I.I
CZĘŚĆ PIERWSZA
Lato dwutysięcznego dziesiątego roku, gdy Jeon Jeongguk miał trzynaście lat i był chłystkiem myślącym jedynie o zabawie, było wyjątkowo gorące. Codzienny skwar zapewniał grupce chłopców wieczną ochotę na lody śmietankowe, brązową (w przypadku Taehyunga i Hoseoka) lub czerwoną (w przypadku Yoongiego) opaleniznę. Mimo tych wysokich temperatur, żaden z nich nie narzekał. Cóż, taka pogoda w wakacje była ich marzeniem, niekoniecznie przekleństwem, jak dla pani Kim, która bardzo mocno przeżywała spadki ciśnienia i inne atmosferyczne przygody. Dlatego właśnie, gdy kobieta chowała się w domu przed słońcem, Taehyung miał "wolne lejce". Mógł przesiadywać u kolegów do wieczora, szczególnie u Yoongiego, którego miał przecież za płotem. Do dwóch pozostałych też nie musiał nigdzie daleko chodzić i pewnie by chodził, gdyby nie to, że Yoongi nie lubił za długo spacerować, bo szybko się męczył. Nie był leniwy, co to to nie, ale musiał dużo więcej spać niż swoi rówieśnicy. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że było to spowodowane jego za niskim poziomem cukru, więc gdy tylko Yoongi mówił, że dla niego dziś starczy, dawali mu spokój. Ale zdecydowaną większość czasu i tak spędzał z nimi. Był w sumie najstarszy. Tylko rok różnił go od Jeongguka i Taehyunga, od Hoseoka kilka miesięcy, ale lubił powtarzać, że muszą się go z tego tytułu słuchać. Nie rzadko też mówił do nich "szczyle", czy "młodziaki" i przez jakiś czas tylko Jeon się o to wykłócał, ale potem zdawał się mieć to gdzieś.
Hoseok był bardzo energicznym dzieciakiem, którego interesowało wszystko i wszyscy, zupełnie jak Taehyunga, który wydawać się mógł na pierwszy rzut oka wścibski, ale obaj roztaczali wokół siebie wesołą, czasami aż zbyt wesołą aurę, dzięki której ludzie więcej im wybaczali. Obaj dopracowali tę sztukę do perfekcji, gdy jeszcze byli w przedszkolu i korzystali z niej przez najbliższe lata. Sam Taehyung, który był przez wakacje zwolniony z obowiązku opiekowania się młodszym rodzeństwem, przez te pamiętne wakacje trzymał się najbliżej Jeongguka, jak tylko się dało. Głównie dlatego, że na działce Jeona była podłączona konsola, na której to grali w nocy, gdy nie chciało im się spać. W dodatku telewizor był większy niż u niego, a ani babcia, ani rodzicielka czarnowłosego nigdy nie krzyczała na nich za siedzenie do późna. Pani Kim już tak.
Tego lata, kiedy czwórka przyjaciół stanęła przed wyzwaniem, które odmieniło w różnym stopniu ich życie, działo się wiele niezwykłych rzeczy, które utkwiły w pamięci Jeona po dziś dzień. Jeszcze przed trzecim czerwca, który był datą poznania jego, ich głównym zajęciem było badane terenów całych działek i okolicznych miasteczek na rowerach. Hoseok miał nową kolarkę, więc to on naciskał na ich wycieczki, a że Tae lubił jeździć, Jeon nie miał nic przeciwko, a Yoongi po prostu był pod silnym działaniem uroku i przekonywania Junga, jeździli codziennie po kilka godzin.
Ale tego dnia nie.
Trzeci czerwca zaczął się dość nudno. Koło południa Jeon obudził się na podłodze, bo razem z Kimem zasnęli na niej, gdy jakaś strzelanka im się znudziła. Im oczom z rana ukazały się rozsypane po podłodze łakocie, które wysypały się z miski jeszcze, gdy grali. W dodatku byli przez niecodzienne "posłanie" obolali, ale przynajmniej wiedzieli, czego nie robić kolejnego wieczora. Zjedli szybko śniadanie, a potem Taehyung pognał do domu, powiedzieć mamie, że wciąż żyje i kolejny dzień spędzi u kolegów. Następne godziny był u Yoongiego, do którego po obiedzie dołączył i Jeongguk. Hoseok za to musiał pomóc ojcu w rąbaniu drewna, przez co chłopcy bali się, że wróci do nich bez palca, czy całej kończyny, ale brązowowłosy pojawił się u Yoongiego cały i zdrowy, jedynie umorusany lekko ziemią z nikomu bliżej nie znanego powodu.
- Idziemy na rower? - rzucił od razu, widząc trójkę nastolatków, ale nim tamci zdążyli przytaknąć, na taras wyszła mama najstarszego.
Obiecała dać chłopcom na lody (nieważne w jakim wieku, śmietankowych się nie odmawia), jak tylko przejdą się na działkę do pani Chairim. Miała do przeniesienia około metrowe iglaki, a samej nie chciało jej się tyle razy chodzić. W dodatku jej mąż miał "ważną sprawę do załatwienia". Wiecznie jeździł do sklepu budowlanego i nie dawał sąsiadom spać, podobnie co kilku innych geniuszy zła z okolicy. Wykorzystanie syna sąsiadki i jego paczki wydawało się najlepszym pomysłem.
No więc poszli, w dodatku na pieszo, bo "do roweru nie przymocujesz tego badyla". Po drodze na zmianę kopali jedną z ulubionych piłeczek Kima i rozmawiali o Hani Min, kuzynce Yoongiego, która powaliła ich swoim wdziękiem i urodą jeszcze zeszłych wakacji. Znaczy, kogo powaliła, tego powaliła.
- Hani nigdy na ciebie nie spojrzy - powiedział Min, gdy przyszła jego kolej na kopnięcie neonowej piłeczki. - Ona lubi starszych chłopaków.
- No i co z tego? - oburzył się Taehyung, krzyżując ręce na piersiach. - Jestem tylko dwa lata młodszy, a ona już pamięta moje imię.
- Ostatnio pomyliła cię z Hoseokiem - przypomniał Jeongguk, kopiąc kilka metrów dalej ich zabawkę.
- Bo stałem tyłem! - bronił się opalony chłopak, gestykulując żywo, starając się przekonać wszystkich o tym, że on i Hani są sobie pisani. - Z resztą, na pewno nie przyjeżdżałaby na działkę do cioci tak często, gdyby nie miała w tym jakiegoś ukrytego celu, nie?
- Myślisz, że ona przyjeżdża dla ciebie? - zaśmiał się Jung i poprawił czapkę, spadającą mu w głowy.
- Jesteście beznadziejni - rzucił Kim i kopnął piłeczkę, nawet dalej niż Jeongguk poprzednim razem.
Owy przedmiot odbił się od doniczki, wystawionej przy ogrodzeniu sąsiada i poleciał na posesję. W nic większego nie uderzył, ale jednak zniknął z pola widzenia ciekawskich chłopców, dlatego cztery pary oczu nagle skierowały się w jedną, tą samą stronę. Obdrapana z zielonej farby furtka, prowadząca na działkę pana Hara była ozdobiona metalowymi kuleczkami, ale i miała kilka większych dziur, które układały się w przeróżne kształty. Oczywistym było, że piłeczka trafiła w jeden z nich i poturlała się, gdzie tylko mogła.
Przyjaciele dopadli się ogrodzenia, by zobaczyć, czy neonowy kolor rzuci im się w oczy. Rzucił.
Po okrągły przedmiot schylał się właśnie chłopiec. Przykuł on uwagę całej czwórki, bo po pierwsze, miał im oddać ich własność, a po drugie, siedział na wózku inwalidzkim.
Podjechał kawałek do piłeczki, schylił się ostrożnie, a potem uważnie przyjrzał temu, co trzymał w ręce. Spojrzał w końcu na oczekujących go chłopców. Zamrugał parę razy, trzepocząc długimi rzęsami i położył piłeczkę na swoje nogi. Odbezpieczył wózek i zaczął odpychać się rękoma, by podjechać bliżej. Jego wózek zaskrzypiał. Betonowy podjazdy kończył się niecały metr przed furtką, więc dojechał najdalej jak mógł, a potem znów zablokował swój pojazd. Wystawił do chłopców rękę z piłeczkę, wychylając się mocno, by tylko ich dosięgnąć.
I to był moment, gdy Jeon Jeongguk po raz pierwszy zobaczył tak naprawdę Park Jimina. Z otwartą buzią przyglądał się jego jasnej twarzy, ciemnym rzęsom, blond włosom lśniącym w słońcu, jego pulchnym policzkom, jego chudym ramionom, jego koszulce w paski. Przyglądał się jego wózkowi, z niebieskimi obudowaniami koło kół. Podobnie z resztą, co pozostała trójka, nie mógł przestać się gapić. Nie patrzeć, tylko gapić.
Chłopiec wyciągał rękę ku nieznajomym, by oddać im co miał, kiedy ostatecznie Hoseok to od niego odebrał. Blondyn uśmiechnął się.
- Dzięki - rzucił Jung, chowając piłeczkę za siebie. Były na niej podpisy całej ich czwórki i drobne rysunki Jeona.
- Nie ma za co - odparł chłopiec, nie ruszając się z miejsca. Patrzył się również na nich, lustrował wzrokiem intensywnie twarze każdego z nich. - Gdzie idziecie? - zapytał, czerwieniąc się lekko, ale nie spuszczając z nich wzroku.
- Do pani Chairim. Po krzaki - odparł Hoseok, zaraz dostając kuksańca w bok od Yoongiego.
- Po iglaki - poprawi go najstarszy, a chłopiec się zaśmiał.
- A, no dobrze - powiedział na to i schował niesforny kosmyk włosów za ucho. Jeongguk wyczuł, że chce coś jeszcze dodać, ale chyba się wstydził. Zanim zdążył jednak zapytać, uprzedził go Taehyung.
- Chcesz iść z nami?
Chłopiec uśmiechnął się najpierw radośnie, ale po chwili wyraźnie jego entuzjazm przygasł.
- Chciałbym, ale wujek mnie nie puści. Uliczki nie są skoszone i nie przejadę - powiedział, nadal lekko się uśmiechając, spuszczając jednak wzrok, by nie czuć się zbytnio przytłoczonym ich ciekawskimi spojrzeniami.
- Och - wyrwało się Taehyungowi, który ewidentnie miał w głowie już jakiś plan. - A jak będziemy wracać? W drugą stronę jest skoszone.
- Nie wiem, czy mogę.
- Zapytaj - powiedział od razu Jeongguk, zaraz znów czując na sobie wzrok nieznajomego.
Chłopiec kiwnął głową i odbezpieczył swój wózek. Zawrócił powoli, a potem całą prostą pędził ile miał sił w ramionach. Zatrzymał się przed tarasem, bo tam był wysoki stopień. Wychylił się i zaczął wołać wujka.
- To jakiś nowy dzieciak? - zapytał Hoseok. Tae wzruszył ramionami, a Yoongi powiedział, że pierwszy raz go widzi.
Trzeciego czerwca faktycznie widzieli się po raz pierwszy.
I mieli się tak widywać, aż do dnia, kiedy Jimin zniknął.
| Witam, dzień dobry, dobry wieczór!
Kilka informacji:
* Nowe opowiadanie będzie podzielone na części. Pierwsza będzie miała 7 rozdziałów, których łączna długość to około 9 tys słów. Będę je dodawała codziennie, niestety o różnych porach, bo mój plan dnia lubi ulegać zmianie co kwadrans. Po pierwszej części będzie przerwa, bym mogła nadrobić pisanie, przy okazji może poczytać kilka opinii i wziąć je pod uwagę, jeśli takowe będą.
* Po za tym, to dziś wszystkie okładki uległy zmianie. Piszę o tym, gdyby ktoś widząc je popadł w lekką konsternację. Mam jednak nadzieję, że wyglądają całkiem znośnie.
* W przeciągu najbliższych paru dni dodam też rozdział 15after1, bo strasznie zaniedbałam to opo, przez co mi wstyd
* Oprócz tego chciałam zaprosić wszystkich fanów sope/yoonseoka, generalnie relacji Yoongiego i Hoseoka do zajrzenia do opowiadania "havana", którego jestem współautorką, a które to publikowane jest na profilu ihrusu serdecznie polecam. |
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top