ROZDZIAŁ SZÓSTY
Rylan Snidman nie chciał patrzeć w ten oskarżający sposób na Haydena, ale nie można było inaczej. W ciszy czekał, aż Hayden zgasi papierosa i skupi się na nim, na rozmowie z nim. Gdy to się stało, nie mógł się powstrzymać od chwilowego zapatrzenia w błękitne tęczówki.
— Chciałeś skrzywdzić mojego przyjaciela — z trudem wyrzekł.
Hayden prychnął, a Rylan poczuł, że jego kamienne serce rozpada się.
— I? To tylko beta.
Rylan otworzył oczy i pierwszym co zobaczył była czarnowłosa czupryna Edmunda. Potem dotarło do niego, że bolą go plecy, a oni oboje śpią na schodach przed domem Eda. W pierwszym odruchu chciał zrzucić przyjaciela, ale zrezygnował, przypominając sobie, że Edmund miał gorsze dni. Tak jak on.
Po poznaniu Haydena przestał zwracać uwagę na takie rzeczy jak twarde kamienie, trawę w kieszeniach, ziemie we włosach, ciężar ciała innej osoby na sobie. Już nic nie wzbudzało w nim to wstrętu.
Ryl wplótł palce w czarne, miękkie włosy przyjaciela. Lubił go, mimo że tak jak Blue bez zapytania wparował w jego życie. Oboje nie mieli doświadczenia w przyjaźni. Nie, ich cała czwórka tak naprawdę nie znała się na przyjaźni. I nie sądził, że będzie w stanie się tego nauczyć. On nawet nie chciał. Podobało mu się jego niewymagające życie.
— Ryl — mruknął Ed, otwierając niechętnie oczy. — Która godzina?
Czerwonooki wzruszył ramionami, przyciągając do siebie Edmunda.
— Nie mam pojęcia.
Zaśmiał się cicho. Hayden zachowywał się jakby był jedyną osobą na tym świecie, która kocha go w całości i nie wymaga od niego zmieniania się. Mylił się jednak. Ed także nic nie obchodziło.
— To nie jest zabawne. Ojciec zrobiłby mi wykład, gdyby nas teraz zobaczył — burknął młody Gilday, mimo to nie odsuwając się od Ryla. — Twoja ciotka też pewnie nie jest ucieszona.
Rylan przygryzł wargę, udając, że się zastanawia.
— Pewnie nie jest — przyznał po dłuższej chwili, potrząsając wesoło głową.
Zawsze chciał urodzić się małą, uroczą omegą. Znaleźć alfę, która będzie go kochać najbardziej na świecie. Już od dawna wskazywał palcem na synów różnych przyjaciół rodziców i mówił, że mógłby wyjść za niego.
— Jesteś wkurzający — stwierdził Ed, wtulając się w klatkę piersiową Rylana.
Mimo to nie był nikim. Bety nie były niczym. Ludzie jak Ed chcieli być betami. Musi być w nich coś wyjątkowe.
— Może.
Czy to nie to coś wyjątkowego dostrzegł w nim Hayden?
*****
"Nie bawcie się z nim to dziwak" — przepełnione jadem słowa w ustach 6-letniego dziecka. Jego zapłakane oczy — "nie, nieprawda, nie jestem, nie jestem dziwakiem". W głowie pytanie — "dlaczego jestem dziwakiem? co jest we mnie innego?". "Porcelanowa lalka, porcelanowa lalka, uważajcie, żeby przypadkiem jej nie rozbić." On płacze, bo to jedyny sposób jaki zna na pozbycie się złości. "O nie, potłukła się". O nie, rozbili go.
— Wszystko dobrze, Gilday?
Przez chwilę Ed nie zdawał sobie sprawy z tego, że słowa skierowane były do niego. Zerknął w dół, gdzie pod drzewem stała Scarlett Manners z rękami położonym na pniu. Cholera! — zawołał w myślach, omal nie spadając na ziemię, w ostatniej chwili złapał się mocno gałęzi. Ze wszystkich alf na tej planecie, tylko Davida bardziej wolał nie spotkać niż ją.
— Coś nie tak, Manners? — zapytał, starając się sprawiać wrażenie opanowanego, ale w środku wariował.
Był sam na sam z nieoficjalnym królem szkoły, z którym wdał się przez przypadek w konflikt. Zabije mnie — wyszeptał bezgłośnie, ledwo powstrzymując łzy. Jednocześnie próbował wymyślić jakiś plan ucieczki, ale trudno było o taki, siedząc parę metrów nad ziemią.
— Chciałabym zaproponować rozejm — oznajmiła, mlaskając.— Mam dość tego morderczego wzroku na plecach. Czasami dochodzą do mnie nieme groźby.
— Och — zabrakło mu słów.
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w tą Scarlett z wysoko spiętymi blond włosami, z niebieskimi oczami, z bluzką, która mało co zakrywała, z obcisłymi spodniami, z łańcuszkiem z krzyżykiem, z granatowymi paznokciami, z tatuażami na rękach i szyi, z charakterystyczną dla alf postawą, i pomyślał, że pewnie fajnie jest móc tak mieszać w głowie innym.
— Oczywiście będziesz musiał przeprosić mego drogiego Davida przed wszystkimi, na kolanach, i obiecać, że już mu się nie postawisz, nędzna beto — dodała, kiedy Ed wciąż nie odpowiadał. — Czym to jednak jest przy względnym "pokoju".
Może nie jest taka zła — przeszło przez myśl Edmundowi, gdy słuchał jej spokojnego tonu idealnego do uwodzenia omeg.
— Na tym świecie nie ma jednak niczego za darmo — stwierdziła. — W ramach zapłaty pomożesz mi przelecieć Ashleya.
I pierwsze dobre wrażenie o niej poszło w cholerę — pomyślał Ed, chowając głowę pomiędzy swoimi dłońmi. Jak można pytać o coś takiego z takim spokojem?
— Wiedziałem, że jesteś suką — wymamrotał, wciąż nie podnosząc głowy w obawie przed jej wściekłym spojrzeniem.
Scarlett jedynie zachichotała. Wielokrotnie w końcu słyszała takie słowa w swoim kierunku.
— Jeśli tego nie zrobisz, możemy zacząć walczyć. Z chęcią podzielę się z niektórymi z was moją miłością — stwierdziła, wkładając dłonie do swoich kieszeni, żeby sprawdzić, czy ma ze sobą papierosy. — Wybór należy do ciebie.
Zerknęła na zegarek. Za 15 minut była umówiona z Drake'em. Może się odrobinę spóźnić, bo Drake nie był Thomasem — zrozumie. Nie zarzuci je celowego unikania.
— To żaden wybór — odpowiedział buntowniczo Edmund. — Nie sprzedam przyjaciela.
Zerknął na Scarlett ze złością, która w tym momencie przyglądała się sobie w małym, pomarańczowym lusterku i poprawiała szminkę na ustach. Na prawej ręce założoną miała złotą bransoletkę, której wcześniej u niej nie widział. Scarlett stroniła od drogiej biżuterii, wolała ręcznie robioną.
— To tylko Ashley jak wielu — wzruszyła ramionami. — Parę pytań i zaplanowanych przypadkowych spotkań. Jestem na dobrej drodze do zdobycia jego serca. Jest łatwiejszy niż myślisz.
Edmund miał ochotę ją rozszarpać za jej słowa. Nikt nie miał prawa mówić o jego przyjaciołach jak o nic nieznaczących rzeczach.
— Wal się.
Ledwo powstrzymał się od splunięcia na nią. Życie wciąż mi jest miłe — pomyślał, przypominając sobie jak Scarlett zrzuciła Drake'a Nolana z I piętra, gdy zagadał do Asha.
— Brzydki gnojek — prychnęła.
— Suka — powtórzył.
Scarlett odwróciła się, mając zamiar prawdopodobnie odejść, ale zatrzymała się po nawet nie 5 krokach. Jej twarz rozświetlił uśmiech, który skierowała w kierunku przerażonego i jednocześnie niezadowolonego Eda.
— Ash będzie należał do mnie i nie zmieni tego zdanie tchórzliwej omegi, która wstydzi się samego siebie — każde słowo dokładnie, powoli wypowiedziała.
Nim do Eda zdążyło to dotrzeć i przyprawić o zatrzymanie serca, Scarlett znowu się odezwała:
— Nie jestem jak moi przyjaciele, nie jestem ślepa. Możecie się ukrywać, możesz ty się ukrywać, ale nie próbuj się usprawiedliwiać. Nie jesteś jedynym, który cierpi, bo jest kim jest — oznajmiła, krzyżując buntowniczo ręce na swojej piersi.
Edmund prychnął. Alfa nie miał prawa mówić o cierpieniu. Świat należał do nich.
— Jesteś alfą, nie zrozumiesz tego. Nie wiesz, jak mnie traktowano — wycedził, nie rozumiejąc, skąd u niego ten przypływ odwagi.
Bał się Scarlett od pierwszego wejrzenia. Spotkał ją w drodze do klasy, rzuciła jakimś betą o ścianę, jednocześnie stojąc nogą na plecach drugiego. Miała tak zimne spojrzenie, że przeszły go dreszcze. Potem unikał jej jak ognia, a jeszcze później unikał jej jeszcze bardziej, bo okazała się być najlepszą przyjaciółką Davida. A teraz rozmawiał z nią w taki sposób jaki z nikim nie rozmawiał.
— Patrzcie jakie dziwadło. Wygląda jak brzydka lalka. A jakie ma brzydkie oczy. Zasłońcie je, nie chcę ich widzieć — powiedziała Scarlett, nie przestając się uśmiechać.
Nie przypominała tej alfy, która zalecała się do Ashleya ani tej która groziła każdemu, kto źle na nią spojrzał. Przypominała ją, tamtą osobę, ten głos z głowy.
— Zamknij się — Ed posłał jej spojrzenie nienawiści wymieszanej z prośbą. — Mówisz jak ona. Ale nie jesteś nią.
"Dziwak, nie bawcie się z nim. Już się zniszczył".
— Nie, nie jestem dzieciakiem z placu zbaw, który zobaczył delikatnego chłopca o brzydkich oczach i postanowił go zniszczyć. Jestem alfą, która chce Ashleya Goodalla — oświadczyła podniesionym głosem blondynka.
Kopnęła z całej siły w drzewo i posyłając mu ostatnie rozwścieczone spojrzenie, odeszła. Zostawiła go w zupełnej rozsypce. Bo ona wiedziała o wszystkim. To w jaki sposób zdobyła tą informację nie miało znaczenia, jedynie to w jaki sposób ją wykorzysta. Jeśli powie coś Davidowi, on go zniszczy. Może już wie i dlatego ciągle mówił te dziwne rzeczy.
— Kurwa — zaklął głośno, uderzając pięścią w gałąź i raniąc swoją rękę.
Scarlett Manners była obrzydliwą alfą — jak każda.
*****
Minął już tydzień od akcji z Davidem i jak dotąd nie doświadczyli szczególnej nienawiści ze strony alf. Wyjątek stanowił Blue, na którego wymyślano coraz ciekawsze sposoby prześladowania. Kaktusy w jego plecaku, strój na w-f w soku porzeczkowym, zamazane niebieskim markerem odpowiedzi na jego pracy domowej, buty w kredzie — dowodziły kreatywności dzisiejszych prześladowców.
— Oblali mnie mlekiem na stołówce — wycedził Blue, trzymając w ręce mokrą marynarkę. — To już szczyt arogancji. Nie wiem, czy mogliby zrobić coś gorszego.
Ed po raz pierwszy widział, co jego przyjaciel miał pod marynarką i była to zwykła biała koszula. Sam nie wiedział, czego się spodziewał, ale poczuł lekki zawód. Rozejrzał się po twarzach uczniów, którzy mijali ich na korytarzu. Niewiele można było wyczytać z ich min.
— Obawiam się, że to dopiero początek — westchnął, przypominając sobie wczorajsze spotkanie z Scarlett po szkole.
Jej miłość do nich nie mogła oznaczać niczego dobrego. Miał tylko nadzieję, że nie wykorzysta tego, iż zna jego sekret do mszczenia się. Spojrzał raz jeszcze na Blue. Jeśli ich zamiarem było wyprowadzenie ich z równowagi bez oskarżenia o znęcanie, dobrze im wychodziło. Z drugiej strony nie wyglądało to na robotę alf — za mało brutalne i seksistowskie.
— Nigdy nikomu o tym nie mówiłem, ale boję się kur — wtrącił się Ash, który w ręku nerwowo obracał sok pomarańczowy w kartoniku. — Myślisz, że naślą na nas kurę? Albo co gorsza stado kur? A może koguta?
Ed i Blue spojrzeli sobie w oczy. Przekazali sobie nawzajem, że nie warto tego szczerze komentować.
— Wątpię, ale się przygotuj — powiedział Edmund, klepiąc przyjaciela po plecach i brudząc mu przypadkiem niebieskim tuszem ulubioną koszulkę. — Szanse się zwiększyły, bo ktoś mógł nas podsłuchać.
Akurat Ash ma najmniej powodów do obaw — pomyślał Ed, przypominając sobie błysk w oczach Scarlett, gdy mówiła o Ashleyu. Musiała bardzo chcieć go "przelecieć" i raczej nie zaprzepaściłaby tego, wpuszczając drób do szkoły.
— Ej! — Blue doznał nagłego olśnienia. — Możemy mieć zdrajcę w grupie — spoważniał, a Ashley i Edmund poczuli się zdezorientowani. — Kogoś kto donosi Manners o naszych działaniach. Typuje okularnika.
Edmunda nie zdziwiło wspomnienie o Simonie — wczoraj dostał wyższą ocenę ze sprawdzianu z chemii i Blue okropnie się wściekł, i skrzyczał nauczycielkę, bo obcięła mu punkty za to, że "myśli samodzielnie". Ed nie wiedział, po której stronie stanąć — Blue czy nauczycielki — bo miała rację, mówiąc, że zadaniem ucznia jest rozwiązywanie zadań, a nie wskazywanie w nich nieprawidłowości.
— Jak skoro nie mamy żadnych spotkań? — przypomniał mu, podważając jego absurdalną teorię.
Blue wzruszył ramionami, po czym jęknął, kierując dłoń na swoje krocze. Spodnie w tym miejscu były całe mokre, przez co wyglądał jakby popuścił i nie był to miły widok.
— Mokro — wymamrotał, pocierając ręką materiał.— I chyba przesiąkło. Macie majtki na zmianę?— zapytał, mając zamiar rozpiąć zamek spodni, ale powstrzymała go dłoń Eda na jego.
— Jesteśmy na szkolnym korytarzu — mruknął Ed, odwracając wzrok, bo nie mógł patrzeć na obmacującego się Blue.
Ashley za to uśmiechnął się i zawołał głośno:
— Blue Brilliant jest mokry!
Nie musieli długo czekać, żeby wszystkie oczy na korytarzu skierowały się na nich. W tym Layne'a i Haydena, którzy właśnie wyszli ze stołówki. Kiedy Layne Wheaton spojrzał na Blue, wyglądał na przerażonego, ale w przypadku jego kamiennej twarzy nic nie było pewne. Szepnął Haydenowi coś na ucho i szybkim krokiem poszedł korytarzem w drugą stronę. Hayden za to ich wyminął, odprowadzany obrzydzonym spojrzeniem Eda.
Edmund skrzywił się i zniesmaczył w środku mocniej, słysząc złośliwe docinki alf w stylu "dobrze cię wypieprzę jeśli wybłagasz". Miał ochotę przypomnieć im, że swego czasu byli gotowi zapłacić za trzymanie Blue za rękę.
— Dzięki, Ash — powiedział Blue, zakrywając swoje spodnie marynarką. — Jesteś wspaniałym przyjacielem — położył dłoń na ramieniu blondyna. — Na dzisiaj koniec! — zwrócił się do innych uczniów. — Niezaspokojeni niech idą do Whitney Leman, obsłuży was na mój koszt! A teraz — złapał Ashleya za ucho — idziemy siku.
Edmund zignorował wołającego o pomoc Asha i jego spojrzenie szczeniaka, gdy Blue ciągnął go do łazienki. Ostatnim czego chciał, było narażanie się Brilliantowi, kiedy zniszczono mu marynarkę. I z tego co zauważył jedną z ulubionych.
*****
— Dlaczego pani zwolniła z kozy Blue i Rylana, a kazała zostać nam choć nie mieliśmy żadnego wkładu w zniszczenie twarzy Hailey? — zapytał Ed niepocieszony tym, że zamiast oglądać nowy odcinek "zbuntowanego omegi", odrabia pracę domową z Ashem. — Chyba nigdy nie zrozumiem tego systemu.
Ashley wzruszył ramionami, przygryzając końcówkę swojego pomarańczowego długopisu z wygrawerowanym napisem "słodki Ash". Dostał go na urodziny od starszego brata i traktował jak skarb.
— Jak ładnie opisać zachowanie omegi podczas gorączki?
Edmund westchnął. Po tym wszystkim, Ash mógłby sobie odpuścić zajęcia z psychologiem. A przynajmniej nie odrabiać ich teraz, gdy był w podłym humorze.
— Nie mam pojęcia — mruknął. — Napisz, że zapach alfy wzbudza w niej pierwotne instynkty i jedyną myślą, krążącą jej po głowie jest przedłużenie gatunku, dlatego nie można jej winić za uwodzenie wszystkich alf w okolicy.
— Dzięki — powiedział Ashley, uśmiechając się. — Dość ładnie.
Ash ponownie dał się pochłonąć zadaniu, a Edmund stukał palcami o stolik, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Jego myśli mimowolnie skupiły się na Davidzie, którego nie widział już drugi dzień. Sprawiało to, że jego omega była niespokojna. Nie wiedział jak nad nią zapanować, ponieważ przed przyjechaniem tutaj, raczej nie dawała się we znaki.
Parędziesiąt sekund później znudzony wstał od stolika i wykorzystując to, że pani bibliotekarka wyszła do toalety, także opuścił pomieszczenie. Ashley wydawał się nie zdawać sprawy z tego, że przyjaciel go porzuca.
Edmund ruszył korytarzem w kierunku łazienki. Jego umysł całkowicie pochłonęły myśli o Davidzie i o ich wspólnym występie. Przeczytał już parę razy rolę i za każdym razem myślał, że to nie może się udać. W scenariuszu prócz ckliwych i romantycznych momentów, była scena pocałunku. Prędzej będzie trupem niż przeżyje swój pocałunek z tym dupkiem. Im dłużej o tym myślał tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że zejdzie jeśli do pocałunku dojdzie. Jego dziewicze serce nie wytrzyma tego czego.
Czarnowłosy jęknął niezadowolony, gdy usłyszał czyjeś głosy na korytarzu. Schował się za rogiem. Kto może jeszcze być o tej godzinie w szkole? — zapytał siebie w myślach. Na myśl przychodziły mu tylko poczciwe panie sprzątaczki i zapracowany samorząd szkolny.
— Nie wiedziałam, że Davida interesuje zepsuty towar. To trochę ohydne — Scarlett, Ed przeklął w myślach, gdy zrozumiał, że to ona. — A na pewno gorsze od tej bety od złamanego nosa.
Domyślił się, że miała na myśli jego. Raczej niewiele bet w ostatnim czasie złamało Davidowi nos. I wyglądało na to, że nie zdradziła jego sekretu — to akurat chyba dobrze. Jednocześnie Edmunda zaczęła zastanawiać myśl, czy ona naprawdę nie pamięta jego imienia czy tylko udaje.
— Na razie zignorujmy nie naszą sprawę. Drake już mu wygarnął jego beznadziejność.
W drugiej osobie Ed bez problemu rozpoznał Haydena. Dwie alfy, które próbują ukraść mu jego przyjaciół — świetnie! Z tym, że Hayden nie miał już jak przestać być śmieciem w oczach Rylana.
— A kto ciebie nazwie "beznadziejnym przypadkiem"? Snidman? — Scarlett prychnęła. — Wiem, że lecisz na cnotliwych paniczyków, ale potrzebujesz się ogarnąć. Chłopie, żenisz się za niecały rok. Pamiętasz jak przy tatusiu powiedziałeś: "grzecznie obiecuję trzymać moje gorące serce pod kluczem"?
— Ojciec nie miałby mi tego za złe, gdybym wymienił tą dziewuchę na Snidmana — stwierdził Hayden, a w Edmundzie coś się zagotowało, bo ktoś traktował jego przyjaciela niczym rzecz. — To przynajmniej jej 10-krotna wartość. Tyle, że nie mielibyśmy dzieci. Matka zabiłaby mnie.
— Myślę, że byłabym pierwsza. Już kupiłam garnitur i zaczęłam pobierać lekcje tańca.
Głośny śmiech obu alf powoli ucichał tak samo jak kroki. Edmund odetchnął, gdy całkowicie zniknął, nie wiedząc, w którym momencie wstrzymał oddech. Czuł złość i dezorientację. Hayden jest zaręczony — nie docierało to do niego. Zdawał sobie sprawę z tego, że ludzie tacy jak Hayden i Blue szybko wychodzą za mąż, ale nie zaraz po skończeniu szkoły lub w jej trakcie. Rylan nie mógł się o tym dowiedzieć. Nawet jeśli ciągle przeklinał Haydena, wciąż musiał go kochać.
— Gilday! — skrzywił się na głos bibliotekarki. — Natychmiast do biblioteki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top