~4~
Jezu, ale ja zniszczę wizerunek Edd'a w tym rozdziale ;-;
∆Tom∆
Drzwi otworzył mi wysoki brunet coś koło 30 ubrany w brązowe spodnie i zieloną bluzę. Z twarzy wyglądał nawet miło, ale przez ten kilkudniowy zarost wygląda również groźnie.
- Przepraszam że przeszkadzam o tak późnej porze, ale czy mógłbym prosić o użyczenie mi telefonu ? - Poprosiłem speszony widząc jak facet mi się przygląda, zupełnie jakby rozbierał mnie wzrokiem...Chcąc nie chcąc, ale poczułem, jak serce mi przyspiesza.
- Jesteś tu sam ? - Przygryzł dolną wargę rozglądając się na boki.
- Tak. - Fack, mogłem skłamać..
- Mam tylko stacjonarny, możesz wejść. - Powiedział odchodząc od drzwi.
Długo wachałem się i spierałem sam ze sobą, czy aby na pewno powinienem to zrobić. Koleś nie bardzo wzbudził moje zaufanie, ale może być moją jedyną szansą na powrót do domu, tak więc...
Wszedłem do środka.
×Tord×
Leżałem na łóżku brzuchem do góry, a w dłoni ściskałem plastikowy pojemniczek z lekami przeciwbólowymi. Myślałem że samo przemycie i opatrzenie rany załatwi sprawę, zwykle tak było, więc dlaczego nie jestem tak tym razem, nie wiem, ale jeśli ból zaraz nie minie chyba oszaleje.
Odpuściłem dziś sobie latanie za innymi gangami, nie wiem jak miałbym w ogóle za nimi biegać, jak ledwie mogę chodzić. Co gorsza z każdą chwilą mam coraz większą ochotę zażyć coś mocniejszego niż jakieś tabletki podejrzanej marki.
Wpatrywałem się w sufit mojej sypialni co jakiś czas błądząc myślami po różnych miejscach, ale każda z nich kończyła się na tym samym pytaniu. Czy dzieciak wrócił już do domu ?
Nie wiem czemu się nad tym tak zastanawiałem, może to przez wyrzuty sumienia, tak nawet ja je mam. Jakbynie nie patrzeć, to ja zaciągnąłem go do takiego lasu, ale jakby od razu oddał mi torbę nie musiałbym go porywac i na tym by to się skończyło. Głupi smarkacz.
Przekręciłem się lekko na prawy bok, chcąc podnieś z łóżka. Pierwsze co poczułem to zawroty głowy, a zaraz po tym pulsujący ból całej nogi. Zacisnąłem oczy i pięści by łatwiej było mi znieść ból i zebrać w sobie resztki siły by podnieść się na nogi. Wstałem, ale długo tak nie dam rady, jeśli zaraz nie zażyje czegoś silniejszego, chyba rozerwie mi nogę. Ubrałem ostrożnie spodnie i czarną bluzę po czym tak szybko jak mogłem wyszedłem z mieszkania. Czuję się jak staruszek łapiąc się poręczy, ale jeśli nie chce spać z schodów nie powinienem narzekać. Zszedłem na sam dół, a wychodząc z klatki od razu uderzył we mnie powiew zimnego powietrza wywołując lekkie dreszcze na moim ciele. Dopiero października, a ja już czuję się jakby była zima, tylko śniegu brakuje. Fajnie, że chociaż za dnia wciąż jest ciepło. Spojżałem na zegarek w swoim telefonie było trochę po 22, więc jeszcze na spokojnie zdążę przed ulicznymi zamieszkami.
Przez nogę trochę mi to zajęło, ale po 20 minutach doszedłem do bloku osoby, która ma lek, na to cierpienie i choć wiem, że nie powinienem tego robić to nie zamierzam też czekać aż samo mi przejdzie.
Wszedłem po kilku schodkach, stanąłem przed brązowymi drzwiami i nawet nie pukając wszedłem do środka.
- Edd, kurwa, błagam powiedz, że jesteś ! - Krzyknąłem opadając na krzesło przed wejściem.
- To zależy. - Wyszedł z sypialni zakładając zapinając pasek od swoich spodni, zapewne po zabawie z kimś. - Po co przyszedłeś ?
- Daj mi morfiny.
- Miałeś z tym skończyć. - Wkurzył się. - Znowu się uzależnisz.
- Nie chce przyćpać. - Fuknołem zirytowany. - Jakiś chuj mnie postrzelił.
- A, trzeba było tak od razu. - Klasnął wesoło w ręce.
Dobrze wiedzieć, że moje cierpienie tak go bawi. Edd poszedł do kuchni, a po chwili wrócił z strzykawką i napełnił ja świętym płynem (którego nikomu nie polecam) i podszedł do mnie.
- Zrobię ci zastrzyk, gdzie dostałeś ?
- W udo, lewe. - Widziałem ja na jego twarzy pojawia się ten pedofilski uśmieszek. - Nawet o tym nie myśl. - Skarciłem go wzrokiem.
- To jak mam ci niby zrobić zastrzyk ?
- W rękę. - Wystawiłem przed niego lewą rękę.
- Jak chcesz, mogę też zobaczyć, czy rana dobrze się goi. - Dalej namawiał mnie bym zdjął spodnie.
- Nie chce. Wszystko jest w porządku.
- I właśnie dlatego robię ci teraz zastrzyk z morfiny. - Zdjął i zapiął mi swój pasek na ręce, odczekał chwilę, aż żyły staną się trochę bardziej widoczne, po czym po woli wbił igłę w jedną z nich.
Lubię Edd'a, ale jest z niego niezły zboczeniec, w końcu mało kto robi burdel z całego bloku mieszkalnego. Chyba każdy pokój w tym bloku ma swoją własną dziwkę, czasem nawet więcej niż jedną i choć chciałbym powiedzieć, że to słaba praca, to nie mogę. Interes kręci mu się o wiele lepiej niż nie jednej normalnej firmie, a klienci wciąż wracają, co chwila chcąc wypróbować nowych chłopców. Tiaaa, Edd prowadzi męski burdel dla gei. Wiem też, że chciałby mnie zaciągnąć do pracy u niego, ale NIET.
Ja nie dziwka !
- i gotowe. - Wyjął igłę z mojej skóry. - Za kilka minut zacznie działać, a w tym czasie może chcesz czegoś do pi-
- Nie. - Wstałem z kanapy.
- Jak chcesz. Zapłać i możesz sobie iść.
Włożyłem ręce do kieszeni bluzy, ale nie wyczułem w nim portfela, tak samo było w kieszeniach spodni, no po prostu świetnie.
- Jutro przyniosę ci forsę za morfine.
- Możesz mi też zapłacić w naturze.~
- Mogę ci też odstrzelić jaja, co ty na to ? - Spojżałem na niego wilkiem przez ramię.
- Jesteś dla mnie taki chłodny... - Udawał smutnego. - Co muszę ci dać, byś dał mi się chociaż pocałować ?
- Narkozę. - Fuknołem. - Spadam. Zanim morfina zacznie działać wolę być już w domu.
Chwyciłem za klamkę, po czym wyszedłem jego domu. Nie śpieszyłem się z powrotem, w końcu po co skoro i tak nikt na mnie nie czeka, a do pół nocy wciąż mam jeszcze ponad godzine.
Morfina po mały zaczynała działać, a ja czułem jak euforia ogarnia moje ciało i niweluje cały ból jaki dotychczas mi dokuczał, ahh tego mi było trzeba po tym wszystkim. Dobrze że mogą przestała mnie już boleć, ból to ostatnie czego teraz potrzebuje, zwłaszcza, że patrząc na co co jest przede mną wątpię bym uniknął kłopotów...
Ten dzień z każdą chwilą staje się coraz gorszy.
∆Tom∆
Niepewnie wszedłem do środka cały czas czując na sobie wzrok tego mężczyzny. Jego domek wyglądał dość przytulnie. Jasnozielony kolor ścian i jasna drewniana podłoga, wszystko wyglądało zdecydowanie ładniej w środku niż na zewnątrz.
- Nie chce cię poganiać, ale za chwilę muszę zająć się pracą, więc jakbyś mógł się streszczać, to byłbym wdzięczny. - Powiedział drapiąc się po karku w zakłopotaniu.
- Żaden problem, to nie potrwa długo.
Mężczyzna wskazał mi miejsce na ścianie, w którym wisiał telefon i stanął obok niego opierając się plecami o ścianę. Chwyciłem za słuchawkę i wcisnąłem 9,9,7. Przyłożyłem słuchawkę do ucha, ale nim zdążył rozbrzmieć jakiś sygnał facet wcisnął palcem guzik resetujący połączenia.
- Czy coś się stało ? - Spytałem nie rozumiejąc czemu to zrobił.
- Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci zadzwonić za darmo. - Kącik jego ust wykrzywił się w uśmiech.
- Przepraszam, ale nie mam pieniędzy. - Odłożyłem telefon na miejsce.
- A to nie problem. Masz za to piękne ciało.
Chciał położyć rękę na moim biodrze, ale w porę zareagowałem i odsunąłem się od niego.
- Tiaaa... To ja poszukam gdzie indziej.
Odwróciłem się i poszedłem do drzwi wyjściowych. Słyszałem za sobą, jak facet syknął niezadowolony z takiego obrotu sprawy, ale cieszyłem się, że nie próbował mnie powstrzymać, czy iść za mną. Brrrr, musiałem trafić na jakiegoś zboczeńca, no po prostu musiałem. Otworzyłem gwałtownie drzwi chce wyjść z tego domu jak najszybciej, ale zamiast tego wpadłem na kogoś, a dokładniej na jakiegoś faceta.
- Przepraszam. - Szepnąłem odsuwając się od niego. - W porządku ?
Spytałem widząc jak mi się przygląda, dosłownie, tak samo jak ten w zielonej bluzkę, tylko tak trochę jakby bardziej, emmm oblesnie ? Nie wiem jak to powiedzieć, ale wyglądał jakby był napalony i wcale się z tym nie ukrywał... Coraz bardziej mam wrażenie, że zaraz dojdzie tu do gwałtu na mojej osobie...help...
- Nic mi nie jest. - Zlustrował mnie wzrokiem i przeczesał ręką swoje blond włosy. - Jesteś tu nowy ?
- Proszę ?
- Zostaw dzieciaka, on właśnie wychodzi. - Powiedział zielonek stając za moimi plecami.
- Ehh, szkoda. - Spojżał na mnie uwodzicielsko, fuj, aż mi ciarki przeszły po plecach.
- może mnie pan przepuścić ? - Spytałem, gdyż mężczyzna wciąż stał w futrynie drzwi.
Blondyn nic nie odpowiedział, tylko odszedł krok do tyłu pozwalając mi w końcu opuścić ten dziwny dom. Muszę zapamiętać by nigdy więcej nie kręcić się po tak podejrzanych okolicach jak to. Tylko teraz nie wiem czy próbować dalej, czy może lepiej iść wydłuż ulicy i mieć wiarę, że za chwilę trafię na komisariat, czy patrol policji, nie, nie mam co liczyć na takie szczęście.
Idąc tak przed siebie znalazłem dość ubogi plac zabaw, o ile można to tak nazwać. Piaskownica zamiast złotego piasku robiła za wielką popielniczke pełną postów, a z dwóch huśtawek, tyko na jednej dało się huśtać, ponieważ jedna linka tej drugiej była zerwana, a na ziemi wszędzie leżało potłuczone kawałki szkła po najpewniej alkocholu. I pomyśleć, że jakieś dzieci naprawdę się tu bawią, przecież to niebezpieczne.
Z drugiej strony to huśtawka, a huśtawce nigdy nie odmawiam. Usiadłem na sprawnej huśtawce i delikatnie odpychalem się nogami zastanawiając nad dalszym krokiem. Ryzykować w kolejnym domu, czy iść wzdłuż ulicy ? Mógłbym też tu zostać i czekać, aż ktoś mnie znajdzie, ale bez dachu nad głową szybko zamarzne.
Siedziałem tak wpatrując się w ziemię, kiedy nagle usłyszałem krzyki i skowyty bólu dochodzące za jakimś blokiem. Nie czekałem aż będzie za późno, tylko pobiegłem w stronę dobiegających odgłosów, ale kiedy tam dotarłem jedyne co zobaczyłem to dwóch chłopaków uciekających przed stojącym do mnie tyłem chłopakiem w czarnej bluzie i z śmiesznie ułożonymi włosami w dwa rogi.
Rogacz najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że za nim stoję, a jak tylko tamta dwójka zniknęła za budynkiem od razu opadł na kolana próbując stłumić przy tym krzyk złapał się za lewą nogę.
- Jebane bachory. - Warknął uderzając pięścią w ziemię, zaraz po czym łapiąc kika głębokich oddechów na uspokojenie.
- Nic panu nie jest ? - Spytałem podchodząc bliżej.
Facet odwrócił się w moją stronę z skwaszoną miną, ale gdy mnie zobaczył złość od razu zmieniła się w zaskoczenie.
Patrzył na mnie jakbym miał z trzy metry, a jego mina mówiła jakby nie dowierzał w to co właśnie widzi.
- Jest pan ranny ? - Powtórzyłem pytanie wyrywając go z jego "transu"
- Przeżyje. - Odwrócił się przed siebie.
Prubował się podnieść, ale z trudem mu to wychodziło. Podeszłam do niego, chcąc mu pomóc, ale nim zdążyłem cokolwiek zrobić odepchnął mnie ręką.
- Nie dotykaj mnie. - Warknął wkurzony. - Sam sobie poradzę.
- ale, krew... - Szepnąłem lekko skołowany
- Co ?
- Twoja nogą krwi.
Rogacz, spojżał na spodnie, a dokładnie na lewą części, która coraz bardziej planika się szkarłatem jego krwi.
- Musisz jechać do szpitala.
- Weź się odwal. - Burknął odchodząc, a raczej kulejąc w swoją stronę.
Co do ?! Stałem chwilę zdziwiony jego odpowiedzą. Facet zostawia za sobą krwawy ślad jak jakiś ślimak, a zamiast do szpitala idzie Bóg wie gdzie. Niby co ma mnie to obchodzić, nie znam typa, ale no kurde, nie zostawię go w takiej sytuacji, nie ma bata.
Podbiegłem do niego i łapiąc za ramię odwróciłem w swoja stronę, tylko po to by oberwać od niego z pięść w twarz.
- Chyba kazałem ci wypierdalać !
Splunąłem na ziemię chcąc pozbyć się metalicznego smaku krwi z ust i wierzchem dłoni przejechałem po dolnej wardze ścierając krew z niewielkiej ranki, którą mi zrobił tym uderzeniem. Przez chwilę miałem ochotę mu oddać, ale powstrzymałem się od tego.
Menda, która nie rozumiem, że próbuje mu pomóc znowu odwróciła się do mnie plecami chcąc ode mnie odejść. Powinienem zostawić go w spokóju, ale nie zrobię tego tylko dlatego, że jest na narkotykach, tak, brał coś, jestem tego pewien, widać to było po jego oczach.
Menda skręciła w uliczkę między blokami najpewniej chcąc mnie zgubić, ale mnie tak łatwo się nie pozbędzie. Pobiegłem za nim skręcając w tą samą uliczkę co on, tak spieszyło mi się by dogonić tą kalekę, że nie patrzyłem pod nogi, przez co wywaliłem się na ziemię.
No po prostu bosko, teraz to ja tu robię za łamane. Przekręciłem się na bok i spojrzałem za siebie na rzecz, o którą się wywaliłem,a raczej na kogoś. Wiedziałem, że ten idiotą daleko nie dojdzie o własnych siłach.
Na kolanach podszedłem do niego i zmartwiłem się bardziej widząc rumieńce na jego policzkach.
Przyłożyłem rękę do jego czoła, to było pewne że będzie miał gorączkę, ale nie sądziłem, że aż tak wysoką.
- co ty robisz. - Szepnął ciężko i rozchylił lekko oczy. Przynajmniej wiem, że żyje. - Zostaw mnie.
- No chyba nie. - Parsknąłem. - Musisz jechać do szpitala. Daj telefon, zadzwonię.
- Nie jadę do żadnego szpitala ! - Warknął. Po czym wyciągnął telefon z kieszeni.
Patrzył na cyferki wskazujące godzinę, jak zahipnotyzowany, ostatecznie kładąc sobie rękę na klatce piersiowej i westchnął ciężko.
- Pomóż mi wstać.
- To rozkaz, czy prośba ? - Wiem, że nie powinienem się z nim teraz drażnić, ale swoim zachowaniem, aż sam się o to prosi.
Rogacz nic nie odpowiedział, tylko spojżał na mnie zirytowany, na co przewróciłem oczami. Zerowe poczucie humoru, choć w takiej sytuacji mu się nie dziwię. Pomogłem mu się podnieść, a kiedy stał już na nogach złapałem go pod ramię jedną ręką obejmując w tali by nie upadł.
- To, gdzie idziemy ?
Spojżałem na Rogacza, który z zamkniętymi oczami mocno się jeszcze nad czymś zastanawiał, by po chwili opuścić zrezygnowanie głowę w dół.
- Do mnie.
2179
SŁÓW
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top