rozdział V

Tą osobą jest...
-Teodor Nott? -zapytała zaskoczona. -Jeśli przyszedłeś się śmiać to niestety nie jestem w humorze.
-Widzę. I widzę też, że trzymasz się stereotypów.
-Co masz na myśli?
-To, że jestem arystokratą, nie oznacza, że gardzę wszystkim, co nie jest czystej krwi.
-Jak Malfoy.
-Nie znasz jego prawdziwego oblicza, Granger.
-Wredny, sprytny, cyniczny, ironiczny, zadufany w sobie, dupek, fretka, narcyz... Wymieniać dalej?
-Do niektórych masz nawet rację, ale zastanawiałaś się kiedyś, jak to jest być na jego miejscu? Pod kontrolą rodziny, która decyduje o wszystkim w jego życiu. Chociaż teraz nie ma już Voldemorta. Wszystko się zmieniło. Nawet takie rodziny jak Malfoy, ale oczywiście pozostali nadal tacy jak Davis. Nie traktuj go tak surowo. -powiedział chłopak, siadając obok.
-Dlaczego mi to mówisz?
-Szczerze? Sam nie wiem. Myślę, że wszyscy jesteśmy tacy sami. -uśmiechnął się.
-Jesteś miły, Nott.
-Dzięki, Granger. A teraz powiesz mi czemu płakałaś?
-Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym i...- zaczęła opowiadać o wszystkim, co ją męczy.
Siedzieli tak miło gawędząc , a potem poszli razem do zamku, co oczywiście nie obyło się bez żartów i zaczepek.
Będąc już w dormitorium myślała o wszystkim, co jej powiedział. To wszystko było takie szczere... Polubiła tego Ślizgona. Naprawdę fajnie mieć nowego...przyjaciela? Z uśmiechem zasnęła na ustach. Tym razem nie śniło jej się nic konkretnego, tylko urywki różnych scen. I jak zwykle obudziła się bardzo wcześnie. Wybrała zestaw ubrań, umyła się i wyjątkowo pomalowała lekko oczy. Usiadła na jej stałym miejscu, czyli na parapecie. Obserwowała lecące hipogryfy nad Zakazanym Lasem. Dostrzegła również inne dziwne stworzenia, które chowały się wśród drzew, nie mając wystarczająco odwagi, aby pokazać się w całości. Najwyraźniej zasiedziała się zbyt długo, bo nogi zaczęły jej drętwieć. Gdy już miała wyjść z portretu usłyszała znajomy głos.
-Hermiono! Zaczekaj!
Przystanęła, więc i zaczekała na nawołującą ją osobę.
-Ee... Cześć Hermi. Bo ja chciałem cię przeprosić za moje wczorajsze zachowanie. Nie powinienem tak mówić. Wybaczysz mi? - zapytał zarumieniony rudzielec.
Hermi? Nazwał mnie szmatą i ja mam mu wybaczyć? No cóż... nie chce się kłócić.
-Wybaczam ci, Ron. A teraz chodźmy na śniadanie.
-Dziękuję Hermiono! Masz rację, chodźmy, bo strasznie burczy mi w brzuchu.
-A to nowość. -powiedziała ironicznie, ale nie potrafiła się nie uśmiechnąć.
Siedząc już przy stole brązowooka zastanawiała się, gdzie jest reszta jej przyjaciół.
-Ron, gdzie jest Harry? I Ginny?
-Jak wychodziłem Harry leżał jeszcze w łóżku, a Gin nie widziałem od wczorajszego wieczoru.
Gdy Hermiona zaczęła mówić o swoich wątpliwościach, jej wypowiedź przerwał Neville.
-Hermiona! Ron! Ginny... ona miała wypadek. Jest w Skrzydle Szpitalnym. -wydyszał chłopak.
Nie kończąc nawet posiłku zaczęli biec w stronę, gdzie leżała ich ukochana ruda istotka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No hej :D Mam nadzieję, że się podobało. Ale nadal jest coraz mniej wyświetleń :( Czy dalsze rozdziały są coraz gorsze? No cóż... Proszę o gwiazdki i komentarze. Pozdrawiam :)
Następny rozdział będzie za max 2 dni, ale musi być chociaż połowa wyświetleń poprzedniego. :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top