~5~

×Tord×

Nie wierzę, no po prostu kurwa nie wierzę. Jedyne czego chciałem, to napaść na ten durny spożywczak, a skończyło się to tym, że teraz wprowadzę jakiegoś szczypać do mojego domu. Myślałem, że jak go uderzę to się odemnie odwali, ale widocznie na niego trzebaby czegoś więcej. Kurwa, jeszcze teraz otworzyła mi się rana, a morfina, jak chuj w za małej dawce, ale nie pójdę teraz do Edd'a, nie z tym bachorem na karku. Jeszcze wygada komuś, że ma morfinę, a wtedy to dopiero będą problemy.

Weszliśmy po schodach na pierwsze piętro i otworzyłem drzwi do mojego domu. Kiedy znaleźliśmy się w środku wyszedłem z jego uścisku i kulejąc poszedłem do salonu, a on za mną.

- Siadaj - Rozkazałem wskazując przelotnie na kanapę.

Na szczęście dzieciak nie protestował i zrobił co mu powiedziałem. Wyciągnąłem z szafki apteczkę i flaszkę wódki. Jak nie morfina, to alkochol, a chuj może nic mi nie będzie, patrząc na to że brałem dziś leki. Odwróciłem się do niego i przyjrzałem trochę bardziej. W sumie wygląda jakby był pełnoletni, więc chyba też może. Cóż, nie zaszkodzi spytać.

- Pijesz ?

- To pytanie, czy propozycja ? - Spytał.

- Jak chcesz to propozycja. - Postawiłem flaszkę na stole, ale dzieciak nawet nie próbował się za nią brać. - Przybliż się.

- Po co ? - Spojżał na mnie podejrzliwie.

- Opatrzenie ci wargę. - Wyjąłem z apteczki niebieski plasterek w pieski.

Chwilę patrzyłem zdziwiony na apteczkę. Nie tylko plastry, ale też bandaże były jak dla dzieci.••• Matt, ty fiucie.
No nic, innych nie ma więc będzie musiał to jakoś znieść, choć jak tak na niego patrzę to nie wydaje mi się by jakoś specjalnie miało mu to przeszkadzać.

- Nie żeby co, ale to tobie krwawi noga, więc powinniśmy się najpierw tym zająć.

- Ja oberwałem przez własną głupotę, a ty przeze mnie. - Naklejłem mu plasterek lekko pod wargą. - Poza tym, ja już mam czego mi trzeba.

Złapałem za flaszkę, odkręciłem i pociągnąłem z niej kilka głębszych łyków po czym usiadłem na kanapie.

- To nie zatrzyma krwawienia.

- Mhm. - Olałem jego słowa i znów się napiłem.

∆Tom∆

Ten koleś jest niemożliwy. W ogóle nie słucha co do niego mówię, jak tak można ?!
A z resztą, co mnie to. Pomogłem mu dotrzeć do domu, nie muszę jednak siedzieć z nim całej nocy. Podszedłem do swoich butów chcąc je ubrać, ale zatrzymał mnie głos Rogacza.

- A ty gdzie ?

- Na dwór. Jesteś pijany, na dragach i wkurzony, wolę nie wiedzieć co się stanie jak tu z tobą zostanę.

- Po pierwsze nie jestem pijany, po drugie to tylko morfina i to mała dawka, a po trzecie, wolisz nie wiedzieć co się stanie, jak stąd wyjdziesz.

- Czy ty mi właśnie grozisz ?

- Dupę ci ochraniam ! - Burknął wkurzony. - Już po północy. Każdy kto choć trochę ceni sobie swoje życie siedzi teraz w domu.

- Czemu ? - Nic nie odpowiedział, tylko wrócił do wódki.

Zdziwiłem się jego słowami. Widać było, że to nie za miła okolica, ale nie sądziłem, że może być aż tak źle.

- Skoro nie mogę stąd wyjść to daj mi telefon, zadzwonię na policję i-

- Żadnej policji w moim domu ! - Krzyknął uderzając pięścią w oparcie kanapy.

- Aha. Powiesz czemu ?

- Może tego nie zauważyłeś, ale w tym mieście każdy ma coś za uszami.

- Nawet ty ?

- Zwłaszcza ja. - Oho, wyczuwam niebezpieczeństwo...

- Ouu, a co ?

- Jajco. Skończy już to przesłuchanie bo zaczynasz mnie wkurzać.

- Myślałem, że już jesteś wkurzony.

Pan gburek znów nic nie odpowiedział na co ja tylko przewróciłem oczami. Wygląda na to, że chce czy nie, ale muszę zostać na noc.
Z powrotem usiadłem na kanapie koło niego, ale nie ważne jak bardzo się starałem, nie mogłem powstrzymać się od patrzenia na jego zakrwawione spodnie, nie, ja tak jednak nie mogę.

- Opatrze ci tą nogę. - Stanąłem na przeciwko niego. - Zdejmij spodnie.

- Jesteś idiotą.

- Staram ci się pomóc ! - Wkurzyłem się. - Korona ci z głowy nie spadnie jak przyznasz, że potrzebujesz pomocy.

- Nigdy w życiu.

- Jak chcesz, nie musisz tego mówić, ale daj się opatrzeć.

- Jak się zgodzę, przestaniesz tyle gadać ?

- Grrr, Tak. - Zawarczałem.

Rogacz przyłożył sobię rękę do skroni i westchnąłem ciężko, jakby z niedowierzaniem, że naprawdę się zgodził. Podniusł się lekko do gory i zsunął swoje spodnie do kolan pokazując mi dość duże...ą ! ranę na lewej nodze. kurwa, Tom nie tym miejscu miałeś się skupić. Szybko otrzasnalem myśli i zabrałem się za to co miałem.

- Gdzie masz łazienkę ?

- Tym korytarzem, drzwi na prawo.

Poszedłem do wskazanego mi miejsca i otworzyłem drzwi. Zabrałem pierwszy lepszy ręcznik w szarym kolorze z wieszaka i zamoczyłem go pod letnią wodą, po czym wróciłem do salonu. Starałem się w miarę delikatnie obmyć mu nogę z krwi, ale podczas tego wyczułem coś twardego pod jego skóra. Trochę się tym zaniepokoiłem i ponownie, ale bez ręcznika dotknąłem tego miejsca.

- Ktoś cię postrzelił ? - Spytałem nie odwracając wzroku od dziury w jego nodze.

- A co ?

- Bo chyba masz nabój pod skórą.

- Pfff. - Parsknąłem śmiechem. - Skąd taki dzieciak miałby wiedzieć jak wygląda nabój ?

- Ej, wiem to i owo, okej. Przeszedłem kilka kursów policyjnych.

- I co ? - Uśmiechnął się ironicznie. - Teraz jesteś Sherlock Holmes ?

- Zaczynasz mnie wkurzać. - Wyjąłem szczypce z apteczki. - Wyjmę ci ją, więc się nie ruszaj.

Przyłożyłem narzędzie do jego rany ostrożnie wkładając je do środka.

- Tssss. - Syknął z bólu. - czy to powinno tak krwawić ?

- Spokojnie wszystko jest pod pełną kontrolą. - ••• nie mam bladego pojęcia co robię.

Okej, okej, tylko spokojnie. Po woli zanurzyłem szczypce głębiej i kolejny jęk bólu dotarł do moich uszu.

- Przestań ! - Krzyknął zaciskając pięść na kanapie. - Nie umiesz, to nie rób !

- Ty mnie stresujesz. Przestań się drżeć, a szybko pójdzie !

Rogacz pociągnął kolejne łyki wódki opróżniając ja do połowy. W końcu udało mi się złapać szczypcami za kulę, tyle, że teraz pozostaję kolejny problem, wyciągnięcie jej. Po woli wyjmowałem szczypce i kątem widziałem, jak Rogacz zagryza zęby by nie krzyknąć z bólu. Z znieczulenie na pewno poszłoby łatwiej. W końcu udało się wyjąć tą małą kulkę, która stworzyła nam tyle problemów. Odłożyłem ją na wacik medycyny i zabrałem wódkę z rąk Rogacza.

- Ej !

- Nie dyskusji. - Wylałem połowę na ręcznik, a resztkę na jego nogę, przez co znów usłyszałem jak syczy z bólu. - Masz farta, że nie wdało się zakażenie, ale radzę ci się nie ruszać przez kilka dni.

Wyjąłem z apteczki, o raju, ale słodziutki bandaż w pieski, może jednak nie jest takim twardzielem, jak się wydaje.
Podczas gdy on siedząc bezsilnie na kanapie z głową odchyloną do tyłu, ja skończyłem obmywać jego nogę i zawiązałem na niej bandaż.
Pozbierałem i po pakowałem wszystko do apteczki, a ręcznik zaniosłem z powrotem do łazienki wrzucając go do wanny. Kiedy wróciłem do salonu rogacz siedział na kanapie już w samych bokserkach i bluzie, a koło niego na podłodze leżały spodnie. Najwyraźniej on też stwierdził, że tak będzie lepiej, niż gdyby miał latać w zakrwawionych ciuchach.

- Więc... - Podszedłem do kanapy. - Co teraz robimy ?

- Ja idę spać, a ty rób sobie co chcesz, tylko nie wchodzi do mojego pokoju.

- Aha. Ok, a gdzie ja mam spać ?

- Znaj moją dobroć, kanapa jest twoja. - Powiedział wstając na nogi.

Zabrał swoję spodnie i kulejąc poszedł korytarzem do drzwi na lewo, czyli pewnie jego pokoju. Nie mogłem się powstrzymać by nie pokazać mu języka za jego plecami. Położyłem się na plecach na kanapie i założyłem ręce za głowe. Chociaż kocyk mógł mi dać, strasznie u niego zimowo, no ale cóż, lepsze to niż chodzenie po dworze.

Ciekawe jak tam wujek. Pewnie odchodzi od zmysłów nie wiedząc gdzie jestem...Pfff, ta jasne, znając jego pewnie nawet na policję nie zadzwonił. No nic, teraz mi to na rękę. Jutro na spokojnie będę mógł wrócić do domu.

×Tord×

Sam nie wiem co gorsze, to, że za ścianą jest ten dzieciak i w każdej chwili może ogarnąć kim jestem, czy to, że jak głupek chodzę w bandażu w pieski, Ehh, jutro zaniosę pieniądze do Edd'a i może w końcu pozbędę się tego dzieciaka.

Nim położyłem się na łóżku schowałem torbę jeżyka pod łóżko, lepiej by jej nie znalazł. Ściągnąłem z łóżka koc i zwinąłem go w kuleczkę. Może i jestem chujem, ale nawet ja wiem, że spanie bez okrycia, to nie spanie. Otworzyłem drzwi i po prostu podszedłem do kanapy.

- Trzymaj.

Rzuciłem mu koc na twarz i wróciłem do pokoju słysząc tylko jego pomrukiem irytacj. Tylko tak trzymać. Ani ja, ani on nie możemy przekroczyć relacji obcy, obcy. Już i tak narobiłem mu kłopotów, nie chce by teraz jeszcze inne gangi za nim latały gdy dowiedzą się, że mnie zna.

Położyłem się na łóżku okrywając pierzyną.  Je pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś jeszcze poza mną spał w tym domu, to takie, dziwne, wiedzieć że nie jest się samemu, a jednocześnie nie podejrzewać, że ta osoba chce ci coś zrobić. Pewnie czuję się tak przez morfinę i alko, to nic nie znaczy.
Nastawiłem sobie budził na 09:00 i również odpłynąłem z tą drobną nadzieję, że dzieciak do rana nie zniszczy mi domu.

1456
SŁÓW

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top