ROZDZIAŁ SZESNASTY

Od autora [nic wartego uwagi]: Zdecydowanie najgorszy rozdział do tej pory, ale ostatnio nie mogę patrzeć na żadne opowiadania, a na to w szczególności. Szczególnie rozmowa z Samem nie wyszła mi tak jak chciałam, za co przepraszam. Za to, że rozdział tak długo się nie pojawiał, także przepraszam, ale byłam na "Narodzinach Gwiazdy" i miałam doła przez parę dnia, potem jeszcze przeczytałam parę "dziwnych" opek z abo przez co znienawidziłam ten gatunek (na szczęście mi przeszło). Mam nadzieję, że nie będę miała już więcej obsuw.
Zapraszam na rozdział. 

Ashley zamarł, zauważając Scarlett przy szkolnym murku. Widząc go, uśmiechnęła się. Przypomniał sobie, co dowiedzieli się dzisiaj o Blue i nagle czuł, że coś w nim pęka. Może to był jeden z tych dowodów na to, że czuł coś dużego do Blue.

Podbiegł do Scarlett i popchał ją mocno na murek, ta odruchowo złapała go za ramionami. Jęknął z bólu. Szybko go puściła, gdy dotarło do niej, że to jej Ashley.

— Przepraszam, Ashley — powiedziała wyraźnie skruszona.

— Zrobiłaś coś Blue? — Ash nie wybaczył. — Skrzywdziłaś go, prawda? Wszyscy go nienawidzicie. 

Scarlett nie wiedziała, co powiedzieć. Przez chwilę wpatrywała się w oczy Asha, oczy, które błyszczały z powodu gniewu i łez. Blue — nienawidziła go z całego serca za kradnięcie jej Ashleya. Przez myśl przeszło jej, żeby skłamać. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że oczernianie Blue nie wchodziło w grę przy jej Ashleyu jeśli nie chciała zakończenia ich zmierzającego w dobrą stronę związku. 

— Kiedy? 

— Jak mogłaś!

Scarlett cofnęła się, czując uderzenie na swoim policzku. Jej twarz wykrzywiła się w brzydkim grymasie. Znowu nieumyślnie zraniła Ashleya, a przecież chciała jak najlepiej. 

— To Brilliant! Nie powinieneś mu ufać! — krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści.

Przypomniała sobie Blue Brillianta, obejmującego jej Ashleya i całującego go w usta. Jej alfa tego nie znosiła, nie znosiła powstrzymywania się od pokazania Brilliantowi gdzie jego miejsce. 

— To mój przyjaciel! — przypomniał omega, śmiejąc się bez jakiejkolwiek radość. 

Pamiętała złość, którą wtedy odczuła. Pocałunku dwóch omeg nikt nie brał na poważnie. Dwie omegi mogą być tylko przyjaciółmi — ci, którzy tak mówili, byli strasznymi ignorantami. Wśród alf było zbyt dużo ignorantów.

— Kochasz go! — te słowa zabrzmiały jak zarzut. 

— Przecież wiedziałaś o tym od początku!

Scarlett straszliwie zabolały te słowa, bo Ash nie zaprzeczył, że kochał Blue. Przeszło jej przez myśl, że to jest odpowiedni moment na wycofanie się, bo może w każdym momencie stracić kontrolę, ale nie zrobiła tego. 

— No i? Nienawidzę go, bo mi cię zabiera! — Ashley nie dowierzał w te słowa, bo to Blue ostatnio zaniedbywał na rzecz Scarlett. — Tak strasznie go nienawidzę, bo go rozumiem!

— To dziecinne! — stwierdził omega. 

Przetarł łzy, które wezbrały się w kącikach jego oczu. Niewzruszona Scarlett obserwowała jego poczynania w ciszy, jednocześnie w środku wariując z nerwów. Kiedy skończył, poczekała cierpliwie, aż Ash usiądzie na murku. Zajęła miejsce obok niego.

— Jestem dziewczyną — powiedziała chłodno.

— Alfą — przypomniał Ash.

Scarlett uśmiechnęła się delikatnie. Nie spodziewała się, że ktoś tak prosty jak jej Ashley to zrozumie. Może to było częścią uroku, który tak w nim pokochała. Westchnęła głośno.

— I dziewczyną. Mama mówiła, że jestem słodka. Że będą mnie ochronić przed całym światem — wyznała z lekkim trudem, tylko Sam i David wiedzieli coś o jej życiu rodzinnym. — To ja okazałam się osą, tygrysem, wojownikiem, tą straszną. Matka zwiała — zachichotała na wspomnienie złości ojca i co ważniejsze swojej. — Przynajmniej ma teraz swoją uroczą rodzinkę — stwierdziła kpiąco.

— Przykro mi — rzekł po dłuższej chwili blondyn skruszony.

— A mi nie — stwierdziła Scarlett, kładąc swoją ręką na plecach Asha. — Połowa z nas ma rozpieprzone życie. Poza tym przy Brilliancie to kurwa nic.

Scarlett nie kłamała. Dla niej ta cała sytuacja z jej rodziną nie miała znaczenia. Czasami ją cieszyła, bo posiadała wolność o jakiej inni mogli jedynie pomarzyć. Nikt nigdy jej nie ograniczał, niczego nie narzucał. Jego ojcu nie przeszkadzały żadne jej dziwactwa, nie ekscytował się jej drugą płcią, nie żądał od niej podążania porządna drogą.

Niektórzy mylnie twierdzili, że jej nie kochał i była mu obojętna, ale ona wiedziała, że to nie tak. Ojciec zwyczajnie chciał, żeby sama się ukształtowała.

Udało mu się.

— Tęsknisz za mamą? — zapytała nieśmiało Ash z lekkim rumieńcami. — Ja nie wyobrażam sobie życia bez mojego taty. Jego wsparcie nie pozwala mi się załamać, gdy jest źle.

Scarlett pokręciła głową.

— Jestem alfą, alfy się nie łamią. Na pewno nie przez omegi — skłamała gładko. — No i mam ojca. Tylko czasami, bo podróżuje po całym świecie. Wczoraj widziałam na jego insta zdjęcia z jakieś wsi w Irlandii. Bawił się w gównie. W takich chwilach zaprzeczam, że jesteśmy podobni.

Raz się omal nie załamała. "Jesteś obrzydliwa!" Wzięła te słowa sobie do serca.

— Czyli macie słaby kontakt. To jest przykre — stwierdził Ash. — Nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć żadnego rodzica przy sobie.

Mimo to wciąż była obrzydliwa, bo tylko w taki sposób potrafiła zwracać uwagę. A nagle do życia niezbędną stała się dla niej uwaga Ashleya Goodala.

— Wiem.

Scarlett nachyliła się, żeby pocałować Ashleya. Ten jednak odepchnął ją delikatnie.

— Proszę, przestać, alfo.

Scarlett poczuła się złamana.

*****

Edmund uśmiechnął się delikatnie, gdy po wejściu do szkoły zauważył Davida rozmawiającego z Thomasem. Ten zauważył to szybko i pomachał w jego stronę ręką. Ed zarumienił się. Wbił wzrok w podłogę i szybko skierował się do klasy matematycznej.

Ed nie mógł nic poradzić na to, że po wczorajszej rozmowie zaczął patrzeć w inny sposób na Davida. Dotąd widział w nim swojego prześladowcę, teraz zaczął myśleć, że mógł sam w jakiś sposób go sprowokować do dokuczania mu. 

Edmund zdziwił się, zauważając Rylana, stojącego pod jego klasą i próbującego zagadać do Simona, który powtarzał wiadomości do kartkówki z matematyki. Kiedy Ryl go zauważył, odetchnął z ulgą i podbiegł do niego. 

— W końcu — stwierdził beta, rzucając pełne złości spojrzenie Simonowi. — Drugoklasiści są najgorsi. Myślą, że mogą mnie ignorować, kiedyś im pokażę — stwierdził Rylan.

Edmund zaśmiał się w środku na te słowa. Po wczorajszym zajściu na stołówce, wiedział, że drugoklasiści powinni się bać. 

— Po co przyszedłeś? Bo chyba nie, żeby nawiązać międzyklasowe przyjaźnie. 

Ryl uśmiechnął się wymuszenie. 

— Nie — powiedział z lekką złością. — Chcę zaprosić cię na urodziny, w tę sobotę — Rylan rozweselił się. — Moja osiemnastka. Pierwsza i ostatnia. Przyjdziesz? 

Edmund nawet gdyby nie chciał, nie potrafiłby odmówić pełnym nadziei oczom Rylana. Domyślał się, że nie zostanie na nie zaproszone wiele osób. 

— Oczywiście, przyjacielu.  

— Dzięki — Ryl uścisnął ramię Eda. — Dzisiaj idę na zakupy do galerii. Chcesz iść ze mną? Chcę kupić nowe spodnie i przydałby mi się doradca — przyznał z lekkim rumieńcem beta.

Edmund przytaknął, ciesząc się w środku, że Ryl w ogóle o nim pomyślał.

— Jeśli się na coś przydam.  

Kompletnie nie znał się na ubraniach, praktycznie codziennie ubierał to samo w tym samym kolorze. Prawdę mówiąc wątpił, żeby mógł się Rylanowi na coś przydać. Chyba, że będzie potrzebował pomocy w odróżnieniu odcieni czarnego. 

— Szczerze, potrzebuje kogoś do noszenia toreb — wyznał ze śmiechem Rylan, po czym nim Ed zdążył coś powiedzieć, uciekł.

Edmund pokręcił głową. Do noszenia toreb też nie był za dobry, w ogóle nie miał siły. 

*****

Edmund cierpliwie czekał na Sama pod klasą. Miał tylko jedną szansę na złapanie go. Położył palec na ustach, gdy z klasy wyszedł Ashley, który widząc go, chciał zawołać jego imię. Blondyn od razu zrozumiał i posłusznie odszedł. 

Kiedy tylko River wyszedł z klasy, narzekając na panią Marlin do Hannah, Ed złapał go za rękę i pociągnął mocno. Jego plan nie zakładał przeciwstawiania się Sama, dlatego miał nadzieję, że ten tego nie zrobi. 

— E-Ed — wydukał Sam na jego widok. 

Niebieskooki szybko spuścił wzrok. Dla Edmunda było to trochę dziwne. Jak na prześladowcę, Sam wyglądał na zbyt winnego. Szybko poprowadził go w ustronne miejsce na końcu korytarza, przy sali pani Taft, gdzie nikt się nie zapuszczał podczas przerwy obiadowej. Jeśli pani Taft to smok, korytarz przy jej sali był teren tuż przed wejściem do jaskini. 

— Musimy pogadać, omego, o tym czemu próbowałeś zrobić ze mnie idiotę  — oświadczył chłodno Ed. — To ważne — dodał, zauważając jak Sam spuszcza wzrok zraniony. 

Teoretycznie to Edmund powinien być tym zranionym, coś było nie tak.

— Przepraszam — wyszeptał Sam. — Po prostu... Bałem się. 

Nie widzisz jak tobą manipuluje? Głupia laleczko.

Edmund wzdrygnął się. Pierwszy raz słyszał te słowa. Spojrzał prosto w niebieskie oczy Sama, które napawały go wstrętem. Chciałby zapewnienia, że nie pozwala im wpływać na siebie. 

— Czego? 

Sam zawahał się, co nie uszło uwadze Edmunda. 

— Ja... — także spojrzał w oczy Eda, odwrócił głowę, nie mogąc ich znieść. — Bałem się, że mnie... od-odrzucisz — stwierdził pierwszoklasista. — Zależy mi... na tobie. 

Tym razem Edmund nie miał wątpliwości, Sam perfidnie kłamał z nieznanego mu powodu. 

Głupia laleczka. Ma takie brzydkie oczy. 

Tylko David ma prawo mnie tak nazywać — chciał krzyknąć Edmund, ale zamiast tego z całych swoich sił skupiał się na obserwacji Sama, na znalezieniu choć jednego powodu, żeby przestać mu współczuć. 

— Ale nie jako chłopaku — zauważył, starając się nie brzmieć ostro. 

Sam szybko pokręcił głową. Złapał się za szyję, gdzie w przyszłości miał znaleźć się jego znak.

— Mam już kogoś — przyznał niechętnie.

Edmund dobrze pamiętał rozmowę z Cody'm. Sam całował się z chłopakiem, którego naprawdę kochał. Ed był zły tylko za to, że Sam powiedział o kłamstwo za dużo. 

— Zdążyłem się dowiedzieć. Nie od ciebie. 

— Przepraszam — wyszeptał Sam ze skruchą. 

Ed jęknął, zakrywając oczy rękoma. Czemu ludzie kłamali, żeby potem przepraszać. Zupełnie nie rozumiał ich pokrętnego toku myślenia. 

— Nie rozumiem tego — stwierdził Gilday, kierując te słowa bardziej do siebie. 

Sam obserwował go chwilę, po czym z dozą niepewności oznajmił:

— Edmund Gilday.

Ed chciał się zaśmiać. 

—  Tak to ja.

— Kiedyś się już poznaliśmy— Ed nie krył swojego zszokowania tą informacją —i kiedy... przeniosłeś się, ja... pomyślałem... że chcę... żebyś był moim przyjacielem.

Ed nie potrafił uwierzyć. 

— Poznaliśmy się?

Sam pokiwał głową, pocierając o siebie swoje dłonie. Edmund nie wyczuł w nim fałszu jak wcześniej, ale to nie znaczyło, że nim nie manipulował. 

— Nie pamiętam— przyznał Ed, jednocześnie się wzdrygając, po raz jeszcze przed jego oczami pojawiła się czarna czupryna i usta układające się w słowo: "żałosny". 

— Dawno— wymamrotał Sam. —Byłeś w podstawówce. — Mogę już iść?— zapytał niepewnie pierwszoklasista, wskazując ręką za siebie. —Mam zaliczać u pani Breiman. Wiesz, jaka ona jest.

Sam znowu go okłamał, ale mimo to Ed pokiwał głową. 

— Okay...

— Cześć— powiedział jeszcze nad odchodnym Sam. 

Edmund pokiwał głową. Zerknął na wiszący zegar na ścianie. Powinien iść już na stołówkę. 

 *****

Edmund Gilday pierwszy raz od dawna poczuł, że nic między nim, a jego przyjaciółmi się nie zmieniło. Ashley z miną jakby ktoś mu wyrządzał wielką krzywdę, próbował rozwiązać zadanie zadane mu przez panią psycholog. Tymczasem Rylan z wielkim i lekko dziwnym uśmiechem wpatrywał się w zdjęcie japonki w cosplayu.

— Pomóc? — zapytał Ed z delikatną wesołością w głosie. — Ash, nie musisz przechodzić przez to sam.

Na te słowa blondyn pokazał język swojemu przyjacielowi, ale podsunął bliżej niego zeszyt.

— Jak chcesz — stwierdził. — Zastępstwo Blue. 

Edmund spojrzał na Asha, unosząc brew. W żadnym stopniu nie przypominał Blue. Zerknął na zadanie zapisane krzywymi literami w zeszycie. "Jakie są różnice pomiędzy ciążą bet, a omeg. Czym jest gniazdkowanie?" Uśmiechnął się pod nosem, myśląc, że nie ma pojęcia. Jednocześnie ukradkiem przeczytał słowa napisane drukowanymi literami na marginesie: "Blue Goodall". Nie wiedział, czemu poczuł politowanie dla swojego przyjaciela. Może, dlatego że Ashley Brilliant brzmiało o wiele lepiej. 

— Myślę, że wiedza o abo powinna być obowiązkowym przedmiotem — powiedział Edmund poważnie. — Świadomość społeczna jest bardzo ważną kwestią. 

— Ed! — zawołał Ash ze złością, kopiąc Rylana w piszczel.

— Przestań — stwierdził beta, odrywając wzrok od swojego telefonu. — Właśnie tworzę Sakurę.

— Kto to? — Ed przeklął Asha, o niektóre rzeczy się nie pytało. — To jakaś postać z tego anime?

Rylan bez zastanowienia pokazał środkowy palec blondynowi i podniósł się ze swojego miejsca. Nie myśląc o niezaczętym obiedzie, odszedł od ich stolika, żeby przysiąść się do Annie i Hannah.

— Nie rozumiem, czego się wstydzi. Ma tapecie półnagą dziewczynę w 2D — mruknął Ashley, starając się brzmieć na niewzruszonego, ale Ed wiedział o jego poczuciu winy.

Ash często ranił ludzi swoimi pytaniami i cierpiał razem z nimi, obwiniając się.

— Gadałem z Samem — zmienił temat Edmund nim Ashley wpadł w "depresję".

— Pogodziliście się? 

Edmund pokiwał bez przekonania głową.

— Chyba. 

— Co ma znaczyć chyba?

Edmund przygryzł delikatnie swoją wargę. Kątem oka zauważył, że alfy weszły na stołówkę. W duchu cały poczerwieniał, gdy wzrok Davida na chwilę zatrzymał się na nim. 

— Nic nie rozumiem— przyznał, obserwując jak David kłóci się o coś ze swoimi przyjaciółmi.— Mam wrażenie, że on sam nie wie, po co to wszystko.

Ed lekko się zdziwił, gdy Scarlett uderzyła mocno Davida w kark, po czym stanęła w kolejce przed Oscarem. Chłopacy skierowali się do swojego stolika, który jako jeden z niewielu stał pusty. 

— Może się ciebie boi.

David poklepał oparcie swojego krzesła. 

— Boi się. Tylko czy na pewno mnie? Powiedział, że zna mnie z podstawówki, ale w ogóle go nie pamiętam.

David zaśmiał się głośno i skierował w stronę stolika Edmunda, którego serce mocniej zabiło. Ed zerknął na Rylana przy stoliku obok, który nie odrywał wzroku od swojego telefonu— podświadomie szukał w nim wsparcia. 

— W sumie to nie dziwne— stwierdził Ash, przejeżdżając palcem po blacie i zastanawiając się, czy to co teraz powie zabrzmi niemiło:—Jesteś bardzo zapamiętywalny.

Ed przytaknął, jednocześnie nie mogąc oderwać wzroku od delikatnego uśmiechu Davida w momencie, gdy stanął za Ashleyem. 

— Hej, laleczko. 

Ash podskoczył na swoim miejscu ze strachu, a Edmund omal się nie rozpłynął— pokochał słowo "laleczko" w ustach swojego alfy. 

— Cześć— wymamrotał Gilday niewyraźnie. 

Nie uszło jego uwadze, że przyjaciele Davida wpatrywali się w nich bezczelnie. Odrobinę podzielał ich prawdopodobne myśli. To nierealne, żeby David z własnej woli do niego zagadywał. 

— Chcesz gdzieś wyskoczyć po południu?

W pierwszym odruchu Ed chciał pokiwać głową i swoim obojętnym głosem powiedzieć: "oczywiście", ale przez myśl przeszło mu imię: "Rylan". Rano zgodził się na zakupy z nim, nie mógł go wystawić, szczególnie przed jego urodzinami. 

— Idę na zakupy z przyjacielem— przyznał Edmund, próbując nie ugiąć się pod miażdżącym spojrzeniem Asha. —Przepraszam, ale nie dzisiaj.

David lekko posmutniał, ale nie przestał się uśmiechać. 

— Szkoda, laleczko.  

Poczochrał włosy Asha, który jęknął niezadowolony, po czym wrócił do stolika swoich przyjaciół. Ed wzrokiem przeprosił swojego przyjaciele za tą sytuację. 

— Ed— rzekł chłodno Ashley, poprawiając swoje włosy, które sterczały na wszystkie strony.

Edmund westchnął, przez chwilę patrzył na tyłek Davida, a potem znowu na twarz Ashleya. 

— Co?— udawanie głupiego wydawało się najlepszą opcją. 

— Powodzenia na nowej drodze życia z tym włosołamaczem. 

Ed prawie się roześmiał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top