6 - Bleeding paradise

FIGHTING YOONKOOKI :)

(dfbsdfbsdiufdsuifh.spoilergif.dgdfgfghfgh.jpg)

[2700 słów]

~~~~~~~~~~~~~~~~






Jeongguk

Powrót na Olimp w ogóle mnie nie cieszył. Nawet jeżeli zarówno moja mama, jak i reszta bogów, herosów, nimf, muz i ulubieńców bogów radowała się moim przybyciem, ja nie mogłem dzielić z nimi tego szczęścia. Wszystkie ich uśmiechy, kolory i pozytywne uczucia, wydawały się teraz sztuczne. Zwłaszcza gdy na stwierdzenia, że w końcu uwolniłem się od Yoongiego, odpowiadałem że jest on moją największą miłością i cierpię bez niego. Jednak wszyscy woleli udawać, że tego nie słyszą. Że to urok, lub że po prostu boję się inaczej mówić, aby moje słowa nie dotarły do władcy podziemia.

Mama prawie na każdym kroku twierdziła, że pobyt u niego mnie zmienił. Bo już nie lgnąłem do tych samych, zakłamanych twarzy. Nie chciałem spędzać czasu na Olimpie, pośród istot, które nie zasługiwały na wszystko, co otrzymywały od świata. Czasami zdarzało mi się zakładać ciemniejsze szaty niż zazwyczaj, a na mojej twarzy rzadko gościł uśmiech. Nocami opłakiwałem brak bezpiecznych ramion, oplatających się wokół mojego ciała. Zawsze to one zapewniały mnie o tym, że nie mam się czego bać, dając przy tym ciepło. Dlatego nawet tutaj, w miejscu, do którego nigdy nie zawitał chłód, potrafiłem mieć nieprzyjemne dreszcze, jakby owiewał mnie lodowaty wiatr.

Każdy dzień bez niego, był dla mnie jak długie lata. Nie byłem w stanie powrócić do moich poprzednich zajęć, bo wydawały się teraz bezsensowne i niepotrzebne. Zresztą, jako drugi król świata umarłych, powinienem służyć podziemiu. Moje ciało mogło należeć do Ziemi i Olimpu, gdzie czuło się najlepiej, jednak to do ciemności pragnęło powrócić moje serce.

Pierś, na której od kilku miesięcy znajdował się pewien znaczący element, wydawała się pusta. Nigdy nie zawiesiłem na szyi innego naszyjnika, chcąc w tym miejscu gościć jedynie podarunek od ukochanego. Czasami przyłapywałem się na tym, że moja ręka sięgała po niego, aby po prostu upewnić się, że tam jest, jak to miałem w zwyczaju jeszcze w naszym królestwie. Ale za każdym razem musiałem się rozczarować jego brakiem, czując że pustka na mojej piersi idealnie oddaje pustkę w moim sercu, tęskniącą za tą jedną uzupełniającą mnie częścią.

Tylko na spotkania wszystkich bogów przychodziłem regularnie, licząc że zobaczę moją miłość i choć trochę uleczę się jego widokiem i obecnością. Jednak za każdym razem się rozczarowywałem, dowiadując że znów nie został zaproszony, bo jego obecność nie była konieczna. Namjoon chyba specjalnie zadawał mi w ten sposób jeszcze więcej cierpienia, którego nie byłem w stanie ukrywać. Nawet nie chciałem tego robić, pragnąc pokazać im wszystkim jak bardzo tęsknię i pragnę powrócić do mojego prawdziwego domu, który znajdował się przy Yoongim.

Oczywiście moje wizyty na Olimpie nie szły na marne, bo zawsze wykorzystywałem je do przekazania Taehyungowi wiadomości, którą jako jedyny mógł zanieść mojemu ukochanemu. Nie afiszowałem się z tym, ukrywając to przed moją matką. W końcu nawet ona wolała, abym tutaj cierpiał, zapewniając jej towarzystwo, niż był przy swoim małżonku.

Nie spodziewałem się, że przy jednym z tych zebrań wszystkich bogów, czekając na Taehyunga z kolejnym kwiatem w dłoni, zaczepi mnie jeden z ulubieńców Jimina. Dodatkowo nie samymi słowami lub pojawieniem się przy mnie, a nagłym dotykiem na mojej twarzy, bo jego palce przejechały po linii mojej szczęki, pozostawiając w ten sposób na skórze nieprzyjemne mrowienie.

Zaskoczył mnie, zwłaszcza że wpatrywałem się w pary wychodzących bogów z głównej sali, chcąc złapać Taehyunga zanim zniknie. Choć zapewne już się do tego przyzwyczaił, nie odbierając mi możliwości skontaktowania z Yoongim swoim szybkim zniknięciem z Olimpu.

– Witaj, synu Yoony. Cieszę się, że moje oczy mogą radować się twoim pięknem.

Oderwałem lekko zaniepokojone spojrzenie od wysokiego, białego korytarza, który zdobiły rzeźby i kolumny, aby przenieść je na twarz Seokjina. Mężczyzna wyróżniał się swoją urodą. Był nawet piękniejszy od niektórych bogów i ich dzieci. Ale nigdy mnie tym do siebie nie przyciągnął, bo doskonale wiedziałem jak bardzo jest próżny i zakochany w sobie.

Odsunąłem się powoli od jego ręki, uniemożliwiając mu ponowne dotknięcie mojej twarzy. A moje zmęczone i może nieco smutne spojrzenie szybko uciekło od jego oczu.

– Witaj, Seokjinie. Ciebie również miło widzieć – stwierdziłem, choć w moim głosie nie było żadnego entuzjazmu. Raczej powiedziałem to tak, jak gdyby mnie do tego przymusili. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, dlatego już szukałem wymówki, aby od niego uciec.

– Czy coś się stało, piękny chłopcze? Nie cieszysz się z naszego spotkania?

Nie chciałem być niemiły, milcząc przez chwilę, aby nie powiedzieć mu prawdy. Wolałem ograniczyć się do tych najszczerszych i najmocniejszych uczuć, które poniekąd unikną odpowiadania na jego pytania.

– Powinienem być teraz na Ziemi. Nie wiem po co tu przyszedłem – wyszeptałem, wpatrując się już w swoje ręce, których palce delikatnie dotykały przyniesiony dla Yoongiego kwiat. Cały poranek szukałem najpiękniejszego ze wszystkich łąk, a moi przyjaciele, widząc jak mnie do uszczęśliwiło, chętnie mi w tym pomagali.

– Moim zdaniem to bardzo dobrze, że zjawiłeś się na Olimpie. Dzięki temu mogę cię spotkać – zauważył, znowu mnie zaskakując, bo nie sądziłem, że jeszcze ktokolwiek poza Yoongim będzie mi mówił takie rzeczy. Zwłaszcza po mojej nieobecności i małżeństwie z nim. – Chodź ze mną. Namjoon chce cię widzieć – dodał, wskazując w jedną ze stron, na co popatrzyłem na niego niepewnie.

– Namjoon? – powtórzyłem.

Ale dlaczego? Coś zrobiłem?

Trochę niechętnie ruszyłem zaraz za Seokjinem, bo w moim sercu pojawiła się iskierka nadziei na spotkanie Yoongiego lub umożliwienie mi tego, skoro miałem być zabrany aż do boga wszystkich bogów. Ale nie byłem też głupi. Przecież Seokjin nigdy by się nie pofatygował o przekazanie mi tego, szczególnie że miał do mnie inne podejście niż do reszty bogów i herosów.

Namjoon jeszcze przez chwilę zajęty był rozmową z Somi, która słuchała go w skupieniu, choć między jej brwiami pojawiła się dość groźna zmarszczka. I dopiero gdy Namjoon, widząc nas, odesłał ją do siebie, bogini uspokoiła się, posyłając mi tylko niewielki uśmiech, którego nie byłem w stanie odwzajemnić, za późno to zauważając i będąc zbyt pogrążony we własnych myślach.

– Widzę, że postawiłeś na swoim, Seokjinie – przywitał go Namjoon takimi słowami, przez co byłem jeszcze bardziej zdezorientowany.

– Owszem. A ty już doskonale wiesz dlaczego – stwierdził stojący przy mnie ulubieniec bogów, na co mój ojciec westchnął, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. Od razu rozpoznałem ten wzrok. Nie zapowiadał dobrych wieści, bo ostatni raz, gdy tak na mnie patrzył, oznajmiał mi, że nie skróci miesięcy mojej rozłąki z ukochanym. Czy znów chciał mi w jakiś sposób złamać serce?

– Jeongguk, podjąłem decyzję, że w czasie twojego przebywania na Ziemi, Seokjin będzie twoim partnerem. Zastąpi ci w ten sposób tęsknotę za Yoongim – zadecydował, początkowo jakby się tym jeszcze przejmując i żałując takiej ingerencji w moje życie. Ale gdy pod koniec ktoś go zawołał, prosząc o natychmiastowe przyjście, ta maska udawanej troski opadła, pokazując że tak naprawdę jestem tylko jego kolejnym, ginącym w tłumie dzieckiem, które ma się dostosować do takich decyzji.

– Ojcze? Nie! Proszę! Nie chcę! – Moją pierwszą reakcją od razu był lekki bunt i podniesienie głosu, bo kiedy się odezwałem Namjoon już od nas odchodził szybkim krokiem.

Niestety nie zwrócił uwagi na moje słowa, dlatego nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Jak to odebrać i jak z czymś takim żyć? Należę tylko do Yoongiego, to z nim chciałbym dzielić całą wieczność, to przy nim chciałbym przebywać, nigdy nie opuszczając naszego królestwa. Nie skarżyłem się na to, nie mówiłem nikomu, że nie potrafię sobie z tym poradzić i kogoś potrzebuję. Więc dlaczego Namjoon oddał mnie Seokjinowi? Dlaczego...

Początkowo byłem smutny, wpatrując się zatrwożony w podłogę, przez co nie zauważyłem jak mój towarzysz zbliża się do mnie, obejmując zaraz w pasie.

– Nie przejmuj się. Yoongi o niczym się nie dowie. Twoja matka też się zgodziła. Może nawet nie będziesz musiał wracać do podziemi – stwierdził, prosto w moją szyję, którą zaraz ucałował, sprawiając w ten sposób, że natychmiast go odepchnąłem. Bo nie był to ani trochę przyjemny gest. A to, co powiedział, jeszcze bardziej mnie zraniło.

– Nie! Seokjin, dlaczego mi to zrobiłeś? – zapytałem drżącym, ale i podniesionym głosem, zaczynając się stąd wycofywać, aby już nie mógł mnie dotknąć z zaskoczenia. Moje oczy wpatrywały się w niego, kumulując w sobie cały żal i powoli narastającą złość. A usta chciały krzyczeć, nie przestając dopytywać dlaczego mi to zrobił.

– Twoja matka już dawno mi ciebie obiecała. Ale Namjoon pokrzyżował nasze plany. Musiałem coś zrobić, by cię odzyskać. Nic się nie martw. Będzie ci ze mną dobrze – oznajmił ze złośliwym uśmiechem, na co przestałem przez chwilę oddychać.

– Jesteście... okrutni. Wszyscy! Mama, tata, ty, a nawet Yoongi. Chcecie tylko zadowolić własne pragnienia. Kosztem mojego szczęścia. – Czułem jak w moich oczach zaczynają zbierać się już łzy, a serce ponownie pęka, zmuszając do szybkiego przeniesienia dłoni na tors, aby przycisnąć do niego rękę, bo nie potrafiłem poradzić sobie z tym bólem.

Mogłem się oszukiwać, że każda taka decyzja była dla mojego dobra. Ale oddanie mnie najpierw w ręce boga, który jest całkowitym przeciwieństwem wszystkiego co kocham, by jak tylko się do tego przyzwyczaję i nauczę się to miłować, rzucić mnie w ramiona osoby, z którą nigdy nie chciałem mieć większej styczności, było okrutne. Wbijanie przez nich kolejnych ostrzy w moje serce było okrutne.

– Nie przesadzaj. Każdy chce cię uszczęśliwić. Z wyjątkiem Yoongiego. On chciał cię tylko dla własnych uciech – stwierdził, oczywiście nie widząc w tym swojej winy, ani tej mojej matki, czy mojego ojca. Jednak w tej chwili nie miałem sił na mydlenie mi oczu i wmawianie czegoś takiego. A przez złość i ból, nie byłem w stanie zatrzymać dla siebie kolejnych słów.

– Nikomu nie zależy na moim szczęściu. Chociaż mnie nie okłamujcie... Nie chcę żadnego kochanka, Seokjinie. Chcę... być sam. Dopóki nie wrócę do swojego małżonka – oznajmiłem mu, zaraz się odwracając, aby przenieść jak najszybciej na Ziemię i ukryć gdzieś pośród łąk, z dala od ich kłamstw i udawanej troski. Jednak to nie było takie łatwe. Nadal nie miałem swojej magii, więc tylko z jednego miejsca na Olimpie mógłbym przenieść się na dół, a Seokjin raczej nie miał zamiaru mi na to pozwolić.

– Nie tak szybko. Teraz idziesz ze mną – powiedział, a gdy poczułem jak łapie moją dłoń, zaraz przenieśliśmy się do jakiegoś pomieszczenia. A po, łóżku tuż u moich stóp, zrozumiałem, że blondyn zabrał nas do siebie.

Nie miałem nawet okazji ruszyć choćby dłonią, bo jego ręce zaraz mnie skrępowały, przytrzymując mocno, gdy usta powróciły do szyi, nie ograniczając się już do jednego pocałunku, a pragnąc mi zapewnić czułości, których nie chciałem.

Krzyczałem, szamocząc się i starając mu wyrwać. Ale moja siła była niczym, przy magii jaką obdarowali go bogowie. Mogłem tylko się poddać, zaczynając zalewać łzami, gdy jego ręce dotykały moje ciało, rozbierając je. I nawet jeśli z zewnątrz wydawałem się w tej chwili całkowicie bezbronny, w duszy krzyczałem jak bardzo ich wszystkich nienawidzę, mając ochotę zranić tak bardzo, jak oni ranili mnie. Odsyłając do zimnego i ciemnego królestwa, zabierając od ukochanego, aby zaraz po tym oddać prawie obcej mi osobie, do której niczego nie czułem.

***

Miałem ochotę stąd zniknąć. Choć wszyscy bogowie, żyjący wiecznie, nigdy nie chcieli opuszczać Olimpu i Ziemi, ja nie widziałem już sensu w dzieleniu z nimi tej wieczności. Nie kiedy po moich policzkach nie przestawały płynąć łzy. A serce zostało po prostu rozerwane na strzępy.

Nie wzywałem pomocy, bo nie czułem, aby którakolwiek z istot, która zarzekała się, że mnie kocha, zechciała lub mogła mnie uratować. Mama, ziemscy przyjaciele, a nawet Yoongi. Przez wszystkich zostałem w jakiś sposób wykorzystany lub niedopilnowany. Wszyscy patrzyli tylko na swoje potrzeby i zachcianki, a zgwałcenie mnie przez Seokjina tylko to podkreśliło, pokazując że jestem nic niewartą zabawką w ich rękach. Tak się właśnie czułem, nie mogąc z tego otrząsnąć i jeszcze na dłuższą chwilę chowając pod poduszką i kołdrą. Pozwalałem płynąć swoim łzom, nie zważając na siedzącego przy mnie blondyna, który tuż po dojściu zajął się sobą, dając mi spokój. Poniekąd liczyłem na to, że ten stosunek zapisze się na liście moich grzechów. Że Yoongi to zobaczy i mi pomoże. Ale to nie był mój grzech, a mój małżonek i tak raczej nie naraziłby się na przybycie na Olimp bez wcześniejszego wezwania. Dlatego byłem z tym sam. Całkowicie sam.

– Jesteś potworem, Seokjin. Największym z nich wszystkich – wymruczałem, czując jak mój smutek i ból zamieniają się powoli w złość, dlatego nawet pomimo przebywania pod nakryciem i poduszką, mój osąd na pewno do niego dotarł.

– Skąd takie ostre słowa, Jeongguk? Nie było ci ze mną dobrze? Ponoć jestem równe dobrym kochankiem co Jimin i Kai. Gdybyś tylko trochę się rozluźnił i przestał beczeć, na pewno byś to docenił – tłumaczył się, sprawiając takimi słowami, że aż zacisnąłem pięść, biorąc głęboki oddech i powoli wysuwając głowę spod poduszki. Zaczynało się we mnie gotować i czułem, że zaraz wybuchnę, będąc skłonny nawet go uszkodzić.

– Nie jesteś – warknąłem. – Jeszcze z nikim nie było mi tak źle jak z tobą.

– Zmienisz zdanie, gdy zaczniesz się trochę angażować w zabawę, a nie będziesz leżał jak kłoda.

– Zmienię zdanie, kiedy odzyskam swoją moc i się za to zemszczę – obiecałem, podrywając się już do góry i łapiąc swoją szatę. Nie sądziłem, aby mama była skłonna oddać mi całą magię, ale może otrzymam jej choć tyle, aby go ukarać i sprawić, by trzymał się ode mnie z daleka. Nie obchodziło mnie w tej chwili zdanie Namjoona na ten temat. Byłem po prostu wściekły, nie myśląc o konsekwencjach takiego czynu. – Nie wrócę tu. Nigdy więcej. – Moje ciało w końcu zostało okryte przez cienką warstwę materiału, która oddała mi choć trochę godności, odebranej przez Seokjina. Otuliłem się nim mocno, ukrywając przed jego spojrzeniem, które i tak na pewno nie było już skierowane na mnie. Seokjin wolał wpatrywać się w swoje odbicie w lusterku, co jak najbardziej mi odpowiadało.

– Nie możesz wyjść beze mnie poza nasz dom. Twoja matka nałożyła na ciebie czar, by ten idiota – władca podziemia, nie mógł cię znowu porwać – oznajmił mi zadowolony blondyn, a mi znowu zaczynało się robić słabo. – Jesteś mój przez dwie-trzecie roku i tylko Yoona może cię tu odwiedzać.

Dwie-trzecie roku? Z NIM?! To z Yoongim powinienem tyle przebywać. To z nim powinienem dzielić pocałunki i łoże. To z nim powinienem dzielić całe życie...

– To nie jest mój dom. I nie jestem twój! – wykrzyknąłem, patrząc na niego zły i natrafiając na jego niechętne spojrzenie. Chyba nie spodziewał się, że będę protestował. Ale najwyraźniej żaden z bogów i przebywających tu istot, nie potrafiła zauważyć, że nie jestem ugodowy, uległy i potulny jak baranek.

– Owszem, jesteś. Twój ojciec jest bardzo skory do oddawania cię innym w opiekę, ale to twoja matka ma decydujący głos – stwierdził, chcąc mnie chyba jeszcze bardziej tym dobić, pokazując jak traktują mnie najbliżsi.

– Nie mogłeś zapragnąć kogoś innego? Nie mogłeś? – zacząłem dopytywać z lekkim żalem i wyrzutem, nie patrząc już na niego, bo nie byłem w stanie dłużej tego robić.

– Patrząc na twoje zachowanie, to zaczynam żałować wyboru – mruknął, już lekko zirytowany, co w tej chwili niezbyt mnie obchodziło. Jeżeli zaczynałem go denerwować, może jednak poprosi Namjoona o zmianę decyzji. Bo chyba moje zdanie w ogóle się dla niego nie liczyło. – Ale spokojnie. Jeśli mi nie będziesz wystarczał, to znajdę sobie innych kochanków na jedną noc – dodał jak gdyby miało mnie to ruszyć i może nawet zasmucić.

– Znajdź i zostaw mnie w spokoju. – Szybko dokończyłem zawiązywanie swojej szaty, poprawiając się na szybko i już zaczynając kierować do innego pomieszczenia, aby po prostu nie przebywać obok niego.

– Chciałbyś. Jesteś teraz mój. – To przypomnienie, wraz z bezczelnym śmiechem, sprawiło że przygryzłem wargi, uciekając w jeden z kątów jakiegoś pokoju z kanapami i rzeźbami Seokjina. Miałem ochotę się gdzieś ukryć, nie wyobrażając życia z nim. Nie wyobrażając oglądania codziennie jego twarzy i słuchania jego głosu. Nawet do Yoongiego, tuż po porwaniu, nie czułem aż takiej niechęci. Może dlatego, że mój ukochany dał mi czas, na nic nie nalegał i na nic nie liczył. Kiedy Seokjin od razu wziął ode mnie wszystko, czego chciał, nie zostawiając z niczym i zamykając w jeszcze mniejszej klatce niż Yoongi, w której czułem, że się uduszę. Ale może właśnie tak musiałem spędzić swoją wieczność? Tęskniąc, cierpiąc i mając przy sobie cały czas jakąś istotę, choć tak naprawdę będąc sam? Może się do tego przyzwyczaję. A może w końcu ucieknę, ukrywając się przed nimi wszystkimi, czując że moje serce kiedyś tego nie wytrzyma, za bardzo chcąc pozostać przy jedynej osobie, którą szczerze kocham? Już i tak nie mogłem go poskładać, więc nie sądziłem, abym potrafił spędzić tak całą wieczność. Nie bez mojej ciemności, do której tak się rwałem. Nie bez lekkiego chłodu, do którego byłem już przyzwyczajony. I nie bez mojego małżonka, spajającego moje popękane serce. Bo Olimp nie był już moim domem i nikt tutaj nie był mi tak bliski jak Yoongi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top