ROZDZIAŁ XXIII
- Spodziewałem się po Tobie lepszej kondycji - dogryzł mi Dylan.
- Nie jestem urodzonym sportowcem - westchnąłem. Nic dziwnego jednak, ze czułem zmęczenie. Dopiero co odbyłem godzinny marsz, a obecnie wspinałem się na jakąś dziwną górę. Schody prowadzące na nią były zarośnięte trawą, a lampy znajdowały się od siebie w sporych odległościach. Na dworze się ściemniało. Spojrzałem na chłopaka, który wyprzedzał mnie o dobre dziesięć stopni. Nie wykazywał jakichkolwiek oznak zmęczenia.
Gdzie on tak właściwe mnie prowadził? Mimo tego, że męczyłem go całą drogę o wyjawienie celu naszej wycieczki, nie pisnął nawet słowem. Szczerze mówiąc nawet nie rozumiałem dlaczego w ogóle gdziekolwiek mnie prowadzi. Tego też nie chciał mi powiedzieć.
- Cipa jesteś - stwierdził nagle. Za cholerę nie wiedziałem, jak zareagować na te słowa. Zabolało mnie. Jednak on żartował. Wcale tak nie myślał.
Prawda?
Spuściłem lekko głowę. Chwile później dostrzegłem, ze brunet stoi w miejscu i spogląda na mnie. Przeszedłem obok niego i zostawiłem go trochę w tyle. W oczach powstrzymywałem łzy.
- Sangster? - zwrócił się do mnie.
- Tak? - spytałem cicho. Brunet wówczas mnie dogonił.
- Żartowałem. Wiesz o tym? - Zignorowałem jego słowa. Westchnął ciężko. - Czyli nie wiesz... - Brunet złapał moje ramię i odwrócił mnie do siebie. Spojrzał mi w oczy. - Thomas. Nie jesteś cipą. Gdybyś był, to nawet byśmy nie rozmawiali.
Na twarzy blondyna od razu pojawił się szeroki uśmiech. Serio? Tylko tyle wystarczyło?
- Co się nagle tak szczerzysz? - spytałem.
- Powiedziałeś moje imię.
- I?
- Pierwszy raz w życiu - Pierwszy raz? Niemożliwe, żebym nigdy wcześniej się do niego tak nie zwrócił.
Po przeanalizowaniu wszystkich sytuacji stwierdziłem, że jednak ma rację.
- Nie przyzwyczajaj się Sangster - powiedział i ruszył dalej w górę.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
Kochałem to, w jaki sposób brunet wymawiał moje nazwisko. Był jedyną osobą, która zwracała się do mnie w ten sposób. Dlatego właśnie było to takie....
Nasze.
- Daleko jeszcze? - spytałem.
- Ostatnie stopnie - powiedział. Spojrzałem na niego pytająco. - Dosłownie - dodał. Westchnąłem i spojrzałem w górę. Nagle zniknął mi z oczu. Poczułem nagły przypływ energii, więc ostatni odcinek pokonałem biegiem. W końcu postawiłem obie nogi na górze. Skuliwszy się, oparłem dłonie o kolana. Spojrzałem na Dylana.
- Jesteśmy - skomentował i wskazał ręką w bok. Podążyłem we wskazanym kierunku i przyznam szczerze, że kompletnie mnie zamurowało.
Przede mną rozpościerała się ogromna panorama całego naszego miasta. Wszędzie było widać palące się światła, co tylko potęgowało piękno tego miejsca. Podszedłem do niskiej barierki i oparłem się o nią dłońmi. Starałem się zapamietać każdy najmniejszy szczegół tego miejsca.
Gdy zobaczyłem reakcje blondyna na widok panoramy, z miejsca moje wszelkie wątpliwości mnie opuściły. Wcześniej nie wiedziałem, czy powinienem podzielić się z nim tym widokiem. Teraz jednak wiedziałem, ze był to genialny pomysł.
Obserwowałem chwilę chłopaka z tylu. W końcu rownież podszedłem do barierki i oparłem się o nią bokiem.
- Pięknie, prawda? - spytałem.
- Pięknie? Tu jest zabójczo pięknie - odpowiedział. Postanowiłem dołączyć się do niego i również zacząłem podziwiać widok.
- Namaluję to. Takie rzeczy trzeba uwieczniać.
- Malujesz?
- Trochę. To czysta amatorszczyzna. Jednak uwielbiam to robić, a w mojej kolekcji musi znaleźć się taki widok.
- Rozumiem.
- Jak znalazłeś to miejsce? Patrząc po stanie schodów nie wydaje się zbyt często odwiedzane przez ludzi - Chłopak wzruszył ramionami.
- Przypadek.
- Chyba dar od losu - zaśmiałem się. Przez cały czas wpatrywałem się w panoramę. - Często tu przychodzisz?
- Zdarza się.
- Ja mógłbym siedzieć tu codziennie. To byłoby moje miejsce przemyśleń. Zawsze gdy miałbym jakiś problem, przychodziłbym tu, aby nad tym pomyśleć.
- To ty masz w życiu problemy? - spytał prześmiewczo Dylan.
- Oczywiście. Co w tym dziwnego?
- Jakie problemy mogą mieć bogaci ludzie?
- Nie rozumiem?
- Co? Gubisz się w liczeniu swoich pieniędzy? Czy nie wiesz czy ubrać marynarkę od Armaniego czy Gucciego?
- Za kogo ty mnie za przeproszeniem masz? Każdy człowiek ma problemy. Niektórzy mają mniejsze, inni większe. Stan majątkowy jednak nie ma tu wiele do powiedzenia.
- Wydaje mi się, że jednak wolałbym płakać w porsche niż w opuszczonym budynku - stwierdził po chwili zastanowienia.
- Co ty możesz w ogóle o tym wiedzieć? Nie wiesz o tym tak na prawdę nic.
- Jest cała masa rzeczy, których mogę Ci tylko pozazdrościć. A u mnie? U mnie nie ma niczego, czego można by zazdrościć.
- Nie mów tak.
- Bo?
- Bo to głupie. W zależności od tego co kto przechodzi w życiu, ma inne potrzeby. Ty możesz chcieć pieniądze, bo Ci ich braknie i wiesz jakie to potrafi sprawić kłopoty. Ja z kolei mogę chcieć ich nie mieć, ponieważ wiem co potrafią zrobić z człowiekiem i jak bardzo potrafią namieszać w głowie. Ludzie nie doceniają tego co mają i skupiają się na rzeczach i wartościach, których nie posiadają - spojrzałem na niego - poza tym... Jest jedna rzecz, której cholernie Ci zazdroszczę.
- Co to niby takiego?
- Wolność i odwaga. Wiesz czemu wczoraj tak bardzo pragnąłem przeskoczyć z okna do drabiny? Ponieważ to było wbrew zasadom. Całe moje życie jest jednym wielkim regulaminem, którego ściśle muszę się trzymać. Codziennie muszę poświęcać się czynnościom, których nawet w małym stopniu nie darzę sympatią. Mam w domu cały czas musztrę. Nie mogę zachowywać się tak jak chcę. Nie mogę powiedzieć tego co myśle, tylko to, co jest słuszne. To tyczy się całego mojego otoczenia. Moi przyjaciele mają w głowie wykreowany obraz mnie, który nijak ma się z prawdą. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że braknie mi odwagi, by postawić się komukolwiek. Boję się wyśmiania i odrzucenia. Boję się konsekwencji. Mam wrażenie, że nie poradziłbym sobie sam. A ty? Ty taki nie jesteś. Od samego początku nawet nie zabiegałeś o czyjąkolwiek uwagę. Masz to wszystko gdzieś, a Twoje własne towarzystwo Ci odpowiada. Nie boisz się powiedzieć komuś tego co myślisz, bądź zrobić tego, na co masz ochotę. Po szkole możesz iść gdziekolwiek chcesz. Robić rzeczy, które są wbrew prawu i zasadom. To właśnie nazywa się wolność której tak gorączkowo pragnę. Nie mogę nawet słuchać innej muzyki niż klasycznej, ponieważ matka by mnie chyba wydziedziczyła! Jestem jak kanarek zamknięty w klatce. Dlatego właśnie chciałem przeskoczyć. Poczuć namiastkę łamania zasad i reguł. Zrobić coś, czego nie powinienem. Coś, co mi nie przystoi. Pragnienie wolności wzrasta u mnie wyraz z wiekiem, jednak gdzieś po drodze przyzwyczaiłem się do myśli, że umrę w zamknięciu, nigdy nie mając nawet okazji do rozwinięcia skrzydeł.
Nagle poczułem brzęczenie telefonu. Wyjąłem go z kieszeni. Na wyswietlaczu pojawiło się "Ki Hong". Przeprosiłem Dylana na chwilę i poniosłem.
- Halo?
- Thomas? - powiedział Azjata drżącym głosem. Czułem, jak przyspiesza mi puls.
- Co się dzieje? Wszystko w porządku?
- Nie... Bo... Em...
- Ki, uspokój się i powiedz mi co się stało - widziałem, jak brunet uważnie przygląda się mojej rozmowie.
- Bo... Kaya leży w szpitalu - powiedział, a ja poczułem jak serce podchodzi mi do gardła.
_________________________________
Witam!
Przepraszam za wszystkie błędy - musiałam pisać z telefonu :D
Pierwsza tak długa rozmowa Thomasa i Dylana... Co sie stało Kayi?
Jeżeli Ci sie podobało zostaw proszę gwiazdkę i komentarz 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top