II.III

Hare siedział przy oknie, pijąc powoli czarną kawę, za którą zapłacił kilka tysięcy won. Czytał gazetę, bo był człowiekiem okresu papieru, niekoniecznie komórek i telekomunikacji. Jego twarz była zmęczona, skóra poszarzała, a ruchy niezgrabne i niespokojne. Jeongguk obserwował go.

Obserwował go każdego wieczoru, kiedy tylko mógł. Robił to bardzo długi czas, powoli, stopniowo wykańczając mężczyznę. Chciał, by cierpiał, bo w jego mniemaniu to on był wszystkiemu winny.

Wszedł do kawiarni i od razu skierował się do zajętego przez niego stolika. Usiadał, posyłając starszemu uśmieszek. Na widok młodzieńca Hara spanikował. Prawie wylał na siebie kawę, gazetę upuścił. W jego oczach był strach. Jeon nie musiał się odzywać, by mężczyzna wiedział, o co go zapyta. Ale i wtedy nie znał odpowiedzi na jego pytanie. Rozpłakał się więc, słysząc tylko:

- Gdzie on jest?

Jeongguk przyznał się sam przed sobą, że mógł by powodem przedwczesnej śmierci Hara. Jego zawał z jednej strony go ucieszył, bo w końcu mężczyzny już na tym świecie nie było, ale wtedy pomyślał, że nie ma na czym oprzeć swoich poszukiwań. Oczywistym było, że na tym nie zaprzestanie, zwyczajnie nie będzie musiał bawić się w takie rzeczy, jak śledzenie staruszka co noc. Wyrzuty sumienia nie dopadły go ani razu.

W wieku dwudziestu dwóch lat Jeon napisał książkę, która rozsławiła jego nazwisko na całą Koreę, bo nic innego się tam tak dobrze nie sprzedawało, jak dramy o zakochanych nastolatkach, a z jego powieści powstał właśnie taki twór. I Jeongguk nie wiedział, czy bardziej nienawidzi fabuły, którą przecież sam napisał, czy drętwego show. Przynajmniej miał za to niemałe pieniądze, a z czegoś musiał żyć. Ten okres w życiu całej czwórki przyjaciół, kiedy ledwo przekroczyli magiczną liczbę dwudziestu lat, był najbardziej intensywny. Wtedy rzucali studia, ponawiali je, wchodzili w dorosłość, rozbijali swoje pierwsze samochody, poznawali smak alkoholu i spermy, łamali sobie serca i powoli, ale to powolutku umierali.Ostatni punkt tyczył się głównie Yoongiego.

Jego talent do gry na pianinie odkryła pewna nauczycielka muzyki, gdy mały Min chodził na zajęcia do domu kultury, mając zaledwie piętnaście lat. Dlatego teraz mógł grywać na bankietach, w operze, teatrze i na uroczystościach dla bogatych snobów na pięknych instrumentach, popadając w coraz to żałośniejszy stan depresji i bulimii. I choć z tego drugiego po trzech latach absolutnie się wyleczył, to czarne myśli męczyły go już całe życie. Problemy związane ze swoją seksualnością były dla niego zbyt trudne do poradzenia sobie z nimi bez uszczerbku na zdrowiu. I w tym momencie historii pojawiało się dwóch mężczyzn. Pierwszy był hazardzistą, miał na imię Namjoon i był zakochany w drobnym ciele Yoongiego, które chętnie dotykał każdego wieczoru po wygranej w kasynie i po przegranej. To on zakwestionował pojęcie heteroseksualności u Mina i korzystał z jego niepewności, jak tylko mógł. Powiedział nastolatkowi, co lubi, a nim się obejrzał Min sam błagał o pewne przyjemności. I wszystko było dobrze, dopóki szczęście sprzyjało Kim Namjoonowi, który w latach swojej świetności miał konto w banku mieszczące grube tysiące amerykańskich dolarów. Ale jak to z hazardem bywa, im wyżej mężczyzna był, tym boleśniej upadł. A gdy popadł w długi, uciekł z Korei i tyle go widzieli.

Yoongi często przychodził wtedy po pomoc do Jeongguka.

- Jak ty sobie z tym radzisz? Ze zniknięciem kogoś, kogo kochałeś?

- Nie radzę - odparł mu wtedy Jeon, częstując ciemnym rumem, swoim ulubionym alkoholem.

Yoongi jakiś czas też sobie nie radził. Próba samobójcza była w jego przypadku bardziej niż oczywista. Jego rodzina i przyjaciele zebrali się w szpitalu wokół jego łóżka i zaczęli głaskać chłopca po głowie. I wtedy pojawił się drugi mężczyzna. Hoseok. Wparował do sali szpitalnej wręcz z buta, zrobił rumor i hałas, nakrzyczał na Yoongiego, wyzwał od egoistów i wrócił do domu, by dwa dni później zastać w nim tego drobnego chłopca, niedoszłego samobójcę.

- Ja cię kocham, a ty chcesz się zabić - mruknął niewyraźnie, widząc postać w progu drzwi.

- To zrób coś, bym już nie chciał cię zostawiać samego w tym piekle - powiedział wtedy niższy i odrzuciwszy swoją torbę z ubraniami w kąt, przytulił się do Hoseoka. - Kochaj mnie - szepnął mu do ucha.

A Jung podniósł go z ziemi, zaniósł do sypialni i zrobił to, o co go proszono. Sprawił, że Yoongi już przez jakiś czas  nawet nie pomyślał o kimś innym. Zaakceptował jego osobę, jego wady i zalety, jego charakter, wygląd, upodobania, fetysze. Pokazał mu taki seks, który był ziszczeniem marzeń Yoongiego. Jednego dnia potrafił kochać się z nim, delikatnie całując i piszcząc niczym dziewicę, by dzień później oznaczyć go fioletowo-czerwonymi malinkami, by móc dawać mu siarczyste klapsy, by móc przerżnąć go, jak ladacznicę. Potrafił wydobyć z zazwyczaj cichego i spokojnego chłopaka prawdziwą bestię, potrafił zrobić z niego potulnego kotka.
Dawał mu tyle bólu, ile potrzebował, tyle chłodu i ciepła na ile zasługiwał, tyle pocałunków, ile chciał i tyle miłości ile był w stanie mu dać.

Zostali parą. Odmieniło to życie ich obu o zdecydowanie więcej niż kilka stopni. Min co prawda był problemowym artystą, ale ostatecznie zawsze lądował skruszony w ramionach Junga. A ten natomiast, zrezygnował z marzeń, by pomóc swojemu szczęściu. Specjaliści w dziedzinie chorób psychicznych byli przecież drodzy. Dlatego rzucił się w wir pracy w korporacji, ba, nawet został szefem jakiegoś wydziału. I dzięki tej decyzji, był w stanie uratować kogoś, kto sam sobie nie radził, a ewidentnie potrzebował bohatera. Choć pianista co jakiś czas wracał do tego, co było złe, zamykał się w swojej skorupie i oddawał pokusom, takim jak alkohol, czy narkotyki, to obaj walczyli z tym i ani im się śniło poddać się. Wiedzieli, że z problemami muszą poradzić sobie sami, bo na rodziców liczyć za bardzo nie mogli.

Ale to właśnie ci rodzice, zadzwonili do Hoseoka w październiku roku dwudziestego drugiego. I to oni poprosili go, by zajrzał a działkę, by sprawdzić, czy z wodą wszystko w porządku.

- Nie wyrobię się z pracą w tym tygodniu, mamo, ale poproszę Jeongguka. On na pewno też będzie jechał to sprawdzić.

Oczywiście, że pojechał.

Odnalezienie szczęścia, czymkolwiek ono jest, jest serią przypadków, łączących się ze sobą mało znaczących zdarzeń, które skupione w jedną całość, zmieniają twoje życie. Absolutnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top