Rozdział 9
Mam mega dylemat, co pisać póniejXD Mój mózg chciałby kilka historii naraz, ale to jest nierealne.
Rozdział 9
– Mógłbyś już zamknąć usta Malfoy? Zaczynasz mi przypominać Umbridge – mruknął Harry.
– Lózowa zaba? – pisnął nagle Ian, klaszcząc w dłonie. – Zlobis zabę?
– Nie? – burknął zaskoczony tym wyznaniem Draco, a Severus zachichotał cicho, nosząc Caela na rękach. Jego młodszy syn był tego dnia strasznie marudny i tylko noszenie go na rękach sprawiało, że był spokojniejszy.
Kiedy Mistrz Eliksirów spytał małżonka, czy Draco mógłby ich odwiedzić, ten z początku nie był specjalnie chętny. Stwierdził jednak, że skoro Ron, Hermiona i, o zgrozo, bliźniacy Weasley odwiedzają ich regularnie, to nie będzie robił problemów. Ilekroć właściciele Magicznych Dowcipów Weasleyów zjawiali się w ich domu, musiał kontrolować ich zabawę z Ianem, którego już uczyli, jak się robi dowcipy. Cael nic z tego jeszcze nie rozumiał, ale podobało mu się, że wujkowie się z nim bawią i jest wesoło.
Obaj chłopcy uwielbiali, kiedy wujkowie brali ich na ręce, a potem szaleli z nimi w najlepsze po domu, czy ogrodzie. Bliźniacy Weasley zresztą testowali na chłopcach za zgodą ich rodziców, różne swoje wynalazki dla dzieci.
– Nie prościej wam iść do Billa? – spytał ich któregoś dnia Harry.
– Żeby potem o wszystkim dowiedziała się nasza mama? – spytał George. – Nie ma mowy. Poza tym wasze dzieci są chętniejsze do współpracy.
– Nie byłyby takie, gdyby coś im się stało – zauważył. – Nie mówiąc już o tym, że Severus by was poważnie uszkodził, gdyby coś poszło nie tak.
– Aż dziwne, że nas jeszcze wpuszcza do domu – zaśmiał się Fred, okazując Caelowi magicznego motylka, który zmieniał kolor skrzydełek. Maluch był zachwycony i klaskał nieporadnie rączkami na znak aprobaty. – Widzisz? On wie, co się będzie podobać.
Harry pokręcił tylko głową, pozwalając na te odwiedziny. Wiedział, że bliźniacy nie zrobią dzieciom krzywdy, a on miał czas, żeby zająć się sprawdzaniem poczty i wiadomości od kontrahentów. Biznesy Potterów przynosiły naprawdę potężne zyski. Nie martwili się zatem o przyszłość finansową dzieci. Mimo to nie wydawali pieniędzy jakoś szczególnie. Czasem tylko pozwalali sobie na jakieś zachcianki, ale zarówno Harry, jak i Severus, woleli zwykłe, skromne życie bez przepychu. Ich dom w zupełności im wystarczał. Byli w nim szczęśliwi i mieli tu wszystko, czego potrzebowali.
Oczywiście widać było, że podczas odwiedzin Draco dyskretnie się rozgląda.
– Ładny dom – stwierdził w końcu.
– Dzięki – odparł Harry. – To Severus go znalazł i kupił. Potem go wyremontowaliśmy.
– Myślałem, że Potterowie mają przynajmniej kilka posiadłości?
– Nie lubię przepychu Malfoy. Dziwnie mi w nim. Zapominasz, że jestem wychowanym przez mugoli prostakiem – powiedział i uśmiechnął się lekko.
– Fakt – powiedział Draco. – Ty nigdy nie wiedziałeś, co to jest kultura. Przecież ty nawet nie wiesz, co to jest grzebień.
Severus przysługiwał się tym dogryzaniom w wykonaniu jego małżonka i byłego ucznia. Widać było, że obaj świetnie się bawią, docinając sobie i wbijając szpile.
Oczywiście dzieci były ciekawe nowego gościa. Zwykle odwiedzała ich babcia Andromeda z Teddym, babcia Minerwa albo ciocia Poppy. No i oczywiście Weasleyowie, ale Draco był dla nich kimś nowym i ciekawym, kogo koniecznie musieli wybadać. Severus gryzł się w język, żeby powstrzymać się od śmiechu, kiedy syn Lucjusza nie miał pojęcia z początku, jak reagować na dwójkę ciekawskich dzieci.
– Nie masz obycia z małymi dziećmi – powiedział mu, kiedy wieczorem odprowadzał go do furtki. – Ale nie widziałem też w tobie przerażenia.
– A spodziewałeś się go?
– W niewielkim stopniu tak.
– Twoje dzieci wydają się dobrze wychowane. To te wrzeszczące mnie drażnią. Nie potrafię znieść tego płaczu i krzyków. Natychmiast zaczynam się denerwować – wyjaśnił blondyn.
– U nas też zdarzają się krzyki i płacz. Dzieci już takie są, ale na szczęście nasze nie wymuszają niczego tą metodą. Ian kiedyś próbował, ale ponieważ nic mu to nie dało, przestał.
– Daliście im dość zwykłe imiona.
– Harry nie chciał robić im krzywdy jakimiś czarodziejskimi wymysłami, jak to określił.
Draco skinął głową i popatrzył na swojego byłego profesora.
– Nadal nie mogę jakoś uwierzyć, że jesteście razem. To jakaś kompletna abstrakcja – powiedział. – Mam nadzieję, że cię nie uraziłem?
– Nie. Przerabialiśmy to już kilka razy. Jesteśmy po prostu razem szczęśliwi. Może dla kogoś patrzącego z boku, jest to dziwne, ale życie pisze różne scenariusze. Mnie ten bardzo odpowiada. Wpadnij jeszcze kiedyś w odwiedziny.
– Na pewno wpadnę – zapewnił. Pożegnał się, a potem aportował. Severus z kolei wrócił do domu, żeby pomóc wyszykować dzieci do łóżek. Czasem była to prawdziwa bitwa, trwająca, dopóki chłopcy zwyczajnie nie padli ze zmęczenia.
– Ron jest oburzony, że fretka nas odwiedziła – przyznał rozbawiony Harry kilka dni później. Severus wrócił właśnie ze Świętego Munga, dla którego warzył niektóre eliksiry. W kuchni zastał swoje małżonka w towarzystwie Ronalda, który wcale nie krył się z tym, że nie przepada za dziedzicem Malfoyów. Nawet się temu nie dziwił. Malfoyowie zawsze patrzyli na Weasleyów z góry. Pamiętał, jak Harry opowiadał mu o bójce pomiędzy obiema głowami rodzin. Dałby wiele, żeby zobaczyć, jak Lucjusz obrywa w mugolski sposób.
– Doprawdy? – spytał tylko, witając się z małżonkiem. – Gdzie dzieci?
– W swoim pokoju z Hermioną. Bawią się w coś – uśmiechnął się. –A Ron potrzebował rady.
– Coś się stało? – spytał, kiedy Jeżynka podała mu filiżankę z kawą.
– Nie, nie – zapewnił szybko rudzielec. – To głupie.
– Mam ponownie zacząć, wątpić w twoją inteligencję? – spytał Severus wprost.
– Nie wiem, jak zapytać Hermionę, czy chciałaby za mnie wyjść – wypalił. Wszyscy trzej odwrócili głowy w stronę wejścia do kuchni, kiedy usłyszeli brzęk tłuczonego kubka. Stała tam zaskoczona Hermiona.
– W zasadzie chyba właśnie zapytałeś – przyznał Harry, łapiąc męża za rękę i zabierając go z kuchni. – Porozmawiajcie sobie bez świadków – rzucił do nich jeszcze.
Severis zdążył jeszcze zerknąć przez ramię i stwierdził, że kolor twarzy Rona wyjątkowo zlał się z kolorem jego włosów.
– O czym myślisz? – spytał Harry, kiedy szli do pokoju chłopców, gdzie chwilowo pilnowała ich Koniczynka. Skrzatka uwielbiała swoich małych paniczów i bardzo chętnie się nimi zajmowała.
– O naszym ślubie. Nie był zbyt wystawny – przyznał, obejmując go w pasie, kiedy byli znaleźli się na schodach.
– To była ceremonia tylko dla nas i bardzo mi się podobała.
– A co byś powiedział, gdybyś zorganizowali nieco głośniejszą rocznicę? Takie małe przyjęcie dla przyjaciół? – zaproponował nagle. Severus nie był fanem wielkich imprez, ale prawdą było, że nigdy też nie świętowali rocznicy w specjalnie huczny sposób. Zwykle nie pozwalał im na to Ian, a potem też Cael. Nie narzekali jednak, ale teraz kiedy chłopcy byli więksi, mogli o czymś pomyśleć.
Gryfon wydawał się mocno zaskoczony tą propozycją, ale po chwili namysłu uznał, że coś w tym mogło być. Nigdy nie sądził, że mogłoby go coś takiego dotyczyć, ale teraz inaczej na wszystko patrzył.
– Podoba mi się ten pomysł – powiedział, całując małżonka. – Zróbmy tak.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się. Cieszył się, że jego pomysł spodobał się Harry'emu. Ceremonię odprawili tylko we dwóch, ale uznał, że całkiem miłą odmianą mogłaby być obecność przyjaciół w tak ważnym dniu, jak rocznica. Teraz pozostało tylko zacząć planować.
,,,
Sympozjum miało trwać trzy dni, a Severus już po jednym tęsknił za mężem i dziećmi. Jego synowie byli jego oczkiem w głowie, ale wiedział, że powinien pokazać się wśród innych warzycieli i dbać o swoje dobre imię. Harry zresztą też tak uważał.
– To tylko trzy dni Severusie – powiedział, pomagając Jeżynce pakować walizkę małżonka. – Będziesz mógł podyskutować z kolegami po fachu. Wiesz, że ja się na eliksirach kompletnie nie znam. Zawsze to powtarzasz.
Starszy czarodziej roześmiał się tylko. Harry miał rację. Nie miał większego pojęcia o eliksirach i jedynie mogli prowadzić jakieś proste rozmowy na ten temat. O dyskusji nie było mowy.
– Nigdy nie miałeś do tego drygu.
– Slughorn twierdził inaczej.
– Bo oszukiwałeś. Miałeś mój stary podręcznik – zauważył Severus.
– Nie oszukiwałem. Korzystałem tylko z twoich notatek – sprostował Harry. – Nie słoneczko. Tego tatuś nie zabiera ze sobą – powiedział, kiedy Cael próbował włożyć do walizki Severusa jedną ze swoich zabawek.
Maluch nie wyglądał na zachwyconego tym stwierdzeniem, więc wspomniany mężczyzna, szybko wziął go na ręce i przytulił.
– Nie możesz mi wkładać do walizki wszystkiego skarbie – powiedział do dziecka. – Bo nie starczy miejsca na prezent dla ciebie.
– Plezient? – wyseplenił ciekawie.
– Tak. Prezent.
– A jaki?
– To niespodzianka – uśmiechnął się, dając mu buziaka w policzek. Jego dzieci rosły tak szybko. Ian miał już cztery latka i zaczął chodzić do mugolskiego przedszkola, żeby mieć kontakt z innymi dziećmi, a Cael skończył roczek i wszędzie było go pełno. – Będziesz dzielny i poczekasz, aż wrócę?
– Tiak – pisnął, obejmując Severusa za szyję. – Kofiam cie tata.
Harry zachichotał cicho, widząc, jak jego mąż się wzruszył. Obaj rzadko słyszeli w życiu takie wyznania, więc każde było dla nich wyjątkowe. Siłą rzeczy chwilę zajęło, zanim Severus był gotów do wyjścia. Jeszcze dłużej zajęło pożegnanie się z rodziną i dopiero wtedy aportował się.
Tegoroczne sympozjum odbywało się w Paryżu i miał uczucie deja vu. Uśmiechnął się, idąc do hotelu, w którym miał rezerwację. Czarodziejska stolica Francji zdecydowanie oferowała lepsze pokoje niż Dziurawy Kocioł. Zameldował się i już miał iść do pokoju, kiedy ktoś go zaczepił. To było kilku jego kolegów po fachu, których nie widział od dość dawna. W zasadzie było całkiem miło ich spotkać i wszyscy szybko umówili się na kolację po oficjalnym otwarciu sympozjum.
Siedząc w sali przypominającej amfiteatr, czuł lekkie podekscytowanie. Harry miał rację. Zdecydowane potrzebował podyskutować czasem z kimś, kto znał się na eliksirach na równi z nim. Uśmiechnął się pod nosem. Jego małżonek naprawdę dobrze go znał. Był naprawdę ciekaw, co zaprezentują inni warzyciele. Oczywiście on sam zgłosił swoje wystąpienie i nie mógł się doczekać reakcji innych.
Po rozpoczęciu i otrzymaniu programów poszedł ze znajomymi na umówioną kolację, która na pewno zakończy się kilkoma drinkami. Najpierw dyskutowali o ostatnich osiągnięciach i swoich pomysłach, a kiedy przeszli do baru, żeby się napić, rozmowy zeszły na bardziej osobiste tematy.
– Moja żona też chciała się ze mną wybrać, ale dziecko nam się rozchorowało i nie mogła – przyznał Kurt, który przyjechał z Norwegii. – Trochę szkoda.
– Mnie moja druga połówka niemal wypchnęła za drzwi, mówiąc, że w końcu będzie miała kilka dni dla siebie – zaśmiał się Stephen. – Może to trochę zołza, ale moja zołza.
– Ty pewnie nie miałeś problemu, żeby przyjechać? – spytał Filipo, patrząc na Severusa.
– Niespecjalnie – przyznał. – Mój małżonek powiedział, że przyda mi się dyskusja z kimś, kto też jest miłośnikiem eliksirów. On się na nich nie zna.
– Czekaj, czekaj – odezwał się Kurt. – Małżonek? Od kiedy ty masz męża?
– Od kilku lat.
– I nic nie powiedziałeś? Ty szczwany lisie! Jak to się stało?
Severus uśmiechnął się lekko, ale opowiedział im kilka rzeczy. Przyznał, że jego mąż jest sporo młodszy od niego, ale w ogóle nie odczuwają tej różnicy. Oczywiście szybko wydało się też, że ma dwóch synów i musiał pokazać ich zdjęcie.
– Moja żona zaraz by się nad nimi rozczuliła – powiedział Stephen. – Obaj mają zielone oczy.
– Mój małżonek ma ten sam odcień – wyjaśnił im, chowając zdjęcie do kieszeni.
– Po tylu latach bycia nauczycielem, można by pomyśleć, że masz dość dzieci – zaśmiał się Kurt.
– Te są moje, więc to co innego – stwierdził, wywołując tym wybuch wesołości wśród kolegów. Nic nie mógł poradzić na to, że jego dzieci były dla niego cudem, za który codziennie dziękował losowi. W zasadzie do wszystkiego przyczyniła się jego decyzja sprzed trzydziestu lat, kiedy zdecydował się spojrzeć w daleką przyszłość. Nie należał wtedy do odważnych osób, ale chciał udowodnić Huncwotom, że coś w nim jednak jest. Nigdy nie żałował tej decyzji, a od zakończenia wojny jego życie było po prostu cudowne.
Następnego dnia z ciekawością wysłuchał wystąpień. Jego własne zaplanowano na kolejny dzień. Niemniej jednak z uznaniem patrzył na młodych warzycieli, którzy postanowili zaprezentować swoje małe osiągnięcia i eliksiry, nad którymi pracowali. Niektórzy naprawdę mieli potencjał i nie mógł się doczekać, kiedy przeczyta o nich w jakimś magazynie o eliksirach.
Jego prezentacja spotkała się z uznaniem. Nie krył wcale, że do pracy nad tym eliksirem, przyczyniła się sytuacja jego małżonka, który naprawdę męczył się w czasie porodów. Czuł, że Harry nie chciał mieć więcej dzieci, bo bał się, że jego magiczny rdzeń więcej tego nie zniesie. Obaj kochali swoich chłopców, ale obaj chyba podskórnie czuli, że to był ich limit. Severus nie zamierzał narzekać. Dwójka dzieci to i tak o dwoje więcej, niż myślał, że kiedykolwiek będzie miał.
– Świetny pomysł na eliksir – gratulowali mu później wszyscy. Rzadko pozwalał sobie czuć dumę publicznie, ale w tej chwili nie zamierzał sobie żałować. Zrobił coś naprawdę dobrego i to się liczyło.
Do kolacji i imprezy kończącej sympozjum miał jeszcze trochę czasu. Postanowił udać się na czarodziejską ulicę po obiecane prezenty dla dzieci i wino dla Harry'ego. Od jakiegoś czasu mieli swój własny zwyczaj. Ile razy Severus gdzieś wyjeżdżał, przywoził stamtąd lokalny trunek, którego próbowali razem w domu.
Szybko znalazł odpowiedni sklep i kupił jeden z tutejszych specjałów. Pamiętał go ze swojej wizji. Potem odnalazł sklep z zabawkami i bez mrugnięcia okiem kupił dla chłopców dwa pluszowe smoki. Pamiętał z wizji radość swoich dzieci na ich widok i nie oddałby tego za nic. Chciał to zobaczyć po raz kolejny.
Kolacja i impreza po sympozjum skończyły się późno w nocy, a następnego dnia Severus wrócił do domu. Uśmiechnął się, kiedy aportował się przed furtką. To były tylko trzy dni, ale i tak stęsknił się za swoją rodziną. Mocno ucisnął Iana, który wybiegł mu na spotkanie, a potem Caela, który człapał do niego jeszcze nieporadnie.
– Rozpieszczasz ich – stwierdzi Harry i zerknął na swoje męża, kiedy ich synowie zaczęli szaleć po salonie z pluszowymi smokami.
Severus objął go ramieniem i przyciągnął do siebie. Zdawał sobie sprawę, że nie wyobrażał już sobie sytuacji, w której miałby znowu być sam. Kiedyś wydawało mu się, że bycie samemu to błogosławieństwo, bo nikt nie mógł go wtedy skrzywdzić, ale od kiedy Harry był obok, zmienił zdanie. Potem pojawiły się dzieci i jakoś odnalazł się w roli ojca i głowy rodziny.
Wieczorem mieli problem, żeby położyć chłopców spać. Byli nadal podekscytowani i najchętniej bawiliby się jeszcze ze swoimi smokami. Odetchnął z ulgą, kiedy w końcu zasnęli. Teraz miał czas dla Harry'ego i zamierzał go dobrze wykorzystać, pokazując mu, jak bardzo się stęsknił.
– Cieszę się, że wróciłeś – przyznał młodszy czarodziej, kładąc głowę na jego ramieniu, kiedy położyli się do łóżka.
– Myślałem, że nie tęskniłeś? – droczył się.
– Nic takiego nie powiedziałem. Najtrudniej było, kiedy chłopcy pytali, czy już wrócisz. Trzy dni to jeszcze dla nich nie do końca zrozumiały termin, ale byli bardzo dzielni.
– Pewnie czekali na obiecany prezent, a nie na mnie.
Harry zachichotał tylko. Obaj wiedzieli, że to nieprawda. Ian i Cael uwielbiali swoich rodziców i to oni byli dla nich centrum świata. Oczywiście, że mieli przybranych wujków i ciocie, ale to nie było to samo. Do cioci, wujka czy babcia mogli iść na kilka godzin, czy jeden dzień i zawsze mogli też prosić, żeby zabrać ich jednak do domu. Inną sprawą było, kiedy Severus wyjeżdżał. Przyzwyczaili się już, że ich ojciec musiał czasem wyjechać na kilka dni i wiedzieli, że wróci, ale to nie zmniejszało ich tęsknoty.
Severus mógł mieć tylko nadzieję, że trochę z tego wyrosną, kiedy pójdą do Hogwartu. Na szczęście do tego momentu mieli jeszcze kilka lat i zamierzał w tym czasie spędzać z nimi jak najwięcej czasu.
---
To jest dramat, kiedy człowiek chce pisać, a nie może się zmóżdżyć XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top