Rozdział 5
Byliśmy w trakcie drogi na biwak. Po kilku godzinach dotarliśmy tam bez większego problemu. Domki przydzielono w trakcie jednego postoju. Po dotarciu na miejsce każdy poszedł w swoją stronę aby się rozpakować. Miałam na szczęście domek z moją towarzyszką i Helenem. Z nim był ktoś jeszcze.
-No to... pora ponarzekać starym o jedzenie!-pisła towarzyszka
-Powiadasz? Prędzej skończy się tym, że każą ci jeść to co natura dała.-zaśmiał się Helen
Jakiś czas później.... wieczór po zachodzie
Był już wieczór, zorganizowaliśmy ognisko w pobliżu naszego miejsca pobytu. Oczywiście nie mogło zabraknąć muzyki gitary jak i strasznych opowieści. Jeden z chłopaków chodził koło tych pustych lasek i straszył je. Te jak głupie piszczały i rzucały się na boki.
Westchnęłam obracając kijek z piankami. Obok mnie siedziała Emma i pożerała na surowo pianki.
-Brzuch cie jeszcze rozboli. Nie jedz tyle!-wrzasnął Helen
-Ty mnie nie rozkazuj artystko!
Rzucili się na siebie i zaczęła się bójka, która szybko się skończyła. Aż w końcu tajemniczy towarzysz Helena przysiadł w pobliżu nas ale też i tamtej gromadki. Dłubał kijem w ognisku i zaczął opowiadać historie.
-Kto to jest?-szepnęłam do Helena
-Później ci wyjaśnie. Słuchaj i bądź cicho.
Wsłuchiwałam się przez chwilę w historie o jakimś mordercy co to grasuje po lesie i zabija nawet w domach ofiar.
-A wtedy... gdy już unosił nóż nad ofiarą by przebić jej serce szeptał do ucha...-magle szelest w krzakach i odgłosy sowy w tle zabrzmiały
Nie powiem przeraziło mnie to. Emma przylepiła się do mnie jak małe dziecko. Spojrzałam w bok gdzie powinien być Helen. Nie było go... kiedy zdążył on zniknąć?! Nagle postać która opowiadała wstała i rozejrzała się kierując w strone drugiej grupki. Przysiada obok i wyjmuje nóż przystawiając go do serca jednej z dziewczyn.
-A czy ty wiesz co szepta zabójca?-zapytał się jej
-N..nie ...-zająkała się dziewczyna
Zrobiła się nagle głucha cisza, nieznajomy pochylił się nad nią bardziej tym samym zasłonił ją płaszczem. Po chwili coś zaczęło spływać po ziemi, a potem z hukiem runęło ciało.
-Coś ty jej zrobił psycholu?!-jeden z chłopaków szarpnął go za ramię i uderzył nieznajomego w twarz.
-Heh. Pora iść spać nędzny człowieku.-odepchnął go i zrzucił narzute z siebie
-Rose szybko musimy uciekać to on...
-Kto?
-Jeff...t..the
-Kto???
Po chwili uciekła już i jej nie było. Spojrzałam się w strone nieznajomego. Skądś pamiętałam te bluze i włosy. Cofnęłam się kilka kroków w tył nadeptując na suchą gałąź, która pękła.
-Ah... to ty moja niedoszła ofiaro.-odwrócił się patrząc na mnie z rządzą mojej śmierci.
-Tym razem też nie dam się zabić!-sięgłam do pasa po broń
-Nie ma tak prędko.-ktoś złapał mnie za ręce i wykręcił je za plecy-Jeff za wolno jak zwykle.
-Chciałem trochę zrobić napięcie sytuacji. A teraz wybacz malarzu ale przeszkadzasz mi i moje prosiaczki uciekły.-pobiegł za nimi a w tle słyszałam jedynie krzyki, piski, płacze i błagania o życie
-Przestańcie.... t..to nie tak miało wszystko być. Po co ich zabijacie?-osunęłam się na kolana spuszczając głowę w dół
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
-Jeśli tknie ten debil Emme zastrzele go... tym razem nie chybie!-wyrwałam się biorąc do ręki pistolet i pobiegłam w stronę gdzie uciekała Em
******
Lecim dzień drugi maratonu. Za chwilę pojawi się jeszcze 3 rozdziały. Mam nadzieję, że się podoba zostawcie po sobie ślad w komach ^-^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top