ROZDZIAŁ XXXIII

Obudził mnie mocny ból głowy. Gdy tylko otworzyłem oczy, pojawiła się we mnie śmiertelna potrzeba napicia się czegokolwiek. Wstałem z łóżka i czym prędzej poszedłem sobie zaparzyć herbatę jaśminową. Następnie udałem się w poszukiwaniu tabletek przeciwbólowych. Fakt, iż nie mogłem ich znaleźć jedynie podnosił moje ciśnienie. Gdy w końcu po paru minutach mi się udało, zasiadłem w fotelu, rozkoszując się herbatą.

Pojebało mnie.

Cała wczorajsza sytuacja była jednym, ogromnym szokiem. Nie starczało mi slow na opisanie jej. Kim byli tak właściwie Ci ludzie? Czemu chcieli tak gorączkowo znaleźć Dylana? W jaki sposób on jest z tym wszystkim powiązany? Co we mnie wczoraj w ogóle wstąpiło? Najpierw walnąłem Dave'a, a później ukradłem motor. Przemoc zawsze była dla mnie zła i nie w porządku. Jednak czy miałem tak naprawdę inne wyjście? Ale z drugiej strony ukradłem komuś motor... Który w sumie sam w sobie był kradziony. Co Dylan z nim zrobił?

Poczusłem się jakbym wylądował w jakiejś książce o gangach, przestępstwach i imprezach. Dosłownie, jakby ten świat mnie powili pochłaniał.

Tylko czy cały ten zły świat jest faktycznie taki niedobry, skoro czułem się dobrze gdy adrenalina buzowała mi w żyłach?

Nie rozumiałem tego. Całe moje życie wydawało mi się nudne, aż do momentu spotkania Dylana. To trochę jakbym tak naprawdę zaczął żyć od tej chwili. Cała reszta to nudne bankiety, rzeczy których musiałem uczyć się przymusowo, powierzchowni przyjaciele. Przyjaciele....

Kaya.

Kiedyś nie do pomyślenia byłoby dla mnie wystawić kogoś w taki sposób. Jednak szczerze mówiąc w moim sercu nie zagościł żaden rodzaj poczucia winy. Bardziej swego rodzaju ulga. Wiem, że zanudziłbym się tam niemożliwie mocno.

Może powinienem spytać Dylana jak się czuje?

Wyciągnąłem telefon aby napisać treść SMS'a. Już po chwili strzeliłem sobie mentalnego facepalm'a. Nawet nie miałem jego numeru telefonu. Po takim czasie znajomosci...

W sekundzie w którym odłożyłem telefon, on momentalnie zabrzęczał na dźwięk smsa. Z nadzieją go szybko podniosłem.

Ki Hong...

Westchnąłem, i otworzyłem wiadomość, żeby zobaczyć treść SMSa.

„Thom, idziemy do twojej ulubionej restauracji na obiad za godzinę. Też będziesz?"

Co ich wzięło, żeby jeść obiad tak wcześnie?

Spojrzawszy na zegarek, musiałem przetrzeć oczy, ponieważ wskazywała godzinę 13. Odkąd pamietam wstaje codziennie o 6 rano... Pokręciłem głową, wysyłałem mu krótkiego SMSa i poszedłem szykować się do wyjścia.

~~~

- Zróbmy coś szalonego - powiedział Will, przez co musiałem się dwa razy zastanowić czy to na pewno on. Właśnie siedzieliśmy na ławce w parku, już najedzeni.

- Co masz na myśli? - spytałem.

- Nie wiem... O! Chodźmy pomierzyć drogie ubrania i potem nie kupmy żadnego!

- I tak zawsze coś kupujesz, bo Ci się podoba - westchnąłem.

- Em... O! Chodźmy do kina na film na pełnoletnich!

- Ty nie lubisz kina, a my i tak mamy po 17 lat.

Czułem lekkie zażenowanie słysząc jego pomysły. W porównaniu z moją wczorajszą przygodą... Jakąkolwiek moją przygodą z Dylanem, to było nic. A najgorsze jest to, że jeszcze kilka miesięcy wcześniej sam uznawałbym coś takiego za szalone.

- Taki mądry jesteś? To może sam coś wymyślisz?

- Chodźmy do biblioteki, aby później uciec przez okno.

Chłopacy spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Chyba z konia spadłeś - stwierdził azjata.

- Tak właściwie to jakiś czas temu spadłem - Od razu przypomniała mi się tamta sytuacja.

- Nie rozumiem ostatnio twoich żartów - westchnął Will, na co wzruszyłem ramionami.

- Jak było wczoraj z Kaya? - spytał Ki.

- Em... Finalnie z nią nie poszedłem.

- Serio? To było dla niej bardzo ważne, mówiła o tym od dobrego tygodnia co chwile.

- No, bez przerwy o tym paplała - dorzucił Poulter, a ja dopiero w tym momencie zacząłem czuć w sercu poczucie winy.

- Kurde... Głupio mi teraz - westchnąłem. - Nie wiem co mogę teraz zrobić.

- Może do niej pojedziesz?

- Że teraz? - spytałem, na co Azjata pokiwał mi głową.

~~~

Zapukałem właśnie do ogromnych drzwi. Już po chwili otworzyła mi znajoma Pani. Kiedyś bywałem u Kayi niezwykle często, więc wszyscy mnie kojarzyli, czy tez znali moje imię. Od razu skierowałem się do pokoju mojej przyjaciółki. Stanąłem przed jej drzwiami i wziąłem głęboki oddech. W końcu odważyłem się zapukać. Usłyszawszy „proszę" wszedłem do jej pokoju i zastałem ją leżącą na łóżku, czytającą jakiś magazyn. Zdziwiła się widząc mnie.

- Thomas? Już dobrze się czujesz? - spytała, co na początku wprawiło mnie w zakłopotanie, ponieważ z początku nie połączyłem faktów.

- Już lepiej - powiedziałem w końcu i usiadłem na brzegu jej łóżka. - Jak się czujesz? Jak noga?

- O wiele lepiej - uśmiechnęła się.

Następnie zaczęliśmy rozmawiać o tym jak spędziła wczorajszy dzień. Pare razy przyłapałem się na tym, iż się zamyśliłem, w efekcie czego jej nie słuchałem. Całe szczęście wydawała nie zdawać sobie z tego sprawy. Po około dwóch godzinach postanowiłem, iż najwyższa pora abym wracał do domu przygotować się na jutrzejsze lekcje.

- Thomasie? - rzuciła Kaya, gdy byłem przy drzwiach. Odwróciłem się.

- Tak?

- Było mi przykro, że ze mną nie poszedłeś. Ale teraz czuje się o wiele lepiej - Uśmiechnęła się, co odwzajemniłem.

- Cieszę się.

- Mam wrażenie, że coraz mocniej się od nas oddalasz.

- Jakoś nie mam tego samego odczucia - stwierdziłem. A może było w tym trochę prawdy?

- Nie chcę po prostu Cię stracić...

- Nie stracisz.

- Na pewno? - spytała z nadzieją w oczach.

- Na pewno.

- To mam jeszcze jedno pytanie - powiedziała. Spojrzałem na nią wyczekująco. Następnie spytała o coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.

- Umówimy się na randkę?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top