Rozdział 7

Życiowe dylematy są takie męczące XD

Rozdział 7

Ani się obejrzeli, a świętowali drugie urodziny Iana. Severus z uśmiechem patrzył na swojego synka, który chwilę wcześniej zdmuchnął dwie świeczki na torcie, a teraz na kolanach Freda Weasleya, który demonstrował mu, jak działa lipna różdżka. Miał dziwne przeczucie, że chłopcu bardzo się to wszystko podobało, chociaż jeszcze niewiele z tego rozumiał.

– Zrobić ci kawy? – spytał go nagle Harry.

– Poproszę – uśmiechnął się i chwilę później mógł raczyć się filiżanką aromatycznego napoju.

– O czym myślisz?

– Zastanawiam się, kiedy upłynęły te dwa lata. Nasze dziecko dopiero było takie małe – przyznał.

Złoty Chłopiec zaśmiał się cicho.

– Bill mówi coś podobnego, kiedy patrzy, jak jego córka rośnie.

– Za to z naszego syna wyrośnie następca Weasleyów, jeśli ci dwa będą mu ciągle pokazywać swoje wynalazki. Nie wiem, czy Hogwart to wytrzyma – westchnął dramatycznie.

– A mówiąc o Hogwarcie... Może zajrzelibyśmy do szkoły? – zaproponował Harry. – Minerwa mówiła, że portret Albusa jest w jej biurze.

– Chcesz mu coś wygarnąć, za te wszystkie manipulacje i narażanie cię? – Sam był kiedyś wściekły na Albusa za te wszystkie okropne rzeczy, które musiał zrobić, ale od kiedy zamieszkał z Harrym, ta złość powoli znikała.

– Nie – zapewnił go Gryfon. – Nie jestem już na niego zły. Przepracowałem przeszłość dzięki tobie. Raczej chciałbym mu pokazać, że ułożyliśmy sobie życie. Co ty na to? Poza tym Ian mógłby zobaczyć Hogwart.

Severus zastanowił się przez chwilę. Może to nie był zły pomysł? W zasadzie sam chętnie zobaczyłby zamek po remoncie, który był konieczny po tamtej strasznej walce ze Śmierciożercami. Zginęło wtedy wiele osób, w tym także część jego uczniów. Mógłby im w ten sposób okazać szacunek, na który zasłużyli.

– Niech będzie. Możemy się wybrać – zgodził się.

Tydzień później aportowali się w pobliżu zamku i Mistrz Eliksirów poczuł pewną dozę nostalgii. Nie był tu od kilku lat, ale spędził w tym miejscu większą część swojego życia. Hogwart przez długi czas był jego domem.

– Ziamek! – pisnął Ian, siedząc na jego rękach. – Duzi!

– Tak słonko – powiedział Harry. – To jest Hogwart. Kiedyś będziesz się tu uczył.

– Dobzie – przytaknął, uśmiechając się szeroko.

Specjalnie wybrali taką porę, żeby uczniowie byli na lekcjach. Harry nadal nie chciał robić sensacji z ich życia osobistego. Na szczęście Minerwa czekała na nich przy Wielkiej Sali.

– Dobrze was widzieć – powiedziała.

– Dobrze znów tu być – odpowiedział Harry.

Gabinet dyrektora niewiele się zmienił od czasu, kiedy Harry był w nim po raz ostatni. Nadal na ścianach wisiały portrety dawnych dyrektorów i było pełno książek. Widać jednak było pewną nutkę kobiecości w wystroju.

– To ty Severusie? – usłyszał nagle Mistrz Eliksirów i popatrzył na portret Dumbledore'a.

– Dobrze cię widzieć Albusie – odpowiedział, nadal trzymając dziecko na rękach.

– A kim jest ten młody człowiek? – spytał ciekawie.

– To Ian, mój syn.

Dumbledore może był teraz jedynie portretem, ale Severus mógł przysiąc, że w jego oczach pojawiły się te znajome iskierki radości.

– Ma bardzo znajome oczy – powiedział.

– Wszyscy to mówią – odezwał się Harry z rozbawieniem. – Witam dyrektorze. Dawno się nie widzieliśmy.

Kolejne dwie godziny spędzili na rozmowie z portretem Albusa, a Ian buszował sobie w najlepsze po gabinecie i próbował nawet rozmawiać z innymi obrazami. Z jakiegoś powodu do gustu przypadł mu dyrektor Black, którego zaczepiał tak długo, że ten musiał w końcu zwrócić uwagę na dziecko. Maluch potrafił być naprawdę uparty, jeśli była taka potrzeba.

– Ciekawie po kim ma taki upór? – zaśmiał się Albus, kiedy mrukliwy portret zaczął grozić chłopcu karą.

– Pewnie po nas obu – przyznał Harry z rozbawieniem.

– Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ułożyliście sobie życie, chociaż nie sądziłem, że będzie to w taki sposób. Życie lubi jednak zaskakiwać.

– To prawda, ale czym byłoby życie bez niespodzianek?

Albus roześmiał się tylko. Naprawdę żal było im się żegnać, ale obiecali odwiedzać Hogwart od czasu do czasu i wpadać na pogaduszki.

Kolejne miesiące minęły im dość spokojnie. Praca, wyjazdy Severusa na sympozja i magiczne uczelnie jako zaproszony wykładowca, zajmowanie się dzieckiem i domem. Zwykła proza życia, ale im ona bardzo pasowała.

Któregoś poranka została jednak zakłócona. Harry obudził się wtedy, przeciągnął, a potem nagle zerwał do biegu i wpadł do łazienki w ostatniej chwili.

– Harry? – spytał Severus. – Wszystko dobrze?

– Nie... – jęknął młodszy czarodziej. – Jeśli to jest to, o czym myślę, to chyba cię zatłukę...

– A co ja zrobiłem? – spytał, zanim zdążył się powstrzymać. Chwilę później jego małżonek popatrzył na niego wzrokiem, który mówił mu wprost, że jeszcze jedno słowo, a będzie spał na kanapie.

– Na co czekasz? – spytał, kiedy w końcu skończył wymiotować. – Nie gap się głupio, tylko rzucaj to zaklęcie diagnostyczne. Przeliterować ci to mam?

Przez te kilka lat wspólnego życia, Mistrz Eliksirów na pewno nauczył się jednego: chory Harry, to wściekły Harry. Ewentualnie marudny. Na szczęście działo się to rzadko i nie był zbyt często narażony na obcowanie z chorym małżonkiem, ale jeśli coś go łapało to na całego.

Do dziś pamiętał grypę, którą Gryfon złapał rok wcześniej. Tak kichał, że jego magia wypalała w tapetach i dywanach dziury. Musiał wtedy poprosić o pomoc Rona i Hermionę, żeby przez chwilę zajęli się Ianem, a on sam pobiegł warzyć odpowiedni eliksir w trybie pilnym. Po nim wprawdzie się mu polepszyło, ale nie na tyle, żeby nie marudzić przez dwa kolejne dni. Oczywiście potem przeprosił, ale co Severus wtedy przeżył to jego.

Nie chcą się narażać na kolejne bezpodstawne fochy, szybko rzucił zaklęcie, ale już domyślał się, jaki będzie wynik. Harry najwyraźniej też to wiedział, bo tylko westchnął, a potem umył zęby i wrócił do sypialni.

– Nie spodziewałeś się tego – odezwał się po chwili Severus.

– A ty może tak?

– Najwyraźniej nasza kompatybilność jest jeszcze większa, niż myśleliśmy. – Usiadł obok małżonka i objął go ramieniem. – O co chodzi? Bo jestem pewien, że nie chodzi o to, że się nie cieszysz.

– Cieszę się, ale jestem też przerażony. Chociaż chyba już za późno na takie rozmyślania. No cóż... Ian będzie miał rodzeństwo. Myślisz, że się ucieszy?

– Myślę, że tak – przyznał. – Damy sobie radę.

– Wiem. Zawsze dajemy.

Drugą ciążę Harry znosił jednak gorzej niż pierwszą. Wprawdzie wiedzieli już, czego mogli się spodziewać, ale mieli wrażenie, że wszystko się podwoiło. Poranne mdłości długo nie chciały odpuścić, częściej miał wahania nastrojów i nawet odwiedziny przyjaciół niewiele pomagały, bo Złoty Chłopiec potrafił nagle i bez powodu wybuchnąć płaczem. Działo się to tak niespodziewanie, że za pierwszym razem Ron spanikował i przybiegł do jego laboratorium blady i na wdechu powiedział, że coś jest chyba nie tak.

– Nic mu nie będzie – zapewnił go wtedy Mistrz Eliksirów, spokojnie warząc dalej, ulepszony eliksir na mdłości dla swojego męża. – To hormony. Ja to obserwuję kilka razy dziennie.

– Och? Znaczy, że z Ianem też tak było? – spytał.

– Nie. Wszystko było łagodniejsze, ale i to w końcu minie – zapewnił. Spytał też, czy mogliby zostać z Harrym kilka dni później. Musiał udać się do banku i załatwić kilka spraw, a kompletnie nie miał na to czasu, kiedy jego małżonek odstawiał mu dramaty.

Ron nie widział w tym problemu. Bardzo chętnie spędzał czas ze swoim najlepszym kumplem, który może teraz był więcej niż marudny, ale i tak miał złote serce, kiedy przychodziło do jego przyjaciół.

Tym sposobem Severus mógł spokojnie wybrać się do banku, a ponieważ było to rano i o tej porze na Pokątnej nie było jeszcze wielu ludzi, to postanowił zabrać ze sobą synka. Harry nie był z początku przekonany do tego pomysłu. Pamiętał, że ile razy sam pojawiał się na czarodziejskiej ulicy, to zaraz wszyscy się na niego gapili i nie przejmowali się, że wtedy był dzieckiem. Nie chciał, żeby jego dziecko zostało narażone na coś podobnego. Mistrz Eliksirów zapewnił go jednak, że nic takiego się nie stanie.

– Myślisz, że ktoś próbowałby się narazić na mój gniew? – spytał.

– A nie wyszedłeś przypadkiem z wprawy? – spytał i wyszczerzył się lekko.

Severus już miał na końcu języka pytanie, czy chce się o tym sam przekonać, ale uznał, że lepiej teraz nie prowokować Harry'ego do kłótni, bo mogło się to skończyć awanturą.

Ian za to był zachwycony, że tata go gdzieś zabiera. Nie miał jeszcze okazji być na Pokątnej i bardzo go to ciekawiło. Poza tym uwielbiał swojego tatę i zawsze chętnie spędzał z nim czas.

– Tylko musisz być grzeczny, zgoda? – spytał Mistrz Eliksirów, kiedy pożegnali się z Harrym i jego przyjaciółmi, a potem wyszli z domu. Wziął synka na ręce, żeby ich aportować.

– Tak – uśmiechnął się, przytulając się mocno.

– Severusie! – usłyszał nagle i odwrócił się do Hermiony, która szybko podbiegła do nich. – Harry ma prośbę. Skoro już będziesz poza domem, to prosi o marynowane śledzie i jakiś fastfood.

Chyba tylko cudem nie prychnął na takie zestawienie, ale skinął głową, a potem aportował się. Mógł się spodziewać, że mimo porannych mdłości, Harry może zacząć mieć na coś ochotę. Śledzie były nowością. Nie przypominał sobie, żeby w ciąży z Ianem ciągnęło go na ryby. Raczej preferował wtedy mięso.

Pokątna zrobiła na małym chłopcu ogromne wrażenie. Rozglądał się wokół z otwartą buzią i nie miał pojęcia, na co patrzeć najpierw. Severus rozbawionym głosem obiecał mu, że pokaże mu kilka ciekawych sklepów, jak już załatwią wszystko w banku. Ian pokiwał główką. Nie był z tych dzieci, które muszą mieć coś natychmiast. Zresztą on i Harry nie pozwalali mu na żadne wymuszenia. Jeśli maluch zaczynał się złościć bez powodu, to pozwalali mu się najpierw wykrzyczeć, potem sadzali na kilka minut w kącie, żeby ochłonął, a potem któryś z nich zaczynał mu tłumaczyć, czemu nie powinien się tak zachowywać. Wiedzieli, że synek jeszcze nie do końca to rozumie, ale docierał do niego sam sens sytuacji. Nauczył się już, że wrzaski i krzyki tylko pogorszą sprawę. Lepszym wyjściem było przyjść, przytulić się i pokazać, co by chciał.

Po wejściu do banku Ian od razu popatrzył ciekawie na gobliny, które liczyły pieniądze, szlachetne kamienie i inne samo złoto.

– Dzień dobry – powiedział grzecznie, kiedy Severus podszedł do jednego ze stanowisk. Goblin był tak zaskoczony, słysząc niewinny dziecięcy głosik, że natychmiast podniósł wzrok. Widać było, że rzadko miewał styczność z małymi dziećmi, a jeśli już to nie bywały one specjalnie cicho.

– Pan Snape – odezwał się, rozpoznając Severusa. – W czym mogę pomóc?

– Chcielibyśmy razem z małżonkiem otworzyć skrytkę dla syna. Niestety nie mógł mi dziś towarzyszyć. Mam nadzieję, że to nie jest problem? – spytał. Poprzedniego dnia przyznał Harry'emu, co zamierza zrobić i mąż zgodził się z nim. Ianowi przyda się własna skrytka, kiedy pójdzie do Hogwartu, a potem, żeby miał coś na start w dorosłe życie. Nie miał jednak siły, żeby im towarzyszyć.

– Oczywiście. Czy chcieliby państwo... – zaczął goblin, ale w tym momencie dało się słyszeć piskliwy i niestety dobrze znany Severusowi głos. Nie widział Dolores Umbridge od czasu jej wątpliwej kariery jako nauczycielki w Hogwarcie i wcale nie tęsknił za jej osobą. Ile razy kusiło go przekląć tę kobietę, to tylko on sam wiedział.

Umbridge właśnie robiła awanturę jakiemuś goblinowi. Wszyscy wiedzieli, że nienawidzi magicznych stworzeń i półludzi. Powinna jednak wiedzieć lepiej, że goblinów się nie drażni, skoro zajmują się finansami czarodziejów. Jej piskliwy głos i tradycyjny różowy ubiór sprawiał, że niemal wypaliło mu wzrok i słuch.

– Pać tata! Lózowa zaba! – pisnął nagle Ian, pokazując na Umbridge. Ta oczywiście od razu odwróciła się w ich kierunku i zmarszczyła brwi.

– No proszę. Śmierciożerca Snape wychynął z jamy – syknęła słodko, podchodząc. – I jak widać nie sam. Teraz porywasz dzieci?

– Jeszcze jeden taki komentarz i przeklnę cię do przyszłego tygodnia – warknął do niej. O nim mogła sobie uważać, co chciała, ale nie miał zamiaru pozwolić, żeby skupiła się na jego dziecku.

– Cemu nie lechoce? – spytał Ian, jakby naprawdę nie mógł tego zrozumieć. Twarz Umbridge pokryła się szkarłatem, mina wyrażała czyste oburzenie, ale Severus z kolei walczył o zachowanie swojego normalnego wyrazu. Najchętniej jednak pochwaliłby swojego syna. – I nie skace – oburzył się chłopczyk.

– Ty bezczelny bachorze! – syknęła tym swoim ociekającym sztuczną słodyczą głosem i wyciągnęła różdżkę, nie bacząc na konsekwencje.

Severus w ułamku sekundy miał w ręce swoją różdżką, ale zanim zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek przekleństwo, ubrana na różowo kobieta najpierw znieruchomiała, a potem nagle zmieniła się w różową ropuchę. Mistrz Eliksirów ocknął się z zaskoczenia dopiero wtedy, kiedy Ian zaczął klaskać i piszczeć:
– Skać! Skać!

Jego syn właśnie dał swój pierwszy popis przypadkowej magii i na Merlina, to nie była mała rzecz! Zdołał zmienić dorosłą czarownicę w ropuchę. Różową i wyjątkową wściekłą ropuchę, ale jak magię kochał, za ten numer zamierzał kupić mu jakąś zabawkę w nagrodę.

– Lózowa zaba! Lózowa zaba! – Ian cieszył się w najlepsze i wyglądało na to, że nawet gobliny są rozbawione sytuacją, bo jeden mruknął do Severusa cicho, że nie pobiorą opłaty za otwarcie skrytki dla chłopca. To był najwyraźniej ich sposób, żeby podziękować.

Oczywiście ktoś w końcu zawiadomił aurorów i na miejscu zjawił się Kingsley.

– Dawno się nie widzieliśmy Severusie – przywitał się z nim i uścisnęli sobie dłonie, podczas gdy Ian w najlepsze dalej denerwował Umbridge, próbując ją zmusić do skakania na odległość. – To twój syn?

– Tak – potwierdził. – I jak widzisz, miał mały wybuch przypadkowej magii.

– Chyba nie taki mały – mruknął, próbując zachować powagę. Nie było jednak żadną tajemnicą, że Umbridge była nielubiana i masa ludzi w ministerstwie chętnie by się jej pozbyła.

Severus był pewien, że będzie próbowała wnieść na niego skargę, ale tak na dobrą sprawę nie miała podstaw. Nie mogła oskarżyć go o atak, skoro był to dziecięcy wybuch. Wyszłaby na idiotkę, gdyby próbowała postawić dwuletnie dziecko przed wymiarem sprawiedliwości.

– Podobny do ciebie – powiedział Kingsley, który wcale nie spieszył się z zabraniem czarownicy do świętego Munga, żeby tam ktoś jej pomógł. – To samo poczucie humoru.

– Ach tak? – spytał tylko rozbawiony, nie przerywając dziecku zabawy. Dopiero po dobrych dziesięciu minutach auror zlitował się w końcu nad Dolores i zabrał ją, żeby ktoś jej pomógł.

Pół godziny później opuścili bank z kluczem do skrytki Iana. Co miesiąc miała być do niej przenoszona pewna kwota. Za jakiś czas będą musieli otworzyć też skrytkę dla drugiego dziecka, ale najpierw musiał zaspokoić zachcianki swojego małżonka. Najpierw jednak pozwolił synkowi wybrać sobie zabawkę w jednym z mugolskim sklepów, a potem wstąpili po fastfood dla Harry'ego.

Po powrocie do domu oczywiście opowiedział o całej sytuacji. Ron nawet nie próbował powstrzymywać się od śmiechu. Harry i Hermiona popatrzyli po sobie, a potem sami zaczęli się śmiać. Severus zapewnił ich, że może im później pokazać to wspomnienie.

– Czyli Ian miał swój pierwszy i zarazem spektakularny magiczny wybuch? – spytała Hermiona, podając Harry'emu jeszcze jednego burgera, do którego ten dołożył śledzie.

– Lubię jeść, ale tego nawet ja bym nie tknął – mruknął Ron, widząc to. Nie przeszkadzało mu to jednak samemu pochłaniać frytek.

Harry wzruszył tylko ramiona, patrząc, jak jego synek bawi się na dywanie i buduje zamek z klocków. Już mieli pewność, że Ian będzie czarodziejem i wyglądało na to, że jego moc będzie naprawdę duża, skoro mając dwa lata, transmutował kogoś w zwierzę. Czegoś takiego dokonał jedynie fałszywy Moody na czwartym roku Harry'ego. Malfoy wyglądał całkiem nieźle jako fretka. Przynajmniej był mniej szkodliwy dla otoczenia ze swoimi idiotycznymi poglądami.

Severus zastanawiał się, czy ich drugie dziecko będzie dysponowało równie imponującą mocą, jak Ian? Wiedział, że opieka nad dwójką małych dzieci nie będzie prosta, ale już czuł dumę, uśmiechając się lekko.

---

I co powiecie?XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top