Nie pyskuj Louis

Całą drogę powrotną patrzyłem przez szybę i martwiłem się. Bałem się, że Lucas wróci do Londynu. Znowu będzie chciał mnie zniszczyć. Pukałem palcami o nogę ze stresu. Nie chcę aby on wrócił. Chcę wreszcie zacząć żyć poprzednim życiem.

- Louis? Wszystko dobrze? - usłyszałem głos Stylesa.

- Tak, jest w porządku. - odpowiedziałem po paru sekundach.

- Za moment będziemy pod twoim domem. - powiadomił mnie.

- Dobrze.

Tak jak powiedział Styles, po paru chwilach byliśmy już pod moim domem. Popatrzyłem w tamtym kierunku i zobaczyłem na podjeździe samochód mojego ojca. Zdziwiłem się, ponieważ miał wrócić dopiero za dwa tygodnie.

- Louis?

- A tak, dzięki za dzisiaj, było... fajnie. - powiedziałem i wysiadłem szybko z pojazdu.

- Do zobaczenia jutro Louis. - rzekł.

- Do zobaczenia jutro... Harry.

Zamknąłem za sobą drzwi i szybo ruszyłem w stronę domu. Wręcz wbiegłem do środka i zobaczyłem ojca szukającego czegoś w szufladzie.

- Gdzie byłeś Louis? - zadał mi pierwsze pytanie.

- Z kolegą. Co tutaj robisz? Myślałem, że wracasz dopiero za dwa tygodnie. - powiedziałem i zobaczyłem Lottie siedzącą na schodach, która cały czas obserwowała tatę.

- Zaraz wyjeżdżam. To wszystko się trochę wydłuży i muszę zabrać więcej rzeczy. - wyjaśnił i znalazł jakiś papier.

- Dlatego bierzesz kąpielówki? - spytałem, widząc daną rzecz wystającą z jego walizki.

- Nie pyskuj Louis. - zagroził.

- Tylko zapytałem. - bruknąłem i chciałem iść do kuchni jednak on przygwoździł mnie do ściany.

Zaczyna się

- Nie mów takim tonem do mnie. Jestem twoim ojcem do cholery! - krzyknął mi prosto w twarz. - Masz mieć szacunek co do mnie! Przeproś w tej chwili!

- Przepraszam. - wymamrotałem niewyraźnie.

- Powtórz.

- Przepraszam, tato. - powiedziałem trochę głośniej.

- Tak ma być. Masz patrzeć mi w oczy kiedy ze mną rozmawiasz. - powiedział. Popatrzyłem do góry, ponieważ mój ojciec był sporo wyższy ode mnie.

- Dobrze. - rzekłem patrząc mu w oczy. Puścił mnie po chwili i zaczął pakować coś do walizki.

Wiedziałem, że Mark był nerwowy lecz ostatnimi czasy było coraz gorzej. Od paru miesięcy w ogóle się nie hamował. Raz prawie uderzył mnie w twarz, ale zdążyłem mu się wyrwać i uciec.

Podszedłem do Lottie i usiadłem koło niej na schodach. Ona jednak ani drgnęła. Cały czas obserwowała naszego ojca. Chodził w kółko i szukał jakiś rzeczy. Ciuchy, papiery, elektronika. Wszystko co według niego było niezbędne.

- W piątek masz mecz Louis. Masz go wygrać. - powiedział ostro. Skąd on o tym wiedział?

- Dobrze tato. - odpowiedziałem.

- Masz tutaj również posprzątać. Nie pozwolę, aby w moim domu panował taki syf. Gdy wrócę ma wszystko lśnić. - rzekł zapinając walizkę.

- Obiecuję. - wyszeptałem.

- Jestem gotowy. No chodźcie. - zachęcił nas ręką. Lottie powoli wstała i podeszła do Marka. Ja nie ruszyłem się z swojego miejsca - Louis? Ty jak zawsze masz te swoje humorki. Mam nadzieję, że gdy wrócę staniesz się prawdziwym mężczyzną, a nie jak teraz głupim chłoptasiem co myśli, że mu wszystko wolno. - przytulił moją młodszą siostrę na pożegnanie i wyszedł z domu.

- Louis. - zwróciła się do mnie Lottie.

Wstałem z schodów i poszedłem do swojego pokoju. Słyszałem kroki Lottie na korytarzu. Próbowała otworzyć moje drzwi, jednak zamknąłem je na klucz. Przetarłem oczy ręką. Poczułem łzy na policzkach.

Dlaczego on mi to robi?

Smutek zaczął mieszać się z gniewem. Zacząłem wyrzucać wszystkie rzeczy z szafek. Książki, długopisy, zeszyty, papiery, notatki. Wszystko co było w środku. Po chwili zmęczenie zaczynało opanowywać moje ciało. Usiadłem załamany pośrodku tego wszystkiego. Płakałem zakrywając dłońmi usta, aby Lottie mnie nie usłyszała. Patrząc na to wszystko zauważyłem dobrze znaną mi rzecz. Podniosłem ją i zacząłem bawić się między palcami.

- Tylko jedna. - wyszeptałem cały czas patrząc na przedmiot.

Zacisnąłem mocno oczy i przejechałem żyletką po nadgarstku. Problem w tym że jedna kreska zamieniła się w dwie, a dwie w trzy, a trzy w cztery i wyszło na to, że było ich siedem. Siedem pieprzonych linii na moim przedramieniu. Wstałem z podłogi i podszedłem do lustra. Moja ręka zwisała wzdłuż ciała. Obserwowałem jak kropelki krwi spływają po moim palcach, a później spadają na podłogę.

- Cholera - powiedziałem i zacząłem płakać.

Gdy się zacznie nie ma powrotu.

***

- Dzisiaj będzie bilans! - krzyknął trener.

Chłopaki z drużyny ucieszyli się na to, że ominie ich długa rozgrzewka. Oczywiście chętnie zaczęli zdejmować spodenki i koszulki. Na starszej kobiecie która zawsze nas badała nie robiło to wrażenie, ale za to na jej asystentce. Jenna mogła mieć zaledwie dwadzieścia pięć lat. Była ładna blondynką o niebieskich oczach. Nie dziwiło mnie, że ci idioci tak na nią reagują.

- To kto idzie pierwszy? - spytała kobieta - Louis może ty? - wskazała na mnie. Wstałem niechętnie i zdjąłem spodenki. Zostałem w samych bokserkach i bluzie.

- Bluza. - upomniała mnie Jenna.

- On nie musi. - powiedziała lekarka. Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała tylko stanęła przy kartkach.

- Nazwisko?

- Tomlinson. - odpowiedziałem mało miło. Nigdy nie lubiłem tej dziewczyny. Była strasznie irytująca. Za każdym pieprzonym razem upominała mnie o bluzę mimo tego, że był to już trzeci bilans na którym była.

- Dobrze Louis. Stań tutaj zobaczymy czy coś podrosłeś przez te parę miesięcy. - rzekła kobieta. Ustawiłem się w wyznaczonym miejscu i czekałem na werdykt - No niestety. Nadal tyle samo czyli 172 centymetry.

- Naprawdę? Przez tyle miesięcy nic? - powiedziałem.

- Tak bywa. - powiedziała na co przewróciłem oczami - Nie przewracaj mi tutaj tymi swoimi pięknymi niebieskimi oczętami tylko podnoś bluzę.

Podniosłem do góry bluzę. Kobieta przyłożyła zimny stetoskop do mojej klatki piersiowej. Zacząłem czuć wzrok innych na sobie. Rozejrzałem się wokół i prawie cała drużyna wraz z trenerem przenikała mnie wręcz wzrokiem.

- No co? - spytałem, wszyscy odrazu spuścili wzrok oprócz trenera.

- Nie gadaj. - skarciła mnie lekarka. - Teraz na wagę. - poleciła gdy skończyła. Stanąłem na wadze, a ona przypięła mi różne przyrządy do nóg i rąk.

- Mogę zobaczyć? - spytał trener podchodząc w naszą stronę.

- Dziwne. - mruknęła pod nosem i zaczęła coś na nowo ustawiać na wadze.

- To prawidłowo pokazuje? - zapytał.

- Wszystko z maszyną jest w porządku. - odpowiedziała - Schudło ci się Louis. Do tego nie mało.

- Jak to? Ile? - spytałem zaciekawiony. Dawno się nie ważyłem, ponieważ nie miałem takiej potrzeby, więc ciekawiły mnie jej słowa.

- Z pięćdziesięciu ośmiu kilo zszedłeś na zaledwie czterdzieści siedem. Ostatni raz byłeś badany w czerwcu. Jak to się stało, że tyle schudłeś w niecałe pięć miesięcy?

- Czterdzieści siedem? Nawet nie wiedziałem o tym.

- To jest duże wygłodzenie Louis. Masz jakieś problemy z odżywianiem? - zapytała.

- Nie, co prawda ostatnio nie miałem może tyle czasu na jedzenie, ale bez przesady. Nigdy nie jadłem jakoś dużo, więc nie sądziłem, że to będzie różnica. - wytłumaczyłem.

- Musisz zacząć więcej jeść. To jest niebezpieczne dla twojego zdrowia. - odezwał się zmartwiony trener.

- Zacznę. Mogę już iść?

- Idź. - odpieła mnie od tego całego sprzętu. Poszedłem szybko w stronę spodenek i założyłem je na siebie.

- Masz niedowagę. - Styles szarpnął mnie za lewą rękę na co cicho syknąłem.

- No i co z tego? - coraz bardziej bolała mnie ręką przez wczorajsze rany.

- To bardzo źle. Jesteś kapitanem nie powinnieś dawać takiego przykładu innym. - stwierdził i mocniej zacisnął dłoń na moim przedramieniu.

- Auć. - syknąłem trochę głośniej niż wcześniej. Harry popatrzył na moją rękę, a potem z powrotem na mnie.

- Chodź. - tym razem złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia.

- A wy gdzie? - spytał trener.

- Zaraz wrócimy. - odpowiedział mu chłopak.

- Tylko się nie pozabijajcie tam. - ostrzegł.

Wyszliśmy na zewnątrz. Przeszliśmy kawałek i stanęliśmy przy małym murku.

- O co ci chodzi? - spytałem wyrywając dłoń.

- Pokaż rękę.

- Co?

- Pokaż tą pieprzoną rękę. - powiedział.

- Po co? Styles daj spokój. - odparłem.

- Albo pokażesz mi to sam albo sam to zobaczę. - zagroził i próbował podnieść rękaw mojej bluzy, lecz wyrwałem mu się.

- Dobra! Chcesz to zobaczyć? - stanąłem przed nim i podwinąłem rękaw bluzy.

Patrzyłem gdzieś w dal, ponieważ nie miałem na tyle odwagi, żeby spojrzeć na niego. Harry nie odezwał się ani słowem. Czułem jego wzrok na ręce. Po chwili spuściłem rękaw bluzy z powrotem.

- Dlaczego to sobie zrobiłeś? - zapyta,ł lecz w jego głosie nie była ani grama smutku.

- Czy to ważne? Po prostu to zrobiłem. Jak się zagoi i tak nie będzie widać, że jest nowe. - bruknąłem.

- Popatrz na mnie. - nakazał. Podniosłem głowę lekko do góry, aby widzieć jego oczy. - Jeśli poczujesz się chociaż odrobinę gorzej i będziesz chciał zrobić... to. Masz przyjść do mnie. Nie możesz sobie tego robić Louis. Pomyśl o swoich siostrach, rodzicach, przyjaciołach. Jak oni będą się czuć wiedząc, że znów to robisz. - położył swoją dużą dłoń na moim policzku.

- Jeśli o tym nie zapomnę to przyjdę. - odpowiedziałem.

- Jestem pewny, że nie zapomnisz. Moich słów się nie zapomina.

- Trener kazał mi zobaczyć czy... - usłyszeliśmy obok siebie głos. Odwróciłem w tamtą stronę głowę i stał tam Payne. Szybkim ruchem zdjąłem dłoń Harry'ego z mojego policzka. - To ja wam może nie przeszkadzam.

- Payne! - zawołałem za chłopkiem - Wiem jak to wyglądało, ale to nie tak. - zacząłem się tłumaczyć. Harry na moje słowa zaczął się dziko śmiać na co walnąłem go z łokcia w żebra.

- No co? - spytał ledwo oddychając.

- Nie polepszasz tej sytuacji. - powiedziałem do Styles'a.

- Dobra, ja idę. - mruknął Liam i wszedł z powrotem do szatni.

- Jesteś idiotą Styles. - odparłem wiercąc dziurę w jego zielonych oczach.

- Louis! - usłyszałem krzyk Nialla za plecami. Chłopak podszedł w naszą stronę szybkim tempem.

- Coś się stało? - spytałem przejęty.

- Musimy wyjść dzisiaj pojeździć. - odpowiedział szybko.

- Dzisiaj? Co się takiego stało, że chcesz dzisiaj pojeździć? - Niall podszedł do mnie i wyszeptał do ucha - Mam nowe zioło. - Odrazu się ożywiłem na tą wiadomość. Co jakiś czas blondyn brał skądś nowy towar który był nieziemsko dobry.

- No i to rozumiem. Bądź pod moim domem o 18.00. - powiedziałem zadowolony.

- Będę. Teraz spadam, bo głody jestem. - odszedł od nas.

- Co ten blondas ci powiedział? - spytał Styles.

- Nie interesuj się nie swoimi sprawami Styles. - bruknąłem i wróciłem do szatni.

***

Siedziałem razem z Niallem na opuszczonym skateparku. Odkąd otworzyli nowy owiele lepszy skatepark, nikt nie zaglądał na ten. Tak w sumie nawet nie można było tu wchodzić. Zarząd miasta uważał, że jest tu niebezpiecznie i zamknął. Jednak wejście tu nie było wcale ciężkie. W płocie była dziura. Nie każdy co prawda się mógł nią przecisnąć, ale Niall i ja mieliśmy na tyle mała posturę ciała, że nie było w tym żadnego problemu.

Niall przyniósł to nowe zioło o którym mi wcześniej wspomniał. Musiałem przyznać, że jest zajebiste. Blondyn nazwał je Purpurowa plaża nie mam pojęcia skąd wynalazł taką nazwę, ale to nie było ważne. Nie byliśmy za mocno zjarani. Musieliśmy się trochę pilnować po ostatnim razie jak prawie nas złapała policja. Gdy uciekaliśmy wpadłem na świetny pomysł, aby stoczyć się z górki. Niall oczywiście poparł mój pomysł i takim sposobem sturlaliśmy się jakieś trzydzieści metrów w dół. Wpadliśmy w krzaki i policja nie mogła nas znaleźć. Był to głupi pomysł przez to, że byliśmy cali poobijani, ale przynajmniej im uciekliśmy.

- Gdzie byłeś wczoraj? Przyszedł do twojego domu, ale ciebie nie było. - spytał wypuszczając dym z ust.

- Musiałem się przewietrzyć. - mruknąłem przykładając skręta do ust. Nie chciałem powiedzieć mu o tym, że z Harry'm byłem w innym mieście i w dodatku spotkałem Lucasa

- Tak długo? Stary siedziałem tam jakieś trzy godziny. - rzekł i dmuchnął mi prosto w twarz.

- Co ty do cholery robiłeś trzy godziny w moim domu?

- Gadałem z Lottie, oglądałem film i takie tam. Trochę zjadłem wam rzeczy z lodówki. Mało co tam został, więc powinnieś wybrać się na zakupy. - odpowiedział.

- Wiem, ostanio czuję jakby na nic nie miał czasu. - powiedziałem.

- Przejebane. - wyszeptał. - Wywnioskowałem rozmową z Lottie, że ty nadal nie powiedziałeś jej, że jesteś gejem.

- Nadal jej nie powiedziałem i nie powiem. Tylko ty o tym wiesz. - rzekłem patrząc w niebo.

- No wiem, nie rozumiem czemu nie chcesz jej powiedzieć.

- Nie wszystko jest takie proste Niall. To, że ty powiedziałeś jak gdyby nigdy nic o tym swoim rodzicom, nie znaczy, że ja też tak zrobię. - powiedziałem.

- Ja nie jestem gejem.

- No rany. Wielka mi różnica. Jesteś bi i co z tego. Sam mówiłeś, że preferujesz chłopaków. - stwierdziłem.

- Może i tak mówiłem, ale dziewczyny też są zajebiste - rzekł.

- Może i są, ale nie...

- Hej, wy tam! - usłyszeliśmy męski głos. Gwałtownie odwróciliśmy się w stronę z której wydobył się dźwięk. Stało tam dwóch policjantów.

- O cholera. - powiedział Niall.

- Mamy przejebane. - wyszeptałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top