ROZDZIAŁ IV

W moich uszach rozbrzmiewała gitara elektryczna. Rozłożyłem się na fotelu i przymknąłem oczy. Wsłuchałem się w słowa piosenki. Zmierzałem właśnie do domu. Patrzyłem przez okno na rozpościerający się przede mną obraz i myślałem nad dzisiejszym dniem. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem karteczkę od Dylana. 

Powinienem mu jakoś podziękować? Dzięki niemu dalej mam przy sobie moją ukochaną Mp4. Chociaż możliwe, że to tak naprawdę on mi ją zabrał, żeby pokazać swoją wyższość nade mną. Bo inaczej skąd by wiedział, że łatwo mnie okraść? Wydawało mi się, ze jest typem kieszonkowca. 

Czy powinienem go oceniać tak powierzchownie? Może on ma w sobie jakieś pozytywy? Najbardziej nie rozumiem tego, czemu odkąd na niego wpadłem, nie mogę pozbyć się go z myśli. Chyba w pewien sposób mnie zaintrygował. 

W każdym razie muszę zdecydować czy mu w jakiś sposób podziękować. Jeśli tak, to w jaki? Nic o nim nie wiem. Dosłownie. Nie chcę również mieć z nim bezpośredniego kontaktu przy innych uczniach. 

- Paniczu? - z zamyśleń wyrwał mnie głos mojego szofera -Przepraszam, że panu przerywam w namysłach. 

- Nic się nie stało Janie. Cóż tak ważnego się stało, iż postanowiłeś to zrobić?

- Stoimy na parkingu od kwadransa. 

Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem swoją posiadłość, która znajdowała się obok lasu, na uboczu miasta.

- Ah tak, dziękuję. Możemy wysiąść. - Jak na zawołanie szofer wysiadł zza kierownicy i podszedł do moich drwi. Otworzywszy je, ukłonił się nisko. Wysiadłem i się przeciągnąłem. 

Mój dom był średniej wielkości willą przypominającą pałac, ze sporych rozmiarów ogrodem. Na zewnątrz znajdowała się duża ilość fontann. Moja ulubiona ciągnie się od bramy wejściowej, po schody do domu co daje nam koło 15 metrów. Budynek sam w sobie jest w barwach bieli, żółci wchodzącej w złoty, gdzieniegdzie czerni i brązowego. 

Skierowałem się do wejścia. Chwile później przekraczałem próg drzwi, gdzie powitała mnie służba. Jedna osoba zdjęła mi kurtkę, inna zabrała moją torbę. Zawsze mnie to przytłaczało. Podobnie jak cały ten dom. Znajdowało się w nim naprawdę sporo obszernych pokoi. Wszystkie meble były w stylu wiktoriańskim. Moi rodzice uwielbiali tą epokę. 

Udałem się przed siebie. Przeszedłem przez kilka korytarzy, wszedłem po schodach i w końcu do mojego pokoju. 

Był on jednym z mniejszych pomieszczeń w tym domu, choć wciąż pozostawał pokaźnych rozmiarów. Na kremowych ścianach gdzieniegdzie wisiały obrazy zrobione przeze mnie. Kocham malować i rysować od dziecka. Ostatnio jednak niestety braknie mi na to czasu. Na przeciwko dużego, białego łoża małżeńskiego znajdował się kominek, a obok niego stały regały z książkami. Na wprost od drzwi wejściowych było wyjście na balkon. Kocham na nim spędzać czas. Widać z niego idealnie łąkę, na której pasą się nasze konie. 

Rzuciłem się na łóżko i westchnąłem. 


~~~~~~~~~~~~~~ ♥~~~~~~~~~~~~~~


- Thomas! Wstawaj - obudził mnie krzyk. Przeciągnąłem się, ziewnąłem i podniosłem. Przetarłem oczy i ujrzałem moją matkę.

- Co ty sobie wyobrażasz?! Zdajesz sobie sprawę z tego która jest godzina? - automatycznie spojrzałem na zegarek. Minęło pół godziny od mojego przyjścia. - Czy ty myślisz że wszystko nauczy się za ciebie? Ktoś nie może za Ciebie codziennie jeździć konno. Niedługo masz zawody, zapomniałeś o tym?

- Spokojnie matko, chciałem zaczerpnąć jedynie drzemki aby mieć siły na dalsze działania.

- Drzemki?! Ile ty masz lat i co niby takiego robisz, że musisz spać w dniu. Wyśpisz się w grobie.

- Po prostu byłem zmęczony... - westchnąłem

-Dobra, wystarczy tego dobrego! Wstawaj. Chciałabym Ci przypomnieć, że musisz jeszcze godzinę pograć na pianinie i skrzypcach. 

Z całego serca nienawidzę tych instrumentów. Rodzice mnie przymuszają do gry na nich. Praktycznie codziennie muszę poświęcić na nie dwie godziny. Czasem uda mi się tego uniknąć, bądź poprosić służbę by mnie kryła. Nie mogę tego jednak robić bez przerwy, w końcu gdyby to się wydało to nie dość że ja miałbym przechlapane, to ktoś straciłby pracę. 

- Dobrze mamo, już się za to zabieram.

Matko

- Eh, tak przepraszam matko

Wstałem z łóżka i poszedłem do szafy z nadzieją, że wówczas moja rodzicielka opuści pokój. Wyciągnąłem moje ulubione skrzypce i zasiadłem na krześle. Czekała mnie teraz godzina tortur. 


______________________________________

Witam!

Dzisiaj poznaliśmy skrawek z życia Thomasa, które nie jest dla niego aż tak kolorowe. 

Jeżeli Ci się podobało, zostaw proszę gwiazdkę i komentarz. Niezwykle one motywują do dalszej pracy :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top