#45
~Okay kochani. Znajcie moją dobroć i chęć zadowolenia was. Oto drugi rozdział w dzisiejszym dniu.
Jeszcze tylko dwa ogłoszenia parafialne!
1. Zapraszam na Instagrama i teraz UWAGA
-są dwa: pierwszy wanessa_w._ jest to moim prywatnym kontem do którego was zachęcam oraz drugi wanessa_wattpad gdzie będzie wszystko związane z Wattpadem i moją twórczością. Szczególnie was tam zapraszam, bo przysięgam, że ostatnio Wattpad przynajmniej u mnie nie działa poprawnie i nie widzę wielu powiadomień. Również tam będzie najlepsza droga komunikacji. Zróbcie to dla mnie i wpadajcie.
2. Komentujcie! Niech będzie jeszcze więcej komentarzy i dziękuję za te, które już się pojawiły. Komentujcie i obserwujcie mnie, a pojawi się jeszcze więcej opowiadań.~
*
*
*
Jimin stwierdził, że mamy się nawet nie rozpakowywać, bo i tak zaraz wrócimy do Korei. Okay, rozumiałam go. Naprawdę. Ale ciągle zastanawiałam się po jaką cholerę z nim tutaj przyjechałam? Co mu nagle strzeliło do głowy?
Jednak nie dostałam odpowiedzi. Kazał mi od razu się przebrać, bo w ramach przeprosin chce mnie gdzieś zabrać. Gdzieś... to pozostawało zagadką. Nie miałam jednak dobry przeczuć. Nie sądziłam, żeby naprawdę chciał mnie przeprosić. Jimin nie przepraszał. Jednak... musiałam śpiewać jak mi zagra. To przecież on rozdawał karty. Nie ja.
Poszłam więc bez słowa do łazienki i założyłam:
Gotowa wróciłam do chłopaka. Ten złapał mnie za rękę i wyszliśmy z pokoju.
-To gdzie chcesz iść?- zapytałam zaniepokojona. Nie dawałam tego po sobie poznać. Jednak wewnątrz trzęsłam się jak galareta. Byłam przerażona. Czyżby mój czas już się skończył?
-Nie iść a jechać. A po drugie jedziemy do restauracji. Muszę się zrekompensować za to co ci zrobiłem. Ja naprawdę nie chciałem, żeby do tego doszło.
-Przecież wiem, już o tym rozmawialiśmy. Rozumiem.
Ale nie rozumiałam. Nie wiedziałam czemu nagle był aż tak wściekły, a kilka sekund później był w porządku wobec mnie. Jego zmiana osobowości była okropna. Naprawdę okropna.
Jednak Jimin nie kłamał. Nie kłamał. Pojechaliśmy do restauracji.
Po miłej kolacji Jimin kupił mi bukiet składający się z dwustu niebieskich róż. To było naprawdę miłe z jego strony. Miłe. Romantyczne. I niespodziewane. I zdecydowanie niepasujące do niego. To nie było zachowanie Jimin'a jakiego znałam. Jakby stał się kimś innym. Znów.
Kolejnego dnia Jimin miał spotkać się z tym ogrodnikiem. Ogrodnikiem. Naprawdę tego nie rozumiałam, a Jimin przez pierwsze dni nie chciał wyjaśnić mi o co chodziło. Rozumiałam go. Znaczy... rozumiałam dlaczego nie chciał mi tego powiedzieć. Nie byłam jego kobietą. Nie byłam jego dziewczyną. Była... jego dziwką.
Wracając jednak do sprawy ogrodnika i spotkania z nim. Nie poszło zbyt dobrze. Jak się okazało facet nie chciał nawet rozmawiać z Jimin'em, ale ten nie odpuszczał. Po pięciu dniach siedzenia w hotelu stwierdziłam, że wreszcie rozpakuję te walizki, bo na szybki powrót się nie zapowiadało.
I naprawdę miałam cholerną rację. Sytuacja była gówniana, ale ja nie miałam na nią żadnego. Ale to żadnego wpływu.
Już czternaście dni, dokładnie dwa cholernie długie i ciężkie tygodnie jesteśmy z Jimin'em na Tajwanie, a on ciągle próbuje przekonać właściciela plantacji kwiatów na współpracę. Za każdym razem jednak mężczyzna mu odmawia. Nie dziwię się, że Park chodzi ciągle wściekły i nie może się uspokoić. Przez ostatnie cztery dni siedziałam cicho i wcale się nie odzywałam, ale teraz miałam już dość. Chciałam wrócić do Korei. To siedzenie doprowadzało mnie do szału. Tęskniłam za starym Jimin'em i z Jeongguk'iem z resztą też.
Jimin szykował się właśnie, żeby pojechać ponownie do hodowcy i przekonać go. Nawet nie zjadł śniadania. Ciągle pił tylko kawę. Hektolitry cholernie mocnej kawy.
Wstałam z łóżka zakładając szlafrok i podeszłam do chłopaka. Złapałam go za rękę i przytuliłam. Jimin nie spodziewał się tego. Wiedziałam. Widziałam to w jego oczach. Jednak objął mnie w talii i oparł podbródek o moją głowę. Westchnął ciężko.
-SeMi nie mam czasu. Muszę jechać do tego faceta.- mruknął, jego słowa mówiły jedno, ale ciało mówiło co innego. Wcale nie chciał tam jechać. Nie chciał. Miał tego dość. Był już zmęczony. Chciał zostać tutaj, ze mną. I mieć to wszystko z głowy.
-Jiminnie.- szepnęłam w jego szyję -Zróbmy tak, zjesz ze mną śniadanie, a ja postaram się go przekonać, dobrze?- zasugerowałam
-Ty? Nawet nie znasz się na tym. Nie wiesz nic o biznesie.- stwierdził zaskoczony
-Nie znam na biznesie, to prawda. Ale znam na ludziach, którzy kochają rośliny. Proszę, nie mogę już patrzeć jak ciągle tylko myślisz o tym i się męczysz. Martwię się o ciebie.- ostatnie słowa powiedziałam naprawdę cicho. Nie byłam pewna czy je usłyszał czy też nie.
-Dobrze, ale co jeśli się nie zgodzi. Jestem genialny, a mnie olewał za każdym razem.
-Ale ty jesteś biznesmenem, a ja nie. To zgoda?
-Niech będzie.- przytaknął i przelotnie pocałował mnie w usta
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę kuchni. Razem zrobiliśmy śniadanie i zaczęliśmy je jeść w ciszy. Naprawdę denerwującej, ale z drugiej strony wspaniałej ciszy. Po posiłku Jimin stwierdził, że mam iść się przebrać, a raczej ubrać. A on pozmywa. Bez chwili zawahania udałam się do pokoju. Wzięłam bardzo szybki prysznic i założyłam:
Jeszcze białe trampki i byłam gotowa. Poszłam do salonu, gdzie czekał na mnie gotowy Jimin. Odwrócił się w moją stronę i spojrzał zaskoczony.
-SeMi jak ty się ubrałaś? Nie idziesz bawić się w ogrodnika, a na spotkanie biznesowe.- powiedział zdenerwowany
-Mylisz się skarbie. Ja idę na spotkanie z hodowcą roślin i botanikiem, a nie z biznesmenem. Zaufaj mi ten jeden raz. Jeśli zależy ci na tym to proszę nie wtrącaj się w nic.- powiedziałam łapiąc go za rękę
Chłopak jedynie przytaknął i chwytając w wolną rękę swoją teczkę i klucze od auta udał się do samochodu. Wsiedliśmy i ruszyliśmy na plantację kwiatów. Mieliśmy 30 minut drogi do naszego celu. Siedzieliśmy w ciszy, ale włączyłam radio nie mogąc już tego znieść.
-"Skarbie"?- nagle Jimin odezwał się patrząc na mnie
-Co? A, chodzi ci o naszą rozmowę?- spytałam, a on przytaknął -Ty możesz mnie nazywać "Kotkiem, skarbem, słoneczkiem" a ja nie? Znudziło mi się już ciągłe "Jiminnie".
-Nic nie mówię, ale nie sądziłem, że zaczniesz mnie tak nazywać. Mów jak chcesz, w końcu udajemy parę.- odparł i powrócił wzrokiem do drogi
Wreszcie dojechaliśmy do naszego celu. Jungkook już chciał wyjść, ale zatrzymałam go.
-Pójdę sama.- powiedziałam, a on spojrzał na mnie podejrzliwie- Nie bój się, nie ucieknę ci. Z resztą jesteśmy na wyspie i nie chcę trafić do burdelu. Zaufaj mi.- powiedziałam, a chłopak przytaknął ruchem głowy
Wyszłam z auta i ruszyłam w stronę małego domku, który stał przed wejściem na plantację kwiatów. Zauważyłam, że na tarasie siedział starszy pan, który był właścicielem więc postanowiłam podejść do niego.
-Jeśli jesteś kolejnym biznesmenem to po prostu idź sobie. Nie oddam ci moich kwiatów.- powiedział nawet na mnie nie patrząc
-Dzień dobry. Nie jestem biznesmenem. Jestem SeMi, miło mi pana poznać.- powiedziałam siadając obok niego i uśmiechnęłam się ciepło
-W takim razie po co tutaj przyszłaś? Od miesiąca jestem nachodzony przez te wszystkie pijawki. Jesteś od kogoś?
-Można tak powiedzieć. Jestem dziewczyną Park Jimin'a.- odparłam
-Ten chłopak zwłaszcza działał mi na nerwy. Nie dało się z nim normalnie porozmawiać. Jest zadufany w sobie i sądzi, że wie wszystko i jest najlepszy na świecie. Wydaje mu się, że może wszystko i dostanie wszystko, bo mu się "należy".- powiedział staruszek
-Ma pan rację.- przyznałam, na co mężczyzna od razu spojrzał na mnie zaskoczony. Zainteresowałam go. Właśnie o to chodziło. Tylko tak dalej. -Jimin jest osobą o takim charakterze, ale jest też opiekuńczy, troskliwy i kochany. Potrafi dużo poświęcić dla dobra bliskiej mu osoby, ale nie o nim powinniśmy rozmawiać. Chciałam dowiedzieć się czemu nie chce pan zgodzić się na zbieranie kwiatów i sprzedawanie ich?
-Nie! Sam stworzyłem tę odmianę. Nikt teraz ich ode mnie nie zabierze. Po moim trupie!
-Wiem, że jest pan twórcą tej odmiany. Skończyłam studia botaniczne i pisałam o panu pracę końcową. Podziwiam pana, ale nie rozumiem pana logiki. Wyhodował je pan, poświęcił na to swoją młodość. Był pośmiewiskiem wszystkich, a gdy odniósł pan sukces mało kto o tym wszystkim słyszał. Te kwiaty są piękne, szkoda, żeby nikt nie mógł ich podziwiać. - powiedziałam cicho, ale wiedziałam, że mężczyzna i tak mnie słyszał
-Może chcesz się przejść po ogrodzie i przy okazji porozmawiamy. Dużo o tym wiesz. Chciałbym cię lepiej poznać. Ale nawet nie próbuj przekonywać mnie do żadnej umowy, bo i tak nie podpiszę.
-Nawet nie będę próbowała, chciałabym poznać pana lepiej i dowiedzieć się więcej o pańskiej pracy. To dla mnie zaszczyt.
Mężczyzna przytaknął i oboje ruszyliśmy. Spacerowaliśmy po alejkach między kwiatami. Staruszek wydawał się spokojny i chętnie ze mną rozmawiał. Chodziliśmy już którąś godzinę z kolei.
-Również hodujesz jakieś kwiaty?- spytał nagle
-Może nie na taką skalę jak pan, bo w Seul trudno jest o coś takiego, ale w domu mam swój mały ogródek. Nawet Jimin o niego dba.
-Jimin... czemu właściwie przyjechałaś tutaj skoro nie chciałaś mnie przekonywać?
-Po prostu, chciałam poznać prawdę dlaczego pan nie chce przyjąć niczyjej propozycji. Teraz już wiem.
-I co? Dlaczego twoim zdaniem nie chcę?- pytał dalej
-To proste. Poświęcił pan swoje życie na to wszystko, nie chce pan, żeby teraz jakaś firma zaprzepaściła pańskie marzenia o pięknych kwiatach. Smeraldo są hodowane naturalnie, nie używa pan żadnych sztucznych nawozów. Boi się pan, żeby kwiaty nie umarły przez nawozy. Jako osoba kochająca kwiaty od razu to wiedziałam i szczerze rozumiem pana. Woli pan nie dawać ich nikomu, żeby one po prostu nie pomarły.- odparłam pochylając się nad jednym z kwiatów
-Gdzie ten biznesmen? Podpiszę papiery, ale musisz koordynować wszystko. Przekonałaś mnie SeMi.- powiedział nagle
-Naprawdę?! Zgadza się pan?- pytałam zaskoczona
-Zgadzam i wiem, że przyjechałaś tutaj przekonywać mnie. Cóż udało ci się, ale masz dobre intencje i nie wyglądasz jak typowa dziewczyna kogoś ważnego, ubrałaś się... normalnie. Idź po tego chłopaka tylko ma wyglądać normalnie.- powiedział, a ja szczęśliwa pobiegłam do samochodu
Jimin siedział na masce auta i z kimś pisał, kiedy tylko mnie zobaczył podszedł o krok, ale niepotrzebnie, bo wpadłam na niego przytulając. Jeon leżał praktycznie na samochodzie.
-I?- zapytał
-Zgodził się!- krzyknęłam radośnie
-Świetnie! Kiedy podpisze?
-Ale jest coś jeszcze.- powiedziałam niepewnie
-Co? SeMi co zrobiłaś?- zapytał poważnym tonem
-Zgodził się pod warunkiem, że będę koordynowała wszystko. Przepraszam.
-Nie masz za co słońce. Ważne, że się zgodził. Dziękuję.- powiedział szczęśliwy i pocałował mnie czule
Przypomniało mi się, że Jimin ma na sobie marynarkę, krawat... wygląda jakby szedł na spotkanie biznesowe, a przecież to, jego wygląd może zaprzepaścić wszystko. Podczas pocałunku zaczęłam zdejmować jego marynarkę i rozluźniłam krawat.
-Skarbie zrobimy to w domu.- powiedział opierając swoje czoło o moje
-Nie o to chodzi. Masz wyglądać normalnie, a nie jak na spotkanie. Wyjmij koszulę i odepnij dwa górne guziki, a ja znajdę jakieś nożyczki, żeby rozciąć spodnie.- powiedziałam i szukałam apteczki
Kiedy ją znalazłam wyjęłam nożyczki i przecięłam w kilku miejsca jego spodnie. Zmierzwiłam włosy, wyjęłam z teczki papiery i wzięłam długopis. Jimin złapał mnie za rękę i razem udaliśmy się na taras staruszka. Czekał już na nas. Oboje usiedliśmy.
-Dziękuję panu bardzo, że zgodził się pan na podpisanie ze mną umowy.- zaczął Park
-Nie podpisuję jej z tobą, a z SeMi. To ona mnie do tego przekonała, ty sam pewnie dalej działał byś mi na nerwy. Mam nadzieję, że nie oszukasz mnie i dziewczyna będzie wszystkim zarządzała.
-Oczywiście, ma pan moje słowo. Jeśli pan chce to dam panu czas na przeczytanie umowy.
-Nie, ufam jej.- powiedział wskazując na mnie
Wziął do ręki długopis, a Jimin pokazał, gdzie ma podpisać. Podali sobie ręce, a następnie i mnie. Podziękowałam jeszcze raz staruszkowi i pożegnaliśmy się z nim. Jimin dumnie złapał mnie za rękę, a w drugiej miał podpisaną umowę. Razem ruszyliśmy do auta.
Kiedy tylko wróciliśmy do hotelu Jimin przytulił mnie mówiąc ciche "to dzięki tobie", a następnie, że możemy już się pakować, bo skoro ma już umowę podpisaną to musi wziąć się do pracy. Nie wierzyłam, a może raczej nie sądziłam, że tak szybko będzie chciał wracać. Miały to być nasze wakacje. Odpoczynek po czasie spędzonym w Busan. No nic, trzeba to trzeba. O dwudziestej drugiej byliśmy już na lotnisku, a o pierwszej w nocy już w Seul. Jimin całą drogę nie odzywał się do mnie co było dziwne. Przecież nic mu nie zrobiłam. Byłam dobra, jeszcze załatwiłam mu tę durną umowę. Powinien się cieszyć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top