ROZDZIAŁ VII

Stałem właśnie w kolejce po jedzenie. Postanowiłem dziś "zaszaleć" i wziąć pieczonego kurczaka z ziemniakami. Wybijałem jakiś nieznajomy rytm w tacy, którą trzymałem w rękach. Nagle spostrzegłem, że kilka osób przede mną stoi nie kto inny jak Dylan we własnej osobie. Tak właściwie to gdzie on jada swoje posiłki? Nigdy nie widziałem go na stołówce.

Nagle poczułem wewnętrzną potrzebę sprawdzenia tego osobiście. Patrzyłem na niego ukradkiem, by nie spróbował mi przypadkiem umknąć.

Wiem, że mnie obserwujesz downie.

Całe szczęście nie zauważył tego, że go obserwowałem. Był zbyt zainteresowany jedzeniem. Właśnie zaczął sobie nakładać rosół...

- Thomas? - szturchnęła mnie Kaya, która cały czas za mną stała. Odwróciłem się do niej.

- Poczekaj chwile, sprawdzam coś - już chciałem się przekręcić, jednak mnie zatrzymała.

- Co takiego? - spojrzała mi w oczy.

- Nic, nieważne. Nie Twoja sprawa - machnąłem ręką i powróciłem wzrokiem do szatyna.

A raczej chciałem powrócić. Bo go nigdzie nie było. Przeleciałem wzrokiem po całej stołówce, jednak nie było po nim śladu. Super. Westchnąłem ciężko i zacząłem nakładać sobie jedzenie.

Dobra. Jutro też jest dzień.

- Skończyłeś już? Co było na tyle ważne, iż nie mogłeś ze mną porozmawiać? - spytała lekko oburzona dziewczyna.

- Powiedziałem Ci już, że to nie Twoja sprawa.

Wyraźnie posmutniała. Kurcze. Czemu jestem dla niej taki niemiły? Przecież nic mi nie zrobiła. Poczochrałem ją po głowie i uśmiechnąłem się ciepło.

- Naprawdę nie musisz się tym przejmować. Chciałem tylko sprawdzić czy ktoś przypadkiem nie zabierze mi największego kawałka kurczaka.

- W takim razie nie musiałeś podchodzić do tego tak szorstko...

- Wiem. Przepraszam. Mam dzisiaj zły dzień. I jeszcze to pytanie na matmie... Porażka - powiedziawszy to udałem się do naszego stolika.

- Tak właściwie to czemu ten cały Dylan postanowił Ci pomóc? - spytała, gdy mnie dogoniła.

Też mnie to zastanawia.

- Może pomyślał, że gdy to zrobi, to zyska przyjaciela? Zabawne - dodała.

- Szczerze wątpię. Wydaje mi się, że to było jego widzi mi się. To bardziej w jego stylu - odparłem, na co dziewczyna wytrzeszczyła oczy.

Nagle przysiedli się do nas Ki Hong i Will.

- O co się rozchodzi, ze Kaya ma taką przejętą minę? - zapytał Rudy.

- O nic - stwierdziłem.

- Jak to o nic? Właśnie stwierdziłeś, że Dylan zachował się tak a nie inaczej ponieważ to "bardziej w jego stylu". Skąd ty do diaska mógłbyś o tym wiedzieć? Przecież go nie znasz - odparła.

- O co Ci chodzi? Nie powiedziałem, że jest tak na pewno. Jedynie tak założyłem.

- No dobra, ale jakby nie patrzeć to było naprawdę dziwne - westchnęła.

- Nie ma co o nim gadać. Szkoda marnować słów na takiego nieudacznika - stwierdził Will.

Siedzieliśmy chwile w ciszy, gdy nagle Azjata postanowił zabrać głos:

- Nie wiem, czy tylko ja to zauważyłem, ale ta dwójka ma jakąś dziwną relację. Najpierw Thomas nie odzywa się, gdy rozmawiamy o Dylanie. Potem komplementuje jego oczy. Przez następnych kilka dni ciągle na niego patrzy na lekcjach. A na koniec ten jakby nigdy nic postanawia mu pomóc w krytycznej sytuacji. Coś mi tu śmierdzi.

Cholera. Reszta analizuje jego słowa i patrzy na mnie pytająco. Mogłem się tego po nim spodziewać. Zawsze był najbardziej spostrzegawczy z naszej paczki. Może nie udziela się zbyt często, jednak zawsze wszystko bacznie obserwuje i analizuje. Jak mogłem nie wziąć pod uwagi tego, iż siedzi za mną i z łatwością może zauważyć moje obserwacje brązowookiego?

- Em... Co ty gadasz? Jedyne co mnie z nim łączy, to fakt że oboje jesteśmy chłopakami.

- Jak tak o tym myślę, to stwierdzam że Ki Hong ma rację - powiedziała Kaya.

- Thomas, chcesz nam o czymś powiedzieć? Czyżbyś lubił tego żałosnego biedaka? - spytał Rudy.

Co mam zrobić? Muszę to jakoś ogarnąć. Nie przyznam że go lubię, co w sumie nawet nie jest prawdą. Jedynie wzbudził moje zainteresowanie i tyle. Ale tego również nie mogę powiedzieć. Wszyscy patrzą się na mnie wyczekująco. Wzdycham ciężko i decyduję się na chyba jedyną słuszną możliwą opcje.

- Serio myślicie, że mógłbym lubić taką ofiarę losu? Proszę was. Spójrzcie tylko na niego. Nieudacznik jak się patrzy. Nic nigdy nie osiągnął w życiu. Bawi mnie to, że postanowił mnie dziś uratować. Myślał, że co za przeproszeniem zyska w ten sposób? Moją sympatię? Żałosne. Weźcie. To przecież ja, wasz stary Thomas. Naprawdę nie rozumiem o co wam chodzi.

Moja paczka wydaje z siebie dźwięk ulgi i zaczyna się śmiać. Will klepie mnie przyjacielsko po ramieniu.

- Stary, przepraszamy za tą chwile zwątpienia. Ale musisz przyznać, ze to dziwnie wyglądało z naszej strony! - powiedział.

- Ja tam w Ciebie nie zwątpiłam ani na sekundę - zarumieniła się lekko Kaya. Ki Hong tylko siedział z lekkim uśmiechem na twarzy i jadł swój posiłek.

Podrapałem się z tyłu po głowie i przybierałem na twarzy sztuczny uśmiech. Dlaczego sztuczny? Bo czułem, że nie powinienem był się tak o nim wyrażać, ponieważ ja naprawdę tak nie twierdziłem. Wręcz przeciwnie. Uważałem, że to duży sukces, iż dostał się do tej szkoły nie tak jak wszyscy - za sprawą bogatych rodziców, tylko dzięki swoim umiejętnościom. Poza tym, nie wiedziałem czemu postanowił mi pomóc, ale na pewno nie chodziło mu o zyskanie mojej sympatii. Miałem wrażenie, że będę żałować moich kłamstw. Ale co innego mogłem zrobić w obecnej sytuacji? Nie chciałem stracić moich przyjaciół.

Nie myśląc dalej o tym, zabrałem się za mój posiłek.



Auć. Gapiłem się w niebo. Przed chwilą odstawiłem swoją tackę z jedzeniem na ziemie. Jakoś kompletnie odebrało mi apetyt. Cóż, nawet wiedziałem dlaczego.

Westchnąłem cicho. Los chciał, żebym siedział właśnie oparty o ścianę budynku, obok okna od stołówki. Skąd mogłem wiedzieć, że ten jebany rozpuszczony bachor będzie się wyrażać o mnie w taki sposób? Rozbawiło mnie, że jak zwykle uwierzyłem, iż może mieć inne intencje niż wszyscy. Ścisnąłem pięści i wstałem. Schowałem dłonie w kieszenie, a z tylnej kieszeni spodni wyciągnąłem paczkę ruskich papierosów. Odpaliłem jednego.

Tego dnia nie było mnie już na kolejnych lekcjach.



__________________________________________

Dobry wieczór! Przepraszam, ze dodaję rozdział o tak późnej porze, jednak miałam natłok spraw do załatwienia c;

Co czuje teraz Dylan? Przejął się słowami Thomasa? On nie wie, że były to kłamstwa.

Jeżeli Ci się podobało, zostaw proszę gwiazdkę i komentarz c;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top