim się spostrzegłem, on przyległ do mnie swoim ciepłym ciałem, a mnie pozostało jedynie opleść go pnączami swoich ramion. Wbrew pozorom to najwięcej otuchy dawał mi on sam. Nie byłem ani zbyt dobrym doradcą, ani słuchaczem zwierzeń, jednak dla Jongina postanowiłem zrobić wyjątek i poprosić go otworzenie się przede mną, jednak tamtego dnia odmówił mi, tłumacząc, że nie jest na to gotowy. Zrozumiałem go.

Potem miałem jedynie wyrzuty sumienia, że nakładałem na niego presję. Dopiero zaczynał mi ufać, a ja chciałem jak najszybciej przeszyć go na wylot.

Dzięki niemu uczyłem się cierpliwości.

Jednak to wszystko i tak nikło w cieniu dwóch postaci wtulonych w siebie nawzajem podczas pierwszego śniegu na dworze. To był pierwszy raz, kiedy Jongin się do mnie przytulił, a ja poczułem jego ciepło tak blisko swojego ciała.

***

Wraz z początkiem grudnia, Jongina mogłem nazywać już moim pełnoprawnym współlokatorem, gdyż zaczął dokładać ze swojej niewielkiej pensji na mieszkanie.

Nigdy nawet mu nie zasugerowałem, by zaczął płacić swoją część. Wiedziałem, że byłbym w stanie utrzymać naszą dwójkę i małego pieska samemu, jednak widząc determinację w jego oczach, gdy podawał mi starannie wyliczony plik banknotów, nie chciałem się z nim kłócić.

Wbrew pozorom był bardzo honorowy i pracowity, lecz jak sam to określił, potrzebował odpowiedniej motywacji i wsparcia, którym ja dla niego byłem.

To były najcieplejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałem od drugiej osoby.

Każde miłe słowa, które wypowiedział w moim kierunku były nićmi, z których powoli haftowałem sobie sweter, mając nadzieję, że pewnego dnia go założę i nigdy nie ściągnę.

***

Gdzieś tak w drugiej połowie grudnia, udało mi się odnowić kontakt ze znajomą, którą znałem ze szkoły. Los pokierował jej życiem w kierunku fotografii. Zapytała się mnie, czy nie mógłbym zapozować dla niej do jej kolejnej sesji, jednak ja zaproponowałem jej znacznie lepszego modela do tego zadania.

— Jongin! — krzyknąłem uradowany z niewielkiego przedpokoju, zamykając za sobą frontowe drzwi. Chłopak jak na zawołanie wybiegł z kuchni ze zdezorientowaną miną. — Znalazłem ci nową pracę! — Nie czekając nawet na jego reakcję przytuliłem go do siebie.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak ważna była dla mnie bliskość chłopaka. Jak często doprowadzałem do tego, by być najbliżej niego.

— Pracę? Ale ja już mam pracę — odparł niepewnie.

— Ta praca jeszcze o wiele lepsza od pracy w sklepie! — entuzjazm nadal zabarwiał mój głos o radosne tony, podczas kiedy głos Jongina jakby zszarzał od niepewności.

***

— Ja się chyba do tego nie nadaje — skomentował niemrawo na wieść, że załatwiłem mu jego pierwszą sesję zdjęciową, a gdy się spodoba, będzie miał nawet szansę na dłuższą współpracę z moją znajomą, która podpisała właśnie kontrakt z siecią ubrań sportowych i desperacko szukała kogoś zaufanego na dłużej.

— Skąd ten pesymizm? Jesteś przecież naprawdę przystojny. Masz odpowiedni wzrost, długie, szczupłe nogi, idealne rysy twarzy i to coś w spojrzeniu. Na pewno będziesz wspaniałym modelem. — Przysunąłem się do niego na kanapie i uśmiechnąłem kwadratowo.

— Ale ja nie mam ciała prawdziwego modela. Jestem chyba za chudy. Spójrz. — Uniósł swoją koszulkę, a moim oczom ukazała się klatka piersiowa oraz brzuch bruneta.

Faktycznie był nieco wychudzony. Wyraźnie było mu widać żebra i delikatny zarys mięśni brzucha.

Badałem wzrokiem jego ciało. Nie wiedzieć czemu zabolał mnie ten widok. Żałowałem wtedy, że nie pilnowałem go bardziej z jedzeniem posiłków. Zauważyłem czasem, jak ten odmawiał sobie dokładki, myśląc zapewne, że mu nie wypada. Uświadomiłem sobie, jak ważne było, bym był w stosunku do niego bardziej stanowczy, jeśli chodziło o jedzenie. Pragnąłem jedynie, by bardziej przybrał na masie.

Położyłem delikatnie dłoń na jego tors i przejechałem po nim opuszkami palców, wywołując tym u Jongina gęsią skórkę. Chłopak nie zareagował gwałtownie na mój czyn, a jedynie osłupiały wpatrywał się we mnie.

Jesteś idealny, Jongin — wyszeptałem. — Ale nie będziesz się tam przecież rozbierał, to sesja ubrań sportowych — dodałem po chwili z pogodnym uśmiechem.

***

Już w następnym tygodniu spotkał się z moją znajomą w studiu fotograficznym. Naeun, bo tak miała na imię, była nim wprost zachwycona. Chodziła z centymetrem w ręku i mierzyła go pod każdym względem. Podobno jego proporcję były idealne, jednak ja nadal byłem zdania, że powinien chociaż troszkę przytyć.

Ciche westchnienia zachwytu cisnęły mi się na usta, gdy przyglądałem się jego wstępnej sesji z boku. Miał on swój urok osobisty, z którego stopniowo zaczął zdawać sobie sprawę, jednak jeszcze nieumiejętnie z niego korzystał. To, że czuł się swobodnie przed obiektywem aparatu, widać było gołym okiem. Z początku był nieśmiały i niepewny, lecz z minuty na minutę coraz lepiej dogadywał się z fotografem i emanował pewnością siebie.

Udało mu się wywrzeć dobre wrażenie nie tylko na mnie, ale także i przede wszystkim na Naeun, która zaprosiła go na kolejną sesję. Wszystkie trzy następne, były jedynie wstępem i zapoznaniem się po części ze sztuką pozowania. Wbrew pozorom nie było to takie proste, na jakie wyglądało. Dziewczyna ciągle dawała mu mnóstwo przydatnych porad, a dzięki jego determinacji, zdjęcia wychodziły lepiej.

W styczniu miała odbyć się jako pierwsza poważna sesja, a on miał stać się twarzą zagranicznej firmy sportowej, która dopiero wchodziła na  koreański rynek.

***

— Po sesji w styczniu chciałbym zabrać cię na zakupy — rzucił w moją stronę, kiedy kroił pora do zupy. Ja zaśmiałem się na to i odłożyłem kubek herbaty, by chwilę, oparty o blat kuchenny, znaleźć się obok niego.

— Nie wydawaj od razu swoich pieniędzy na mnie. To ty na nie zapracujesz, odłóż je sobie.

— Ale nigdy bym nie miał takiej okazji, gdyby nie twoja pomoc... Zresztą ty ostatnio kupiłeś mi tyle ubrań na zimę, chce się jakoś odwdzięczyć — spojrzał na mnie smutno, mając nadzieję, że ulegnę tym pięknym oczom.

— Co z tego? Ty i tak ciągle chodzisz w moim starym swetrze — przejechałem dłonią po jego ramieniu, gdyż właśnie wtedy, był ubrany w beżowy sweter, o którym była mowa.

— Bo czuje na nim twój zapach i ciepło — przystawił skrawek ubrania do nosa, by móc poczuć woń, którą tak bardzo lubił, przez co na jego twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech.

— Lubisz mój zapach? — Może i było to idiotyczne pytanie, jednak w tamtym momencie słowa chłopaka mąciły mi w głowie i nawet nie kontrolowałem tego, co mówiłem.

— Nawet bardzo. Ten zapach sprawia, że czuję się bezpieczny — obdarzył mnie szczerym uśmiechem, po czym z powrotem zajął się krojeniem.

***

Grudniowe święta nigdy nie były czymś ważnym w moim życiu, jednak w tamtym okresie miałem nagłą i niezrozumiałą ochotę przystroić choinkę. Niektórzy ludzie tak robili, więc pomyślałem, że dekorowanie drzewka może sprawić wiele frajdy.

Na moje szczęście, kiedy wróciłem do mieszkania z niewielką choinką i pudłami przeróżnych ozdób, Jongin był na spacerze z psem, dzięki czemu po jego powrocie, miał niemałą niespodziankę.

Od razu zabraliśmy się wspólnie do roboty.

Nigdy nie przypuszczałem, że taka na pozór zwyczajna czynność, może sprawić tyle radości. Około dwudziestu minut próbowaliśmy dobrze zawiesić lampki, przy okazji ciągle się w nich plącząc. Niektóre bombki, zwinny oraz przebiegły piesek brał do pyszczka i uciekał przed nami po całym mieszkaniu, nie chcąc oddać swoich nowych zabawek.

Po dwugodzinnej pracy opadliśmy zmęczeni na kanapę, podziwiając nasze dzieło.

— To moja pierwsza ubrana choinka w życiu — rzekł zadowolony Jongin, po czym położył głowę na moim ramieniu.

— Czuje się zaszczycony, że to właśnie ze mną ją stroiłeś — objąłem go, by wtulił głowę w mój tors.

— Dzięki tobie to moja najcieplejsza zima w życiu — mruknął pod nosem.

— Chcę, by od teraz, aż po ostatnie twoje dni tak było i osobiście tego dopilnuję.

— Dlaczego? Przecież i tak zrobiłeś dla mnie więcej, niż powinieneś. Nie czuj obowiązku opiekowania się mną aż do śmierci. Sam sobie poradzę. Znajdę mieszkanie i zacznę żyć swoim życiem, a ty swoim. Mam u ciebie niewyobrażalnie duży dług, który spłacę za wszelką cenę.

Zamilkłem.

Nie lubiłem, kiedy ciągle wspominał o swojej wdzięczności względem mnie oraz o długu, który u mnie zaciągnął. Naprawdę nie chciałem od niego żadnych pieniędzy. Chłopak najchętniej oddałby mi każdy won, który zarobił. Jedyne czego wtedy chciałem, był on sam.

Chciałem go mieć całego dla siebie.

***

— Co to jest? — zapytał podekscytowany, rozpakowując prezent ode mnie, który magicznym sposobem znalazł się pod choinką, a na doczepionej karteczce widniało jego imię.

— Otwórz, to się dowiesz! — ponagliłem go, klepiąc po plecach i ciągle patrząc z boku na jego twarzy, by zobaczyć, jaka będzie jego reakcja na to, co mu kupiłem.

Kiedy w końcu uporał się z papierem ozdobnym i taśmą klejącą, jedyne co mu zostało, to otworzyć pudełko. Gdy tylko to zrobił, oczy zrobiły mu się okrągłe niczym monety. Zastygł w miejscu, obserwując zawartość kartonowego pudełka.

— No nie patrz tak na to, tylko przymierzaj! — chłopak oprzytomniał i spojrzał na mnie.

— Ale co to jest?

— Jednoczęściowa piżama — zaśmiałem się.

— A to nie przypadkiem dla dzieci? — na te słowa cisnąłem w niego piorunami z oczu.

— Też taką mam... — powiedziałem, po czym obdarzył mnie przeuroczym śmiechem i przytulił do siebie ubranie.

— W takim razie też załóż swoją!

Po kilku minutach Jongin wyszedł z łazienki, a ja już czekałem przebrany w salonie. Kiedy tylko zobaczyliśmy siebie nawzajem, wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.

— Piżama w kształcie wilka? — wskazał na mnie, nadal się śmiejąc.

— No co? Patrz tylko jaki mam zarąbisty ogon — odwróciłem się do niego i zacząłem kręcić tyłkiem, by wprawić w ruch wystający kawałek materiału. Doprowadziłem tym samym Jongina do płaczu, a piesek jedynie szczekał na nas, jakby chciał nas uciszyć.

— Jesteś przeuroczy — na jego komplement, którego osobiście nie znosiłem, podszedłem do niego.

— I mówi to facet przebrany za misia. To dopiero jest urocze. — Chwyciłem za jego kaptur i naciągnąłem mu go na głowę. — Misio bez uszek to nie misio — odparłem, po czym zapatrzyłem się w jego uśmiechniętą twarz.

Uwielbiałem wszystko w jego fizjonomii. Każdą zmarszczkę, która pojawiała się podczas szczerego uśmiechu. Różowy rumieniec na jego policzkach, kiedy pił kakao. Jego lekko garbaty nosek, idealnie odznaczającą się linię szczęki. Pełne, spierzchnięte usta, które ciągle nadgryzał lub dotykał palcami. Jego oczy, które za każdym razem, gdy na mnie spojrzał, wyglądały inaczej. Nie musiał czasem nawet nic mówić, gdyż z jego ślepi można było wyczytać wszystkie emocje i myśli.

W tamtym momencie patrzyłem w nie głęboko. Nawet po upłynięciu pięciu sekund nie czuliśmy się niezręcznie i nadal wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem z istnym zafascynowaniem. Jednak Jongin przerwał pełną skupienia chwilę, podchodząc do mnie jeszcze bliżej, a ja bez namysłu nadal trzymając go za kaptur, przyciągnąłem jego twarz do swojej, a usta złączyliśmy w delikatnym, pierwszym pocałunku.

Odczuwałem łaskotanie motylich skrzydełek w brzuchu oraz niebywałą błogość, kiedy muskał swymi wargami o moje. Nie wiem jak, długo trwał nasz pocałunek, jednak wtedy mógłbym przysiąc, że minęła co najmniej godzina.

Przy nim straciłem całkowicie poczucie czasu i przestrzeni. Nagle zapomniałem, gdzie byłem, która była godzina, jaki był dzień tygodnia. Nic prócz Jongina i jego subtelnych pocałunków, nie miało najmniejszego znaczenia.

***

— Masz jakieś postanowienia noworoczne, Hun?

Staliśmy wspólnie na niewielkim balkonie z kieliszkami musującego szampana w dłoniach, czekając niecierpliwie na nadejście nowego roku.

W tamtym roku odpuściłem sobie świętowanie nowego roku ze swoją rodziną, bo mieli oni swój dziwny sposób, na spędzanie tego wyjątkowego dnia. Zazwyczaj szliśmy do drogiej restauracji, gdyż moja mama nie była najlepsza w gotowaniu, a ja nie znosiłem tej sztucznej atmosfery, która temu wszystkiemu towarzyszyła.

Zdecydowanie wolałem obchodzenie lunarnego nowego roku, gdy byłem mały, bo wtedy jeszcze żyli moi dziadkowie. To oni sprawiali, że witaliśmy nadchodzący rok rodzinnie, lecz po ich śmierci moi rodzice zrezygnowali ze świętowania tego, na rzecz ostatniego dnia ostatniego miesiąca według kalendarza gregoriańskiego.

— Chciałbym w końcu pojechać na narty i ograniczyć jedzenie słodyczy — odparłem, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Nie traktowałem postanowień noworocznych na poważnie. Determinacji do ich spełnienia zawsze mi brakowało, jednak jak wtedy to mówiłem, przed oczami miałem nasz wspólny wypad w góry, a to zmieniało postać rzeczy.

— W takim razie wszystkie słodycze będę wyjadał, żeby cię nie kusiło.

Zaśmiałem się na to i oparłem głowę o jego ramię, które wręcz szeptało zapewnienia, że jest wygodne niczym poduszka.

— Ależ dziękuję. Wiedziałem, że w tej sprawie będę mógł na ciebie liczyć. A ty? Masz jakieś postanowienia?

— Chciałbym być lepszym człowiekiem, niż byłem kiedyś i nie okraść już nikogo. Chcę zarabiać uczciwie pieniądze i usamodzielnić się, żebyś nie musiał się o mnie martwić.

Zamierzałem jakoś skomentować jego słowa, jednak usłyszeliśmy z ulicy głośne odliczanie, więc stanąłem prosto i spojrzałem na nieboskłon, wyczekując fajerwerków. Gdy doszło do pięciu sekund, Jongin nagle położył dłoń na moim policzku i wbił się w moje usta. To właśnie zachłannym pocałunkiem przywitaliśmy nowy rok i jakoś specjalnie nie ubolewałem, że miałem zamknięte oczy i nie widziałem całej iluminacji świetlnej na niebie.

***

Od kiedy nasze oddechy się ze sobą wymieszały, a usta nawzajem pieściły w sylwestrową noc, poczuliśmy pomiędzy sobą jeszcze większą więź niż przedtem.

Stopniowo zmniejszyliśmy odległości między naszymi ciałami, z czasem nawet do minimum. Nie czuliśmy skrępowania, naruszając swoje strefy osobiste. Spontaniczne przytulanie zaczęło być częstsze i dłuższe. Z początku nieśmiałe muśnięcia w policzek lub czoło przerodziło się w czułe pocałunki w usta. Jongin czasem odwiedzał moją sypialnię w środku nocy, by spać ze mną do samego rana, aż w końcu na dobre przeniósł się z kanapy w salonie do mojego pokoju. Z dnia na dzień chłopak stawał się dla mnie bliższy i niezwykle ważny, że nawet zwykłe pójście do pracy było dla mnie katorgą, bo nie było go obok.

***

Mój Jongin poszedł w końcu na obiecaną sesję zdjęciową w pierwszej połowie stycznia. Niedługo potem udało mu się podpisać umowę o stałą współpracę. Nie udałoby się to oczywiście bez pomocy Naeun, której byłem następnie wielkim dłużnikiem, że poręczyła za niewydobyty jeszcze do końca potencjał drzemiący w Jonginie. Pomimo faktu oficjalnego zaczęcia kariery jako model, Kim nie chciał rezygnować z pracy w niewielkim sklepie wielobranżowym niedaleko naszego mieszkania. Polubił ludzi, którzy go odwiedzali. Ze wzajemnością.

Pracował naprawdę ciężko. Nie sądziłem, że bycie modelem może być tak wyczerpujące. Dopiero potem dowiedziałem się, że miał specjalną dietę i że zaczął chodzić na siłownie, by jego ciało wyglądało doskonale. Jednak mimo zmęczenia zawsze znalazł wolną chwilę dla mnie i dla pieska.

***

Trzynasty lutego – to wtedy matka Jongina została znaleziona martwa w swoim mieszkaniu.

Jongin nie rozpaczał. Uronił jedynie kilka symbolicznych łez, jakby na znak, że cokolwiek czuje, lecz jego wzrok był przerażająco pusty, do końca miesiąca.

Okazało się, że mieszkanie, w którym Kim się wychowywał, musiało być jak najszybciej sprzedane, by móc spłacić długi, z którymi matka Jongina go zostawiła. Oczywiście pomogłem mu ze wszystkim, bo widziałem, jaki zagubiony był w tym wszystkim. Sam nigdy nie robiłem podobnych rzeczy, lecz chciałem być jego solidnym wsparciem, więc udawałem, że doskonale wiedziałem, co robiłem.

Sam, jak potem mi wyjaśnił, mieszkał w ich garażu, gdyż w domu nie było dane mu spokojnie żyć. Z niewielkiego pomieszczenia zrobił sobie swój pokój, a do mieszkania przychodził jedynie by się umyć i pomóc matce.

Nie traktowała go zbyt dobrze. Obwiniała zawsze za wszystko i oczekiwała jedynie, by ten przynosił do domu pieniądze i zakupy, które najczęściej ograniczały się do alkoholu i jedzenia. Nie interesowało jej to, skąd na to wszystko brał.

Mimo wszystko Kim próbował ją znienawidzić, gdyż czuł, że był z nią zbytnio emocjonalnie związany. Jak tłumaczył nie zawsze taka była. Wszystko zaczęło się psuć po śmierci jego ojca. On jakoś pozbierał się po tej tragedii, ale jego matka już nigdy. Czasem brała własnego syna, za swego zmarłego męża, a dla Jongina to było zdecydowanie za dużo.

Czułby się okropnie, jeśli z dnia na dzień zostawiłby ją bez opieki, myśląc jedynie o własnej wygodzie, więc po jej śmierci, poczuł okrutnie brzmiącą ulgę.

Dopiero po powiedzeniu mi tego wszystkiego, rozpłakał się, a na jego policzkach lśniły słone dowody głęboko skrywanych emocji. Było to takie szczere, że aż piękne. Widok płaczącego Jongina nawiedzał mnie później w nocy, lecz nigdy nie był to koszmar, a coś, co pomogło mi zrozumieć go lepiej, więc jedynym, co wtedy czułem była wdzięczność.

***

Kwietniowego popołudnia zasiadałem w swoim salonie, popijając jaśminową herbatę, kiedy nagle do mieszkania wrócił Jongin.

— Znalazłem mieszkanie! — wykrzyczał, wchodząc do pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Wstałem szybko na równe nogi i obdarowałem go zszokowanym spojrzeniem.

— Mieszkanie? Już stać cię na wynajem mieszkania? — Nie dowierzałem własnym uszom. Jongin będzie mieć własne mieszkanie.

— Tak! — zamknął mnie w swoich ramionach i mocno przytulił. On wprost skakał z radości, a ja tymczasem najchętniej zamknąłbym się w pokoju i zalał słonymi łzami.

Nie chciałem, by się wyprowadzał. Nie chciałem, by zostawił mnie samego, jednakże nie mogłem być egoistyczny i na siłę zatrzymywać go przy sobie. Tak bardzo pragnął się usamodzielnić. Ciągle mówił o tym, że chciałby swoje mieszkanie, a ja zbagatelizowałem to, mając nadzieję, że po czasie zmieni zdanie. Ale niestety... Mój Jongin chciał mnie zostawić, a ja nie mogłem nic zrobić. Mogłem jedynie okazać mu swoje wsparcie.

Przytuliłem go i próbowałem przez najbliższy tydzień ukrywać swój smutek za każdym razem, kiedy pokazywał mi zdjęcia swojego nowego lokum oraz to, ile pieniędzy udało mu się odłożyć. Ciągle pytałem go, czy jest tego pewien, czy będzie go na to stać, czy będzie mnie odwiedzać. Był taki zadowolony, że w końcu nie będzie dla mnie ciężarem, a ja nie mogłem zrozumieć, dlaczego tak uważał.

On sądził, że dzięki temu mi ulży, jednak tak naprawdę zadał mi niewyobrażalny ból.

***

Przez moje udawanie cierpiałem jeszcze bardziej. Byłem już zmęczony tą grą aktorską. Nie chciałem już dawać mu pozorów, że cieszę się z jego wyprowadzki, bo ani trochę tak nie było. Musiałem za wszelką cenę zatrzymać go przy sobie. Nawet gdyby była to najbardziej egoistyczna rzecz, jaką zrobiłem w życiu. Jednak wiedziałem, że nigdy bym sobie nie darował, gdybym chociaż nie spróbował go przekonać do pozostania ze mną.

To było pod koniec kwietnia, kiedy zaprosiłem go na kolację do restauracji. Kompletnie nie wiedział co wybrać z karty dań. Był spięty, bo nigdy nie był w takim miejscu.

Po dwóch lampkach wina rozluźnił się nieco, dzięki czemu mogliśmy nawiązać pogawędkę o wszystkim i o niczym, omijając jak ognia tematu jego nowego miejsca zamieszkania.

W mieszkaniu byliśmy późnym wieczorem. Tamtego dnia tematy rozmów nam się nie kończyły, a buzie nie zamykały. Czułem się w jego towarzystwie tak swobodnie, jakbym znał go całe życie. Ufałem mu na tyle, że byłem pewny, że każdy mój sekret zabrałby ze sobą do grobu.

Będąc już na miejscu, od razu z garniturów przebraliśmy się w luźne dresy, w których zwykliśmy sypiać. Ta noc miała być wyjątkowa, bo właśnie wtedy chciałem pokazać mu, ile dla mnie znaczył.

Czekałem na niego siedząc na skraju łóżka, tupiąc nerwowo nogą. Kiedy w końcu wyszedł z łazienki i wkroczył do sypialni, ja dźwignąłem się do góry i powoli podszedłem do niego bez słowa. Brunet przyglądał mi się badawczo, jakby próbował domyślić się moich zamiarów.

Wplątałem palce w jego jeszcze mokre włosy, zaczesując je do tyłu, a wzrok wlepiłem w jego usta. Kiedy przejechał po nich koniuszkiem języka, ja poszedłem w jego ślady i po zwilżeniu spierzchniętych warg, wbiłem się w te należące do Jongina.

Bez zastanowienia odwzajemnił pocałunek, przenosząc swe dłonie na mój nagi tors, by pieścić go opuszkami palców i przyprawiając mnie tym samym o gęsią skórkę.

Zacząłem iść tyłem, ciągnąc go za sobą, aż do momentu, w którym moje łydki spotkały się ramą łóżka. Wtedy odkleiłem się od jego niebiańskich ust. Ciężko oddychając, spojrzałem mu prosto w zamglone oczy.

— Kochajmy się — wyszeptałem mu w usta. — Kochajmy się całą noc.

Uniósł lekko brwi, jakby sądził, że się przesłyszał, jednak po chwili widząc brak zwątpienia w mym wzroku, pchnął mnie na materac, od razu przykrywając mnie swoim ciałem.

Tamtej nocy po raz pierwszy nasze pocałunki były jeszcze bardziej zachłanne niż zazwyczaj. Myśli chaotyczne, a ruchy niezwykle pewne. Chcieliśmy być tak blisko, jak tylko to możliwe. Nawet na moment nie odklejaliśmy się od siebie, panicznie bojąc się, że bez tej bliskości zamarzniemy.

Jego ciało było moim, a moje jego. Już nie byliśmy osobnym indywiduum.

Nie było już Sehuna – szarego człowieka, który gubił się w tłumie mu podobnych.

Nie było też Jongina – niegdyś złodziej, który nie miał, żadnych nadziei na lepsze jutro.

Były już tylko dwa nagie ciała, które tworzyły harmonijną jedność.

Głucha cisza odeszła w zapomnienie. Jęki rozkoszy oraz dźwięk obijania się bioder Jongina o moje pośladki przecinały co chwile gorące powietrze wokół nas. Nie miało już znaczenia, kim byliśmy z zawodu, jakie ubrania nosiliśmy czy też to, czy nasze włosy są dobrze ułożone.

Bez żadnego wstydu czy krępacji.

Obnażyliśmy się przed sobą swoje ciała, tak samo, jak i pragnienia, wyzbyliśmy się jakichkolwiek zahamowań. Przekroczyliśmy wszelkie granice.

Bez fałszu czy udawania.

Leżeliśmy tak, jak stworzyła nas natura. Byliśmy tylko my i nic poza tym. Nie był to iście zwierzęcy instynkt, który miał na celu jedynie nas zadowolić.

Był to najczystszy akt miłości. Przypieczętowanie uczuć, którymi darzyliśmy siebie nawzajem. Czy może być coś piękniejszego, niż cudowne uczucie euforii i zapomnienia, które dzieli się z ukochaną osobą? Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, co to znaczy kochać się, dopóki nie zrobiłem tego z osobą, którą szczerze kochałem.

Tamtej nocy dane mi było dotknąć opuszkami palców kawałka nieba oraz zasnąć w objęciach Jongina. Spałem jak małe dziecko. Dawno nie byłem taki spokojny, kiedy zamykałem oczy wieczorem. Jego obecność działała na mnie kojąco i uzależniająco. Będąc przy nim, czułem się jak na wiecznym haju. Każdy, nawet najgorszy dzień dzięki niemu stawał się znośny.

Obok właśnie takiej osoby, jak on, chciałem budzić się każdego ranka, aż do końca mych dni.

***

Następnego dnia obudziłem się wypoczęty jak nigdy dotąd. Może pewna część ciała nieco mnie bolała, jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Zrobiłem dla niego śniadanie, które miałem zamiar podać mu do łóżka, jednak zniweczył moje plany, zasiadając przy stole w kuchni.

Zachowywał się podejrzanie... zwyczajnie. Nie rozmawialiśmy o tym, co stało się w nocy. Gdybym naprawdę nie odczuwał tego bólu, to zacząłbym uważać, że był to jedynie piękny sen, a nasz stosunek nigdy nie miał miejsca, gdyż ten poranek niczym nie różnił się od pozostałych. Zaczynałem mieć wątpliwości, czy to aby na pewno wystarczy, by zatrzymać go przy sobie.

— Nie wyprowadzaj się — rzekłem nagle z poważną miną, kiedy chłopak mył swój kubek w kuchni. On zerknął na mnie i wyłączył wodę.

— Obiecałem ci, że gdy zarobię wystarczająco dużo pieniędzy, to wyprowadzę się i oddam ci każdy won, który na mnie wydałeś — powiedział spokojnie i wytarł swoje ręce o ręcznik, a ja uderzyłem pięścią o blat kuchenny.

— Nie chcę twoich pieniędzy do cholery! Nie chcę twojej wdzięczności! Nie masz u mnie żadnego długu, który musisz spłacać, idioto! — Chłopak patrzył na mnie wystraszony, nie wiedząc, co zrobić. Jeszcze nigdy nie podniosłem na niego głosu, ani razu nie był świadkiem mojego gniewu. — Czy ty nie rozumiesz, że nie chcę, żebyś odchodził?!

— Ale nie chce być ciężarem... — odrzekł cicho.

— Nie jesteś ciężarem, Jongin! — podszedłem do niego i ująłem swoimi dłońmi jego policzka. — Jesteś moim szczęściem... Chce od ciebie jedynie twojej miłości — załamał mi się głos, czując, jak łzy napływają mi do oczu. — Dzięki tobie przestałem czuć się samotny. W końcu miałem dla kogo wracać do mieszkania. Cieszyłem się z tego, że miałem dla kogo kupować ubrania i prezenty. Uwielbiam się do ciebie przytulać i całować...

— Sehun — wyszeptał, widząc, że byłem na skraju załamania emocjonalnego.

— Nie przerywaj mi — warknąłem, a łzy w końcu przyozdobiły moje policzki. — Nadałeś sens mojemu szaremu i nudnemu życiu. Wypełniłeś je kolorami. Polubiłem nawet tego pieska i tolerowałem to, że ciągle kładł się między nami na kanapie albo gdy spaliśmy razem w łóżku, albo to, że szczekał na mnie lub to, że ciągnął mnie za nogawkę spodni, kiedy się do ciebie przytulałem...

— Sehun — znowu wymówił moje imię.

— Nie skończyłem jeszcz– — zachłysnąłem się powietrzem, kiedy bez ostrzeżenia chłopak wbił się w moje usta, zabierając mi tym samym całe powietrze.

— Nie wyprowadzę się — rzekł, kiedy odkleił się od moich warg. — Tej nocy uświadomiłem sobie, ile dla mnie znaczysz, jednak nie mogłem znieść myśli, że zrobiłeś dla mnie tak dużo, a ja nie dałem ci nawet połowy tego, co ty mi, ale skoro chcesz tylko mojej miłości, to jestem w stanie ci ją dać. Sehun, masz moją miłość, moją lojalność, mój szacunek, moje oddanie, moją troskę... Jestem cały twój, bo tylko tyle jestem w stanie ci dać.

— Jongin... — zabrakło mi słów. Byłem kompletnie oszołomiony tym, co mi powiedział, więc wtuliłem się w niego, pozwalając łzom dalej spływać po policzkach. — Kocham... zresztą już sam wiesz — miałem zamiar, powiedzieć dziękuję, jednak nie wiedzieć czemu wyznałem mu subtelnie miłość ciepłym szeptem na ucho.

— Ja ciebie też — zaśmiał się cicho i pocałował mnie w szyje, gładząc rękami moje plecy. — Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wszystkiego wcześniej, tylko udawałeś, że się cieszysz? — zapytał z lekką nutą pretensji w głosie.

— Myślisz, że to takie proste mówić o swoich uczuciach na głos? — mruknąłem.

— Świetnie ci poszło. Od teraz powinieneś mi to mówić częściej. Bardzo miło się tego słuchało.

— Nie licz na więcej przemówień — odkleiłem się od niego i wytarłem łzy. — I tak chamsko mi przerywałeś, miałem w głowie ułożony cały monolog — uderzyłem go lekko w ramię, na co się radośnie zaśmiał.

— Nie mogłem patrzeć na to, jak płaczesz — powiedział czule i pogłaskał mnie po głowie.

— To był ostatni raz, kiedy przy tobie płakałem — wyminąłem go, dając mu z bara, na co Jongin odpowiedział mi klepnięciem w moje pośladki.

— A może dokończysz mi swój monolog? Obiecuję, że nie będę ci przerywać.

— Nie ma mowy — warknąłem, kierując się w stronę salonu.

— Sehun! Proszę!

— Wyjdź z psem!

***

Dwudziesty piąty kwietnia. To właśnie wtedy przedstawiłem Jonginowi część mojego monologu, przepełnionego czystą jak łzy, które uroniłem, miłością. Od tamtej chwili już zawsze byliśmy razem.

Oczywiście zrezygnował z wynajmu mieszkania, a w modelingu robił jeszcze przez pół roku, by potem powrócić do szkoły. Był naprawdę pilnym uczniem. Rozpierała mnie duma, że było w nim na tyle samozaparcia i determinacji, by potem mógł dostać się na studia.

Pomagałem mu na tyle, na ile mi pozwalał, bo czasem chciał mi udowodnić, jaki był samodzielny i zaradny. W lecie najczęściej można było go znaleźć w miejskiej bibliotece, zamiast na plaży czy w klubach.

Dopiero gdy byliśmy u weterynarza, to zorientowaliśmy się, że nie daliśmy pieskowi żadnego imienia, więc z "pieska" przeszliśmy na Monggu, które tak przy okazji idealnie do niego pasowało.

Ja z czasem dostałem awans w pracy i otrzymałem stanowisko kierownika działu w firmie. Jednak moje życie zawodowe nie miało dla mnie tak dużego znaczenia, jak dla moich rodziców, którzy w końcu po namowach Jongina spotkali miłość mojego życia.

Nie zaskoczył ich specjalnie fakt, że jestem homoseksualistą, a mojego chłopaka polubili od razu, a nawet pokochali jak własnego syna. Dzięki niemu naprawiłem swoje relacje z rodzicami. Wybaczyłem im lata lekceważenia mojej osoby i dałem im drugą szansę.

Jonginowi zawdzięczam naprawdę wiele.

Czasem kłóciliśmy się, jednak potrafiliśmy być na siebie źli jedynie góra pięć minut, by po chwili rzucić się sobie w ramiona i przepraszać za wszystkie gorzkie słowa.

Brunet nigdy nie wstydził się tego, że był kiedyś pozbawiony jakichkolwiek perspektyw na życie. Czasem, kiedy tylko miał okazję, to szedł jako wolontariusz do domu dziecka, w którym dorastał, by dzieci tam mieszkające nie były tak samotne, jak on kiedyś.

Mój złodziej zawsze podkreślał, że cieszy się, iż tamtego dnia to właśnie mnie okradł, a ja wtedy dziękowałem w głębi duszy losowi, że spotkałem go na swojej drodze i zdołałem mu pomóc.

Paradoksalnie zakochałem się w osobie, którą początkowo potępiałem za to, jaki był. Jednak nigdy nie wiadomo, co w życiu człowieka się takiego wydarzy, że czasem będzie zmuszony posunąć do haniebnych czynów.

Dopiero potem zauważyłem, że nie każdy bezdomny, którego mijałem się na ulicy, był pijakiem lub degeneratem. Niektórzy z nich naprawdę potrzebowali ludzkiej dobroci, zrozumienia oraz bezinteresowności. Nawet jeśli pomaganie takiej osobie ma pobudki nieco (lub czysto) egoistyczne, które podbudowują ego to i tak dobro, które ofiarujemy, zawsze do nas wróci.

Kupując Jonginowi wtedy jedzenie, nie myślałem o żadnym wynagrodzeniu, które i tak otrzymałem w postaci szczerej i bezinteresownej miłości.

Nie ma ludzi złych. Są jedynie złe decyzje. Każdy człowiek ma dobroć w sobie, nawet złodziej, który ukradł mi portfel.

KONIEC

A/N:
W końcu udało mi się dodać trzeci i zarazem ostatni rozdział "You stole my Heart!

Bardzo dziękuję wszystkim za tyle miłych słów pod poprzednimi rozdziałami oraz za gwiazdki, które oddaliście na tę historię. To wiele dla mnie znaczy!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top