ROZDZIAŁ ÓSMY

Cała ich czwórka spotkała się po kozie Blue i Eda w ich ulubionej knajpie. Znajdowała się ona w centrum miasta, pomiędzy ulubioną księgarnią Rylana, a sklepem z butami, w którym pracowała matka Drake'a Nolana. Naprzeciwko niej stała cukiernia "słodkie królestwo". Z tego powodu żadnemu z nich nie przeszkadzało spotykanie się w tak oddalonym od ich domów miejscu. 

Blue z uśmiechem odebrał kartkę od Rylana i rozwinął ją. 

— I się znalazł — powiedział niebieskowłosy, patrząc znacząco na Eda. — I jestem na 99% pewny, że to przez akcję "Blue Brilliant jest mokry".

Ed zerknął ukradkiem na kartkę. "12.04.11.00.1566935" — nie potrafił tego rozszyfrować. Pierwsze cyfry mogą być datą, w takim razie kolejne mogą być miejscem — pomyślał Edmund. Jednocześnie rozbawiło go odrobinę to, że tuż po rozmowie o śledzeniu, okazuje się to prawdą. 

— Przepraszam — powiedział pokornie Ash, jednocześnie kolorując pierwszą stronę swojego nowego zeszytu do angielskiego. — Będziesz miał przeze mnie kłopoty?

Blue pokręcił głową, zginając papier i wkładając do kieszeni swoich czarnych spodni. Ze zdziwieniem stwierdził, że już coś się w niej znajduję, ale zachował kamienną twarz i zignorował to. 

— Małe. To siostra mnie opieprzy — nagle Blue wzdrygnął się, zerknął na drzwi od toalety. — Mam nadzieję, że nie użyje głosu alfy...

Ed zdziwił się. Był pewny, że używanie przez alfę głosu na omedze, której nie oznaczył, było uznawane za przestępstwo. Może to nic, jeśli to rodzina — pomyślał.

— Mówiłeś, że twoja siostra to omega — zauważył Ed, patrząc jak Rylan podbiera frytkę z talerza Asha. — Rosamund chyba.

— Mam dwie siostry — oznajmił niebieskowłosy, kierując swój wzrok na kelnerkę. — Vivian i Rosamund. Alfa i omega. Czy nie uważacie, że jej krótka spódniczka to przesada? — zapytał, wskazując palcem na dziewczynę, pochylającą się przy innymi stoliku, żeby podnieść upuszczoną przez siebie resztę. — Widać, że ma stringi.

Rylan obrócił głowę, żeby lepiej widzieć wspomnianą osobę, podczas gdy Ash dalej rysował w zeszycie, a Ed mu się przyglądał, nie rozumiejąc jego starań, żeby było "cacy".

— Omega czy beta? — zapytał czerwonooki, lustrując zgrabne nogi dziewczyny.

— Omega na blokerach. Dopiero po gorączce — odpowiedział bez zastanowienia Blue. — Czuć na niej zapach alfy. Przykro mi, Ryl.

Rylan zaklął, słysząc to. Przez moment miał nadzieję, że w końcu wyrwie się ze stanu żałości i niespełnionego związku, dzięki numerkowi z potrzebującą pieniędzy kelnerką. Nadzieja matką głupich — podsumował w myślach.

— Skąd to wiesz? — wtrącił się Ed, upijając łyk kawy.

Blue wzruszył ramionami.

— Dedukcja i przeczucie. Mam też bardzo wyczulony węch.

Ed pokiwał głową. On sam nie miał rozwiniętego zmysłu węchu, co nie raz mu wypominano. Może to dlatego że wychował się wśród bet.

— Jak my pachniemy? — zapytał Ryl, ukradkiem podjadając Ashowi surówkę z talerza.

— Ed jest na blokerach, a ty jesteś betą, więc nie macie swojego zapachu — zauważył Blue, a Rylan przytaknął, przypominając sobie, że już czytał o tym w książce. — Ale można wyczuć na was nikły zapach mnie i Asha. Spędzamy razem całe dnie, więc nieuniknionym jest nasz zapach na was. Szczególnie na Edmundzie, bo parę razy się dzisiaj przytulaliśmy — oznajmił, uderzając delikatnie w dłoń w Ryla, gdy miał zamiar podkraść cole Ashowi.

— A jak pachnie Ash? — dopytywał dalej beta, w odwecie próbując uderzyć Brillianta pod stołem.

Blue kopnął Rylana w kolano jednocześnie mówiąc:

— Bardzo słodko. Lukrecją, fiołkami i marmoladą.

— Dziwnie — skomentował Ashley z lekkim rumieńcem, podpisując się u dołu strony. — Za to Blue pachnie cytrynami. Po prostu cytrynami. To ciekawe, bo podobno zapach cytryn uspokaja, a Blue zawsze łatwo się denerwuje. Ałć — Ash pisnął, w momencie, gdy Blue kopnął go w piszczel. — Właśnie o tym mówiłem.

Ashley posłał Blue przepraszający uśmiech. 

— Mnie ciekawi jak pachnie Ed — skierował rozmowę na inne tory Blue.

Wszyscy przy stoliku spojrzeli na Eda, który delikatnie się zarumienił. Skierował wzrok na swoje podrapane dłonie. Głupio było mu na to odpowiedzieć.

— Nie wiem — wymamrotał. — Wszyscy w mojej rodzinie to bety, a ja sam nie czuję swojego zapachu — przypomniał.

Chłopacy musieli przyznać mu rację. Blue powrócił do jedzenia swojej zupy. Ashley także miał zamiar dokończyć swój obiad, ale jego talerz był już pusty. Ze złością spojrzał na Rylana, który z lekkim uśmiechem maczał ostatnią frytkę w ketchupie.

— Zostawiłeś tylko ości — stwierdził niezadowolony Ash, wzrokiem szukając czegoś, czym mógłby uderzyć przyjaciela.

— Muszę do toalety — oznajmił Rylan, wstając szybko od stołu, bo Ashley wziął do ręki wodę Blue, zamierzając wylać ją na niego. — Później to dokończymy, Ash.

Ashley pokazał Rylanowi język, niechętnie odkładając butelkę. Beta zawsze się zmywał, po tym jak go wkurzył. 

Kiedy trójka z nich została sama, zapadła cisza, wcale nie niezręczna, po prostu nie mieli o czym mówić. Ashley oparł się na parapecie i rozmarzeniem wpatrywał się w wystawę cukierni, stojącej po drugiej stronie ulicy. Edmund wyjął swój telefon i wbrew sobie postanowił zobaczyć Instagram Davida. 

Zaś Blue postanowił sprawdzić, co miał w kieszeni spodni. Po chwili wyjął z niej banknot o wartości 10 dolarów. Resztkami siły woli powstrzymał się od prychnięcia. Zgniótł banknot. Spróbował sobie przypomnieć, kiedy Scarlett miała sposobność go tam włożyć. To musiało być na początku, gdy zaszła go od tyłu i położyła dłonie na jego biodrach, w momencie, gdy wycierał ręce. Przeklął jej beznadziejne poczucie humoru. 

Mimowolnie spojrzał ze złością na beztroskiego Ashleya. Scarlett — powiedział bezgłośnie. Nie chciał się do tego przyznać, ale zżerała go zazdrość, ponieważ ostatnio Ash zaczął zwracać na nią uwagę, a przecież to jego kochał. Możliwe, że Scarlett bardziej nadawała się na partnerkę dla Asha. Mimo to nie chciał oddawać Ashleya. Jego Ashleya. Jego słoneczka. 

— Ash — powiedział Blue, przeklinając blondwłosą alfę i jej szczery uśmiech. — Kochanie.

Ashley odwrócił się zdziwiony. W tym samym momencie Blue pocałował go w usta z zaskoczenia. Przypadkiem wyobraził sobie miny ojca, sióstr, Harry'ego, gdyby się dowiedzieli, że on Blue Brillianta pragnie uwagi innego człowieka. Wydziedziczono by go na miejscu. 

— Za cooo? — wymamrotał Ashley, kręcąc głową lekko otumaniony. 

— Chciałem zobaczyć twoją słodką minę — skłamał gładko niebieskowłosy. 

Ash pacnął Blue w czoło.

— Głupek — mruknął z delikatnym uśmiechem. — Ty jesteś słodszy — dodał z lekko zaczerwienionymi policzkami. 

Blue przytaknął, myśląc sobie, że Ashley jest jednak zdecydowanie słodszy.

Chwilę później Blue roześmiał się, widząc minę Eda. Musiało mu być trudno z nimi wytrzymać. 

*****

Ashley zaczął głaskać blond włosy Alana, który położył się na jego kolanach. Bardzo chciał pomóc bratu uporać się z bólem głowy i myślami o Cassie, ale niewiele mógł zrobić.

— Nienawidzę tego dziecka — mruknął Alan, dotykając ręką swojego brzucha.

— Nie mów tak — nakazał młodszy, przez moment ciągnąc włosy Alan, chcąc dać mu nauczkę. — Pokochasz je, kiedy weźmiesz je na ręce i dotrze do ciebie, że to największy skarb twój i Cassa.

Alan prychnął.

— Ashley musisz zrozumieć, że nie jestem jak ty — stwierdził chłodno. — Kocham przygody. I moja przygoda skończyła się nim na poważnie się zaczęła. Zdążyłem wyjechać z domu, naćpać się w jakimś podejrzanym klubie, przeżyć swój pierwszy raz z Cassem w kabinie łazienkowej i połączyć się z nim, zajść w ciąże, rozbić się jego samochodem, i wrócić. Przypomnij, ile nie było mnie w domu?

— 14 miesięcy.

Alan jęknął i obrócił się na plecy, przez co spojrzenia niebieskich i złotych oczu się spotkały. Jedynie Alan miał niebieskie oczy jak ich mama, reszta rodziny miała złote po swoim tacie. Mimo, że Alan był omegą, najbardziej przypominał ich matkę alfę, zarówno z wyglądu jak i z charakteru. Brakowało mu jedynie tego lodowatego spojrzenia, pod którym uginali się najsilniejsi psychicznie. 

— Z czego 13 spędziłem pod czujnym okiem Cassa. Nie pal, nie pij, nie ćpaj, nie rozbieraj się przy wszystkich, nie tańcz na stole, nie rzygaj w moim samochodzie, nie rzygaj na Nicka, nie dotykaj mojego portfela. I się go słuchałem! — zawołał Alan histerycznie. — Prócz tego z Nickiem — dopowiedział. — W zamian chciałem tylko jednego. By dopilnował, żebym wziął tabletki, ale on zapomniał i mamy tego rezultat — w głosie Alana można było usłyszeć prawie samą złość. — Nie zdziwiłbym się, gdyby specjalnie mi ich nie dał, bo chce mnie uziemić. Dziecko, pani domu, kochany mężulek — stwierdził ironicznie. — Jebać to. Albo on zabierze to dziecko, albo je oddam.

— Alan! — zawołał Ash, nie mogąc uwierzyć, że jego brat wygaduje takie bzdury. — Nawet tak nie mów. Pomożemy ci z rodzicami w wychowaniu dziecka, więc nie bój się, że zostaniesz z tym sam.

Alan roześmiał się. Ashley nie rozumiał, dlaczego na jego brata nigdy nie działały słowa, które miały podnosić na duchu.

— Moje życie to jedna wielka porażka — oświadczył starszy chłopak. — Ej, Ash, z czego mogę być dumny?

Złotooki zastanowił się. Prawdą było, że Alan prowadził dosyć nietypowe jak na omegę życie. Był postrachem szkoły, którego Thomas i Scarlett uważali za wzór, to więcej niż nietypowe — pomyślał. Miał szczęście, że nikt w szkole nie zainteresował się nim z tego powodu. On nie lubił się bić i znęcać nad innymi.

— Udało ci się zachować czystość. Twój pierwszy będzie twoim ostatnim — powiedział po dłuższej chwili.

Nie wiele w życiu jego brata było rzeczy, z którym powinien być dumny.

— Dzięki, Ash — mówiąc to, Alan uderzył delikatnie złotookiego w brzuch. — Fajnie, że swój pierwszy raz przeżyłem w obskurnej toalecie, naćpany z alfą, którego nawet nie znałem.

— To twoje życie — stwierdził Ashley, uśmiechając się leciutko.

Alan wiele razy im o tym przypominał, starając się brzmieć na złego i zrozpaczonego, ale jasnym było, że to jedne z jego najlepszych wspomnień. Bo spotkał Cassa. Złego chłopca, dla którego stał się całym światem.

*****

"Och, zabawka się zepsuła. Zostawmy go."

Ed skrzywił się, otwierając oczy. Wspomnienia z dzieciństwa znowu próbowały zaburzyć jego codzienne życie. Jak na razie udawało się im. Podniósł się z kanapy i powoli skierował się do kuchni.

"Dlaczego się nie śmiejesz? Masz się śmiać, dziwaku."

Wyjął z szafki sok porzeczkowy i nalał go do szklanki. Wypił jednym haustem.

"Twoje oczy są brzydkie. Zawiążcie mu chustę. Nie chce ich widzieć."

Wzdrygnął się, a jego dłoń mimowolnie dotknęła lewego oka. 

"Zostawcie go. Jest bezwartościowy."

Wciąż pamiętał swoje uczucia w momencie, gdy dzieci związały go mocno i zostawiły na parę godzin w środku statku pirackiego na placu zabaw. Bał się. Bał się, że nikt nie przyjdzie, żeby go uratować. A potem kiedy to ona przyszła, bał się, że zrobi mu krzywdę. Ona jednak rozwiązała go i ciągnąc za włosy, wyprowadziła ze statku. Przypomniało mu się, że miała bardzo duże dłonie. Młodsza, ale zdecydowanie wyższa od niego i postawniejsza.

"Jesteś obrzydliwy. Nie chcę cię widzieć."

I na pewno dojrzalsza i inteligentniejsza niż inne dzieci. Wszyscy się jej słuchali. Miał pecha, że go znienawidziła od pierwszego wejrzenia. Ogromnego pecha.

Ed czując się wymęczony po całym dniu, zdecydował się wziąć szybki prysznic i położyć spać. 

"Czemu ktoś taki jak ty istnieje?"

*****

Edmund ziewnął głośno. W tym samym momencie Blue spojrzał na niego karcąco, ale Ed w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. Właśnie odbywało się zebranie ABO. Blue zajął miejsce przy biurku na środku i nerwowo stukał w drewno. Ash siedział na kolanach Sama, który z nieznanego Edowi powodu wąchał jego włosy. Simon notował coś w swoim zeszycie od chemii. Annie z Hannah robiły wachlarze z papieru. Ryl, siedząc na parapecie, ze złością wpatrywał się w Haydena, który śmiał się na dworze ze Scarlett. Zaś Cody wypisywał na kartce wszystkie znane sobie francuskie potrawy — to było jedyne, co Ed wymyślił na uciszenie tego chłopaka.

— Ej, Brilliant, dalej chcesz bawić się w teatr? — zapytał nagle Simon.

Blue spojrzał na niego ze złością. Wszyscy wiedzieli, że w obecnej sytuacji, przedstawienie nie miało szans dojść do skutku. 

— Oczywiście, że nie — oświadczył, z trudem panując nad swoimi emocjami. — Myślę nad alternatywami.

W tych słowa Edmund wyczuł przyznanie się do błędu. Blue nie potrafiłby się wprost przyznać, że coś mu nie poszło. 

— Może zrobimy mały festyn — wtrąciła się Annie, dziwiąc tym innych, bo rzadko wykazywała się inicjatywą w rozmowie. — Wróżby, stragany na zewnątrz z jedzeniem i miłosnymi przedmiotami, wyścig miłości, poprosimy kogoś, żeby zaśpiewał. Widziałam to w mandze.

Blue westchnął. Komuś tak dumnemu trudno było przystać na pomysł nie swojego autorstwa.

— Zwyczajny festyn? — Annie pokiwała głową. — Okay — zgodził się bez życia. — Ja zajmę się wróżbami.

Przeczucie Eda mówiło, że wróżby Blue nie będą szczęśliwe. "Twój mate nie żyje"albo "Wasza dwójka niedługo się rozstanie".

— Mogę poprowadzić korepetycje z matmy?— zapytał Simon ze złośliwym uśmiechem.

Ash pokazał mu język i powiedział dziecinnie:

— Nieee! Nie damy ci zarobić. Mamy się bawić! Co nie, Cody?

Cody przytaknął żywo, zaś wszyscy prócz Simona i Eda zachichotali. 

— Nie licz na mnie, Goodall, w następnym tygodniu— stwierdził Simon, unosząc brew.— Wątpię byś sam zaczął ogarniać matmę. 

Ashleya ani trochę nie poruszyły te słowa. W nauce do pracy klasowej równie dobrze mógłby mu pomóc Blue lub Rylan, nie chcąc za to pieniędzy. 

— My z Samem i Cody'm założymy zespół — zmienił temat Ash, przeciągając się niczym kot, gdy Sam nosem przejechał po jego szyi. — Wolna wola. W skrócie "wowo" albo "wo x2".

— Głupie — stwierdził Blue, wstając z krzesełka i podchodząc do tablicy. — Zapiszę imię każdego z was, a wy obok niego atrakcję, którą przygotujecie. Olewamy tych, którzy nie przychodzą. Złoże na nich donos do dyrektora, kiedy to się skończy — westchnął głośno.

Wśród nieobecnych był także Drake Nolan.

— A teraz możemy iść na przerwę? — zapytał Simon, wstając. — Jestem głody. I muszę zajrzeć do kółka chemicznego.

Blue pokiwał głową, opadając ponownie na swoje miejsce przy biurku. Schował głowę w swoich dłoniach. Simon, Hannah i Annie szybko opuścili pomieszczenie. Ash, Sam i Cody zapisali nazwę swojego zespołu obok swoich imion na tablicy, po czym także wyszli z klasy. Edmund zerknął na Rylana, który z przymkniętymi oczami opierał się o okno, leżąc na parapecie. Musiał w nocy nie spać przez Haydena — przeszło mu przez myśl. Bał się o to z będzie z przyjacielem, gdy dowie się, że Hayden się żeni.

Ed spojrzał na Blue. On także wydawał się być zmęczony. Na dodatek ani razu dzisiejszego dnia nie krzyknął i nie przeklął.

— Ej, Blue — Ed uspokoił się odrobinę, gdy Blue spojrzał na niego ze złością. — Czy coś się wczoraj stało jak wróciłeś do domu?

Blue zachichotał cicho i odrobinę upiornie — dla Eda było to dziwne i nienaturalne.

— Moja matka miała wypadek — oznajmił, śmiejąc się co raz głośniej. — Nie chce, żebym do niej przyjechał przez pieprzone włosy — Blue złapał kosmyk włosów. — Bo nienawidzi kurwa niebieskiego. Nienawidzi tego, że nie jestem tak żałosny jak ona.

Edmund w ciszy przyglądał się wykrzywionej w grymasie twarzy Blue. Każde słowa wypowiedział, nie kryjąc obrzydzenia. Tak samo zachowywał się, gdy wspominał o swoim ojcu. Ed nie znał rodziny Blue, ale nienawidził jej. Musiała bardzo skrzywdzić jego przyjaciela.

Przypomniały mu się historie opowiadane przez Blue. Były okrutne, ale puenta dla wszystkich brzmiała jednakowo. "Bycie Brilliantem jest wszystkim." W jednym momencie Edmunda rozbolała głowa. To wszystko było takie skomplikowane.  

— Chyba macie jakąś dramę... — wydusił z siebie Ed po dłuższej chwili, łącząc swoje palce.

— A żebyś wiedział — Blue uderzył z całej siły ręką w stół, a Ed podskoczył wystraszony. — Darren próbował zabić moją matkę i mu się to nie udało! Jest nieudolny! Jak ktoś taki ma kierować rodziną?

Ha? — w głowie Eda była zupełna pustka. Blue wścieka się, bo Darrenowi nie udało się zabić jego matki — nie docierało to do niego."Darren to nowy szef." Zbladł, co nie było trudno widoczne przy jego skórze o kolorze kredy. Blue chce śmierci swojej mamy — nie wiedział, co powiedzieć. Mocno wygiął swoje palce, nie zważając na dyskomfort. Także został skrzywdzony przez rodziców, ale nigdy nie życzył im śmierci, mimo wszystko ich kochał. 

Poczuł się jeszcze bardziej zdezorientowany, gdy Rylan, który myślał, że spał, zaśmiał się głośno.

Oni byli inni — przypomniało mu się. Jak ona — dotarło do niego. Bogate dzieciaki, które nie szanowały nikogo, nie szanowały tak naprawdę jego.

Zrobił jedyną rzecz, która wydawała mu się w tym momencie odpowiednia, uciekł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top