ROZDZIAŁ XXXII
Odwróciłem głowę lekko do tyłu.
- Kieruj a nie się na mnie gapisz! - krzyknął Dylan. Jak się okazało, to on był sprawcą strzału, który skierowany był w jadących za nami napastnikami.
Cholera.
Nie udało mi się trafić. Wszystko działo się cholernie szybko. Skupiłem się na jednym z motorów pędzących za nami. Zacisnąłem uścisk dłoni i ponownie wymierzyłem strzał, który trafił idealnie w oponę. Motor przewrócił się. Reszcie udało się go niestety wyminąć.
Chciałem ponownie wymierzyć strzał, jednak nagle poczułem mocne szarpnięcie. Złapałem się Sangstera z całej siły, wręcz przytulając się do jego pleców.
- Cholera! Sangster uważaj, chyba, ze chcesz żebym spadł!
- Przepraszam!
Starałem się jechać najlepiej, jak tylko potrafiłem. Niestety naprawdę dawno tego nie robiłem, jednak buzująca adrenalina zdecydowanie mi pomagała. Skąd do cholery Dylan potrafił strzelać z pistoletu?
Z chwilą, gdy to pomyślałem, strzeliłem sobie mentalnego facepalm'a. W końcu to był Dylan. Bardziej bym się zdziwił, gdyby nie umiał tego robić.
Skupiłem się na drodze. Starannie wymijałem pędzące samochody. Przed sobą zobaczyłem tunel. To była nasza szansa.
- Trzymaj się mnie mocno! - krzyknąłem z całej siły i po chwili poczułem, jak ręce bruneta oplatają się wokół mojego brzucha. Po ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chwile później wjechałem do wyznaczonego celu, znacznie przyspieszając. Przez chwilę wydawało mi się, iż wyszedłem na prowadzenie. Moje odczucia okazały się prawdziwe. Umiejętnie wymijałem pędzące samochody. Na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Spojrzałem do tyłu na Dylana.
- Sangster patrz przed siebie! - krzyknął, przez co od razu wykonałem polecenie.
-Dylan! Mamy problem! - Spojrzałem na dwie ciężarówki jadące równo, obok siebie i uniemożliwiające szanse na wyminięcie ich.
- No to mamy do kurwy przejebane! Siedzą nam na ogonie! - usłyszałem. Zacisnąłem mocno wargi.
- Trzymaj się, to będzie głupie! - nakazałem i podjechałem bliżej samochodów. Umiejscowiłem się dokładnie przed niewielką, jednak prawdopodobnie wystarczającą szczeliną między nimi. Momentalnie poczułem panikę i cały się spiąłem. To co chciałem zrobić, było wręcz niemożliwe do zrealizowania.
- KURWA NIE WAHAJ SIĘ I JEDŹ, DASZ RADE. WIEM TO! - usłyszałem zza pleców. Momentalnie zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy.
Uda mi się. Musi. Musi mi się udać. Chciałeś przygody w życiu Sansgter? To teraz masz swoją cholerną przygodę. Musi mi się udać. Dam radę.
Prawda?
Kurwa prawda.
W chwili, gdy prawy pojazd minimalnie odjechał w bok, przyspieszyłem i wsunąłem się miedzy ciężarówki. Przyspieszyłem. Ściskałem kierownicę tak mocno, że zdawało mi się, iż zaraz ją wyrwę. Totalne skupienie. Jeden zły ruch i wpadnę w samochód obok. Po chwili poczułem mocniejszy ścisk Dylana, co dodało mi odwagi. Parę sekund później wyjechałem przed nie. Odetchnąłem z ulgą. Czułem na sobie przerażone spojrzenia kierowców.
Odetchnąłem z ulgą. Na moją twarz wstąpił niewielki uśmiech. Spojrzałem do tylu na przerażonych kierowców. Wyciągnąłem rękę i pokazałem im środkowy palec.
- Co robisz?! - krzyknął blondyn.
- Nic, ręka mi się omsknęła - powróciłem nią, do trzymania się chłopaka i zaśmiałem się w duchu. Chwile później wyjechaliśmy z tunelu i skręciliśmy w boczna uliczkę. Jechaliśmy tak jeszcze przez jakiś czas, skręcając w różne alejki aż w końcu postanowiliśmy się zatrzymać. Staliśmy kilka minut w ciszy.
- Zgubiliśmy ich - westchnąłem w końcu z ulgą.
- Całe szczęście - Poczułem ogromną ulgę. Cały stres momentalnie się ze mnie ulotnił.
- Skąd ty do cholery potrafisz prowadzić motor tak dobrze Sangster? - spytał brunet.
- Nie ma za co, za uratowanie twojego tyłka O'Brien - prychnąłem. Od kiedy stałem się taki wygadany?
Chłopak patrzył na mnie przez moment. Wyglądał jakby właśnie toczył wewnętrzną walkę z tym co powiedzieć. Finalnie jednak usłyszałem jedno wielkie, ogromne nic. Zrezygnowany westchnąłem i odwróciłem się w stronę motocyklu. Nagle poczułem, iż Dylan przytula mnie od tylu, opierając głowę na moim ramieniu. Serce skoczyło mi do gardła.
- Dziękuję - szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszedł dziwnego rodzaju ciepły dreszcz.
Serce biło mi cholernie szybko. Nie rozumiałem tego.
Nagle poczułem coś niepowtarzalnego. Stojąc w ten sposób, poczułem przez plecy jak intensywnie pracuje serce bruneta. Nigdy nie czułem w ten sposób czegoś takiego.
Chłopak w końcu mnie puścił. Odwróciłem się do niego i spojrzałem mu w oczy.
Przysięgam, że gdyby było jasno, Sangster zobaczyłby rumieńce, które na pewno miałem na policzkach.
- Idziemy? Zostawiliśmy tego twojego ziomka - powiedziałem w końcu, na co chłopak się roześmiał.
- Tak. Ziomek to idealne określenie.
Jakiś czas później udało nam się odnaleźć samochód Jana.
- Co robimy z motorem? - spytałem, zsiadając.
- Ja już się nim zaopiekuję - powiedział zadowolony Dylan.
- Umiesz w ogóle jeździć? - Brunet prychnął na moje pytanie.
- Może nie tak zajebiście jak ty, ale podstawy znam...
Zaśmiałem się i uśmiechnąłem.
- Dziękuje za dzisiejszy wieczór - skłoniłem się lekko, puściłem mu oczko i poszedłem do samochodu, zostawiajac lekko zdziwionego bruneta. Zasiadłszy na miejscu, widziałem przez szybę widziałem jak odjeżdża.
- Wszystko w porządku paniczu?
- Jak najbardziej - odparłem, a przez całą drogę powrotną rozmyślałem nad tym, jak mocno moje życie uległo zmianie i jak bardzo dziwny był fakt, że mimo tej chorej sytuacji z dzisiaj czułem się tak spokojny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top