rozdział VI

-Ginny! - krzyknęli ,podbiegając do łóżka, na którym leżała panna Weasley.
-Ciszej! -upomniał ich Harry.
-Harry? Co ty tu robisz?
-Słyszałem rano plotki, że Gin tu jest, więc postanowiłem sprawdzić...na nieszczęście to prawda. Nie chciałem jej opuszczać , więc posłałem do was Nevilla. -uśmiechnął się smutno.
-Co jej jest?
-Na razie jest w śpiączce. Mówią, że to nie jest aż tak poważne, aby zagrażało jej życie.
-Ginny... Moja mała biedna siostrzyczka. Powinienem ją chronić i pilnować i co? Leży teraz w śpiączce... -żalił się rudy chłopak.
-To nie twoja wina, Ron. Wszystko będzie dobrze. Uwierz mi. -powiedziała czule Hermiona poczym przytuliła się do niego, co ten odwzajemnił.
-Dziękuję...Kasztanko.
-Kasztanko? -zapytała zdezorientowana i odsunęła się. -Co to ma niby znaczyć?
-Ee...bo nie lubisz , a gdy się na ciebie mówi Miona, więc wymyśliłem to. No wiesz... od twoich włosów. -odparł zawstydzony Ron.
-Wszystko jest lepsze od Miony. Chociaż brzmi, jak imię dla konia. Możecie tak do mnie mówić, ale tylko, gdy jest mało ludzi. Jasne?
-Aj, kapitanie. -zasalutowali uśmiechnięci.
-Chyba powinniśmy się już zbierać. -Wybraniec spojrzał na zegarek. -Jest już 8:40.
Wszyscy pożegnali się z Ginny i poszli na zajęcia. Pierwsza ich lekcja to Eliksiry z profesorem Slughornem, który ponownie zajął to stanowisko. Te lekcje mieli również z Slytherinem. Świetnie. Nie mam ochoty użerać się z tymi gadami.
-Dzień dobry wszystkim! Dzisiaj będziecie pracować w grupach. Ale ja je wam wybiorę, kochani. -odparł, gdy zobaczył, że uczniowie już się dobierają.
-A więc... Potter, Weasley i Zabini. Longbottom, Parkinson i panna Parvati. Greengrass, Goyle i pan Thomas...
Po wielu innych wybranych nadszedł w końcu czas na Hermionę.
-Och, panna Granger! Hmm... będzie pani z Nottem i Malfoyem.
Zawsze to cholerne szczęście. Mam chociaż Teodora. Może przeżyję.
Podeszła do wyznaczonego miejsca i stanęła koło czarnowłosego.
-Hej Teo. -uśmiechnęła się do niego.
-Teo? Podoba mi się.
-Tak jest krócej.
-Hmm... więc ja mam na ciebie mówić Hermi?
-Proszę nie... -jęknęła. -Nienawidzę tego. Po prostu Hermiona.
-No dobrze po prostu Hermiono.
Dała mu za to kukśtańca w bok , ale i się uśmiechnęła. Za to Malfoy, który przez cały czas przyglądał się temu z dziwną miną, postanowił się odezwać.
-Tak dla przypomnienia mamy robić eliksir, a nie urządzać pogaduszki.
-Jaki eliksir?
-Rozdymający. Potrafisz go zrobić, Granger?
-Oczywiście, że tak. Jest bardzo prosty. Należy wrzucić kocie pazury, wywar z dyni...
Hermiona zaczęła wymieniać składniki oraz jak przyrządzić eliksir, co Malfoy skomentował przewróceniem oczu, a Teodor objął ja w talii.
-Spokojnie słonko, bo się przegrzejesz.
-Weź te łapy, Nott.
-Jakie łapy, Mionko? -zaczął się z nią droczyć , co ją nawet rozśmieszyło, ale Ronowi nie było raczej do śmiechu.
-Weź się do roboty, Teo.
-Już dobrze, kapitanie.
W między czasie Harry i Ron zaczęli rozmawiać o przyjaciółce.
-Od kiedy oni się znają?
Harry, a jeśli on jest niebezpieczny? W końcu to Ślizgon.
-Jedyne co jest niebezpieczne to twoja głupota, Weasley. -odparł Blaise.
-Ron, Hermiona jest inteligentna i wątpię, aby darzyła kogoś zaufaniem, kto nie jest tego wart.
-Wyglądają, jakby byli parą.
-Ale nie są, Weasley. Przynajmniej na razie. -powiedział cwaniacko Ślizgon.
Następne lekcje zleciały bardzo szybko. Po kolacji Hermiona spotkała się z Teodorem na błoniach. Spacerowali, śmiali się i żartowali.
-Chodźmy gdzieś usiąść, bo mnie nogi już bolą. -narzekała dziewczyna.
-Tam jest ławka. Pasi?
-Ale ktoś już tam siedzi. -zmarszczyła brwi.
-No to co? To tylko Malfoy.
Oczywiście. Jak zwykle on. Chłopak ruszył w wyznaczonym kierunku, a ta nie chcąc zostać sama, poszła za nim.
-Witaj Draco.
-Hej Teodorze. Cześć Granger.
Gdy usłyszała, że się z nią wita , jak gdyby nigdy nic, prychnęła jak kotka.
-Wiesz Granger... ja nie gryzę. -uśmiechnął się zjadliwie.
-Jasne. -odparła ironicznie. -Teo ja już będę iść. Zrobiło mi się zimno. Do zobaczenia.
-Pa mała.
Gdy dochodziła zatrzymał ją głos arystokraty.
-Granger, chyba nie chcesz się przeziębić jeszcze bardziej. - powiedział i rzucił jej swoją zieloną bluzę.
-Yy... dzięki ,Malfoy. -z wahaniem założyła prezent.
-Do twarzy ci w tym kolorze. -dodał jeszcze i odszedł.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dum dum duuum. Oto rozdział 6 :D Trochę akcji i dramione też jest, więc mam nadzieję, że się spodoba. No i jak na razie jest to najdłuższy rozdział. 650 słów! :0 Proszę o komentarze i gwiazdki. Pozdrawiam : )
Wolicie rozdziały rano czy wieczorem?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top