Ty naprawdę jesteś pierdolnięty

- Szybciej Styles! - krzyknąłem widząc jak chłopak się ociąga. - Takie długie nogi masz, a jak pizda biegasz!

- Tomlinson. - ostrzegł mnie trener słysząc moje słowa.

- Trenerze taka prawda. Styles jest owiele wyższy ode mnie, a biega jakby był dzieckiem. Jeśli chcemy mieć wyniki to muszą się postarać. - powiedziałem.

- Louis wiem, że ci zależy, ale nie sądzisz, że dwadzieścia pięć kółek to trochę dużo? - spytał.

- To nie jest dużo. - bruknąłem. - Ja jakoś normlanie to przebiegłem tylko oni nie dają rady. - Carder tylko machnął na mnie ręką i poszedł usiąść na ławce.

Patrzyłem jak chłopaki z drużyny kończą robić okrążenia. Wszyscy patrzyli na mnie z mordem w oczach. Odkąd zostałem kapitanem drużyny, treningi były owiele cięższe niż wcześniej. Widząc jak Styles upadł na trawę ciężko oddychając uznałem, że się trochę z niego ponabijam.

- Nie wiem jak chcesz grać w piłkę z taką kondycją, Styles. - rzekłem lekceważącym tonem stając nad chłopakiem.

- Przysięgam, że zaraz cię zamorduje, Tomlinson. - syknął.

- Ty, zabić mnie? Chyba w twoich snach. - zaśmiałem się.

- W moich snach robiłbym z tobą coś innego. - uśmiechnął się cwaniacko po czym wstał.

- Wiem, że jestem zajebisty pod każdym aspektem Styles. Nie musisz mi tego powtarzać. - powiedziałem patrząc w górę, bo chłopak był sporo wyższy ode mnie. - Ale to nigdy się nie wydarzy. Nie tknąłbym cię za nic.

- Jedno moje słowo, a już być klęczał przede mną, Louis. - zwrócił się do mnie imieniem, co było nie małym zaskoczeniem.

- Ja przed tobą? Myślisz, że byłbym tym uległym? Mocno się mylisz. - odparłem.

- Zdziwiłbyś się jak łatwo jest tobą manipulować Tomlinson.- powiedział, po czym odszedł do reszty drużyny.

- Znowu się sprzeczasz z Harry'm? - usłyszałem. Niall podszedł do mnie z chrupkami w ręku.

- A jakby inaczej. - westchnąłem. - On mnie tak strasznie wkurwia. Cały czas się czepia. Ma o wszystko pretensje. Jeszcze do tego zachowuje się jakby to on był tu kapitanem. A to nieprawda, bo ja nim jestem.

- Dobrze wiesz, że jest o to wściekły. Wasza rywalizacja o miejsce trwała bardzo długo. W końcu trener wybrał ciebie. - odparł.

- Jestem od niego lepszy Niall. Wkładam całe serce w treningi i mecze, a on zachowuję się jakby to była zabawa.

- A nie jest? - spytał.

- Oczywiście, że nie. To nigdy nie była zabawa. - odparłem. - Muszę zaczynać trening.

- Poczekam. Mam ochotę dzisiaj na lasagne twojej mamy. - powiedział blondyn.

- Nie będzie jej. Mama jest w pracy, a potem razem z tatą jedzie na badania. Przecież wiesz, że odkąd choruje mało bywa w domu. - powiedziałem.

- Wiem. - westchnął - Poprostu chcę być dziś u ciebie. - odszedł, aby usiąść na ławce.

Podkręciłem głową na jego zachowanie. Gdy Niall dowiedział się, że moja mama choruje nie odstępował mnie na krok. Cały czas był koło mnie. W sumie od roku cały czas był koło mnie.

- Dobieramy się w składy i zaczynamy grę! - krzyknąłem i wszyscy popatrzyli na mnie. - Payne, Styles i ja wybieramy składy. - powiedziałem, musiałem mieć zawsze pewność, że nie będę z tymi dwoma idiotami w drużynie.

- Czemu za każdym razem wy? Nie może wreszcie ktoś inny wybrać? - oburzył się Joel.

- Czy naprawdę muszę odpowiadać ci na to pytanie? - spytałem wiedząc, że chłopak i tak zna odpowiedź. Mruknął coś pod nosem po czym ustawił się w rządku.

Zaczęliśmy wybierać drużyny. Składały się z kapitana i sześciu zawodników. Gra toczyła się ostro. Oczywiście moja drużyna wygrywała. Zawsze wybierałem najlepsze osoby do składu. Mierzyliśmy z drużyną Stylesa która też była niczego sobie. Nigdy nie powiedziałem tego na głos, ale ten chłopak naprawdę dobrze potrafi grać. Gdyby się tylko bardziej postarał. Wygrałem z nim 3:2. Widziałem złe spojrzenie jakie mi rzucał.

- Mogłeś się bardziej postarać, a nie teraz mordować mnie wzrokiem. - rzuciłem, gdy przeszedłem koło niego.

- Skurwiel. - prychnął i poszedł do szatni.

- Idź na parking zaraz będę. - podszedłem do Nialla.

- Mogłeś mu darować tej dogryzki. - rzekł wstając.

- Dobrze wiesz, że musiałem. - zaśmiałem się i poszedłem do szatni.

Wchodząc usłyszałem śmiech przyjaciół Stylesa. Chłopak wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał po czym zgodził się i zaczął śmiać się razem z nimi. Nie zwróciłem na to większej uwagi. Podszedłem do swojej szafki po czym wziąłem płyn do kąpieli i kierowałem się w kierunku kabin prysznicowych. Kochałem to uczucie. Gorące krople wody spływały po moim ciele. Czułem wtedy odprężenie i dumę po kolejnym zakończonym treningu.

Po paru minutach wytarłem się ręcznikiem wciąż będąc w kabinie prysznicowej. Założyłem na siebie bluzę i bokserki po czym dopiero wyszedłem.

- Ej Tomlinson! - krzyknął w moją stronę Payne.

- Czego chcesz Payne? - spytałem.

- Chcę tylko ci powiedzieć, żebyś uważał na Stylesa. Taka mała rada. - powiedział podchodząc do mnie.

- Chodzi ci o jego przegraną? Spokojnie to nie pierwszy i ostatni raz kiedy ze mną przegrał. - rzekłem.

- Naprawdę Louis uważaj na niego. - usłyszałem zanim wyszedłem z szatni.

Nie przejąłem się jego słowami. Po co? Styles dużo razy ze mną przegrywał i przyzwyczaiłem się do tego, że chciał potem robić mi jakieś żarty. Jednakże jeszcze żaden z nich mu nie wyszedł.

Poszedłem na parking gdzie czekał na mnie Niall. Chłopak jadł tym razem hot-doga. Nie miałem pojęcia skąd go wziął, ale wolałem nawet nie pytać.

- Dłużej się nie dało? - spytał pretensjonalnie.

- Musiałem się umyć przecież. W przeciwieństwie do ciebie ja ćwiczę. - powiedziałem, wsiadając do samochodu.

- Nic nie poradzę, że mi się nie chce. - rzekł zamykając drzwi. Wyjechałem ze szkolnego parkingu i zacząłem jechać w kierunku domu.

- Gadałem dzisiaj z tym nowym. - odezwał się po chwili.

- Nowym? A tak, jak on miał, Zack? - spytałem skupiając się na drodze.

- Zayn. - poprawiał mnie. - Jest bardzo miły i fajny. Polubiłbyś go.

- Czy ja wiem. Raczej nie szukam teraz nowych znajomych.

- Zaprosił mnie na kawę. Chcę żebym mu powiedział trochę o szkole i w ogóle. - odparł.

- Mam nadzieję, że odmówiłeś. - powiedziałem.

- Dlaczego miałbym? Zayn jest miły i chcę tylko pogadać.

- Nie znasz go Niall. Skąd wiesz jaki naprawdę jest?

- Poznam go. Louis to, że ty się na kimś przejechałeś nie znaczy, że zawsze już tak będzie. - powiedział.

- Poprostu nie chce żeby przytrafiła ci się taka sama sytuacja jak mi. - wytłumaczyłem.

- Spokojnie, Zayn jest dobrą osobą. - zapewnił mnie.

Po paru dłuższych chwilach  dojechaliśmy do mojego domu. Wchodząc do środka usłyszałem parę głosów.

- Wróciłem! - krzyknąłem wchodząc do salonu.

- O Louis! Dobrze, że jesteś. Ja wychodzę. - powiadomiła mnie Lottie. Siedziała tu z jakimiś swoimi koleżankami. Które wpatrywały się we mnie jak w obrazek.

- Gdzie idziesz? - spytałem.

- Do Jasmine. - odpowiedziała zakładając na siebie kurtkę.

- Masz wrócić przed dwudziestą. Gdzie są Fizzy, Phoebe i Daisy?

- U babci. - odparła krótko. - Będę około dwudziestej.

- Przed dwudziestą. - poprawiłem siostrę.

- Louis, przecież mam czternaście lat nie musisz się tak martwić. Sam masz szesnaście...

- Mam siedemnaście, Charlotte. - powiedziałem.

- Jeszcze nie masz. W lodówce masz obiad. - powiedziała i wyszła razem z koleżankami z domu.

- Jak ona mnie denerwuję! - powiedziałem wracając do salonu.

- Przesadzasz. - odpowiedział Niall leżąc na kanapie.

- Naprawdę Niall, czasem ci zazdroszczę, że nie masz rodzeństwa. - westchnąłem - Chcesz coś do picia?

- Coś tam daj. - odpowiedział.

***

Niall wyszedł niecałą godzinę temu. Musiał nauczyć się na jutrzejszy sprawdzian z fizyki. Prosił mnie o pomoc, ale po ostatnim razie gdy próbowałem mu pomóc z matematyką, odmówiłem. Usłyszałem pukanie do drzwi. Niechętnie wstałem z kanapy i poszedłem do nich. No takiego widoku to się nie spodziewałem.

- Styles? Czego chcesz? - spytałem widząc chłopaka.

- Pogadać. - powiedział.

- Nie mamy o czym rozmawiać. - zamknąłem mu drzwi przed nosem.

Czego on ode mnie chcę do cholery. Naprawdę nie miałem humoru na sprzeczki z nim. Niedługo później przebrałem się, bo musiałem jeszcze zrobić wieczorny trening. Wyszedłem z domu. Na werandzie siedział ten cymbał.

- Styles jeśli chcesz rozmawiać o treningach, to rób to w czasie przeznaczonym do tego, a nie teraz. - powiedziałem wchodząc na chodnik. Chłopak szedł za mną.

- Nie przyszedłem rozmawiać o treningach. - rzekł. - Chciałem cię zaprosić na imprezę.

- Podziękuję. - bruknąłem i założyłem słuchawki, po czym zacząłem biec przed siebie. Po około półgodzinie przystanąłem na chwilę, aby złapać oddech.

- Ty codziennie tak biegasz? Tobie się chyba naprawdę nudzi w życiu. - usłyszałem ten denerwujący zmęczony głos.

- Cholera jasna Styles! Czego ty się tak uczepiłeś. - powiedziałem.

- Nie odpuszczę dopóki się nie zgodzisz. - powiedział nadal ciężko oddychając.

- Dlaczego tak bardzo chcesz abym przyszedł? Przecież my się nawet nie lubimy. - rzekłem.

- Chcę to zmienić. Uważam, że skoro jesteśmy w jednej drużynie powinniśmy zacieśnić więzi. - wytłumaczył, a ja zacząłem się śmiać.

- O jeny jak ty coś powiesz. - śmiałem się coraz bardziej - Nigdy, ale to przenigdy cię nie polubię. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze. - powiedziałem już w pełni poważnie. Wiedziałem, że może wyglądać to śmiesznie jak niższy i drobniejszy chłopak grozi wyższemu i bardziej zbudowanemu, ale mnie to nie obchodziło.

- Nie odpuszczę dopóki się nie zgodzisz. - powtórzył.

- No to biegaj sobie za mną. - zacząłem dalej biec.

Po ponad godzinie zaczynałem zwalniać, bo odczuwałem powoli zmęczenie. Co dziwne Styles nadal biegł razem ze mną. Wiedziałem, że jest strasznie zmęczony i byłem pełen podziwu, że się nie zatrzymał.

- Nareszcie przerwa. - wydyszał zmęczony.

- Słaba kondycja. - zaśmiałem się.

- Nikt normalny nie biega tyle dla przyjemności. - powiedział.

- Może ktoś tak. - mruknąłem.

- Ty naprawdę jesteś pierdolnięty. - stwierdził.

- Nie powiedziałem, że ja biegam dla przyjemności. Biegam, aby utrzymać kondycję. Jestem kapitanem muszę być wzorem dla drużyny. - odparłem.

- Nadal uważam, że oszukujesz. - bruknął.

- Czemu miałbym oszukiwać kiedykolwiek? Zostałem kapitanem, ponieważ tak zadecydował trener. - powiedziałem idąc w stronę domu.

- Nie zgodzę się. Sądzę, że mu obciagnąłeś, żeby to ciebie wybrał na kapitana. - rzekł z uśmiechem.

- Odwołaj to, albo ci przywalę. - syknąłem.

- Już się boje krasnoludku. - zaśmiał się. Co mogłem zrobić innego. Przyjebałem mu w nos. Nie na tyle mocno, aby go złapać, ale delikatnie pociekła mu krew.

- Skurwysyn. - powiedział łapiąc się za nos.

- Ostrzegałem cię, ale się nie posłuchałeś. - wzruszyłem ramionami. - Powodzenia z nosem. - rzuciłem i zacząłem biec do domu.

***

Jak zawsze z rana wybrałem się na trening. Zdziwnie jakie mnie opanowało widząc Harry'ego przed moim domem było, aż nie do opisania. Chłopak jak gdyby nigdy nic stał i czekał na mnie. Nadal próbował mnie przekonać abym przyszedł na jego imprezę, ale ja zostałem nie ugięty.

Prawie na każdej przerwie mnie zaczepiał i pytał o to samo. Zaczęło robić się to denerwujące. Do tego jeszcze spojrzenia innych uczniów. Wszyscy wiedzieli, że się nienawidzimy, nawet nauczyciele. Nigdy nie dawali nas do tych samych grup, bo sądzili, że się pozabijamy. Mieli poniekąd rację.

- Louis, to jest Zayn. - Niall podszedł z tym nowym chłopakiem do stolika.

- Zayn. - przedstawił się chłopak. Rzeczywiście wyglądał na miłego, ale czy naprawdę taki był.

- Louis. - podałem rękę. Niall i Zayn usiedli na krzesłach i zaczęli jeść.

Andrew i Jack siedzieli razem z nami. Wszystkie miejsce były zajęte. W pewnym momencie na stołówce było słychać głośne uderzenie krzesła o podłogę. Wszyscy popatrzyli w tamtą stronę, okazało się, że to Styles. Szedł w naszą stronę szurając tym okropnym krzesłem o podłogę stołówki.

- Co on to cholery robi. - powiedziałem. Styles po paru sekundach ustawiał swoje krzesło obok mojego.

- Witaj Louis. - rzekł i zaczął jeść.

- Styles. Mówiłem, że się nie zgadzam. - odparłem po chwili.

- A ja mówiłem, że nie odpuszczę dopóki się nie zgodzisz. - powiedział - Jestem Harry. - przedstawił się Zayn'owi.

- Zayn. - odpowiedział mulat i bardzo szeroko się uśmiechnął.

- Możesz już stąd iść? - spytałem zirytowany.

- Nie. - odpowiedział krótko.

- Kurwa Styles! Idź stąd! - wydarłem się na niego, ale nie zrobiło to na nim w ogóle wrażenia. Harry tylko uśmiechnął się do mnie.

- Do zobaczenia na treningu Louis. - powiedział, tylko gdy usłyszeliśmy dzwonek na lekcje.

- To twój chłopak? - spytał Zayn, gdy wstaliśmy.

- Nigdy w życiu! Styles i ja? Przecież my nawet do siebie nie pasujemy. Nienawidzimy się od... zawsze. - wytłumaczyłem.

- Patrzył tak na ciebie, że wyglądało to jakby był zakochany. - powiedział.

- Od wczoraj jakiś dziwny jest. Może się naćpał? Nie mam pojęcia. - mruknąłem i poszedłem do swojej klasy.

***

Przez kolejne dwa dnia Styles nie dawał mi spokoju. Zaczepiał na każdej wolnej przerwie. Na treningu cały czas stał koło mnie. Przychodził rano i wieczorem pod mój dom i biegał razem ze mną. Nawet starał się siedzieć koło mnie na lekcji.

Graliśmy właśnie mecz. Moja drużyna przeciwko drużynie Stylesa. Był to jedyny moment w którym Styles do mnie nie gadał. Z początku było to denerwujące lecz na przełomie tych paru dni stało się to wręcz śmieszne. Przyłapałem się nawet parę razy na tym, że gdy on do mnie mówił ja się uśmiechałem.

Odebrałem piłkę Joel'owi który był w przeciwnej drużynie. Zacząłem biec w kierunku bramki. Nagle poczułem odepchnięcie i upadłem na ziemię. Styles zwisał nade mną i uśmiechnął się cwaniacko.

- To był faul! - krzyknąłem, nadal leżąc pod chłopakiem.

- Nie przesadzaj. - powiedział.

- Złaź ze mnie. - syknąłem.

- Dopóki się nie zgodzisz będziemy tak leżeć. - rzekł. Nie mam pojęcia czemu, ale zacząłem się śmiać na jego słowa. Ta cała sytuacja była wręcz idiotyczna dla mnie.

- Dobra! Zgadzam się tylko daj mi już spokój Harry. - śmiałem się. Nawet nie zauważyłem że powiedziałem do niego po imieniu.

- Nareszcie. - westchnął. Wstał ze mnie i popatrzył na swoich przyjaciół którzy na nas zerkali śmiejąc się. Usiadłem na murawie przecierając ręką czoło. Wystawił do mnie rękę którą po paru sekundach zastanowienia przyjąłem. Stanąłem przed nim i popatrzyłem w jego oczy. Nie sądziłem, że tak ładne są.

Zielone.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top