ROZDZIAŁ XIII
Szedłem spokojnym krokiem przed siebie z dłońmi w kieszeniach, nie przejmując się ulewą ani spiesząc. Krople deszczu pieściły mi usta, a moje włosy przeczesywał wiatr. Dzisiejszego poranka była piękna pogoda, więc nie miałem nawet bluzy.
Ludzie biegli przed siebie, zakrywając się gazetami i torebkami. Nawet Ci którzy mieli parasole, szybko szli podążali w wyznaczonym kierunku.
Czasem zastanawia mnie, czemu wszyscy bez przerwy pędzą. Tak jakby nie miało im starczyć na nic czasu. Każdy powinien móc potrafić zatrzymać się i chociażby popodziwiać trochę otaczający nas świat. Bo przyznam, że panorama deszczu jest na prawdę piękna.
Z rozmyśleń wyrwał mnie widok paczki jednego z moich nieprzyjaciół. Ostatnio trochę im podpadłem. Postanowiłem nie ryzykować i skręciłem w pierwszy zaułek.
Uh.
Cholerny wysoki płot postanowił pojawić się na mojej drodze. No nic. Wziąłem rozbieg, wbiegłem dwoma krokami do góry i złapałem się rękami. Ślisko. Mimo tego podciągnąłem się i przeskoczyłem na drugą stronę.
Zacząłem iść dalej przed siebie. Niebo zaczęło się trochę rozjaśniać.
Nagle na drodze stanął mi nie kto inny jak pieprzony Dave z dwójką osób. Kurwa mać. Planowali to?
- No, no, no! Kogo my tu mamy! Czyż to nie przypadkiem Dylan we własnej osobie? Ten sam, który ostatnio postanowił pobić kilku moich podopiecznych?
Odwróciłem się. Tak jak myślałem, za płotem były wcześniej spotkanie przeze mnie osoby.
- Co? Chciałeś mi uciec? Przykro mi, jednak chyba będziesz miał spuszczony wpierdol - spojrzał się na blondyna i szatyna - bierzcie się za niego.
Kurwa.
Co robić?
Ucieczka.
Drabina na prawo. Dwa metry nad ziemią. Pod nią śmietnik.
Moja jedyna szansa.
Wytrwałem sprintem, zanim zdążyli do mnie podejść. Wskoczyłem na kontener, który się przewrócił, gdy złapałem się drabiny.
Da mi to trochę czasu.
Zacząłem wspinać się do góry.
Chwilę później miałem przed sobą cały dach. Zacząłem biec prosto. Jest tutaj wysokość czwartego piętra, więc muszę uważać. Szczególnie, ze wszędzie znajdują się kałuże.
Po jakimś czasie dotarłem do końca dachu.
Prawo. Nie ma innej drogi.
Lewo. Nie ma innej drogi.
Prosto. Następny dach, który znajduje się trochę niżej. Jest jednak na prawdę daleko.
Nie skoczę, zabiję się. A mam na tym świecie jeszcze kilka spraw do załatwienia. Chociażby sprawienie, aby pewien blondyn się na mnie odobraził, mimo że jeszcze nie wiem jak to zrobię.
Odwróciłem się. Widziałem jak na przedzie biegnie szatyn, a zaraz za nim Dave pieprzony Franco. Mam dwie opcje:
1. Skoczyć i zabić się
2. Walczyć
Stwierdziłem, że druga opcja brzmi lepiej. Przyjąłem pozycję do walki. Nagle szatyn się na mnie rzucił z pięściami. Bez problemu go zablokowałem, po czym wyprowadziłem kopnięcie w żebra. Chłopak się skulił, więc postanowiłem go podciąć. Od razu stanąłem dalej do walki. Dave tylko z boku obserwował, jak toczy się walka. Cały on. Nigdy nie brudzi sobie rączek, gdy nie ma takiej konieczności.
W tym samym momencie przybiegł blondyn. Czekał, aż pierwszy wyprowadzę cios. Postanowiłem zrobić tak jak on chce, ponieważ za chwilę może zbiegnąć się reszta. Zależy mi na czasie. Moja ręka poszła do prawego sierpowego. Przeciwnik przeszedł pod nią i wyprowadził kop boczny na moją głowę. Złapałem go za stopę i kopnąłem w kolano nogi, na której stał. Upadł na ziemię. Debil. Odsłonił swój słaby punkt.
Nagle poczułem ból w dolnej części pleców. Kurwa. Poleciałem do przodu, jednak zachowałem równowagę. Bylem nieuważny. Atak zadał chłopak, którego wcześniej powaliłem.
Od razu się do niego odwróciłem. Zaczął zadawać mi serię ciosów, które bezproblemowo blokowałem. W pewnym momencie złapałem go za nadgarstek, przekręciłem dłoń i założyłem mu dźwignię.
Stałem tak chwile, gdy w końcu przebiegła pozostała dwójka. Postanowiłem go popchnąć w stronę kałuży. Wpadł w poślizg i upadł twarzą w ziemie. Przestał się ruszać.
Cóż. jeden z głowy.
Dwójka chłopaków zaczęła mnie atakować, a ja wycofywałem się do tyłu. W pewnym momencie odwróciłem się się o 180 stopni i zablokowałem kopnięcie zadane przez długowłosego blondyna.
Ha!
Dylan O'Brien nie popełnia kurwa dwa razy tego samego błędu, nie dam się zaskoczyć drugi raz.
Złapawszy go za nogę, zamachnąłem się i przekręciłem, rzucając nim w pozostałych. Oczywiście skutecznie. Wszyscy po kolei się przewrócili.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Czemu wy kurwa raz nie umiecie poradzić sobie sami? - spytał Dave i spojrzał na mnie. Zakładał właśnie swoje rękawiczki. Tak jak mówiłem, on nie brudzi swoich rączek. Reszta się podniosła. W tle widziałem, ze biegną posiłki.
Serio kurwa? Nie dam rady. Znam swoje możliwości.
Pobiją mnie do nieprzytomności, a potem wywiozą na jakieś zadupie. Nie takie rzeczy robili z ludźmi.
Nagle zaczęła się seria ciosów w moją osobę. Z trudem zacząłem je odpierać. Ich przywódca umie się bić, to fakt. Cóż, w sumie się nie dziwie. Sam mnie tego uczył.
W pewnym momencie poczułem jak moje ciało uderza o ziemie, a policzek mnie niemiłosiernie piekł.
Kurwa jebana mać.
Na chwilę doznałem oszołomienia, jednak się temu nie dałem. Podniosłem się.
Ja pierdole. Nie mogę się teraz poddać. Jakie mam opcje?
Odwróciłem się. Przede mną była długa przepaść.
Teraz albo nigdy.
Mi się nie uda?
Wziąłem rozbieg.
- Będzie skakać! Pojebało go! - usłyszałem za plecami. To nie tak, że mnie pojebało. Po prostu w ten sposób mam większe szanse an przeżycie. Postawiłem ostatnią stopę na betonie i się z niej wybiłem. Cały świat zwolnił swoje tempo.
Patrzyłem przed siebie. Źle odmierzyłem odległość. Nie dam rady. Zginę na miejscu. Ja pierdole.
Kurwa. Muszę dać radę. Ktoś musi przecież denerwować i wprawić w zakłopotanie pewnego dzianego gnojka. A kto jak nie ja?
Wyciągnąłem ręce przed siebie.
Dam radę. Dam radę. Dam radę.
Nagle za plecami usłyszałem strzał z pistoletu, który definitywnie był skierowany w moją stronę.
Kurwa.
__________________________________________
Witam!
Pewnie niektórzy zauważyli, że rozdział pojawił się we wtorek, a nie środę :) Jest to taki malutki prezent z okazji mikołajek dla tych, którzy nie mogli się doczekać :D
Ps. To, że udostępniłam go dzisiaj, nie wpływa na normalny harmonogram ^^ Czyli jutro będzie kolejny :D
Swoją drogą, co sądzicie o tym rozdziale? Wydaje mi się, że to coś zupełnie innego, w porównaniu do reszty rozdziałów. W końcu elementy walki, pistolety itd... I kim tak właściwie jest ten cały Dave?
Jeżeli Ci się podobało, zostaw proszę gwiazdkę i komentarz :)
Klasycznie dodam, ze wciela się nie kto inny, jak aktor, Dave Franco (kto by się spodziewał):
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top