Rozdział 8
Sezon kocykowy uważam za otwarty. A teraz czas nieco narobić zamieszania, bo czemu by nie?
Rozdział 8
Harry patrzył ciekawie, jak kapłan rysuje okrąg, który następnie wysypuje na obrzeżach jakimś czarnym proszkiem. Nie miał pojęcia, co to było, ale stanowiło to część rytuału oczyszczenia duszy, który mieli przeprowadzić. Było w tym jednak coś jeszcze, o czym na razie nie powiedział Snape'owi.
Gryfon nie chciał jedynie pozbyć się horkruksów i ponownie zrobić z Voldemorta śmiertelnika. Chciał się go pozbyć razem z fragmentami jego duszy. O tym Mistrz Eliksirów wiedział. Nie miał jednak pojęcia, że rytuał będzie bolesny również dla niego. Nosząc Mroczny Znak, pozwolił na stałe połączenie z Czarnym Panem. Odczuwany przez niego ból będzie jednak mniejszy niż ten, który odczują inni Śmierciożercy. Tutaj będzie ich chronił święty ogień, który bezpośrednio oczyści ich duszę. Ich ciała już były symbolicznie czyste, co miało wszystko ułatwić.
Nikt nie wiedział, czego powinni się tak do końca spodziewać. Bał się trochę, bo nie wiedział, czy Voldemort nie będzie czegoś próbował, kiedy zorientuje się w ich zamiarach. Zdecydowanie nie chciał, żeby ponownie znalazł sposób na powrót. Wystarczająco zła wydarzyło się za jego sprawą.
Harry przede wszystkim robił to dla siebie. Po raz pierwszy w życiu świadomie podjął taką decyzję. Nie myślał o innych, kiedy postanowił przystąpić do tego rytuału. Marzył, żeby nareszcie być wolnym. Wolnym od Voldemorta, od swoich krewnych, dla których całe życie był złem koniecznym i wolnym od oczekiwań świata czarodziejów. Chciał być zwykłym czarodziejem, który skończy szkołę, zdobędzie jakiś zawód i może sam założy rodzinę? Nie obchodziło go nawet, czy miałby związać się z kobietą, czy z mężczyzną, jeśli tylko ta osoba nie będzie na niego patrzyła przez pryzmat bycia Chłopcem, Który Przeżył.
Nie cierpiał tego określenia. Przywodziło mu na myśl wszystko, co stracił, żeby zyskać ten tytuł. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze niedawno Ron był o to zazdrosny. Najmłodszy z braci Weasley nie miał pojęcia, jak wielkie miał szczęście. Miał rodzinę, która go kochała i troszczyła się o niego. Harry oddałby wszystkie swoje pieniądze, żeby również mieć takich krewnych. To, co dla Rona na co dzień był utrapieniem, było marzeniem Złotego Chłopca.
– Co pan później zrobi? – spytał nagle Snape'a. Mężczyzna stał obok, ubrany podobnie jak on w białe kimono.
– Później?
– Kiedy już będzie pan wolny.
– Pytasz mnie o to z jakiegoś konkretnego powodu? – Mężczyzna popatrzył na Gryfona, czują się lekko zaintrygowany. Od kiedy Potter nie był już jego uczniem i wyskoczył nagle z konkretnym planem pozbycia się Czarnego Pana, był jakby znośniejszy. Oczywiście, że nadal był irytującym bachorem, ale teraz było w nim coś jeszcze.
Pomimo wzajemnej niechęci zrodziła się między nimi jakaś cicha nić porozumienia i Severus z zaskoczeniem stwierdził, że wcale nie było to nieprzyjemne. Chłopak nie był taki głupi, za jakiego go kiedyś uważał. Potrafił myśleć strategicznie, jeśli nic go nie rozpraszało. W Hogwarcie zawsze coś mu przeszkadzało i przyciągał kłopoty jak magnes.
– To czysta ciekawość – przyznał Harry.
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, zamierzam wyjechać – powiedział wprost.
– Ma pan dość dyrektora, co?
– Odniosłem wrażenie, że ty też.
Chłopiec uśmiechnął się tylko lekko. Miał podobne odczucia. Dumbledore za długo manipulował jego życiem, a gdyby wrócił do Hogwartu, znowu byłby Chłopcem, Który Przeżył. Nie chciał być cholernym celebrytą. Chciał po prostu normalnie żyć.
Ostatnio zaczął się zastanawiać, co chciałby zrobić ze swoim życiem, jak już pozbędzie się Voldemorta, a cały czarodziejski świat będzie mógł go pocałować w cztery litery. Nie miał jeszcze szesnastu lat, a mentalnie czuł się okropnie staro. Nigdy nie miał okazji, żeby naprawdę być dzieckiem, czy nastolatkiem. Nie miał nawet okazji, żeby naprawdę się zakochać. To jego zauroczenie Cho było więcej niż żałosne, ale dało mu do myślenia. Całując się z nią, nie czuł takiej przyjemności, o której opowiadali inni. Było miło, ale nic poza tym. Żadnych fajerwerków, motyli w brzuchu, czy czegoś takiego. Najwyraźniej Cho nie była osobą, na którą czekał. Może z czasem tego kogoś znajdzie.
Zastanawiał się, czy lepiej dla niego byłoby iść do jakiejś innej szkoły i dokończyć edukację, czy znaleźć sobie prywatnych nauczycieli? Stać go było na to, a Syriusz na pewno chętnie pomógłby mu wszystko załatwić. Oczywiście najpierw musiał coś zrobić, żeby jego ojciec chrzestny odzyskał dobre imię i otrzymał przeprosiny za niesprawiedliwy pobyt w Azkabanie.
Harry zastanawiał się kiedyś, czy nie byłoby fajnie zostać aurorem, ale teraz doszedł do wniosku, że to jednak nie to. Nie miał też talentu do eliksirów i był pewien, że gdyby powiedział o tym na głos Snape'owi, mężczyzna wyśmiałby go od razu. Zastanawiał się nad własnym biznesem, ale na razie musiał uporać się z horkruksem w swojej bliźnie. Miał już serdecznie dość tej chorej sytuacji, a skoro Dumbledore uznał, że będzie wodzić go za nos, jak jakiegoś smarkacza, to postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Przygotowania do rytuału zostały w końcu zakończone i kapłan kazał mu stanąć poza okręgiem. Severus ze swojej strony miał nawiązać połączenie z Czarnym Panem i za jego pomocą ściągnąć go do okręgu. Główny kapłan i jego pomocnicy, którzy przybyli wspomóc rytuał, zapewnili go, że nie pozwolą, aby stała im się krzywda. Jeśli coś poszłoby nie tak, Severus już był martwy. Czarny Pan z miejsca napiętnuje go jako zdrajcę, a potem zabije na oczach swoich poddanych.
Mistrz Eliksirów mógł sobie wyobrazić radość Bellatrix Lestrange, gdyby oficjalnie został ukarany przed wszystkimi. Ta wiedźma nienawidziła go i zawsze była zazdrosna o zaufanie, jakim darzył go jej ukochany pan. Od zawsze pragnęła być dla niego tą jedyną. Niedobrze mu się robiło na samo wspomnienie jej czynów.
– Zaczynajmy – powiedział kapłan, tłumacząc mu, co musi zrobić.
Severus zerknął jeszcze kątem oka na Pottera. Chłopak skinął głową, a potem skupił się na zaklęciach, które intonowali inni kapłani. Poczuł się, jakby wpadał w coś w rodzaju transu i nawet udało mu się nieco rozluźnić. Mechanicznie wykonywał polecenia i nie zdziwiło go nawet, że wewnątrz ognistego kręgu nagle pojawił się sam Lord Voldemort. Oczywiście, kiedy zauważył swojego sługę, natychmiast zażądał wyjaśnień.
– Obyś miał dobre wytłumaczenie tego wszystkiego! – syknął i uniósł różdżkę, chcąc rzucić zaklęcie torturujące i zrobił krok w przód. Ognisty krąg zapłonął mocniej, a płomienie wydawały się sięgać do postaci Czarnego Pana, który nie wiedział, co się dzieje. Rozglądając się zdezorientowany, zobaczył poza kręgiem Pottera. – Harry Potter – mruknął. – A więc to dlatego Severus mnie wezwał. Udało mu się cię wyciągnąć z kwatery głównej.
– Mylisz się – odezwał się spokojnie Harry. – Wezwał cię, ponieważ to twój koniec.
– Jesteś jednak tylko głupim chłopcem – stwierdził. – Ja jestem nieśmiertelny.
– Do czasu – mruknął Gryfon, pozwalając i sobie wpaść w trans. Czuł, że blizna zaczyna go boleć, jakby horkruks w nim chciał się wyrwać. Kątem oka dostrzegł, że wokół kręgu pojawiając się jakieś przedmioty i ten okropny wąż, który zaatakował ojca Rona.
Wąż próbował się wić i ruszyć z pomocą swojemu panu, ale zaklęcia trzymały go w miejscu. Wydawało mu się, że ból tłumi wszystko, co działo się wokół niego. Wiedział, że ktoś krzyczy, ale nie wiedział, czy był to on sam, Voldemort, a może Snape. W tamtym momencie to i tak nie miało dla niego żadnego znaczenia. W jego głowie roznosił się jakiś obcy wrzask. Pomimo sytuacji, w jakiej się znalazł, wiedział, że to horkruks w nim ginie, a on sam miał wrażenie, jakby jego ciało trawił ogień.
Starał się zająć czymś myśli, żeby nie wsłuchiwać się w te agonalne krzyki. Zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby Voldemort nie istniał, albo gdyby znalazł się ktoś, kto odpowiednio pokierowałby jego krokami. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że Tom Riddle był od zawsze zły. Nikt się przecież taki nie rodził. Mógł mieć wrodzone predyspozycje do pewnych rzeczy, mógł mieć trudny charakter, ale Harry nie wiedział, że człowiek rodzi się już dobry albo zły. Poczuł, że żal mu tego czarodzieja. Było mu żal nie jego życia i czynów, ale podobieństwa pomiędzy nimi. Obaj byli tak naprawdę samotni i tylko oni sami wiedzieli, jak bardzo różnią się od innych. O ile jednak Voldemort wybrał drogę, która doprowadziła do jego zguby, tak Harry nigdy nie chciałby zaszkodzić innym.
Władza nigdy go nie kusiła. Wiedział, że wiele osób widziało w nim przyszłego przywódcę, ale tylko dlatego, że był Chłopcem, Który Przeżył. Ludziom wydawało się, że załatwi za nich wszystko, a on był przecież tylko nastolatkiem. Nie miał doświadczenia Voldemorta, nie znał tylu zaklęć, co on, więc jak ludzie mogli oczekiwać, że stawi mu czoła? Gdyby stanął do bezpośredniej walki, nie miałby żadnych szans. Zostałbym po prostu poświęcony. Nie miał zamiaru na to pozwolić i właśnie dlatego stworzył ten bardzo ryzykowny plan, dzięki któremu miał się pozbyć zarówno horkruksów, jak i samego Voldemorta.
Dusza w ciele Czarnego Pana była niekompletna i bardzo krucha, a przez to również niestabilna. Zniszczenie horkruksów sprawiło, że ponownie stawał się śmiertelnikiem, więc nawet gdyby nie udało się go zabić podczas rytuału oczyszczenia, to nikt nie miałby już problemu z pozbyciem się go.
Harry był wściekły na Dumbledore'a. Nawet bardziej, niż początkowo mu się wydawało. Najwyraźniej dyrektor uznał, że najlepiej będzie zataić przed nim prawdę, a potem pozwolić mu się poświęcić. Niedoczekanie.
Paradoksalnie te nieszczęsne lekcje oklumencji ze Snapem otworzyły mu oczy. Poznał prawdę i przekonał się, co inni o nim myślą. Nie mógł zrozumieć, dlaczego inni próbowali mu mówić, jak ma żyć? Nie byli jego krewnymi ani opiekunami. Ciotka Petunia mogła mu kazać robić różne rzeczy, których nie lubił, ale nigdy nie posłałaby go na pewną śmierć. Mogła go nie lubić, mogła się go bać, ale mimo to zaopiekowała się nim i wychowała.
Nagle poczuł, jak Voldemort próbuje wywrzeć nacisk na jego umysł i wrzasnął. To było bolesne. Bardzo bolesne. Jakby ktoś wypierał jego świadomość z ciała.
– Nie pozwól mu na to – usłyszał nagle. Wydawało mu się, że to był głos Kaname. To go otrzeźwiło. Nie mógł pozwolić, żeby Voldemort przejął władzę nad jego umysłem. Musiał pozostawić niewielki przesmyk, żeby horkruks w nim mógł zostać zniszczony.
Voldemort wrzeszczał wściekły, kiedy płomienie dosięgły go, nie pozwalając uciec przed sobą. Próbował ciskać klątwami, ale ogień pochłaniał wszystko. Podjął nawet próbę aportacji, ale nawet to nie zdało egzaminu. Postrach świata czarodziejów ginął i nic nie mogło go uratować. Jego krzyk był ostatnią rzeczą, którą usłyszał Harry, zanim stracił przytomność.
,,,
Budząc się, czuł, jak bardzo boli go całe ciało. Zupełnie, jakby spadł z miotły i znowu znalazł się w skrzydle szpitalnym. Nienawidził tego uczucia i w pierwszym odruchu myślał, że naprawdę znowu wylądował w skrzydle szpitalnym. Ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę, był powrót do Hogwartu.
Powoli otworzył oczy i odetchnął z ulgą. Nawet bez okularów zauważył, że na szczęście to nie był Hogwart.
– Jeśli chcesz usiąść, to zrób to bardzo powoli Potter – usłyszał nagle i zastosował się do polecenia. Snape podał mu okulary, które chłopak założył z wdzięcznością i spojrzał na niego. Mężczyzna nadal miał na sobie białe kimono, co świadczyło o tym, że również musiał się niedawno obudzić.
– Stracił pan przytomność? – spytał spokojnie.
– Na krótko – odpowiedział. – Mój mroczny znak został dosłownie wypalony – przyznał, podwijając rękaw. Na przedramieniu widniała blizna po wypaleniu znaku. Ciężko było teraz opisać, co się tam wcześniej znajdowało, ale po minie profesora było widać, że poczuł ogromną ulgę.
– Jesteśmy wolni – stwierdził krótko Harry.
– Tak Potter. Czarny Pan jest martwy, a jego horkruksy zostały zniszczone.
– Jego wąż także?
Mistrz Eliksirów pokręcił głową.
– Nagini żyje. Tak naprawdę to malediktus, czyli kobieta, która nosiła w sobie klątwę. W którymś momencie nie mogła już wrócić do ludzkiej postaci. Zajmą się nią kapłani ze świątyni. Jest mocno zdezorientowana. Fragment duszy Czarnego Pana przez lata mącił jej w umyśle.
– Wcale mnie to nie dziwi – przyznał Gryfon i popatrzył w sufit. – Wolność. Jakie to dziwne uczucie. Nigdy nie byłem naprawdę wolny.
– Możesz mi nie wierzyć, ale ja też nie. Zawsze coś mnie ograniczało.
Harry milczał dłuższą chwilę, a potem uśmiechnął się nagle szeroko i zaczął się śmiać. Śmiał się jak szaleniec, który nagle doznał jakiegoś olśnienia.
– Naprawdę go nie ma – powiedział i ponownie spojrzał na swojego byłego profesora, a potem nagle złapał go za poły kimona, przyciągnął do siebie i musnął jego usta.
– Potter! – warknął mężczyzna, odsuwając się szybko.
Harry zachichotał, widząc, że Snape się zarumienił. Sam wcale pewnie nie wyglądał lepiej. Czuł, że palą go policzki, ale nie żałował tego, co zrobił, chociaż w ogóle nie powinien całować swojego byłego profesora. Powinien być na niego wściekły, nienawidzić go za to, co mu zrobił. Z zaskoczeniem zauważył jednak, że wybaczył mu wszystko. Wybaczył mu jego okrucieństwo i niesprawiedliwe traktowanie, zupełnie jakby ogień w czasie rytuału wypalił z niego wszystkie negatywne uczucia względem mężczyzny.
– Przepraszam. To z emocji – powiedział szczerze. Pocałunek był delikatny, ale poczuł wtedy taki dziwny dreszcz, który przeszedł po jego kręgosłupie. Wyglądało na to, że kręciły go nie tylko starsze od niego koleżanki, ale też mężczyźni. Na młodszych od siebie i rówieśników jakoś nigdy nie spojrzał. Wyglądało na to, że właśnie zrozumiał dlaczego. Był zbyt dorosły mentalnie, żeby bawić się w jakieś podchody. Z Voldemortem na karku nigdy nie był pewien, że dożyje kolejnego roku. Może właśnie dlatego nie chciał się bawić w żadne ckliwe randki. Nie znaczyło to oczywiście, że nie miałby ochoty pójść na jakąś, ale na pewno musiałby to być ktoś starszy od niego. Stwierdził, że pozbawiony tych okrutnych złośliwości Snape nadałby się całkiem nieźle. Wątpił jednak, żeby mężczyzna był nim zainteresowany w tej chwili.
– Twoje emocje zupełnie mnie nie interesują Potter – warknął. O tak! To był właśnie ten Snape, którego wszyscy znali. Nadal złośliwy i sarkastyczny, ale to już nie było to, co dawniej. – Obaj przeżyliśmy bachorze i tylko to się liczy.
– I teraz oficjalnie Dumbledore może nas obu pocałować w dupę – stwierdził Gryfon.
– Widzę, że ogień nie wypalił ci jednak złośliwości.
– Każdy ma jakieś wady – powiedział, wzruszając ramionami. – Wraca pan do Hogwartu?
– Muszę. Przynajmniej do końca roku. Nie ominie mnie też wyjaśnienie wszystkiego Albusowi.
– Musi pan mu wszystko opowiedzieć?
– Skoro ty nie masz ochoty z nim rozmawiać, to ktoś inny musi to zrobić.
Harry przygryzł lekko dolną wargę.
– Nie chcę z nim rozmawiać, bo mnie okłamał – wyjaśnił. – Miał szansę powiedzieć mi o wszystkim, ale postanowił nadal robić ze mnie głupka. Uznałem wtedy, że jakiekolwiek rozmowy z nim są bezcelowe. To wszystko. Najwyraźniej myślał, że pójdę walczyć jak baranek na rzeź, ale skończyło się bycie posłusznym. Jesteśmy wolni. Obaj.
– To prawda.
Severus ponownie popatrzył na swoje przedramię. Było wolne od mrocznego znaku i co prawda pokryte blizną, ale z tym poradzi sobie któryś z jego eliksirów. Spojrzał po chwili na czoło chłopaka. Blizna w kształcie błyskawicy zniknęła, zastąpiona blizną jak po oparzeniu. Musiał zapamiętać, żeby wysłać chłopakowi odpowiedni eliksirów lub maść, kiedy już je uwarzy. Oczywiście, że przygotował medykamenty dla skrzydła szpitalnego, ale żaden z nich nie był na tyle silny, że poradzić sobie z efektami po świętym ogniu, który wypalił czarną magię.
Kilka minut później zajrzał do nich Kaname i odetchnął, widząc, że obaj się obudzili i mają się świetnie. Severus wzdrygnął się, kiedy do pomieszczenia wpełzła Nagini i zaczęła syczeć. Potter odpowiedział jej w mowie węży. Najwyraźniej nie stracił tej zdolności.
– Powiedziała, że zostanie w świątyni – powiedział Harry. – Voldemort był kimś, kto dał jej jakiś cel w życiu, gdy była bardzo samotna i myślała, że robi dobrze. Chciała się tylko z nami pożegnać.
– Nadal chciałaby nas zaatakować – zauważył Mistrz Eliksirów, kiedy wypełzła z pomieszczenia.
– Oczywiście. Taką ma swoją zwierzęcą naturę i nadal jest gdzieś w niej lojalność względem jej pana. Minie nieco czasu, zanim zacznie ponownie myśleć po swojemu.
– Osobiście mam nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczę. Ma sporo na sumieniu – zauważył starszy czarodziej.
– Jak my wszyscy – powiedział Harry, a Severus stwierdził, że nie może się nie zgodzić.
---
Stała się rzecz niemożliwa. Wyszłam z Empiku, nie kupując niczego...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top