#3
Ciężko mi uwierzyć w słowa Eustachego. Może nie powinnam uciekać... ale niestety to zrobiłam. Zostawiając go na polanie całkiem samego.
- Cassandro... wiem, iż nie czujesz do mnie tego co ja do ciebie ale...- położył ręce na mojej talii i spojrzał mi głęboko w oczy- byłbym szczęśliwi jeśli zgodziła byś zostać moją partnerką życiową?- właśnie tego się obawiałam.
- Eustachy... ja...ja nie mogę.- odparłam zestresowana.- A co jeśli kiedyś znajdziesz swoją prawdziwą partnerkę...? Po za tym... jesteś moim przyjacielem.- ostatnie zdanie wyszeptałam.
- Cassy... jest pewny w 90%... iż moją partnerką jesteś ty.- to zbiło mnie z tropu.
- J...Jak to?
- Od paru miesięcy śni mi się niska dziewczyna. O takich samych jak ty czarnych włosach. O bladej jak przebiśnieg skórze...
- Takich dziewczyn jest wiele na świecie!- przerywam mu robiąc krok w tył.
- Ale tylko ty z tych wielu dziewczyn masz na prawym ramieniu tatuaż pięcioramiennej gwiazdy.- jego oczy przeszywały moją duszę. Nie... ja nie mogę być jego senną parterką.
Wytarłam wieszchem dłoni łzy które nawet nie wiem kiedy zaczęły płynąć po piegowatych policzkach.
Nie myśląc długo puściłam się pędem przez las. Czując, że mnie nie goni po jakimś czasie zwolniłam.
Siedzę w pokoju od dwóch godzin. Parę minut temu pukała do mnie mama. Ale nie chciałam jej widzieć. Nie chciałam widzieć nikogo.
Przytuliłam się do lawendowej poduszki i wylałam kolejną porcję łez.
------------
Wszystko dookoła mnie jest w czarno-bieli. Siedzę na środku polany ubrana w, tak myślę, białą letnią sukienkę. Nie jest mi zimno mimo, że jest połowa października.
Po przesiedzeniu dość sporego czasu zaczynam się rozglądać. Zauważam duży, stary dąb. O jego pień opiera się... ja. To znaczy dziewczyna identycznie wyglądająca.
Wstaje i rwę się do biegu by być przy niej i może z bliska zauważyć jakieś różnice. Ale ten świat jest jak obraz.
Niby biegnę ale się nie ruszam. Dziewczyna jest nadal w tym samym miejscu.
Robi mi się ciemno przed oczami. Za nim się wybudzam słyszę jej-swój głos:
- Znajdź mnie
Podnoszę się i od razu patrzę na okno. Odsłonięte, więc widzę pół kule księżyca i gwiazdy. Przenoszę wzrok na zegarek. Godzina 23:35. Ominęłam obiad i kolacje.
Jak na zawołanie odzywa się mój brzuch. Wzdycham i wychodząc z pokoju kieruje się do kuchni.
[Publikacja: 27 maja 2017]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top