ROZDZIAŁ XVII
Chłopak był odwrócony do mnie plecami.
Wiedziałem.
Przygryzłem wargę i zrezygnowany zacząłem iść w swoim kierunku.
- Co ty odpierdalasz? - usłyszałem nagle i odwróciłem się gwałtownie. Dylan kucał lekko, wyciągając ręce do tyłu.
- Jak to co?
- Wskakujesz czy nie? - spytał.
O cholera.
Czemu tak pochopnie go oceniłem? On po prostu chciał mnie ponieść... Zawstydzony podszedłem do niego. Złapałem go za ramiona i wskoczyłem mu na barana. Chłopak lekko mnie podrzucił, żeby się wygodnie ułożyć i zaczął iść w kierunku mojego domu.
Byłem cały czerwony. Nie wiedzieć czemu, czułem się tak bezpiecznie, jak nigdy w całym moim życiu. W moim sercu rozchodziło bezgraniczne ciepło.
Położyłem głowę na jego prawym ramieniu. Stąd jego zapach był jeszcze mocniejszy.
Musze przyznać, ze Sangster w ogóle mi nie ciążył. Był na prawdę lekki.
Czułem się dosyć dziwnie idąc z nim na barana. Znowu zrobiłem rzecz, której nie spodziewałem się samemu po sobie.
Chłopak położył głowę w zagłębieniu moich barków. Po ciele przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
Dziwne.
Powinienem spytać? Na prawdę ciekawi mnie powód zabandażowania jego ręki...
W sumie to czemu by nie? Najwyżej mnie zignoruje, co jest swoją drogą bardzo prawdopodobne.
- Dylan? - wyrwałem. Chłopak milczał. Uznałem, że jest to przyzwolenie na dalszy monolog. - Co stało się z Twoją dłonią?
Brunet szedł dalej w ciszy. Czyli postanowił mnie zignorować...
Cóż. Trudno.
- Można by powiedzieć, ze miałem sprzeczkę ze starym znajomym - powiedział nagle.
Nie spodziewałem się, że mi odpowie. Chciałem zapytać o szczegóły, jednak czułem, że nie mogę na to liczyć. Spróbować jakoś bardziej pociągnąć tą rozmowę?
- Od jak dawna palisz papierosy? I czemu to w ogóle robisz? - Chłopak znowu milczał przez dłuższy czas.
- Od gimnazjum. Dla odstresowania i przyjemności - odparł.
- Nie szkoda Ci zdrowia?
- Nie - uciął krótko. Najwyraźniej uznał temat za skończony.
- Okej. A co oznacza twój tatuaż? - zaryzykowałem kolejnym pytaniem. Tym razem jednak nie otrzymałem na nie odpowiedzi. Jak widać wyczerpałem swój limit na dziś. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Szliśmy przez jakiś czas w ciszy. Czułem lekkie kołysanie.
- Czemu zapuszczałeś się tak daleko w las? - zapytał nagle.
- Mam niedługo zawody konne. Muszę dużo ćwiczyć, jeśli chcę coś osiągnąć.
- Twój koń zawsze odpierdala takie coś?
- Nie, tak właściwie to nie jest mój koń. Na tym byłem... okazyjnie? Tak, można by to tak nazwać.
- Mhm.
- Mam nadzieję, ze ból w kostce nie przesądzi o moim wyniku - powiedziałem szczerze i westchnąłem.
- Jest prawdopodobnie tylko stłuczona.
- Może... - powiedziałem.
Szliśmy powoli, a ja czułem lekkie kołysanie. Moje powieki zaczęły robić się coraz cięższe, jednak nie chciałem zasnąć. To pierwszy raz, gdy rozmawiam z Dylanem sam na sam. I to tak długo!
Z drugiej strony miałem go przecież wymazać z życia. Jednak może on nie jest aż taki zły? Co by nie mówić, nie zostawił mnie samego na pastwę losu gwałcicieli.
- Dylan? - chłopak nie odpowiedział. - Dylan? - spytałem ponownie.
- Mów. - odpowiedział.
- Dylan, no!
- Nie wkurwiaj mnie Sangster tylko gadaj. - na moją twarz wstąpił szczery uśmiech. Przyznam, że bardzo lubię jego głos.
- Po prostu chciałem usłyszeć, jak wymawiasz moje nazwisko - odparłem. Nigdy nie słyszałem, żeby nazwał mnie po imieniu. Nie przeszkadzało mi to jednak, a wręcz było na pewien sposób wyjątkowe. Tylko on się tak do mnie zwracał. Może i było to trochę niekulturalne... Jednak kto by się tym przejmował? Nawet nie zauważyłem, gdy powoli zacząłem usypiać.
Ale co się dziwić?
Jego plecy były tak przyjemne i ciepłe.
- Dylan?
- Tak Sangster?
"Kocham Twoje plecy" - pomyślawszy to, uśmiechnąłem się. Wzmocniłem uścisk, aby upewnić się że nie spadnę. Walczyłem przed zamknięciem oczu, jednak w końcu się poddałem...
Co?
Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego ten głupi blondyn zachowuje się w taki sposób?
Każdy się mnie boi. Nikt ze mną nie rozmawia. A ten od tak prowokuje mnie, do wypowiedzenia jego nazwiska, tylko po to, żeby usłyszeć mój głos? Czy to znaczy, że go lubi?
Nieważne.
Ważniejszy jest fakt, że wypowiedział, iż kocha moje plecy. Ktokolwiek cokolwiek we mnie kocha? Nie wiem czy zrobił to umyślnie czy nie, jednak było mi na prawdę dziwnie. I trochę miło.
Ale tylko trochę.
I czemu do cholery moje serce biło tak szybko?
~~~~~~~~~~~~~~ ♥~~~~~~~~~~~~~~
Biegłem przed siebie, rozglądając się dookoła. Wszędzie było jasno.
Nagle spotkałem osoby z mojej paczki.
- Co Thomas? Zadajesz się z tym biedakiem? - wyrwał Will.
- Spodziewaliśmy się po Tobie czegoś więcej! - krzyknęła Kaya. Ki Hong tylko stał i kręcił głową. Ludzi z czasem zaczęło dochodzić coraz więcej. Moi rodzice, nauczyciele, czy też przypadkowe osoby.
Skuliłem się na ziemi i zakryłem dłońmi uszy.
- Zostawcie mnie! Proszę! - krzyczałem cały czas. Ludzi jednak przybywało bez końca. - Dylan! Pomóż mi proszę!
Jak na zawołanie chłopak wyrósł z ziemi. Podniósł mnie i zaczął biec. Wszyscy z początku go gonili, jednak on był szybszy. Gdy byliśmy wystarczająco daleko, postawił mnie na ziemię.
- Dziękuję! - krzyknąłem i go przytuliłem. Chłopak również mnie objął. - Zawsze jesteś gdy Cię potrzebuję.
- Kiedyś może mnie zabraknąć - powiedział smutno.
Szedłem spokojnie przed siebie. Nagle usłyszałem, że blondyn coś mruczy. Obudził się?
- Dylan.. Dylan... - mówił cicho.
- Co się dzieje? - spytałem.
- Pomóż mi.. Oni wszyscy.. Boję się ich... - mówił chłopak. Najwyraźniej dalej spał. Robił dokładnie to samo, co u mnie w domu. Jestem w jego snach po raz kolejny?
- Dziękuję. Zawsze jesteś, gdy Cię potrzebuję - powiedział.
- Kiedyś może mnie zabraknąć - odparłem.
- Nie... Niemożliwe. W końcu jesteś moim rycerzem.
- No okej, jak wolisz.
Poczułem, jak chłopak mocniej przytula się do moich pleców. Z jednej strony było to niekomfortowe. Na prawdę rzadko się zdarza, żebym miał z kimkolwiek tak bliski kontakt. Z drugiej strony było to na swój sposób... przyjemne? Nie wiem.
Po jakimś czasie zobaczyłem, jak przede mną rozpościera się ogromna łąka, a za nią duża Willa.
O kurwa jebana mać.
Czy on ty mieszka? Jak bardzo jest on bogaty i jak bardzo nie pasuję do jego życia?
- Sangster! Wstawaj! - zacząłem nim lekko potrząsać.
- Jeszcze pięć minut...
- Żadnych drzemek. Dotarliśmy do celu.
Otworzyłem szerzej oczy. Powoli i niechętnie zszedłem z jego pleców. Stanąłem na przeciwko jego.
Teraz widziałem dobrze, że jestem od niego minimalnie wyższy. Uśmiechnąłem się.
- Dziękuję za to wszystko... Zrobiłeś to dobrowolnie...
- Nie musisz mi dziękować.
- Jednak chcę.
- Nie zrobiłem tego dla Ciebie - powiedział twardo.
- To jaki był tego powód?
- Kaprys - Podniosłem brew do góry. Jakoś nie mogłem w to uwierzyć.
- Więc przez kaprys przyniosłeś mnie do tamtego budynku, położyłeś na kanapie, a potem niosłeś przez pół godziny na plecach, do mojego domu?
- Tak, dokładnie.
- Jak wolisz.
Ten gówniarz mi nie wierzył. Było to widać, jak na otwartej dłoni. Miałem ochotę mu udowodnić, że mówię prawdę...
Jednak w ten sposób bym tylko bardziej pokazał, że się o niego martwiłem. A to nie jest prawdą.
Chyba...
Sam już nie wiem, co jest prawdą.
Pokręciłem głową.
- Teraz już chyba dam radę samemu dojść - stwierdziłem.
- Okej, ale jakbyś potrzebował pomocnej dłoni... To moja jest zawsze gotowa - powiedział. Po chwili dotarło do mnie, co chłopak właśnie zasugerował i jak dwuznaczne były moje wcześniejsze słowa.
Kocham wprawiać go w zakłopotanie. Blondyn od razu zrobił się cały czerwony.
- Nie o to mi chodziło!
- Tłumacz się tłumacz - mimowolnie parsknąłem.
Parsknąłem? Rzadko mi się to zdarza.
Ostatni raz spojrzałem na chłopaka. Odwróciłem się na pięcie i udałem się w swoim kierunku.
- Jeszcze raz dziękuję! - usłyszałem za plecami.
- Moja oferta była prawdziwa - odkrzyknąłem mu.
Przez chwilę patrzyłem się, jak odchodzi. Dalej nie dochodziła do mnie ta cała sytuacja z dnia dzisiejszego... Czy to na pewno nie jest sen?
Odwróciłem się i zacząłem iść przed siebie. Noga nie bolała mnie aż tak mocno, jak wcześniej. Włożyłem dłonie w kieszenie.
Niemożliwe.
Nie wierzę.
Serio?
Wyciągnąłem z jednej z nich zawiniętą kartkę. Otworzyłem ją, a na mojej twarzy zagościł najszczerszy z możliwych uśmiechów.
"PRZEPRASZAM"
__________________________________________
Witam wszystkich!
Jak widać okazało się, że Dylan ma przejawy człowieczeństwa.
Co będzie dalej? Przekonacie się w środę ^^
Chciałabym wam też napisać, że 24.12. na moi profilu pojawi się świąteczny One Shot z Dylmasa ♥ Dodam zapewne tutaj o tym informację c;
Jeżeli Ci się podobało, zostaw proszę gwiazdkę i komentarz. Cholernie motywują.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top