~19~
Nie ma to jak siedzieć w szkole i poprawiać rozdział, zamiast skupiać sie na lekcji X'D
~~~~~~~~~
~Kilka dni później~
∆TOM∆
Po kolejnej spędzonej nocy u Tord'a siedziałem z nim na parapecie zwisając nogami w dół z butelką pustego już do połowy piwa w ręce. Sam Tord natomiast patrzył się przed siebie na miasto i popalał znów marihuane. Może tylko mi się zdaje, ale koleś jest już chyba od niej uzależniony. Spojrzałem na niego i przygladałem mu sie chwile w ciszy.
- Dasz mi bucha ? - Spytałem chcąc potwierdzić swoją tezę o jego uzależnieniu.
- Nie. - Odparł krutko po czym dodał. - Pijesz.
- I co z tego ? - Spojrzałem na butelke.
- Jak się pali to się nie bije bo może cię mocniej trzepać. A idziemy zaraz do Paula, więc wolę byś był w miarę możliwości trzeźwy.
- Pf. - Fuknalem przykładając butelkę do ust i upijając z niej kilka łyków.
Szczerze, przez te kilka dni co z nim spędziłem mogę przyznać, że chyba źle go oceniałem. Nie mówię od razu, że mu ufam, czy kocham jak Bóg wie kogo. Chce przez to powiedzieć, że nie jest taki zły jak myślałem. Jest....znośny, czasem.
Trochę mi aż głupio że go wykorzystuje by ratować własną skórę, no ale cóż, tu wolę zagrać egoistyczne i jeszcze trochę pobawić się w tą grę niżeli ryzykować życiem opuszczając ją. Eh, jebany ślepiec. Mam nadzieję, że da mi spokój, gdy dam mu te jego prochy. Z każdą chwilą z ktorą o tym mysle zastanawiam sie jak ja sie do diabła wpakowałem w to gówno..
- Ej, ile już mieszkasz w tym mieście ? - Spytałem po chwili by przerwać ciszę.
- Eee..... W tym to już będzie tak z 4 może 5 lat. - Odparł wypuszczając dym z płuc. - Wcześniej mieszkałem w tym domu, w lesie, wiesz, tam gdzie cię "Porwałem" po raz pierwszy. Pamiętasz ?
- Czegoś takiego nie da się zapomnieć.. Wciąż mam gdzieś ten scyzoryk który mi wtedy rzuciłeś.
- Zatrzymaj go. Będziesz miał pamiątkę z tego dnia.
- Dzieki, nie trzeba, kiedyś ci go zwróce. A tak poza tym, co się stało z tym domem ? - Dopytalem spoglądając na niego.
- Taka jedna suka mi go spaliła. - Odparł obijętnie. - Bo niby ją "zdradziłem" czy coś. - Wyrzucił kipa przez okno i wyją z kieszeni papierosa odpalając go.
- Mhm... - Wolę nie słuchać kolejnej opowieści o jego byłych. Zacząłem więc zastanawiać się nad zmianą tematu kiedy nagle to on spytał. - A ty ?
- Co ja ?
- Czemu wybrałeś właśnie to miasto ? I bez ściemy o studiach z prawa i tak dalej. Podpytałem Matt'a i wiem, że u siebie w mieście tez mógłbyś robić te studia.
- .... - Spojrzałem na niego w ciszy. No przecież nie powiem mu prawdy że mam tam tak rozjechaną reputację, że praktycznie nie mam tam juz zycia, po tym jak ludzie dowiedzieli się, że byłem gejem, ale kłamać też mu nie skłame bo jebany jakimś cudem wie kiedy to robię, mhhh.... myśl Tom, myśl. - Powiedzmy że tak chciałem i tyle. Zobaczyć jak to jest rozpocząć całkiem nowe życie w mieście w którym praktycznie nikt mnie nie zna. Ale szczerze. To miasto jest mocno popieprzone. Już pierwszego dnia wpakowałem się w kłopoty. Gdybym został u siebie pewnie nic takiego nigdy by mi się nie przydarzyło.
- Spójrz na to inaczej. - Poklepał mnie po ramieniu.- Gdybyś został u siebie nic takiego nigdy by ci się nie przydarzyło. Dalej byłbyś nudnym grzecznym popychadłem, a tak to przynajmniej masz teraz co wspominać.
- Ta... Może masz rację.
- Jasne że mam. - Odparł wyrzucając połowę papierosa za okno i wchodząc już do środka.- Chodź, czas się zbierać.
Zszedłem z parapetu. Widziałem jak Tord pisze z kimś na telefonie, za pewne, z Paulem informując go że zaraz przyjdziemy. Złapałem po drodze swoją ulubioną bluzę i założyłem na siebie idąc z nim w stronę drzwi. Gdy zeszliśmy na dół Tord poprowadził mnie na parking nieco dalej od swojego domu, chyba na samym obrzeżu miasta.
- Znów kradniesz auto ? - Spytałem zatrzymując się na chwilę na chodniku i patrząc jak ten przyglądq sie autom. - Dasz mi znów poprowadzić ?
- Nie. Chce jeszcze trochę pożyć. Poza tym ja nie kradnę, tylko pożyczam bez pytania.
- To się właśnie nazywa kradzież.
- Jak zwał tak zwał. - Odparł po czym podszedł do auta z rejestracją innego miasta.
O dziwo nie mieszał nic w zamku, tylko otworzył klapkedo baku z paliwem. Patrzyłem trochę z nie zrozumieniem na niego, kiedy on wyciągnął zapalniczkę i małą petardę.
-...- cofnalem się o krok do tyłu. - Chyba nie chcesz zrobić tego co myślę że chcesz zrobić ?
- A właśnie, że chce. - Podpalił petardę i wrzucił ja do baku szybko odbiegając od auta.
Po cholerę to zrobił ?! Nie wiem ale też uciekłem stamtąd ile sił w nogach byle na taką odległość gdzie wybuch nie miałby zasięgu.
Po chwili dało się słyszeć tylko głośny wybuch auta i zobaczyć jakie ognisko rozpaliła jego durna zabawa.
- Po co to zrobiłeś ?! - Spytałem jak tylko znalazł się koło mnie.
- W wielkim skrócie dla zabawy.
- Bawi cię wysadzanie czyiś aut ? - Spojrzałem na niego jak na debila.
- Nawet. Ale tym razem poszło o zakład. - Odparł obojętnie.
- Zakład ?
- No. Założyłem się z Paulem, że wysadzę jakieś auto w drodze do niego.
- Hazardzista...
- A żebyś wiedział, że tak.
- ... - O, może będzie się to dało jakoś wykorzystać. - Ej, to może założysz się też ze mną o coś ?
- ... - Spojżał na mnie widzicie jakby się nad tym zastanawiał. - A o co dokładnie ?
- eeee.......na przykład...o to że... - Poważny proces myślenia aktywowany. - hm.... O ! O to że nauczysz mnie prowadzić do końca miesiąca.
- Hm....okej. A co jak mi się nie uda ?
- Wtedy wymyślę ci zadanie które będziesz musiał zrobić. Nawet jeśli będzie to znaczyło przebiegnięcie się w sukience po mieście. Co ty na to ?
- Wchodzę w to. Ale to znaczy że jeśli wygram, to ja wymyślę jakieś zadanie tobie.
- W porządku. - I tak już latałem w kiecce, gorzej być nie może. - Więc mamy zakład. - Złapałem się z nim za rękę na wzajem mocno je sobie ściskając na znak ugody. - Kiedy zaczynamy ?
- Teraz. Tylko znajdę jakieś auto. - Powiedział rozglądając się. - O to może być jak na początek.
Ruszył w stronę czarnej Toyoty, a ja oczywiście za nim. To będzie ciekawa podróż, znów kradzionym autem, z której mam nadzieję wyjedziemy żywi..
∅PAUL∅
Otworzyłem oczy słysząc wkurwiajace dzwonienie do drzwi. Westchnąłem cicho i podniosłem się z kanapy oddając resztę blanta w ręce Patryka i mowiac mu po drodze by skrecił mi już koleinego podczas gdy ja po woli podszedłem do drzwi i otworzyłem je.
- ... A wam co się stało ? - Spytałem widząc Tord'a i Tom'a którzy wyglądali jakby właśnie wyzioneli ducha w tym mający kilka otarci i zadrapań na ciel.
- Uczyłem go prowadzić...- Odparł krutko Tord wchodząc do środka. - Daj coś na uspokojenie, albo mi coś jebnie.
- Okej..? Patryk pali w salonie. Idź sobie z nim zapal. - Wpuściłem do środka młodego czarnookiego okazyjnie pytając go. - Aż tak źle ci poszło ?
- Powiem to tak. Gdyby nie to że zatrzymałem się na drzewie, wjechałbym ci autem w ścianę.
- Pf.. - zaśmiałem się słysząc to. Normalnie pewnie bym się wkurzył ale faza mnie trzyma, więc walić to. - Chodź do reszty. - Poklepałem go po ramieniu i zamknąłem drzwi.
Wchodząc do salonu widziałem jak Tord siedział rozłożony na kanapie z głową odchylona do tyłu i MOIM blantem w ustach. Patryk za to siedział obok na fotelu z słuchawkami na uszach.
- Ej, ej, Tom, Mordko, chodź tutaj, musisz tego posłuchać. - Rzekł ściągając czarne nauszne słuchawki i przygarniając do siebie Tom'a ręką.
- Em..okej ? - Podszedł do niego i założył słuchawki. Muzyka była na tyle głośna że nawet ja ją słyszałem będąc obok.
Usiadłem obok Tord'a zabierając mu blanta z ust i samemu biorąc bucha.
- Nie wierzę że dalej trzymasz się z tą mendą. - Rzekłem do Torda wypuszczając dym z płuc, mając przy tym pewność, że Tom nas teraz nie słyszy. - Nie sądzisz, że trochę za bardzo mu ufasz ?
- Zluzuj wora. - Odparł siadając normalnie i opierając rękę na podłokietniku. - Wiem co robię. Nic się nie stanie jak spuszcze trochę na czujności.
- Pff..Ta, jasne. - Skomentował Patryk. - Ej, a pamiętasz co się stało, kiedy ostatnio zaniedbaliśmy czujność ? Ktoś tak jakby podłożył nam bombę. Ledwo co przeżyłaś. Mówię ci pozbądź się go albo źle się to skończy.
- Tym razem będzie inaczej, serio. Trochę go już znam i wątpię żeby był niebezpieczny.
- Jak chcesz. Tylko żebym potem nie musiał mówić "a nie mówiłem".
- O czym gadacie ? - Wtrącił się Tom ściągając słuchawki gdy muzyka ewidentnie się skończyła. Już chciałem odpowiedzieć pierwsze co przyszło by mi do głowy gdy nagle przerwał mi głos Tord'a.
- Zastanawiamy się czy nie lepiej będzie ukraść czołg niż samochód. Może chociaż jego nie rozwalisz podczas jazdy.
- chyba nie znasz moich możliwości...- Odparł oddając słuchawki Patrykowi.
- Może. - Wzruszył na to ramionami. - No dobra, ale teraz na poważnie. Jak z tym prochem ?- Spojżał na nie jednocześnie wyciągając rękę po blanta którego już mu nie oddałem. Mój skarb.
- Po pierwsze fajkę se zapał, albo skreć se nowego, ten blant jest mój. Po drugie nic. Wciąż nie wiem z czego to coś jest. Niby kokaina, niby amfetamina, za bardzo to pomieszane, nawet śladowe ilości LSD tam znałam nie wspominając już o kraku.
- Musimy zrobić więcej testów jeśli ma coś z tego być. - Dodał Paul. - Nie mógłbyś tego więcej skołować ?
- Nie. Fartem było że dostaliśmy tą działkę.
- No to nie pozostaje ci nic innego jak czekać. Jakieś plany na zabicie czasu ? - Spytałem kątem oka spoglądając na czarnookiego dzieciaka. - Może na przykład zobaczymy jak młodzik poradziłby sobie w terenie ?
- Ale że ja ?- Spojżał na mnie pytając. - Nie, nie, nie, nie, nie...ja się w takie rzeczy nie bawię.
- Co ? Już wymieniasz ? - Spytał Patryk. - Przecież nie karzemy ci od razu napadać na bank. Obronimy jakiś przydrożny monopolowy i starczy jaj na pierwszą akcje.
- Ta. Właśnie, a co do banków...- Przerwał nam Tord. - Dacie radę załatwić w tym tygodniu szczegółowe plany budynku z każdymi najświeższymi remontami ?
- Może. - Odparłem. - To zależy jakiego banku.
- Tego na słonecznej.
- Ten najnowszy ? Jesteś pewien że chce ci się tam bawić ? Jakby nie patrzeć mają tam naprawdę dobrą ochronę i system alarmowy..
- O to już ja się będę martwić. To dasz radę załatwić te plany, czy nie ?
- .... Zobaczę co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję.
- Jasne.
∆TOM∆
Siedzę i słucham jak ci idioci naprawdę ustalają plany napadu na bank przy mnie. Osobie która wystarczy że powie coś wujkowi i już wszystkich zamkną. Czy to możliwe że naprawdę ufają mi na tyle by się tym nie przejmować ?
Trochę to aż dziwne.
Ale cóż, nic ma to nie poradzę. Jedyne co mogę to spróbować odzyskać co nie moje i uwolnić się od towarzystwa tych pół mózgów.
- Gdzie jest łazienka ? - Spytałem wstając z kanapy.
- Na górze. Korytarzem w lewo, na samym końcu. - Odparł mi Patryk, a ja już wchodziłem na górę po schodach.
Tak o to zyskałem kilka minut na poszukiwania. Ominąłem drzwi do łazienki i otworzyłem pierwsze po prawej stronie. Była tam jakaś zwykła sypialnia, nie wyglądała nawet na używana więc cicho zamknąłem drzwi i poszedłem do drugich drzwi. Otworzyłem je również cicho i zamarłem w miejscu nie mogąc uwierzyć własnym oczom w to co widzą...
~~~~~~~~~
1857
SŁÓW
Pocałunek
Koń
Tom pokojówka
Bomba atomowa
()()
\(°^°)/
(O)
_| |_
Wracamy z słówkami, tak więc jeśli chcecie możecie napisać jeden, przedmiot, zwierzę lub osobę, a pokaże się w nowym rozdziale.
To może być cokolwiek.
\____/
(°=°)
(/(#)\)
_||_
Pomysły wrzucać do koszyka na głowie kaczki.
/\/\
(°v°)
/(*)\
_| |_
Ja się żegnam, miłego dnia i do następnego.
Bayo.
~~~~~~~~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top