III.II

Czymże jest próba wolności, dla kogoś, komu została ona brutalnie odebrana?

Park Jimin czołgał się po zaśnieżonym podjeździe, ciągnąc za sobą swoje bezwładne nogi, starając się dostać chociaż do bramy wyjazdowej. Szło mu koszmarnie. Śnieg moczył jego cienką bluzkę i spodenki, w dodatku ochładzał jego ciało, powodował gęsią skórkę i drżenie. A wszystkiemu przyglądała się para, ubrana w ciepłe kurtki i szale, paląca na tarasie papierosy i pijąca gorącą herbatę. A gdy chłopiec dochodził już do furtki, jedno z nich wstawało, by zaciągnąć go za nogę do punktu, z którego zaczynał.

Mimo bólu, łez, krwi i potu - nigdy się nie poddawał.

Uparcie wbijał paznokcie w zamarznięta ziemię i posuwał się do przodu. Krzyczał, ile sił miał w płucach, zaciskał zęby i ignorował śnieg w ustach, przerażające zimno i swoje słabnące ciało. Szedł do przodu, zapierał się łokciami. Ostatecznie wieczorem i tak wrzucono go do piwnicy.

Jego nienawiść z dnia na dzień rosła coraz bardziej.

Nie pamiętał nawet ile już razy próbował ich skrzywdzić. Odkąd zaatakował Chairim widelcem, zmuszony był jadać palcami. Gryzł ich ciągle, gdy nieśli go do celi. Potem tylko go do niej zaciągali, bojąc się o swoje tętnice szyjne. Próbował na wiele sposobów, robił te rzeczy, które wydawały mu się absurdalne. Parę razy nawet chciał się poddać, ale te myśli, jak szybko się pojawiały, tak szybko znikały. Nie mógł tego zrobić.

Nadzieja była tym, czym karmił się każdego dnia. Myślał o tym, że ktoś na pewno go szuka, że mama się martwi, że Jeongguk go woła, że nawet wujek staje na rzęsach, by go znaleźć. Ale czekanie na ratunek stało się dla niego zbyt uciążliwe. Po kilku latach, uświadomił sobie, że tam już nikt go nie szuka, nikt na niego nie czeka, nikt go nie wspomina. I nikt go nigdy nie znajdzie.

Oddał się jedynej przyjemności jaką miał. Pisał. Były to jedyne rzeczy, które dostał od porywaczy: długopis i notes. Właściwie to notes przypominał ten, który dostał od Taehyunga. Miały identyczne okładki. Stał się on dla chłopca świętością, w której najpierw pisał wiersze Jeongguka - te które pamiętał, a potem swoje. W końcu napisał też list. Chciał pisać je codziennie, ale wracał do pokoju w różnym stanie, więc robił to, kiedy mógł. Zapalał świecę i notował swoje myśli i odczucia. I każdy list kończył prośbą: zabierz mnie stąd, błagam.

Listów stworzył dwa tysiące dziesięć. Wykorzystywał do tego regularnie kolejne notesy, których Finn przynosił mu na pęczki. Pisał. Wiele listów brudnych jest od krwi, niektóre noszą po sobie ślady łez. I przede wszystkim przypominają mu o chłopaku, który tak bardzo chciał mu pomóc, który akceptował jego wady, który płakał razem z nim i czytał mu wiesze do snu. A potem dopadała go rzeczywistość, a myśli o tym, że nigdy więcej na oczy nie zobaczy ani Jeona Jeongguka, ani przyjacielskiej trójki, napawały go przeolbrzymim smutkiem.

Lata mijały.

Dwa słowa.

Lata mijały.

Cóż, mijały. A chłopak spędził je w niekończącym się cierpieniu, w towarzystwie ludzi, o których krzywdzie śnił co noc. A potem zapytał, dlaczego?

- Mój syn miał na imię Luhan i odszedł od nas zanim tak naprawdę nas poznał. Chciałam mieć jeszcze syna, a nie mogłam.

- To dlaczego nie traktujesz mnie jak swojego syna?

- Traktuje. Wychowuję cię.

- Nie. Ty mnie tylko krzywdzisz.

Po krótkiej rozmowie Jimin zaznał dwa dni spokoju. O dziwo, nikt nie zapomniał przez ten czas dać mu coś do jedzenia, co akurat często im się zdarzało. A potem do jego piwnicy przyszedł Finn.

I jeśli Park myślał, że większego bólu mu zadać nie mogą, to właśnie miał się przekonać o tym, że studnia pełna cierpienia zarezerwowanego tylko dla niego, nie ma dna. Tego dnia Finn złamał mu cztery palce i żebro, bijąc chłopca do utraty przytomności.

Jimin nie wiedział ile miał szczęścia, że w ogóle uszedł z życiem. Gdyby tylko zemdlał i upadł na drugą stronę ciała, żebro przebiłoby mu płuco. A tak, to oddychał jeszcze, egzystował, bo w sumie życiem tego nazwać nie można było. Ale wtedy pierwszy raz poprosił o śmierć.

do Jeonggukiego,

przepraszam, że tak wyszło. wiem, że obiecałem, że poczekam na ciebie, aż przyjdziesz i mnie stąd zabierzesz, ale zacząłem wątpić w to, że nadal mnie pamiętasz. nie mam już siły. boli mnie każdy skrawek ciała. nie wiem nawet czy nie lepiej by było, gdyby finn mnie dziś wykończył.

chciałbym tak bardzo iść z tobą kookie nad strumyk, albo posiedzieć w cieniu drzewa, jak wtedy, gdy mówiłem ci o wujku. chciałbym położyć się i obudzić w domu, najlepiej u ciebie.

ale jeśli nie mogę to co mi pozostało? chcę już to skończyć, choć sam do końca nie wiem jak. śmierć kojarzyła mi się do tej pory tylko z pogrzebem dziadka, ale jak myślę o swoim to nie wierzę w to, że też będzie trumna i kwiaty i płaczący ludzie. odejdę z tego świata po cichu, prawda? ja będę krzyczeć, ale nikt nie zareaguje. co po mnie zostanie?

kocham cię kookie, wiesz?

dlatego błagam, zabierz mnie stąd.

I Jeongguk zabrał go, ale dopiero po kilku latach po napisaniu listu.

A do tego czasu obaj pisali do siebie, błagając o to samo, o ratunek, co noc zasypiając z myślą o tym drugim, tracąc powoli samych siebie, ale nadal tak bardzo pragnąc ponownego spotkania.

12 grudnia 2018

Jiminie,

Dziś napisałem kolejny wiersz o tym, jak bardzo brakuje mi tego uczucia, tej możliwości oglądania ciebie. Nie mam pojęcia co robić. Wariuję coraz bardziej. Szukam cię wszędzie. Byłem nawet u wróżki. Powiedziała, że ktoś ci towarzyszy, że nie jesteś sam, ale nie wiem jak mam to interpretować. Boję się, odchodzę od zmysłów. Śniłeś mi się znów, bardzo podobnie co wczoraj i w poniedziałek. Byłeś zdrowy, pływałeś w ogromnej wannie. Tae mówi, że muszę zacząć żyć, wiesz? Ale ja bez ciebie nie chcę. Nawet gdybym chciał, nie mógłbym zapomnieć o kimś, kto tak wywrócił mój świat do góry nogami. I co z tego, że nie znaliśmy się długo?! Ja wiem swoje, że jesteśmy sobie pisani, że jesteś moją bratnią duszą, jasne? Kocham cię bardzo. I szukam, szukam wszędzie, obiecuję. Znajdę cię, cholera znajdę. Tylko na mnie czekaj.

Błagam, wróć do mnie moje szczęście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top