•i love you•
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne i cringe rozmowy. Miłego czytania <3
•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°
San z okazji urodzin zorganizował imprezę
Zaprosił cały zakshot i też 2
policjantów. Hanka ponieważ to jego kuzyn wraz z osobą towarzyszącą oraz chłopacy uparli sie na Monthane, mimo że były to urodziny sana.
Impreza była w Arcade. Ludzie zaczęli się powili schodzić. Najpierw przyszedł Dia z Davidem i Kuiem, potem Erwin Carbo i Laborant następnie Heidi Sky i Summer oraz Hank z Capelą i Gregorym. Tak powili zbierali sie ludzie. Mina Erwina po zobaczeniu że zaprosiliśmy Monthane była bezcenna. Po nie długim czasie prawie każdy był wstawiony, oprócz kui'a, dante i summer bo oni odwozili resztę. Carbo częstował każdego swoim bimbrem. Jak się skończył to wpadł na pomysł zagrania w butelke.
Wszyscy siedli w kole i zaczęła się zabawa. Wyzwania były różne. Jak wypadło na Monthane to miał pocałować osobę naprzeciwko jego. Dziwnym niespodziewanym trafem był to Erwin.
Erwin: KURWA CHYBA SOBIE JAJA ROBICIE - wykrzyczał
Carbo: TCHÓRZ! Takie zadanie- powiedział zadowolony carbonara
Erwin: MIELIŚCIE NIC NIE USTAWIAĆ! WYZWANIA MIAŁY BYĆ LOSOWE!
David: Życie jest nie fair Erwinku-
Podczas tej kłótni Erwin nie zauważył że Gregorego nie ma na swoim miejscu. Okazało się że stoi za nim. Złapał Erwina w pasie i obrócił w swoją strone.
Erwin: PUSZCZAJ MNIE- wykrzyczał próbując się wyrwać.
Monthana tylko przybliżył się do Erwina i go pocałował.
David carbo i san: YAAAAAA
Labo: widze że ci się podobało Erwinku- jesteś cały różowy- powiedział patrząc na Erwina.
To była prawda. Erwin był cały w rumieńcach
Erwin: PIERDOLCIE SIĘ WSZYSCY!- Wykrzyczał obrażony
Monte: słodki jesteś jak się wstydzisz- powiedział i poklepał erwina po głowie. Na co ten już płonął w rumieńcach.
Summer: Jesteś bardziej różowy niż mój pokój
Siwy słysząc to wszystko wyszedł z budynku a za nim pobiegł Monte. Wszyscy zaczęli się śmiać z tego i wrócili do grania w butelke.
Dia: mogę zakręcić ?
Carbo: pewnie
Dia zakręcił i wypadło na dante
San: dia jeszcze jeden raz
Carbo: nie ma pomijania osób!
San: cichaj
Zakręcili jeszcze raz butelką i wypadło na mnie
San: dobra a teraz wyzwanie. Ty carbo wraz z dante macie udawać parę przez TYDZIEŃ. Macie mieszkać w jednym mieszkaniu. Waszym zadaniem jest rozkochać w sobie drugą osobę. Przegrany płaci wygranemu 10000 $. Nie możecie sie zgadać że minie tydzień a w drugim będziecie razem. wtedy płacicie nam 15000$ za oszustwo
Dante: jebło cie?!
Carbo: NO WŁAŚNIE?!
SAN: DOBRA. Wygrany ma dostać 15000$
Carbo: no przydałby mi się hajs...zgadzam sie. Dante?
Dante: yyyymmm... Dobra?
I tak impreza toczyła się dalej.
Chwile jeszcze pograli w butelkę a potem poszli zrobić grila.
*Perspektywa capeli*
Jest już grubo po 3. Przydało by się już powoli zbierać. Carbo był nawalony w 3 dupy. Nie byłby w stanie prowadzić.
Leżał już praktycznie nie przytomny.
Dante: cho carbo, idziemy- powiedziałem i próbowałem go donieść do auta- SUMMER!
Summer: no?
Dante: otworzysz mi drzwi do auta? Niosę tu księżniczkę
Summer: a tak, pewnie- powiedziała i otworzyła drzwi.
Dante: dobra ja z nim jade. Błagam cie dopilnuj reszty wraz z kuiem.
Summer: spokojnie, nie pierwszy raz ich pilnuje - powiedziała i poszła dalej
Wsiadłem do auta i pojechałem w strone mojego mieszkania. Nie wiedziałem gdzie mieszka Nicollo, a i tak w ramach wyzwania mamy mieszkać razem.
Wysiadłem i wziąłem Carbo pod ramie. Zamknąłem auto i poszliśmy do apsów. Otworzyłem drzwi do mieszkania i poszedłem położyć carbo. Musiałem ściągnąć mu buty żeby w nich nie spał
Ja poszedłem się umyć i położyłem się na kanapie.
* Perspektywa carbo*
Obudziłem się w nie swoim mieszkaniu. Nie pamiętałem jak się tu znalazłem. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Zobaczyłem w kuchni dante i przypomniałem sobie o wyzwaniu.
Dante: masz, weź te tabletki bo pewnie masz w chuj dużego kaca- powiedział i podał mi wodę i tabletki.
Carbo: dzięki. Powiesz mi co sie działo? Nie pamiętam jak się tu znalazłem. Moja pamięć kończy się po grze w butelkę.
Dante: Nie dziwię się, krótko mówiąc nawaliłeś się w 3 dupy. Musiałem zbierać cie z ziemi- powiedział i poszedł zrobić śniadanie
Carbo: to nieźle, faktycznie.
Rozkochać dante w sobie za 15000$ i samemu sie nie zakochać. Łatwe. Nie jestem gejem.
Dante robił kanapki w kuchni więc wstałem i podszedłem do niego od tyłu i złapałem go za biodra.
Carbo: hej kotku, co na śniadanie~? - spytałem się na go na ucho
Capela: MATKOBOSKACARZONOWSKA, carbo. I tak ma być przez tydzień. Jak ja z tobą nie oszaleje to będzie cud.- odezwał sie
Carbo: oszalejesz z miłości?
Capela: chciałbyś- powiedział i przyniósł nam kanapki.- prosze, to dla ciebie - kotku
Zjedliśmy sniadanie i dante powiedział że musi sie zbierać.
Carbo: gdzie zbierać? Gdzie idziesz?
Capela: do pracy- powiedział i poszedł do łazienki.
Ci to mają przejebane z tą pracą. My to pykniemy sobie fajny banczyk a ten codziennie musi isc na patrole. Skończyłem jeść więc poszedłem do kuchni umyć talerz. Usłyszałem jak capela wychodzi szybko z łazienki. Miał na sobie tylko spodnie, był bez koszulki. Musiał ją zapomnieć. Nie powiem- był nieźle umięśniony- o czym ja myśle. Chyba dalej nie wytrzeźwiałem.
Capela: co się lampisz?
Carbo: nie lampie!
Capela: dobra ja spadam do pracy. Nie roznieś domu.
Carbo: nie rozniose bo też ide do pracy
Capela: do pracy?... Eh nie będę mieć spokoju ani w domu ani w pracy. - powiedział i wyszedł
*Perspektywa capeli*
Dziś jest spokojny dzień. Spokojny patrol. Żadnych kasetek. Dziś patrolowałem z Hankiem.
Hank: słuchasz mnie Dante?
Capela: co? Ee tak tak
Hank: to co mówiłem?
Capela: dobra, nie wiem.
Hank: pewnie myślałeś o pewnych brązowych oczach ~
Capela: c-co? Nie!
Hank: hahaa
Miał rację, myślałem o carbo-
Hank: strzelanina
Capela: jedziemy
Dojechaliśmy na miejsce strzelaniny. Było tam trochu rannych.
Mieliśmy ich zbierać ale zobaczyłem uciekająca 2 zamaskowanych ludzi.
Capela: stać bo użyje teizera!- krzyknąłem ale mnie zignorowali
Capela: stać bo strzelam!
Użyłem teizera i trafiłem jednego z nich. Drugi gdzieś zwiał. Skułem tego 1 i zdjąłem mu maske.
Capela: matko czemu mnie to nie dziwi
Carbo: no hej
Wziąłem go i zaprowadziłem do radiowozu.
Hank: haha ale zbieg okoliczności.
Capela: zamknij się.
Hank: ja dzisiaj spadam wcześniej więc ty będziesz musiał go przesłuchać
Capela: czemu życie mnie nienawidzi
Hank: ja tu zostanę i poczekam na medyków
Capela: wkurwiasz mnie
Hank: taka moja praca
Wsadziłem carbo do radioli i pojechałem z nim na komendę.
Capela: do przesłuchaniówki
Weszliśmy do środka i zamknąłem drzwi.
Capela: dobra, co tam się stało
Carbo: nie wiem, piękny
Capela: nie żartuj sobie. Co tam się stało? Na razie grozi ci 200 miesięcy.
Carbo: dantuś- powiedział i wstał z krzesła przybliżając się do mnie
Capela: wracaj na miejsce
Carbo: a to czemu~ wyszeptał mi do ucha na co się spiąłem, co na pewno zauważył i kontyunował.- nie można tego skrócić?~
Capela: nie-e - nawet nie wiem kiedy zacząłem się jąkać
Carbonara tylko podśmiechnął jak to usłyszał.
Carbo: na pewno~?- powiedział i przybliżył się jeszcze bardziej. Poczułem ściane za plecami. Carbo popatrzył głęboko w moje oczy i zaczął się cwaniacko uśmiechać. Dał ręcę na moje biodra.
Capela: yhym- W-wracaj na miejsce i mnie nie wkurwiaj- odpowiedziałem z sztucznym spokojem.
Carbo: dobra dobra- a na pewno?- powiedział i wrócił na miejsce.
Capela: na pewno. Jak nie chcesz się tłumaczyć to bierzesz 200 miesięcy?
Carbo: no dobra- a kto z nas ogarnia obiad?
Capela: co? E- moge ja coś ugotować.
Carbo: no i git. To bajo- powiedział i zabrały go służby więzienne.
Jak ja mam z nim wytrzymać tydzień. Jak on dzień w dzień będzie mnie wnerwiać. Gdy służby więzienne zniknęły wróciłem na służbę.
Uznałem że pójdę na jakiś patrolik.
*Jakiś czas później*
Podjechałem pod więzienie żeby odebrać Carbo. Powinien już wychodzić.
Czekałem tak z 5 minut kiedy nagle zobaczyłem tą białą czuprynę wychodzącą przez drzwi od więzienia. Jak tylko zobaczył że przyjechałem po niego uśmiechnął się lekko.
Carbo: jak widzę przyjechałeś po mnie Dantuś- powiedział wsiadając do auta
Capela: nie mów do mnie Dantuś- a nie ważne. Jeśli chcesz wiedzieć to na obiad zrobiłem nam naleśniki.
Carbo: oooo to nieźle. Rozpieszczasz mnie.
Capela: yhym
Carbo: a z wyroku to zejść nie mogłeś. Obrażam się.
Capela: wiesz że nie mogłem. Powinienem ci w ogóle dodać stawianie oporu.
Carbo: stawianie oporu? Opór to stawiałeś mi ty~ odpowiedział patrząc się na mnie.
Capela: o co ci chodzi
Carbo: o ten tranwaj co nie chodzi, długo jeszcze będziemy jechać ?
Capela: jedziemy zgodnie z przepisami
Carbo: taa? To zajebiście a teraz suń się- powiedział i wpakował się za kierownice siadając mi na kolanach.
Capela: złaź ze mnie!
Carbo: Nie bo jeździsz jak stara baba!
Capela: to chociaż daj mi się przesiąść!
Carbo: nie, twoje nogi są bardzo wygodne- mówiąc to bardziej usadowił się na moich kolanach. Od razu poczułem jak się rumienie. Nawet nie wiem dlaczego. Przecież nie jestem gejem. Miałem nie dawno dziewczyne...
Carbo: już jesteśmy!- powiedział i zszedł ze mnie wychodząc z auta- cho Dantuś! To ty masz klucze!
Wyszedłem z auta i je zamknąłem. Podbiegłem do Carbo i weszliśmy do środka. Ogarnąłem się i poszedłem do kuchni odgrzać zrobione wcześniej naleśniki. Stojąc tak przed mikrofalą poczułem czyjeś ręce na moich biodrach.
Capela: czy ja nawet w spokoju nie moge podgrzać nam jedzenia
Carbo: o co ci chodzi? Przeszkadzam ci~? - szepnął mi na ucho
Capela: no troche, czy możesz łaskawie odsunąć się ode mnie ?
Carbo: aaa magiczne słowo?
Capela: carbo nie pal
Carbo: zła odpowiedź- powiedział i przytulił się do mnie
Capela: puść mnie do cholery jasnej! - mówiąc to obróciłem się żeby go odepchnąć ale ten złapał mnie za ręce . - co ty robisz?
Carbo: nic~ szepnął mi na ucho po czym wyciągnął naleśniki z mikrofali i nałożył swoją porcję.
Ja jeszcze chwile postałem w kuchni zdezorientowany i wziąłem swoją porcję, poszedłem zjeść obok Carbo. Zjedliśmy i pozmywaliśmy naczynia. Już miałem kłaść się spać na kanapie ale jak tylko się położyłem Carbo wziął mnie na ręce i przeniósł do łóżka. Miałem już wstać i przenieść się na kanape ale carbo przytulił mnie do siebie.
Nie chciało mi się z nim kłócić więc już zasnąłem obok niego.
Następnego dnia nie musiałem iść do pracy więc wstałem później. Jak wyszedłem z sypialni zobaczyłem carbo w kuchni robiącego śniadanie.
Usiadłem przy stole i jak tylko mnie zobaczył podał mi moją porcję i powiedział
Carbo: zauważyłem że nie idziesz dziś na poranną zmianę więc zrobiłem ci śniadanko. Mam nadzieje że lubisz jajecznice
Capela: lubię. Dzięki
Zjedliśmy razem miłe śniadanie i tym razem Nicollo poszedł pozmywać naczynia. Nikuś był fajny, może nawet mógłby zostać ze mną na dłużej- nie nie nie- nie podoba mi się on a nawet jeśli to on robi to dla kasy. Na tą myśl zasmuciłem się co ewidentnie zauważył carbo.
Carbo: co sie stało? Nie smakuje?
Capela: nie nie, nie o to chodzi
Carbo: a o co? Dantuś
Capela: nie ważne. Nie dopytuj prosze
Carbo: dobrze, jak chcesz- powiedział i poszedł zmywać naczynia
Nie mając co robić uznałem że skoro on dziś zmywa to ja mu po przeszkadzam. Podszedłem do niego od tyłu i przytuliłem go. Carbo tylko podśmiechnął i odwrócił się w moją strone szepcząc mi do ucha
Carbo: a co ty się tak lepisz?- poczułem jak się rumienie więc chciałem się odsunąć ale ten złapał mnie w pasie i przyciągął do siebie- a gdzie uciekasz?- już sie nie odezwałem tylko zawstydzony wtuliłem się w biało włosego.
Niko na ten gest tylko podśmiechnął i mnie puścił. Wrócił do zmywania naczyń a ja patrzyłem się na niego. Czyżbym faktycznie coś czuł do białowłosego? To nie może być prawda... Dlaczego akurat do niego?
Miałem dziewczyne- przecież-
Eh, najgorsze jest to że on to robi dla kasy.
Na te myśli znowu posmutniałem. Poszedłem i położyłem się na kanapie.
*Perspektywa carbo*
Skończyłem zmywać naczynia i odwróciłem się zobaczyć co robi dante a ten leżał na kanapie. Coś go ewidentnie dobija. Podszedłem do niego i usiadłem obok. Nie chciałem naciskać żeby mi powiedział co go gryzie więc tylko go podniosłem i przytuliłem, ten tylko schował głowe w moim ramieniu. Pogłaskałem go po głowie. Posiedziałem z nim chwile tak przytulony ale musiałem iść na robote.
Carbo: sorki dantuś, musze iść
Capela: gdzie idziesz?
Carbo: do pracy- odpowiedziałem na co spojrzał się na mnie krzywo
Capela: udam że tego nie słyszałem
Puściłem go i poszedłem się ogarnąć.
Przewiozłem wcześniej tu trochę moich rzeczy więc wyciągnąłem z nich maske i kabure z pistoletem.
Carbo: pa kochany- rzuciłem na pożegnanie i wyszedłem.
Pod apsami czekał na mnie Erwin. Wsiadłem do jego auta i pojechaliśmy.
Erwin: i jak tam mieszkanie z Dante?
Carbo: dobrze?
Erwin: już coś ten tego- powiedział z dziwnym uśmieszkiem
Carbo: nie i zamknij sie. Wiesz że nie jestem gejem.
Erwin: yhym, twoje spojrzenie mówi coś innego. Wiem że wtedy dałeś się złapać specjalnie. Umiesz unikać teizera
Carbo: A jak tam ty i monte? Hmmm?- na to pytanie lekko się zestresował
Erwin: a co ma być?
Carbo: nie no nic nic. Ciekawie wygląda twoja szyja- na te słowa od razu poprawił golf i się zarumienił.- haha
Już nic więcej nie powiedział. Dojechaliśmy na miejsce w ciszy.
Weszliśmy do Fleeki, Erwin od razu poszedł hakować, david celuje do zakładników a ja negocjuje a potem będę kierował. Dziś nie było nas wielu więc musiałem zająć dwie role.
Czekałem jak podejdzie negocjator od strony policji, zdziwiłem się jak podszedł Dante
Capela: Dzień dobry z tej strony Dante Capela, mój numer odznaki 102
Carbo: witam witam
Capela:...matko boska no
Carbo: miałeś być w domu
Capela: ale ruszyłem się. Może mnie ktoś zmienić?!
Hank: Nie ma takiej opcji!
Capela: jebne mu
Carbo: haha
Capela: ilu jest zakładników i napastników?
Carbo: 3 napastników i 6 zakładników.
Capela: ktoś z nich coś potrzebuje?
Carbo: nic nie trzeba
Capela: dobra, jakie macie żądania?
Carbo: hmm za 3 całkowity brak Helki, za 1 kulturka za kolejnego brak kolczatek. Zgłoś to
Capela: a co z ostatnim?
Carbo: na razie zgłoś żądania za tą 5- odpowiedziałem mu a ten poszedł to zgłosić.
David: co bierzesz za ostatniego?
Carbo: zobaczysz
David: mam sie bać?
Carbo: może.
Chwile tak postaliśmy aż w końcu wrócił Dante i powiedział że przyjmują żądania.
Capela: to co chcecie za ostatniego
Carbo: twoją koszulkę
Capela: CO? NIE MA MOWY!
Carbo: JESTEŚMY GROŹNYMI PRZESTĘPCAMI I ZABIJEMY ICH JAK NIE WYKONACIE NASZEGO ŻĄDANIA! LEĆ PRZEGADAĆ TO Z RESZTĄ!
Capela: ehh już ide- zabije cie w domu- wyszeptał
David: nieźle lecisz, muszę przyznać
Nagle podszedł Hank z Capelą
Hank: zgadzamy się na żądania
Capela: co?! Nie tak się umawialiśmy!
Hank: cichaj, życie ludzi ponad wszystko- podśmiechnął gdy to mówił
Capela: przysięgam że cie zabije! - powiedział i zaczął ściągać górną część munduru którą wziął Hank żeby nie walała sie po ziemi, a potem ściągnął koszulke i mi ją podał
Capela: masz możecie odjechać za minutę, dobra hank daj mi mundur- HANK WRACAJ!- hank spieprzył z mundurem dante i ten musiał go gonić bez koszulki. Nie powiem, wyglądał nie źle. Z myśli wyrwał mnie głos Erwina
Erwin: EHEM! Już po podziwiasz Capele w domu! Co uzgodniłeś?
Carbo: całkowity brak helki, kulturke i brak kolczatek
Erwin: yhym... A to co masz w ręce?
Carbo: emm
David: wynegocjował koszulke Dante~
Erwin: ,,nie podoba mi sie dante,, tak? Pamiętaj o zakładzie.
Carbo: yhym- mruknąłem. A miałem tylko rozkochać w sobie Dante dla 15000$, ehh...
Wsiedliśmy do auta i zaczęliśmy uciekać. Ucieczka nie trwała długo. Szybki kubusiowy, kilka zakrętów i gotowe. Powybijali się sami. Podjechaliśmy się przebrać a potem podrzuciłem Erwina z Davidem pod jego magazyn. Sam podjechałem pod bs'a zrobić coś do jedzenia, uznałem że zrobie też hamburgera dla Capeli i przyniosę mu.
Podjechałem pod komendę i zadzwoniłem dzwoneczkiem. Przyszedł Xander więc spytałem się go czy jest Capela i czy mógł by go zawołać. Po jakiś 5 minutach przyszedł Dante.
Capela: co chcesz?
Carbo: co tak nie miło?
Capela: zostałem bez koszulki oraz radiola mocno wjebała się w moją.
Carbo: ojoj biedny, masz zrobiłem dla ciebie- powiedziałem i podałem mu burgera
Capela: o, dzięki
Carbo: cho i nie gniewaj sie- powiedziałem i go przytuliłem na co się zarumienił.-
Ja dziś zrobie obiad, co ty na schabowego?
Capela: może być
Carbo: to do zobaczenia
Wyszedłem z komendy i pojechałem do domu zrobić obiad
*Perspektywa capeli*
Wróciłem do mieszkania po służbie i poczułem piękny zapach, nicollo faktycznie przygotował nam obiad, no bardziej obiad na kolacje. Ściągnąłem buty i wszedłem głębiej do mieszkania, zobaczyłem że Niko ma na sobie moją koszulke.
Capela: oddasz mi koszulke?
Carbo: żadnego cześć ani nic- jak ją chcesz to ją sam sobie weź ~ -powiedział z dziwnym uśmieszkiem
Capela: taa?- podszedłem do niego i chciałem ściągnąć z niego koszulke ale ten złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Carbo: coś ci to nie idzie~- wyszeptał mi do ucha i nawet nie zauważyłem jak carbo ściągnął moją koszulke.
Capela: ej no! Oddawaj!
Carbo: coś słabo ci idzie!
Podszedłem do Carbo i zaczęliśmy się szarpać, w końcu się przewróciliśmy i zobaczyłem że leże na carbo. Poczułem jak pali mnie twarz od rumieńców. Jak popatrzyłem na biało włosego zobaczyłem na nim lekkiego rumieńca. Czyżbym sie mu podobał?
Carbo: ale jesteś różowy - na te słowa zawstydziłem się jeszcze bardziej.
Capela: D-daj mi spokój
Carbo: hahaha
Wstałem z carbo i wyrwałem swoją koszulke z jego rąk. Już niech sobie zatrzyma tamtą. Poszedłem się umyć i położyłem się w łóżku. Po chwili poczułem jak materac obok mnie sie ugina. Nikuś położył się obok mnie i mnie przytulił. Zasnąłem w objęciach brązowo okiego.
*Następnego dnia*
Wstałem pierwszy. Poszedłem sie ogarnąć i zrobiłem nam kanapki. Jest godzina 10 więc pewnie niko zje później. Zacząłem jeść swoją porcje i rozmyślać o tym wszystkim. Czy ja zakochałem się w nim? Czy on mnie kocha czy dalej to zakład. Zapewne dalej robi to dla hajsu. Ehh... Powinienem to zakończyć i przestać oszukiwać siebie że mnie kocha i przyznać się do przegranej- tylko skąd wezmę szybko 15 000$? Musze pożyczyć ale od kogo, hank i monte odpada bo oni będą wiedzieć na co mi ten hajs, z pisicielą się ostatnio pokłóciłem a Xandera głupio mi prosić. Jedyna osobą która mi zostaje to tata.
Dokończyłem jeść i zostawiłem notke niko że wychodze do pracy. Podjechałem na komendę i wszedłem na służbę. Przebrałem się i miałem iść na samotny patrol ale spotkałem Hanka. Tak skończyłem z nim na patrolu.
Hank: Co tam w ogóle u ciebie? Jak tam mieszkanie z Carbonarą?
Capela: em dobrze?
hank: to dobrze że dobrze
capela: Do czego zmierzasz?- wiedziałem że hank nie zaczął tego tematu bez powodu
Hank: nic nic, po prostu zastanawiam się z Monte jak to się skończy. Oboje widzimy jak na siebie parzycie.
Capela: dajcie mi spokój, niech grzesiu zajmie się sobą i Erwinem
Resztę patrolu spędziliśmy rozmawiając o morwinie. W końcu podjechaliśmy pod komendę a ja zszedłem z służby i przebrałem się. Poszedłem do biura Ojca bo musiałem w końcu pożyczyć te pieniądze.
Sonny: o hej Dante.
Capela: hej tato- bo mam sprawe
Sonny: jaką?
Capela: strasznie głupio mi prosić ale potrzebuje - 15 000$
Sonny: na co ci te pieniądze jeśli mogę wiedzieć?
Capela: no- ten- nie mogę powiedzieć.
Sonny: nie możesz czy nie chcesz? Wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć.
Capela: pamiętasz jak poszedłem na urodziny Sana?
Sonny: no?
Capela: tam graliśmy w butelkę i no- przegrałem zakład.
Sonny: jaki zakład?
Capela: musze mówić?
Sonny: A chcesz pieniądze?
Capela: nooo- emm- miałem przez tydzień mieszkać z drugą wylosowaną osobą i mieliśmy wyzwanie że 15 000$ wygrywa osoba która rozkocha w sobie tą drugą- i no.. ehh chce to skączyć dla własnego dobra.- powiedziałem smutno.
Sonny: ehh rozumiem, a jesteś pewny że ta osoba nie czuje tego samego do ciebie?
Capela: wątpię- powiedziałem powstrzymując łzy- tak wiem że to głupie-
Sonny: spokojnie- powiedział i mnie przytulił.- masz te pieniądze, oddasz mi jak będziesz mógł. Upewnij się czy ona nie czuje tego samego do ciebie.-powiedział i wręczył mi pieniądze.
Capela: t-to nie o-ona
Sonny: a chyba że tak, przepraszam. Upewnij się że on nie czuje tego samego do ciebie- powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Capela: dziękuje, kocham cie tato
Sonny: ja ciebie też
Wyszedłem z biura i pojechałem na mieszkanie. Jest już 19, skończyłem prace na dziś. Jak wróciłem zobaczyłem Carbo siedzącego przed telewizorem. Podszedłem do niego i nie wiedząc zbytnio co powiedzieć stanąłem przed nim i wyciągnąłem rękę z pieniędzmi w jego stronę i odwróciłem głowę w inną stronę byle nie patrzeć w te jego piękne oczy.
Capela: m-masz, wygrałeś.- powiedziałem smutno
Carbo: co?
Capela: zakład- wygrałeś, kocham cie. Weź to 15 000$ i możesz iść
Carbo tylko uśmiechnął się i wstał. Podszedł do mnie i złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ręką złapał za mój podbródek i przekręcił moją głowę tak żebym patrzył mu w oczy. Poczułem jak się rumienie i serce zaczyna mi szybciej bić.
Carbo: Dantuś- ja też cię kocham- powiedział to i złączył nasze usta w pocałunku. Oddałem ten pocałunek. Jego ręka zaczęła iść pod moją koszulkę. Upuściłem na stół rulon pieniędzy i zanurzyłem swoją rękę w jego włosach. Ściągnął ze mnie koszulkę i zaczął robić mi malinki. Nie zostając dłużnym też ściągnąłem jego koszulkę. Carbo przygniótł mnie do ściany i zaczął całować. Końcowo przenieśliśmy się do sypialni-
( ~)
Chamski time skip (nie bijcie)
*Perspektywa Capeli*
Obudziłem się rano w objęciach biało włosego. Nie dowierzałem w to co się stało tej nocy. Musiałem iść dzisiaj do pracy więc z niechęcią wstałem i dałem chłopakowi buziaka w czoło. Ubrałem bokserki i poszedłem zrobić nam kanapki. Zrobiłem nam śniadanie i położyłem talerz z kanapkami na stole, w między czasie Niko wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie w pasie i odwracając w swoją stronę. Dał mi buziaka w czoło.
carbo: cześć kochanie- powiedział i wziął gryza kanapki.
capela: H-hej- odpowiedziałem i odwróciłem się do niego oplatając swoje ręce na jego szyi. Białowłosy złączył nasze usta w krótkim pocałunku. Kiedy oderwaliśmy się od siebie ja musiałem iść się dalej zbierać.
Carbo: a ty gdzie uciekasz?
capela: Wiesz że musze iść do pracy
Carbo: Dante czy naprawdę musisz iść do tej pracy? Jest jeszcze wcześnie, zaraz się przepracujesz - na te słowa wtuliłem się w niko
Capela: przepraszam. Postaram się dzisiaj być wcześniej i wziąć sobie wolne.
Carbo: nie przepraszaj tylko boje się że się przepracujesz. A na pewno musisz~?
capela: musze i nawet nie próbuj
carbo: Musisz~? Nie wolisz zostać?- powiedział i podszedł do mnie uśmiechając się. Złapał mnie za podbródek i popatrzył w moje oczy
na co sie zarumieniłem.
capela: Carbuś bo się spóźnię do pracy- powiedziałem to i dałem mu buziaka w policzek
carbo: dobra dobra, jak coś jestem na Bs'ie
Ogarnąłem się i wziąłem rulon pieniędzy który pożyczyłem od taty. Teraz nie są mi potrzebne. Wyszedłem z domu i pojechałem na komendę. Poszedłem do szatni i zobaczyłem tam Hanka i Monte żywo o czymś rozmawiających. Jak tylko mnie zobaczyli popatrzyli po sobie z dziwnym uśmieszkiem. Uznałem że ich zignoruje i po prostu ubiorę się w mundur i wezmę swoje rzeczy.
hank: Dante, coś czuje że tą noc nie spędziłeś na kanapie- na te słowa mnie zmroziło. Skąd on?- po czym przypomniałem sobie o malinkach
monte: z carbo, prawda?~
capela: dajcie mi spokój
hank: no już już, nie obrażaj sie
Dalej coś do mnie mówili ale zignorowałem ich i poszedłem do biura Taty oddać mu pieniądze
Capela: Hej tato. Przyszedłem od-
sonny: Oddać pieniądze?
capela: skąd?- na te słowa wskazał na szyje którą od razu zasłoniłem ręką na co podśmiechnął
sonny: mówiłem żebyś sprawdził czy nie czuje tego samego do ciebie. Uparty osioł
capela: no weź, daj mi spokój- mówiąc to podałem mu pieniądze
sonny: uparty osioł
wyszedłem z biura i poszedłem na patrol. Uznałem że pojadę z Hankiem póki nie mam dobrego szalika.
Hank: ciekawą noc miałeś
capela: przysięgam że strzelę ci w łeb
*Perspektywa Carbo*
Dante wyszedł z domu do pracy a ja dokończyłem jeść śniadanie. Pozmywałem naczynia i ogarnąłem się. Wyszedłem z domu i pojechałem na Bs'a bo byłem umówiony z chłopakami na omówienie planu napadu. Gdy już zaparkowałem zobaczyłem przed wejściem Sana rozmawiającego z Erwinem.
San: Erwin no nie okłamuj siebie, widze jak na niego patrzysz~
erwin: MASZ JAKĄŚ PARANOJE, morwiniara jebana-
Carbo: Hej chłopaki, o co chodzi
San: Hej, mówię mu że to widać jak patrzy na grzesia i żeby przestał kłamać że go nie lubi.
Carbo: Erwin- to akurat prawda. Widać jak na siebie patrzycie. Może spróbuj zagadać
erwin: ODWALCIE SIE, kolejna morwiniara sie znalazła. Kto to w ogóle wymyślił! Widać widać, gówno widać bo nic nie ma! Widać- hmph widać to twoje malinki Carbo- powiedział żeby się odgryźć patrząc na mnie z uśmiechem.
San: Okurwa, Carbo-
carbo: zamknij się
san: mm czyli ty i dante-
carbo: zamknij sie
erwin: no no san, a to niby ja się patrze takim wzrokiem na monte a tu carbuś zakochał się w dante~
carbo: idź do monte, tu mogą siedzieć tylko ludzie bez ADHD
Erwin: SŁUCHAJ TY NO- wykrzyczał i chciał wyciągnąć pistolet
San: JUŻ SPOKOJNIE. Bo jeszcze Kui przyjdzie. Czyli nie jesteś na plus z hajsem?
Erwin: ale jest na plus z chłopakiem~ - na te słowa trzepnąłem Erwina w łeb.- CO MNIE BIJESZ!?
Carbo: bo za dużo pierdolisz. Jak chcesz to Grzesiu jest pewnie na komendzie to jego możesz pierdolić- a raczej on ciebie
Erwin: O TY- wykrzyczał i prawie rzucił się na mnie. San w ostatniej chwili go powstrzymał.
San: Erwin ogarnij swoje ADHD
Erwin: hmph- idę coś zjeść
San: Chodź do środka, zaraz powinni być inni i omówimy plan- powiedział i poklepał mnie po ramieniu.
Poczekaliśmy jeszcze chwile na ludzi i zaczęliśmy omawiać plan na humana. Kui nam wszystko objaśnił. Po skończonym spotkaniu poszliśmy zjeść sobie po burgerku. Zobaczyłem że pod Bs'a podjechała radiola. Od razu zauważyłem w niej Hanka i Dante, on ewidentnie też mnie zauważył bo od razu się uśmiechnął. Weszli do lokalu i zamówili sobie jedzenie. Dante poszedł po coś do auta a Hank został sam przy stole.
Carbo: chłopaki ja już spadam
Dia: To na razie
Erwin: pewnie do swojego chłopaka
Dia: CO MNIE OMINĘŁO
Nie słuchałem już ich darcia się. Wyszedłem z lokalu i zobaczyłem Dante szukającego czegoś w aucie.
Carbo: tu jestem- wzdrygnął się jak mnie usłyszał. Pewnie trochę go przestraszyłem. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął. Złapałem go w pasie na co ten
Capela: Carbuś jestem na służbie - mówiąc to wyłączył bodycama
Carbo: a teraz nikt nie patrzy- uśmiechnąłem się do niego i złączyłem nasze usta w pocałunku
Nagle podszedł do nas Hank gadający z Sanem, to w końcu to kuzyni.
Hank: Dante zostawić cie samego a już sie liżesz z carbo- na te słowa dante zrobił się cały różowy
San: ,,chłopaki musze iść,, tak?
Carbo: A dajcie mi spokój
Hank: Dante mamy zgłoszenie o kasetce. Jedziemy.
Capela: dobra- pa Carbuś
Carbo: Pa Dantuś, kocham cie
capela: ja ciebie też- powiedział i wszedł do radioli
San: zostawić cie na chwile, hah
carbo: a spierdalaj
•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°
Nie umiem za bardzo w takie miłosne książki a wiem że jakbym zrobiła z tego sad ending to bym zginęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top