~30~

TOM∆


Nie potrafie zrozumieć dlaczego ciągle wpadam w takie dziwne relacje, a tym bardziej dlaczego się ich trzymam. Jasne,proste i stanowcze "Nie" czy serio tak trudno jest mi się go trzymać ? Chyba tak, ale przynajmniej próbuje. Ignoruje i tak wyciszony telefon, na który to na zmianę problem dodzwonić się Tord lub matt Ugh, przez to wszystko gryzie mnie sumienie. Eh.
Wstałem z łóżka odkładając Susan na bok. Nawet na niej nie chciało mi się już grać. Podszedłem do biurka siadając bezsilnie na krześle, z szafeczki obok wyciągnąłem ksiazke. Przegapiłem już tyle dni że chociaż trochę pouczyć by się przydał samemu. Czytałem kodeks karny, dużą czerwoną książkę ktorą przydałoby się dobrze znać. Jest w niej tyle rzeczy które już robiłem i za które już dawno bym siedział, ale nie. Bo jeszcze nikt nas nie przyłapał, jeszcze. Wygląda na to że człowiek łamie prawo dopiero wtedy kiedy go przyłapią, w przeciwnym razie sprawiedliwość się go nie chwyci. Karma ? Nie wiem czy w to wierzę. Niby okej jest mieć wiarę że za złe zachowanie los cię każe, ale los to tylko los. Nie ma nad nami kontroli, to my mamy go nad nim i jedyne co może nam zrobić to rzucać coś pod nogi. Czasem kłodę czasem patyk, ale i tak to wszystko da sie obejść czy przeskoczyć.
Moją próbę nauki po jakimś czasie przerwało pukanie do...okna ? Niby nic dziwnego gdyby nie fakt że bylem na pietrze. Spojrzałem w jego kierunku i zauważyłem co chwilę uderzające w  nie małe kamyki. No nie wierzę..
Wstałem i podszedłem do niego otwierając na oścież. Stanąłem w nim i teraz to ja oberwałem kamykiem w czuło.

- Ugh..Popierdoliło cię ? - Warknąłem z irytacją przykładając dloń do czoła i spoglądając w dół na Tord'a, który jak tylko mnie zobaczył wypuścił resztę kamieni z ręki na ziemię. - Co ty masz 5 lat ? Co jak byś wybił okno ?

- Czemu nie odbierasz ? - Spytał zupełnie ignorując moje pytanie. Westchnałem tylko i oparłem się o framugę okna.

- Uczę się. Po coś przylazł ? - Mruknąłem znudzony. Choć i lekko zawstydzony odwróciłem wzrok na bok. Patrząc na niego wciąż przypomina mi się sytuacja sprzed wczoraj, a może kilku dni ? W sumie to nie wiem. Nie wychodziłem z pokoju przez ten czas, więc trochę straciłem rachubę czasu.

- Dawaj na dół. - Kiwnął mi głową w stronę drzwi.

- Nie idę palić, pić, ćpać, odwalać wandalizmu, znów łykać jakiś podejrzanych tabletek, na dziwki, ani do striptiz klubu, żadnego lasu, klubu, ławeczek w parku czy jeziora, ani w sumie nigdzie. Dasz mi się w spokoju pouczyć ? - Spojrzałem na niego z wyrzutem.

- Serio wolisz sie uczyć od tych wszystkich zajebistych rzeczy które właśnie wymieniłeś ? - Spojżał na mnie z niedowierzaniem. Zmarszczykem tylko brwi w odpowiedzi.

- Okej może nie jest to jakieś moje wymarzone zajeci na zabicie czasu ale to nie wpakuje mnie w kłopoty na przyszłość.

- Ta i sprawi że jak wnuki spytają co robiłeś będąc w ich wieku to odpowiesz, że siedziałeś nad książkami jak jakiś lamus.- Parchnał śmiechem pod nosem.

- Nie będę mieć wnuków, więc i tak chuj mnie to obchodzi. - Podparłem łokieć na framudze okna i głowę na ręce.

- Będziesz miał, będziesz. Bo kto inaczej poda ci szklankę wody na starość ?

- Lokaj. - Uśmiechnąłem się kącikiem ust.- Albo pies. I nie wody a whyski jak już. - Uniosłem drugi kącik ust do góry uśmiechając się niewinnie.

- Pff. Dobra ale to dopiero gdzieś za 60 lat. A teraz choć i zabaw się z nami.

- Ugh..... Nie chce. - Warknąłem zamykając okno na co on od razu ponownie rzucił w nie kamieniem. - Eh...kretyn. - Otworzyłem je wychylając się. - Czego jeszcze ?

- Niczego. - Podrzucał kolejnym kamieniem w dłoni druga rękę trzymając w kieszeni. - ale wiesz, albo wyjdziesz, albo twoje okno zacznie przypominać ser szwajcarski. - rzucił kamykiem zdecydowanie mocniej pozostawiając małe pęknięcie na oknie obok.

- to wandalizm i szantaż. - Zmarszczyłem brwi patrząc na jego minę która wyrażała mniej więcej tyle jakby nic go to nie obchodziło. I czemu mnie to nie dziwi. - Eh..daj mi 10 minut. - Przewróciłem oczami i poraz kolejny zamknąłem okno widząc jeszcze przez szybę jak na jego usta wkrada się zadziorny uśmiech widocznie zadowolony z tego że udało mu się dokonać tego co chciał.

Sam nie wiem, może to głupie ale czuję się jakby trzymał mnie przy sobie na siłę. Moja obecność w jego "rodzince" jest niemistotna. Jestem czy nie, wiele się nie zmieni więc po co on mnie w niej jeszcze trzyma to ja nie wiem. Chyba muszę zacząć mu ciążyć jak kula u nogi by w końcu przestał mnie nachodzić w własnym domu.
Założyłem na siebie pierwszą lepszą bluzę z szafy, grunt by długi rękaw bo jednak zimno sie robi, a jeszcze zbliżał się wieczór i słońce już prawie zaszło...no dobra moze nie tyle wieczór co 17, ale w grudniu juz tak jest, że słonce szybko zachodzi.
Po kilku minutach zszedłem na dół zabierając najważniejsze rzeczy po drodze i wyszedłem z domu. Tord czekał tam na mnie już przy drzwiach.

- Wiesz że igrasz z ogniem ? - Uniosłem nieco brew do góry patrząc na niego pytająco. - Jakby mój wujek cię zobaczył miałbyś przewalone.

- Wiem. Ale wiem też, że już raz mówiłem ci, że właśnie dlatego przychodzę do ciebie tylko, kiedy jego nie ma. - Uśmiechnął się do mnie niczym smirk i poklepał po głowie jak małe dziecko.

- Widzę, że jego plan pracy już znasz na pamięć. - Mruknąłem tylko odciągając jego dłoń od głowy.

- Można tak powiedzieć.

- Ta to wybacz, że cię zaskoczę, ale dziś mogłeś się sparzyć gdyby nie spał u siebie. - Jak zwykle najebany, ale tego już wiedzieć nie musi.

- ...niach. - Wzruszył ramionami. Widać było, że i to mało go obchodziło.

Poszedł przodem, a ja za nim po chwili wyrównując z nim krok. Szliśmy dość spokojnie we dwójkę rozmawiając o jakiś głupotach, typowy small talk o pogodzie, jak minął dzień i inne pierdoły, aż doszliśmy w końcu do jakiegoś sklepu gdzie Tord kupił piwo, a ja sobie cole. Mówiłem mu, że nie zamierzam dziś pić i mam zamiar dotrzymać słowa. Gdy wyszliśmy poszliśmy w strone ławeczek w parku. Usiedliśmy na ich oparciach i dalej prowadząc durną gadkę o w sumie jak dla mnie niczym ważnym czekaliśmy na w sumie nie wiem co.

×TORD×

Siedzieliśmy tak jeszcze przez jakiś czas aż w końcu słońce całkowicie zaszło. Zrobilo sie cicho i ciemno, wrecz idealnie. Rozmawiało nam się całkiem w porządku, co trochę mnie dziwiło bo mówiąc szczerze byłem pewny, że będzie niezręcznie po tym co stało się u mnie, ale wygląda na to, iż młody udaje, że nic takiego się nie wydarzyło. Nie mam zamiaru rozdrapywać tego bo sam wolałbyn o tym zapomnieć. Wypiłem piwo do końca i odłożyłem butelkę na śmietnik. Posiedziałem tak z nim jeszcze trochę przy luźnej gadce, no ale robota wzywa. Razem z nim poszliśmy spokojnie ulicą, nie spieszyło mi się za bardzo, grunt by zdążyć przed wschodem słońca. Doszliśmy przed białą furtkę starego domu rodzinnego. Był stary, ale zadbany niczym jakiś antyk, a w środku kryły się różne drobiazgi o wielkiej wartości. Po pewnym czasie kilku minut doszedł w końcu do nas i Matt z swoim dziwnie głupkowatym uśmiechem na twarzy.

- I co gotowi ? - Spytał wymijając nas, jednoczesnie poklepujacboboje po ramieniach. Po prostu otworzył furtkę i wszedł na podwórko jak gdyby nigdy nic podchodząc do drzwi.

- gotowi na co ? - Spytał Tom wciaż w nieświadomości idąc za nim razem ze mną i podchodząc do drzwi.

- Jeszcze mu nie powiedziałeś ? No trochę nie fajnie koleś. - Skarcił mnie krzywym spojrzeniem rudowłosy. - Nie stawia się świerzaków przed taką sytuacją bez wiedzy.

- No wiem, ale jakbym mu powiedział w ogóle by nie przyszedł.- Odparłem wzruszając jednym ramieniem.

- Za chwilę mogę też odejść jeśli nie powiecie mi o co chodzi. - Spojrzał na nas wyczekująco zakładając ręce na klatce piersiowej. Całą trójką staliśmy już pod drzwiami pustego domu, a czas nas lekko gonił więc nie widziałem sensu by mówić mu to ostrożnie owijając w bawełne tylko od razu rzuciłem prosto z mostu.

- Obrabujemy ten dom.

- Żegnam. - Odwrócił się od nas już chcąc odejść w niezadowoleniu gdy złapałem go za ramię zatrzymując.

- Ej no nie bądź taki. Wiem, że to twój pierwszy raz i pewnie się stresujesz, ale zaufaj mi spodoba ci się.

- Nie. - Odparł z wyrzutem. - Nie mam zamiaru brać w tym udziału. Narkotyki, bójki, kradzieże aut, a teraz jeszcze to ? Nie ! - podniósł głos na co tylko się wzdrygnałem i zasłoniłem mu usta dłonią by przestał krzyczeć. Nie chcę policji na karku zanim jeszcze w ogóle wejdę do środka.

- Nie krzycz tak to po pierwsze

- A drugie już nie masz wyboru. - Poparł mnie Matt pokazując dzieciakowi jakiś brązowy portfel. Nie bardzo ogarnąłem o co chodzi za to Tom rozszezył bardziej oczy i poklepał się dłońmi po kieszeniach. - Tak, jest twój. A teraz. - Przykucnął uchylając klapkę w kocich drzwiczkach i wrzucając go do środka. - Jest w środku domu. Właścicielka na pewno ucieszy się gdy go tam znajdzie, a policja jeszcze bardziej patrząc na wszystkie twoje dokumenty.

-.....- Tom patrzał na nas przez chwilę w milczeniu. Nie dowierzaniu i jakby rezygnacją i dezaprobatą. - Wy jacyś popierdoleni jesteście. - Stwierdził z wyrzutem marszcząc brwi i patrząc na nas już tylko z dezaprobatą. - Probojecie mnie wrobić w kradzież !?

- Ugh, morda. - Ponownie zasłoniłem mu usta dłonią. - Pilnuj języka i przestań tak drżeć tą jape. - Zabrałem od niego dłoń. - W nic nie probojemy cię wrobić. Tylko zachęcić do wejścia do środka.

- No debile, no nie wierzę. - Przyłorzył dłoń do głowy chyba całkiem tracąc już w nas wiarę. Matt tylko przewrócił oczami. Nie przejmował się tym tylko przykucnął przy zamku szperając w nim wytrychami.

Poklepałem go po ramieniu chcąc dodać otuchy, ale on tylko strzelał moja dłoń widocznie wkurzony. Nie odezwal sie nawet słowem, wygladał na mocno wkurzonego. Sorry Tom, ale trzeba cię też wprowadzic w dziedzinę kradzieży jeśli mają wyjść kiedyś z ciebie ludzie. Jak tylko Matt otworzył zamek w drzwiach tak jak się umawialiśmy wyszedł poza bramę patrząc po okolicy czy nie jedzie nigdzie policja, czy ktoś inny do tego domu by w razie potrzeby ostrzec nas przed zagrożeniem. Wszedłem jako pierwszy od razu rozglądając się za jakimiś błyskotkami, a Tom po mnie szukając swojego portfela, którego o dziwo nie było w korytarzu gdzie sam myślałem że będzie.

- pomóż mi znaleźć portfel. - zarządzał schylając się by zajrzeć czy nie wpadł pod szafkę.

- później. Teraz mam ważniejsze rzeczy do zrobienia. - poszedłem do salonu pierwszymi drzwiami, a raczej przejściem bo drzwi brakowało i rozejrzałem się.

Duży przestronny pokój wypełniony starymi przedmiotami i bibelotami. Wszystko wyglądało jak jakieś zabytki czy antyki, ale mnie bardzo od tych obrazów i innych tego typu interesowało to co w szafce. Otwierałem szafki, komody, szafy i inne półki zabierając z nich wszelkie drogocenne drobiazgi. Stare monety, pierścionki, naszyjniki, zegarki, kolczyki, bransoletki i wszystko inne co mogło pomieścić mi się w kieszeniach i mieć jakąś wartość. Wszystko robiłem przez bluzę by nie zostawić nigdzie odcisków palców, kiedy to nagle stanąłem, jak wryty słysząc za swoimi plecami szczeknięcie. Oddech przyspieszył mi i z szeroko otwartymi oczami powoli odwróciłem się by odetchnąć z ulgą gdy zobaczyłem dwie małe chihuahue. Nie powiem napędziły mi one strachu, ale czego innego spodziewać się po domu staruszki. Jeden z nich miał coś w pysku.

- Co tam masz koleszko ? - Podszedłem do niego bliżej i zobaczyłem, że był to właśnie zaginiony portfel Toma, ktory pies musiał pomylić z zabawką. - Tom mam twoja zgubę. - Rzekłem przykucając przy psie. Pogłaskałem go po pysku i zabrałem od niego portfel bez problemów. - Dobry piesek. Taki dobry, no kto jest dobrym pieskiem, no kto ? - Pieściłem psiaka jak jakieś małe dziecko. Nie moja wina, że jest słodki. Heh niby mały i niegroźny, ale jednak przestępcę zatrzymał.

- Gdzie go masz ? - Spytał wchodząc do salonu. Widząc swój portfel w mojej dłoni wystawił do mnie swoją bym mu go oddał. Czego ja już nie zrobiłem. A wręcz przeciwnie schowałem go do swojej kieszeni wiedząc, że jak tylko odzyska co chciał to pójdzie sobie zostawiając mnie samego. - Tord. Oddaj. Mi. Mój. Portfel. - Zarządał jeszcze bardziej poważne niż wcześniej patrzac mi w oczy.

- Nie. - Uśmiechnąłem się do niego, choć wiem że igram teraz z ogniem. - Chce sobie tu jeszcze trochę pozwiedzać, zgarnąć pare pamiątek, a jak wyjdziesz bezemnie możesz mieć pewność, że zostawię go w tym domu

- ... - Zacisnal obie dłonie w pięści czerwieniąc się na twarzy ze złości.- Uuughh....! - Warknał pod nosem. - o co ci chodzi do cholery ? Aż tak ci przeszkadza, że chcę znów prowadzić normalne życie, że nie chce brać udziału w tym wszystkim ? Może ciebie to bawi, ale mnie wcale ! - Wyciszył sam swój głos wiedząc, że teraz nie powinien z nim przesadzać. - Czego ty w ogóle odemnie chcesz żeś się mnie tak uczepił ?

- Niczego. - Wzruszyłem ramionami chcąc by brzmiało to szczerze. Ale jeśli tak to ma wyglądać to nie będę przeciągać już i tak napiętej struny. Westchnałem i oddałem mu portfel. Może faktycznie nie był gotowy by zabierać go ze sobą, a moze po prostu za duzy dom jak na pierwszy raz. Zrezygnowałem już z sprawdzenia piętra i sypialni, a szkoda. - Chcesz wracać, okej. Wracajmy już. - Mruknąłem niezadowolony.

Tom nic nie odpowiedział, ale wiedziałem, że to był dobry ruch bo widziałem po wyrazie jego twarzy że się uspokoił, co prawda dalej wydawal sie wkurzony na mnie, ale niach, przejdzie mu. Nie bardzo zależy mi na jego samopoczuciu, ale jak zacznie mi tu teraz krzyczeć, to to się źle skończy. Babki co tu mieszka nie będzie jeszcze przez jakiś czas, najwyrzej jutro wezmę kogoś innego z paczki i znów, ale tym razem porządniej obrabujemy ten dom. A przynajmniej tak myślałem do puki nie wyszedłem z Tomem przez drzwi wejściowe i nie zobaczyłem czterech policjantów całujących do nas z broni. W tym na ulicy dwa radiowozy i śmiejącego się parszywie Matta po drugiej stronie ulicy przyglądającego się temu wszystkiemu. A to kurwa.
W jednej chwili zalała mnie złość i chęć by pierdolnąć tym wszystkim a następnie jemu i to tak by już się nie podniósł, ale jedyne co mogłem zrobić będąc na calowniku, to tylko podnieść ręce do góry zagryzając zęby z wściekłości.

2349
SŁÓW

Yaoista Yaoistka
Urocza bluza
Tom w eleganckim garniturze
Monster Tom
Tamara
Tom i Tord w łóżku
Kradniecie rowerów
Tom i Tord na imprezie
Tord bez ciuszków
Tori

()()
(•-•)
/(O)\
_| |_
Proszę na razie nic nie dorzucić.
_________
\____/
(°=°)
(/(#)\)
_||_
Koszyka na głowie kaczki jest przepełniony i na razie zamknięty

/\/\
(°v°)
/(*)\
_| |_
Ja się żegnam i do następnego.
Bayo.
~~~~~~~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top