ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

Od autora [nic ważnego]: Nie lubię tego rozdziału, ale nie mam ochoty na pisanie go od nowa. Nie mogę przestać się ekscytować na myśl o dzisiejszym finale tvk i Roksanie. Razem z tatą i bratem będziemy kibicować Ani (mój tata szczególnie) i Carli. Choć ja jeszcze lubię Michała. Tak strasznie nie mogę się doczekać. 

Edmund pomyślał, że chce umrzeć w momencie, gdy Thomas ze swoim znudzonym wyrazem twarzy wszedł do klasy, ręką przeczesując swoje włosy. Edmund zamierzał wymusić na alfie przeprosiny skierowane w stronę Cody'ego, żeby wykonać jedną ze złożonych sobie wcześniej obietnic. Możliwe, że wcześniej by się na to nie zebrał, ale mając Davida za chłopaka, mógł spróbować zrobić coś dobrego.

— Gdzie jest ta niebieska ciota? — zapytał Thomas, opierając się o ścianę, skrzyżował ręce na piersi. — Nie miała mi obciągnąć?

Edmund przypomniał sobie wczorajszy "żart" Blue podczas spotkania abo. Nie sądził, żeby Thomas naprawdę oczekiwał tego od Blue, ale z pewnością trochę sobie z niego zakpi w najbliższym czasie, żeby odreagować.

— Nic o tym nie wiem — oznajmił Edmund chłodno, poprawiając kołnierz swojego swetra, chcąc odwrócić swoje myśli o zmasakrowanej twarzy bety, która wkurzyła Thomasa 2 tygodnie temu. — Mam do ciebie prośbę.

Edmund wcale nie miał zamiaru prosić, chciał wydać rozkaz, ale musiał zachować pozory. Nie wzdrygał się na widok krwi, co nie znaczyło jednak, że chciał ją oglądać, szczególnie w lustrze. Powątpiewał także w to, że David zachowałby zimną krew tak jak on, gdyby ją zobaczył. Edmund nie chciał, żeby David i Thomas pokłócili się albo co gorsza wdali w bójkę, ponieważ wtedy Scarlett musiałaby między nimi wybierać — wybierać pomiędzy "młodszym bratem", a swoim "bliźniakiem".

Edmund nie wiedział, czemu myślał o Scarlett. Nawet się nie przyjaźnili. I nie czuł się winny za Asha. Możliwe, że na swój własny sposób chciał się jej jakoś odwdzięczyć za ich rozmowę w galerii. 

Thomas z początku spoglądał na Eda zaskoczony, po czym uśmiechnął się trochę kpiąco, trochę przepraszająco.

— Może nie wyglądam — Thomas oblizał swoje wargi — ale nie będę robił tego z każdym.

Edmundowi nie podobało się to, że Thomas robił sobie z niego żarty. Nigdy w życiu nie pomyślałby o zrobieniu czegokolwiek z Thomasem, jeśli nie byłoby to koniecznością. Ponadto Thomas posiadał omegę — Randy'ego.

— Chcę, żebyś przeprosił Cody'ego — wycedził Ed, starając się myśleć o uśmiechu Davida w momencie, gdy będzie go znowu odprowadzał do domu.

— Kto to Cody? Jakieś złamane serduszko?

Edmund czuł, że Thomas kłamał, żeby wyprowadzić go z równowagi. Jego podekscytowane fioletowe oczy zdradzały jego prawdziwe intencję. W momencie, gdy Edmund został liderem, Thomasem kierowały te same uczucia — ukazać jego prawdziwą naturę. Z tym, że Ed nie posiadał ukrytej natury, on naprawdę rzadko odczuwał silne emocje. Można było powiedzieć, że był bliski osiągnięcia apathei, nawet do tego nie dążąc. 

— Chłopak, którego pobiłeś ponad tydzień temu, nie mając ku temu żadnych powodów.

Thomas przygryzał swoją dolną wargę, wpatrując się w sufit i w sobie tylko znanym rytmie, poruszając ramionami.

— Chyba... Nie — Thomas zrobił smutną minę. — Sorry, tych osób jest tak dużo, że nie nadążam z zapamiętywaniem ich.

— To nie ma znaczenia — Edmund westchnął, Thomas ewidentnie próbował go albo przestraszyć, albo rozzłościć. — Chcę, żeby przeprosił Cody'ego. Zrobisz to?

Thomas chwilę udawał, że się namyśla, tupiąc nogą i drapiąc się po głowie, po czym wesoło oznajmił:

— Okay — Edmund otworzył szeroko oczy, zamierając, poszło za szybko. — Teraz?

Kiedy Ed wyrwał się z szoku, pokręcił głową. Przeprosiny Thomasa miały pomóc Blue w zjednaniu sobie omeg, dlatego nie mogły być tylko "przeprosinami".

— W piątek. Przy wszystkich — Blue chciał, żeby Thomas wszedł na scenę i przed wszystkimi przyznał się do skrzywdzenia niewinnej omegi. — I masz obiecać, że już nigdy nie dotkniesz żadnej omegi.

Thomas otworzył usta, chcąc głośno zaprotestować, jednak szybko je zamknął. Ed zdecydowanie spodziewał się niepewnych słów ze strony alfy:

— Nawet swojej?

Naigrywanie się Thomasa — Edmund był pełen podziwu dla jego przyjaciół, że to wytrzymywali.

— Nie dotkniesz nie swojej omegi — poprawił się Gilday.

Thomas uśmiechnął się radośnie, niczym dziecko.

— Oke — zachichotał, wkładając dłoń do kieszeni i wyjmując z niej swój telefon. — Co dostanę w zamian?

Zerknął na wyświetlacz. Powiadomienia. Wiadomość od Scarlett. "Tata wraca. Muszę iść się napić." Szybko odpisał, nie przejmując się tym, że było to niegrzeczne w stosunku do Eda.

— Co chcesz?

Edmund wolał nie zgadzać się w ciemno. Bohaterowie w filmach zawsze źle na tym wychodzili.

— Chcesz bezskutecznie urazić moją dumę... — Ed dawno nie miał, aż tak złego przeczucia. — Hm... Może zrobię to samo — Thomas spojrzał na Eda z wyższością. — Tyko, że skutecznie. Zaraz po mnie wejdziesz na scenę i przy wszystkich wyznasz swój sekret.

Ed posiadał tylko jeden sekret, ale mimo to zapytał:

— Jaki sekret?

Thomas wzruszył ramionami, po czym schował telefon do kieszeni. Zostało jedynie 5 minut do dzwonka. Powinien się zbierać.

— Może zabawny?

Edmund poczuł ukłucie w sercu. Miał jeden zabawny sekret, który powinien pozostać sekretem.

— Jesteście ze Scarlett jak rodzeństwo — stwierdził szorstko, nie mogąc uwierzyć, że pomylił się w ocenie tej dziewczyny.

Thomas w jednej chwili zaśmiał się głośno i przerażająco.

— To było okrutne! — krzyknął, łapiąc się za brzuch. — Kto by się spodziewał po tobie takiego charakterku. To w tym zabujał się David? — Thomas chwilę śmiał się jeszcze, po czym już spokojnie stwierdził: — Nie źle. Nie wiem jaki sekret ukrywasz, ale teraz jeszcze chętniej go poznam — Thomas podszedł do Eda i wyciągnął w jego stronę rękę. — Umowa stoi, panie obrońco uciśnionych?

Edmund przyjrzał się ręce Thomasa, zanim ją uścisnął. Miał na niej wiele zadrapań, zaczerwień, plaster na serdecznym palcu i narysowane czerwonym flamastrem serduszko, w które wpisane zostało: "Ran x Thom 4ever". Na swój sposób było to słodkie.

— Tak.

*****

Edmundowi nie podobało się, że z własnej woli miał nawiązać tego samego dnia rozmowę z jeszcze jedną rozmowę z alfą, którą nie był David. Ed zza rogu przyglądał się Layne'emu, który siedział pod klasą i czytał książkę "Pierwszy śnieg", jednocześnie nie potrafiąc przestać się martwić o swój sweter, którego mocno uczepił się Kendall, stojący za nim.

— A co jeśli mnie odrzuci? — zapytał brązowłosy omega, wyglądając zza pleców Eda, żeby móc popatrzeć na obiekt swoich westchnień. — To na pewno będzie twoja wina.

Kendall okazał się bardziej kłopotliwy niż Ed przewidywał.

— Podejdziemy razem — stwierdził Edmund chłodno, próbując nie skrzywić się, gdy Kendall zacisnął palce na jego ramieniu, mimo wszystko ciało Eda było delikatne. — Poproszę go o rozmowę z tobą w cztery oczy, grzecznie z nim odejdziemy w ustronne miejsce, a ty wyznasz mu miłość. Jeśli coś pójdzie nie tak, weźmiesz go na litość.

Kendall przytaknął, nie mogąc się powstrzymać od mruknięcia:

— Litość nie będzie potrzebna.

Edmund nie był tego taki pewny, gdy powoli szli w stronę Layne'a. Layne z nikim się nie spotykał. Nie wykazał żadnego zainteresowania omegami, nawet negatywnego. I Ed nigdy nie zamienił z nim żadnego słowa, tak jak większość szkoły.

Edmund nie uważał tak jak ta większość, że Layne patrzył na ludzi z góry — on zwyczajnie nie rozmawiał z kimś jeśli nie widział takiej potrzeby.

— Hej... — mruknął niepewnie Edmund, patrząc z góry na siedzącego na ziemi białowłosego alfę. — Mam do ciebie prośbę.

Layne nawet nie zaszczycił ich spojrzeniem, pochłonięty lekturą. Edmund tylko trochę się zawstydził, ponieważ parę trzecioklasistów zerknęło na niego z zaciekawieniem. Cieszył się, że wśród nich nie odnalazł Rylana. Na pewno zaśmiałby się jako pierwszy i najgłośniej. 

— Czy mógłbyś poświęcić chwilę mojemu koledze?

Layne przewrócił kartkę, ignorując ich konsekwentnie.

— Zdaję sobie sprawę, że to nie w porządku naciskać na ciebie... — Edmund możliwe, że zachowałby się jak Layne na jego miejscu, po co miałby na nich zwracać uwagę. — Ale to ważne dla mojego...

— Kocham cię!

Kendall, idioto — Ed omal nie krzyknął, kierując wściekłe spojrzenie na zaczerwienionego omegę. Kendall trzymał mocno jego sweter, na pewno go rozciągając. Ponadto teraz każdy na korytarzy obserwował ich. Jeśli Layne odmówi, Kendall straci twarz — tego Ed wolał uniknąć. Kendall był irytująco kłopotliwy. 

— Proszę, bądź moim chłopakiem!

Kendall zacisnął powieki przerażony. Od tej odpowiedzi zależeć będzie wszystko. Edmund wstrzymał oddech, na pewno cała wina zostanie zwalona na niego. 

Layne widocznie nie widział tego w ten sposób, dlatego nie odrywając wzrok od czytanej przez siebie książki, zapytał:

— Czy nie sądzisz, że twoje żądanie jest zuchwałe?

Kendall zaprzeczył pokręceniem głową. 

— Bardzo cię kocham. Od dawna cię obserwuje. Moje serce już nie wytrzymuje tego związania. Chyba wybuchnąłbym, gdybym ci tego nie powiedział. 

Edmundowi przez myśl przeszło pytanie, po co Kendallowi potrzebny był on przy wyznaniu. Szybko znalazł odpowiedź. Kendall szukał wsparcia, mógł być słabszy niż wyglądał.

— Rozumiem — Edmund spojrzał w oczy Layne'a, który podniósł wzrok, zasmucił się, wyczytując z nich odpowiedź. — Jednakże posiadam zobowiązania wobec panicza. Prócz panicza żadna inna omega nie zajmie miejsca w moim sercu, dlatego dla swojego dobra powinieneś w tym momencie odpuścić. 

Panicz Blue — Ed nie wiedział, czemu o tym pomyślał. Może przez ciągłe zerkanie Layne'a na Blue, a może przez tą dziwną kartkę zaadresowaną do Blue, którą Ryl dostał od Layne'a. To tylko jego przeczucie. 

— Nie chcę zająć — oczy pierwszaka zaszkliły się. — Po prostu chcę być blisko ciebie. Pozwól mi, proszę.

Layne nie odpowiedział. Powrócił do czytania.

Edmund szybko złapał Kendalla za rękę i odciągnął od alfy. Layne odrzucił go. Stojąc tam, skazani zostaliby na ośmieszenie. Ed spiął się, zauważając na korytarz Taft, patrzącą na niego ze współczuciem. Jeszcze szybciej próbował odejść jak najdalej od miejsca tego zajścia.

Kiedy znaleźli się pod salą muzyczną, Kendall wyrwał się mu i zawołał, oskarżycielsko wskazując na niego palcem:

— To twoja wina! 

Ed wzruszył ramionami. Spodziewał się tego. I tylko niewielka jego część czuła się winna. 

— Gdybyś był w stanie wzbudzić w nim li...

— Ha! — Kendall przerwał mu, naburmuszając się. — Teraz zrzucasz winę na mnie?! Jesteś okropny! — Kendall zaczął cofać się. — Jesteś głupi! Bety są głupie! — krzyknął, obracając się tyłem do Eda i biegnąc przed siebie. 

Na Edmundzie nie zrobiło to żadnego znaczenia. Kendall wcale tak nie myślał, a nawet jeśli to przecież Ed i tak zgadza się z tymi słowami. 

Edmund westchnął. Zmarnował kolejną przerwę. 

*****

Edmund w ciszy obserwował swoich przyjaciół, którzy zarządzili wspólną ucieczkę z lekcji na jedzenie w ich ulubionej knajpie. Nie popierał wagarowania, ale nie chciał, żeby go wykluczyli.

— Hej, Blue — Rylan wskazał palcem na kelnerkę, obsługującą sąsiadujący stolik. — Jest już wolna?

Dopiero teraz Ed rozpoznał tą kobietę. Kiedy byli tu jakiś czas temu, Rylan chciał się z nią umówić, ale Blue odwiódł go od tego, mówiąc, że jest zajęta. Wtedy także Hayden pozbył się Rylana.

Blue chwilę przyglądał jej się nic nie mówiąc, jednocześnie pijąc swoją colę.

— Nie tym razem, Ryl. Czuć na niej innego alfy, ale to wciąż alfa.

Rylan westchnął głośno, podkradając frytkę z talerza Asha. Ashley spojrzał na niego ze złością.

— Może zacząłbyś w końcu kupować własne jedzenie — zasugerował, kopiąc w kolano bety. — Musisz w końcu dorosnąć.

— Posłuchaj się, mamusi — zaśmiał się Blue, głaszcząc włosy Rylana, który skrzywił się. — Inaczej tatuś nie kupi ci czekolady.

— Kto by chciał takich rodziców jak wy — prychnął Ryl. — Wolałbym Eda.

Edmund zdziwił się, że w tej wymianie zdań padło jego imię.

— Nie zgadzam się — zaprotestował głośno Ashley, nagle wtulając się w ramię Eda. — Edmund to mój starszy brat. Co najwyżej może być twoim dobrym wujem.

Edmund nie wiedział czy się uśmiechnąć, czy kazać Ashowi go puścić. Jego sweter i tak wiele dzisiaj wycierpiał z rąk Kendalla.

— Mamy z Edem podobne nosy! To my jesteśmy braćmi — sprzeciwił się Rylan, łapiąc za drugie ramię Edmunda. — Powiedz mu, Ed.

Edmund zamrugał. Zerknął na Blue, który wydawał się doskonale bawić, jedynie patrząc na Asha. Edmund nie lubił obierać stron w kłótniach tej dwójki. Ashley potrafił długo chować urazę.

— Mogę być bratem was obu — zasugerował.

Miał nadzieję, że ta dwójka się zgodzi, ale zamiast tego usłyszał.

— Skoro tak to urządzimy zawody! Ten kto zje więcej frytek wygra!

— Okay! Wyjmuj kasę, Ash.

Edmund chciał im przerwać w momencie, gdy wstali, żeby złożyć zamówienie, ale jego ciało z nim nie współpracowało. Może to była oznaka jego pychy. Może chciał, żeby o niego trochę powalczyli. Może chciał dowodu na to, że ci przyjaciele bardzo go lubią.

Może w końcu udało mu się być trochę egoistą, a może po prostu znowu okazał się być leniwy.

— Ej, Ed — Edmund spojrzał na Blue, który został z nim przy stoliku. — My już jesteśmy braćmi, co nie?

Edmund uśmiechnął się w momencie, gdy zapewnił:

— Oczywiście. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top