Rozdział 10
Sprawa pobicia i znęcania się doszła do takiego momentu, że rozwiązano drużynę siatkarską. Chłopcy, którzy się nad nim pastwili otrzymali dozór kuratora. Może to i dobrze? Przynajmniej wakacje Jungkook rozpoczął optymistycznym akcentem.
Jimin: Mówiłem ci, że przy mnie będziesz wolny
Ja: Nie przypominam sobie, żebyś coś takiego mówił
Jimin: Oj no weź. Jesteś wolny od mojego brata
Ja: Wiem i cieszę się tym
Jimin: Idziesz dziś do pracy?
Ja: Ktoś musi zarobić na wyjazd do Japonii
Jimin: To dobrze
Ja: Dlaczego dobrze?
Jimin: Nieważne
Zaciekawiony Jungkook nie mógł się doczekać pójścia do pracy. Zastanawiał się co dla niego przygotowano. O ile w ogóle coś szykowali. Ta niepewność sprawiała, że jego ręce drżały.
"Brakuje mi jeszcze pół miliona won." - pokazał mamie, która mieszała zupę w garnku.
"Dasz radę, wierzę w ciebie. Masz dobrą pracę, więc nie musisz martwić się o pieniądze."
"Jak tak policzyłem, to jeszcze dziesięć tygodni i będę miał uzbieraną całą sumę."
"To naprawdę niewiele."
"Wiem."
Po tej krótkiej rozmowie Jungkook stwierdził, że to czas, by wyjść do pracy. W wakacje pracował na dwie zmiany, żeby szybciej uzbierać wyznaczoną sumę. Teraz szedł na autobus z uśmiechem na twarzy, sprawiając, że ludzie dziwnie na niego patrzyli, jednak mu to nie przeszkadzało. Cieszył się swoim szczęściem. W końcu był wolny od dręczących go osób. Nie musiał się przejmować tym, że przypadkiem spotka ich na drodze, za co później oberwie.
Kiedy dotarł na przystanek autobusowy, akurat przyjechał jego autobus. Wsiadłszy do niego, wrzucił monetę do automatu, który przepuścił go do dalszej części pojazdu i zajął tylne miejsce. Obserwował uważnie ludzi przez okno. Grupka nastolatków, która wyraźnie z czegoś się śmiała. Widział też parę idącą za rękę oraz staruszkę, poprawiającą na swoim balkoniku zakupy. Każdy z tych ludzi miał coś, czego Jungkook nigdy nie będzie posiadał.
Ta myśl trochę go zasmuciła. Wtedy przypomniał sobie o Jiminie, który przy nim trwał od tamtego pamiętnego dnia, kiedy to próbował odebrać sobie życie. Gdyby nie on, teraz leżałby w grobie i pozostawiłby po sobie jedynie cierpienie. Cieszył się, że jego uczucia samodzielnie ukierunkowały się w stronę Jimina. Nawet jeśli miało to zostać jednostronnym uczuciem, on się na to godził. W końcu pokochał kogoś, kto w żaden sposób nie chce go zranić.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, wysiadł z autobusu i skierował swoje kroki do restauracji, w której pracował. Otworzywszy drzwi, wszedł do środka. Nagle został pociągnięty do szatni przez samego Jimina, co było dla niego zaskoczeniem. Mimo to poszedł za nim dobrowolnie. Światło było zgaszone, dzięki czemu nie mógł zobaczyć tego, co kryło się w ciemności. Gdy ktoś zapalił lampę, okazało się, że w pomieszczeniu znajdował się cały personel wraz z szefem, którzy trzymał coś w dłoniach.
Nie rozumiejąc o co chodzi, zmarszczył brwi. Jimin pospieszył z wyjaśnieniem.
"Szef ma dla ciebie prezent."
"Prezent?" - powtórzył.
"Sam zobacz." - wskazał ręką na mężczyznę, który wyciągnął przed siebie białą kopertę.
Jungkook nie bardzo przekonany do tego, co mogło znajdować się w kopercie, podszedł do szefa i odebrał kopertę. Niepewnie spojrzał na Jimina, na co ten się uśmiechnął, poganiając go ręką do tego, by zajrzał do środka. Zgodnie z niemą prośbą Jungkook otworzył kopertę, by wyciągnąć kilka kolorowych kartek. Jak się okazało były to bilety samolotowe do Tokio.
"Szef ufundował nam wszystkim wakacje w Japonii." - pokazał Jimin.
W oczach Jungkooka pojawiły się łzy. Nie wiedział jak inaczej wyrazić to, co własnie czuł, więc po prostu płakał, przyciskając kopertę do piersi. Zaczął się kłaniać, żeby jakoś podziękować, ale Jimin położył rękę na ramieniu Jungkooka, po czym objął go, a w jej ślady poszła reszta personelu. Chłopak był szczęśliwy. W końcu spełni się jego marzenie.
Kiedy jeszcze raz spojrzał na bilety, spostrzegł, że mieli wylecieć z Korei za trzy dni. Nie spodziewał się, że to będzie tak szybko.
Ja: Na jak długo jedziemy?
Wysłał esemesa, kiedy cały personel rozszedł się do swoich zajęć. Poza tym znacznie łatwiej będzie dla Jimina.
Jimin: Na trzy dni. Wyobrażasz sobie, że trafimy na festiwal?
Trzy dni minęły jak z bicza strzelił. Dobrze, że jego mama wyrobiła mu paszport, bo inaczej nigdzie by nie poleciał. Właściwie zrobiła to, by dać mu pewność, że gdy uzbiera odpowiednią sumę, poleci do wymarzonej Japonii.
Pakowanie nie zajęło mu wiele czasu. Zabrał do plecaka kilka rzeczy w tym świeżą bieliznę i ręcznik, żeby skorzystać z tokijskich gorących źródeł, o których mówiła jego mama. Poza tym zabrał dwie koszulki i spodnie oraz piżamę. Nie mógł zapomnieć i szczoteczce do zębów.
Kiedy sprawdzał, czy wszystko ma, ktoś klepnął go w ramię, pomyślał, że to mama, dlatego nawet się nie odwracał. Po chwili otrzymał esemesa. Wyprostował się więc i wyciągnął z kieszeni telefon.
Jimin: Może byś się tak odwrócił, co?
Wykonując polecenie, prawie wpadł na Jiminia.
"Przepraszam" - wymigał.
"Nic się nie stało. Idziemy?"
"Tak, możemy iść."
Gdy wyszli z domu, swoje kroki skierowali na przystanek autobusowy, skąd miał zabrać ich autobus prosto na lotnisko. Droga była długa, a trzeba było przebić się przez centrum miasta, żeby dotrzeć na miejsce, ale to nie zraziło ani Jungkooka, ani Jimina.
Wsiadłszy do pojazdu, zajęli ostatnie miejsca. Siedząc, stykali się ramionami, co wprawiło Jungkooka w dobry humor. Teraz, gdy najbardziej się stresował, potrzebował czyjejś bliskości. Zastanawiał się, czy może potrzymać go za rękę. W końcu ostatnim razem, gdy szedł go odprowadzić, pozwolił mu na to. Przełknął nagle gęstą ślinę, po czym delikatnie położył dłoń na tej należącej do Jimina. Kiedy to zrobił, spojrzał na chłopaka w oczekiwaniu na jakiś znak dezaprobaty, jednak on nic nie zrobił. Po prostu uśmiechnął się ukradkiem, co nie umknęło JungKookowi.
Czy to był znak na to, że mógł robić kolejne kroki w trakcie wycieczki do Tokio? Liczył na to, że uda mu się zdobyć serce chłopaka w ciągu tych trzech dni.
Po wyjściu z autobusu, oboje wciąż trzymając się za ręce pognali na lotnisko do umówionego miejsca, jakim był bar sushi. Jungkook z łatwością odnalazł swoich współpracowników. Kiedy szef ich zobaczył, uśmiechnął się, co nie umknęło uwadze Jimina. Ten momentalnie puścił dłoń Jungkooka.
- Jak dobrze, że już jesteście - powiedział szef na przywitanie.
- Seokjin nie leci z nami? - zapytał Jimin, nie mogąc wypatrzeć głuchoniemego chłopaka.
- On poszedł sobie po sushi na drogę.
- I wszystko jasne - powiedziała Minhwa, jednak z kelnerek. - A wy co? - powiedziała, patrząc na rozłączone już ręce chłopaków.
- Nic - Jimin powiedział szybko, odsuwając się nieco od Jungkooka.
"Gdziekolwiek jest Seokjin, nie powinien już tutaj być? Za pół godziny odbywa się odprawa." - pokazał Jungkook, rozglądając się w poszukiwaniu swojego kolegi.
- O! Idzie - ktoś zawołał.
- Przynajmniej idzie najedzony - trafnie zauważył ich szef.
"Co tak długo?" - Zapytał Jungkook Seokjina.
"Głodny byłem, a nie jadłem śniadania, bo prawie zaspałem. Siedzimy obok siebie?"
"O ile będę mógł siedzieć też obok Jimina."
"Zakochaniec." - Uśmiechnął się szeroko. - "No niech ci będzie."
Kiedy Jungkook spojrzał na Jimina, ten odwrócił wzrok. Widocznie patrzył, jak rozmawia z Seokjinem, przez co jego policzki również się zaróżowiły.
Jungkook zastanowił się, czy Jimin chociaż w najmniejszym stopniu przeczuwa to, co ma w planach zrobić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top