𝓡𝓮𝓭 𝓽𝓪𝓲𝓵
Pov: Jane
Wychodząc do ogrodu tłumy gości odrazu skierowały na mnie wzrok. Poczułam jak po moim ciele przechodzi fala lęku i stresu. Od zawsze nie lubiłam być w zaludnionych miejscach, a szczególnie jak wszyscy zwracalu uwage na mnie. Zaczęły mi się trząść ręce przez co schowałam je za plecami i lewą reką złapałam się za nadgarstek prawej. Powoli zaczęłam schodzić dalej chcąc wyminąć wszystkich. Tak bardzo pragnęłam by tak nagle znikneli, lecz nic z tego. Podeszła do mnie nagle rodzina z Norwegii, która zaczęła się mnie wypytywać o nastałe sprawy rodzinne.
— Jane kochanie cioci nie powiesz? Przecież wiesz, że my zawsze chcieliśmy zrobić wszystko dla twojego dobra i twojego ojca. W końcu to mój brat. Uważam, że powinniście sprzedać tą posiadłość w nasze ręce. — Stwierdziła z udawanym uśmiechem i chciwością w oczach. Moja rodzina zawsze była podzielona i niezgodna w wielu kwesitach, a szczególnie majątkowej.
— Ciociu wiesz, że bym ci wszystko powiedziała, ale z tym tematem to niestety nie do mnie. Radzę spytać się mojej matki bo ojca dziś raczej nie będzie, a teraz wybacz ale musze iść. — Odpowiedziałam wymijająco nie czekając na jej reakcje. Odrazu pośpieszylam w stronę mojego ulubionego miejsca w głąb ogrodu, gdzie była tam pewna stara huśtawka. Często chodziłam tam z moim tatą sie bawić. Gdy mnie huśtał zawsze opowiadał mi historie jego i wujka. Chciałabym by te czasy wróciły.
Będąc już blisko wejścia do tej starszej części ogrodu zapatrzyłam sie na pewną dużą wierzbę, która bardzo kontrastowała z innymi tu drzewami. Była ona posadzona obok pewnego jeziorka, które leżało dośc blisko naszego ogrodu. Idąc dalej nagle uderzyłam o coś, a właściwie to o kogoś. Odsuwając się od torsu tej osoby uniosłam wzrok na jego twarz. Był to czarnowłosy młody chłopak z szpiczastym nosem, a dokładniej Micheal Wheeler. Chciałam go także wyminąć. Nie chciałam teraz z nikim gadać, jednakże ten złapał mnie za dłoń i pochylając się ucałował ją.
— Witaj panienko Jane. Tak bardzo pragnąłem cie zobaczyć. Nie sadziłem, że aż na siebie wpadniemy. — Powidział z wielką przykładnością i powagą. Lekko uniósł kąciki swych ust sprawiając wrażenie zadowolonego z tego spotkania, lecz łatwo wyczytać z jego wyrazu twarzy jak i oczu, że chce bardziej porozmawiać o sprawach biznesowych.
— Wybacz Milordzie moje maniery, lecz wiem, że przybyłeś tu w innym celu niż słodzeniu mi. Proszę zatem przejść do konkretów. — Michael wydał się lekko zdezorientowany moimi słowami, jednakże szybko przyjął je do wiadomości.
— W takim razie chciałem z tobą pomówić o pewnej ważnej kwestii, a mianowicie o naszej wspólnej przyszłości. Wiem dobrze, że tak jak ja do ciebie nic do mnie nie czujesz, lecz zapewniam cie nie będę cie tu w sobie na siłę rozkochiwać. Chciałbym, abyś poprostu odrazu się zarzekła iż nie będziemy mieli żadnych niedomówień, lub sporów majątkowych. Jako głowa rodziny bedę o wszystkim decydować oczywiście wcześniej cie o tym informując. — Po słowach chłopaka moje już powoli opadające fale złości znów wzrosły. Czy on sobie myśli, że bedzie mnie mógł traktować przez całe życie jak zabawkę i pozwalał mówić wtedy tylko gdy on będzie chciał? A w życiu. Nie będę się przed nikim poniżać, a w szczególności nie przed takimi prostakami jak on.
— Z wielką przykrością muszę obalić twoje jakże wspaniałe i egoistyczne marzenia Michael'u gdyż nawet mnie nie znając już założyłeś, że będę ci posłuszna i cicha jak myszka. Żeby bardziej rozjaśnić twój umysł jesteś w ogromnym błędzie, a ja nigdy nie będę ci posłuszna w szczególności dla tego, że jesteś aroganckim egoistą. — Zostawiwszy go po tych słowach odrazu skierowałam się do ogrodu. Musiałam jakoś rozładować negatywne emocje, a ogród działał na mnie bardzo uspakajająco. Gdy ten już miał mnie spowrotem wziąść do kontynuowania rozmowy ja zniknęłam w głebi ogrodu.
Szybko znalazłam moją ulubioną huśtawkę. Drewno było już dość stare, a łańcuchy zardzewiałe. Usiadłam na niej i nie ryzykując huśtaniem zaczęłam obserwować otaczającą mnie przyrode rozmyślając nad tym co teraz ze mną będzie. Nie chcę opuszczać tej rodziny choć nienawidze panującej w niej od roku atmosfery. Chciałabym poprostu odpocząć i przywrócić to co było dawniej, lecz wiem, że czasu nie cofne, a ja nic nie mogę z tym zrobić.
Siedząc tak nagle zauważyłam, jak coś się porusza w krzakach. Przyglądałam sie temu uważnie w bezruchu. Po chwili można było dostrzec rudy z białym końcem ogonek. Powoli wstałam z huśtawki kiedy to w tym samym czasie stworzenie ukazało mi się w pełni. Był to średnich rozmiarów lisek. Spoglądał na mnie z możliwe nawet zaciekawieniem tak samo jak ja na niego. Machał ogonem z wielką gracją.
Osunął się lekko w tył po czym powoli ruszył do tylnego wyjścia z ogrodu czekając na mnie jakby chciał bym szła za nim. Zaciekawiona nastałą sytuacją powoli ruszyłam za nim. Gdy ten przyśpieszył ja również zaczęłam biec, aż nagle lisek wskoczył do wielkiej dziury pod wierzbą. Zatrzymałam się gwałtownie nie wiedząc dokładnie o co chodzi. Lekko pochylilam się nad dziurą w ziemi. Była ona dość głeboka. Na tyle głęboka, że nie mogłam zauważyć jej końca. Przyglądałam się jej jeszcze dłuższą chwilę dopóki nie usłyszałam głosu mojej matki, Michael'a oraz Will'a szukających mnie gdzieś w pobliżu. Chciałam już odejść w ich stronę, jednak jakaś tajemnicza siła przekonywała mnie do tego bym wskoczyła za tym liskiem. Wstając z wcześniejszej pozycji złapałam głeboki oddech i więcej się nie zastanawiając wskoczyłam do dziury.
---
Ja wiem ja wiem, że pewnie już podziewaliście się tu Max, ale spokojnie akcja musi się rozwinąć. Mam nadzieję, że sie podobało i może jeszcze w tym tygodniu napisze rozdział.
Za błedy przepraszam.
☕️🥀
Pozdrawiam <33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top