3 - Two sides of the same coin

[6300 słów]

~~~~~~~~~~~~~




Jeongguk

Przez większość czasu było po prostu beznadziejnie. Nadał byłem zły o to porwanie. Nadal na niego krzyczałem, czasami płacząc z dala od jego oczu. Tęskniłem za moim prawdziwym domem, nie uznając za niego tych murów. Wszystko było tu dla mnie obce, zimne i nieprzyjazne. Nie było moje. Nie pasowało do mojej duszy. Tak samo jak mój „małżonek".

Nie zamierzałem spać z nim w jego komnacie, już pierwszego dnia pobytu tutaj, przenosząc się do jakiegokolwiek innego pomieszczenia z łożem. Yoongi chyba się tego spodziewał, bo na nic nie nalegał, nie nakazując mi również z nim spać. W sumie nie robił niczego, o czymś pomyślałem, kiedy mnie tu zabrał. Bo nie zmusił mnie do seksu. Nawet nie dotykał. A kiedy zdarzało mu się to zrobić, widząc że się od niego odsuwam, od razu z tym zaprzestawał.

Pomimo mojego uporu i tęsknoty, mężczyzna się nie poddawał, starając mną opiekować, nawet jeżeli nigdy nie usłyszał za to zwykłego: „Dziękuję". Ale nie widziałem sensu w dziękowaniu za cokolwiek porywaczowi. Mógł mi przynosić kolejne przepiękne ozdoby, wypełniające moje szkatuły. Nieco ponure kwiaty, które możliwe, że przynosił mi z Ziemi, i zabierając je do tego świata, zasmucał na tyle, aby tak jak ja, zmieniały swoje kolory, swoje wnętrze i uczucia. Razem płakaliśmy w tej krainie, chcąc aby nas stąd zabrano i przywrócono przyrodzie na Ziemi. Razem umieraliśmy, kiedy przyszła na to pora. A po jakimś czasie razem zaczęliśmy przyzwyczajać się do tego miejsca.

Oszalałbym z nudów, gdybym nie zaczął przyglądać się pracy Yoongiego. Robiłem to po kryjomu, czasami czając się w holach lub na balkonach zamku, patrząc jak przyjmuje kolejne dusze, decydując o ich dalszym losie. Drugi tron zawsze był w takich momentach pusty. I zastanawiałem się, czy zawsze tam był, czy może pojawił się dopiero wtedy, kiedy zaczął o mnie starać, po prostu wiedząc, że w końcu skuszę się na którąś z ozdób. Podarowany naszyjnik oczywiście nigdy nie opuszczał mojej piersi, zazwyczaj będąc jedynie ukryty pod czarnymi szatami. Nie mogłem go zdjąć, mogąc jedynie dołączyć do niego jakąś biżuterię. Choć nie chciałem tego robić. Żaden wręczony mi przez niego prezent, nie pasował do strojów, które musiałem nosić. Więc nie widziałem w tym sensu.

Holly był chyba moim jedynym rozmówcą tutaj. Bo nawet jeżeli mi nie odpowiadał, reagując tylko na poszczególne słowa i pokazując, że się smuci albo cieszy nimi, jego obecność nie denerwowała mnie tak, jak ta Yoongiego. Już i tak wystarczyło, że byłem zmuszony do jadania z nim trzech posiłków dziennie. I musiałem znosić jego kolejne wizyty w mojej komnacie, kiedy przynosił mi prezenty lub upewniał się, że nie robię jakichś głupstw, chodząc na bosaka lub półnago.

Minął chyba miesiąc. A może dwa. I nic nie zmieniało się w moim życiu. Może jedynie kolor moich włosów jeszcze bardziej pociemniał, nie widząc słońca. Z wiśniowego zamieniał się w rubinowi, jakby dopasowując do tej krainy. Dlatego powoli przemogłem się, zaczynając nosić czerwone spinki z pięknymi kamieniami i sztucznymi kwiatami, którymi upinałem włosy. Czasami pozwalałem sobie przyozdobić swoje dłonie, zakładając srebrne pierścienie z delikatnymi elementami kwiatów lub piór, oplatających się wokół moich palców. Z każdym tygodniem miałem tego coraz więcej, ciesząc się z pokaźnej kolekcji, której nie odbierałem jako prezenty, a jako zadośćuczynienie za wyrządzoną mi krzywdę. Chciałem też uśmiechać się chociaż wtedy, gdy przeglądałem się w lustrze, widząc że ciemność, przynajmniej urody nie zdołała mi odebrać, podkreślając ją dodatkowo bogactwami podziemia.

Jak zwykle o tej porze, zajmowałem się swoim ulubionym zajęciem na nudę, czyli segregowaniem biżuterii przy oknie. Mogłem stąd oglądać w międzyczasie całe miasteczko umarłych, czy jak to Yoongi nazywał – Pola Elizejskie. Byłem ciekawy jak to wygląda z bliska, ale nigdy nie ośmieliłem się tam zbliżyć.

Nagłe wtargnięcie czarnowłosego boga do mojej komnaty, nawet mnie nie zaskoczyło. Już się do tego przyzwyczaiłem, bo często składał mi wizyty, aby chociaż upewnić się, że nadal tu jestem.

– Mam coś dla ciebie, mój piękny – powiedział na wstępie, rzucając coś na moje łóżko, na które przeniosłem powoli spojrzenie. To raczej nie mogła być biżuteria, bo wszelkie ozdoby dostawałem do ręki. Dlatego kiedy zrozumiałem co to takiego, szybko odłożyłem trzymane kolczyki, podrywając się do góry.

Pięć wielobarwnych i różnorodnych szat, spoczywało na mojej pościeli, sprawiając że nie mogłem się temu nadziwić.

– Zielony! I błękitny! Brzoskwiniowy! I złoty! – wymieniłem kilka z tych kolorów, szczęśliwy, podbiegając do leżących strojów, aby zaraz złapać jeden z nich. Wszystkie miały jakieś przepiękne elementy, przez które nie mogłem się zdecydować, którą miałbym założyć jako pierwszą.

Błękitna była bardziej tradycyjna, posiadając granatowe zakończenia na rozłożystych rękawach, tak samo jak na ramionach i przez połowę jej długości – od pasa w dół. Przypominała raczej suknię księcia lub księżniczki, czym chyba Yoongi kazał podkreślić moją nową pozycję? I już wyobrażałem sobie jaką biżuterię mógłbym do niej dobrać.

Choć biała, z wyszytymi kwiatami na rękawach, w odcieniach różu. Ze szkarłatnym pasem wokół talii, podtrzymującym ją, i rozkloszowanym dołem, była dla mnie równie śliczna jak ta błękitna.

Zielona, z odsłoniętymi ramionami, a zarazem długimi rękawami, na pewno pomagającym mojemu ciału utrzymać ciepło, posiadała natomiast białe, kwieciste zdobienia na piersi i fragmencie bardziej luźnego dołu. A złota, tak jak ta błękitna, znów przywoływała na myśl kogoś z rodziny królewskiej. I pomimo samych złotych zdobień, była dość subtelna i delikatna, idealnie pasująca do mojej urody.

Brzoskwiniowa miała lekkie wcięcie w dekolcie, co od razu mi się spodobało, bo nie wiem czy Yoongi zauważył, ale lubiłem odkrywać swoje ciało. Lecz to nie na nią się teraz zdecydowałem, pozostając przy tej, którą trzymałem, czyli przy białej.

Z uśmiechem odłożyłem ją na chwilę do reszty strojów, od razu zaczynając zsuwać ze swoich ramion ciemną szatę, aby bez skrępowania przebrać się przy Yoongim. Choć kiedy odsłoniłem tylko swoją klatkę piersiową, o czymś sobie przypomniałem, przenosząc na niego swój wzrok.

– Pstryknij palcami i przebierz mnie – rozkazałem poniekąd, wpatrując się w jego ciemne oczy, które pomimo moich słów były spokojne i może nawet lekko się świeciły. Kai, bóg miłości i namiętności seksualnej, nie raz mówił mi co takie spojrzenie oznacza, kiedy piękne stworzenie odsłoni swoje ciało lub po prostu się komuś podoba. Wiedziałem, że to prawda w przypadku Yoongiego, szczególnie gdy nie miałem oporów się przed nim obnażać. W końcu powstrzymywał się przed dotykaniem mnie, dlatego byłem bezpieczny i mogłem się z nim podroczyć. Zwłaszcza gdy zacząłem zauważać, ile traciłem złoszcząc się na niego. Yoongi nie był okrutnym bogiem. Nawet się nie gniewał, nie potrafiąc znieść tylko tych najgorszych dusz, zasługujących na Tartar, i niektórych demonów i innych stworów. Do mnie miał cierpliwość. Od samego początku. A w dodatku od razu uczynił mnie drugim władcą świata umarłych. Przez cały ten czas obdarowywał najpiękniejszymi ozdobami, starając się mnie uszczęśliwić. A teraz postarał się o sprezentowanie mi tak cudownych strojów.

Bogowie i śmiertelnicy byli ślepi na jego dobro, woląc uznać za tego najstraszniejszego i niepożądanego boga. I musiałem przyznać, że nigdy wcześniej nie przyglądałem mu się tak, jak powinienem. Yoongi był przystojny. W sumie przystojny to mało powiedziane. Gdyby zajął miejsce Namjoona, na pewno miałby o wiele więcej adoratorów i adoratorek od niego. W tym może nawet mnie. Bo byłem naprawdę ciekawy co skrywa pod tymi szatami, skoro ma tak przystojną twarz i przepiękne dłonie.

Chyba też wpatrywałem się w niego trochę za długo, na szczęście otrzepując się z tego w samą porę, aby usłyszeć odpowiedź na mój rozkaz.

– Mój piękny, jeżeli pstryknę palcami, to tylko po to, by cię rozebrać. Mogę się odwrócić – oznajmił rozbawiony, co w sumie rozumiałem, ale i tak wolałem wymyślić układ, który spasuje naszej dwójce.

– To mnie rozbierz. Ale później ubierz. Ty nacieszysz się widokiem, a ja nie będę musiał się męczyć – zaproponowałem, chyba po raz pierwszy posyłając mu tak szczery uśmiech. Ale nie mogłem się temu dziwić, skoro nie miałem tu nikogo poza nim i Hollym. A Holly był dodatkowo zwierzęciem.

Dobrze pamiętałem jak zazwyczaj czarował Yoongi, dlatego jego dłoń zaraz została złapana przez obydwie moje. A te chude i długie palce, starałem się zmusić do współpracy, próbując nimi pstryknąć. Moje dłonie, z lekko przydługawymi paznokciami i kilka delikatnymi pierścionkami, wyglądały naprawdę nietypowo przy tych jego – męskich i większych od moich. Dodatkowo jego rękę zdobiły sygnety, z granatowymi kamieniami i jakimś symbolem, którego nie rozpoznawałem.

Nie musiałem się z tym długo zmagać, chyba tym nagłym dotykiem przekonując go do spełnienia mojej prośby, bo zaraz sam nimi pstryknął, a toga, którą jeszcze przed chwilą trzymałem, już znajdowała się na moim ciele, zamieniając poprzednią ponurą szatę.

– Proszę. Podoba ci się? Specjalnie dla ciebie sprowadziłem najlepsze materiały z Ziemi – oznajmił, gdy już go puściłem, aby okręcić się wokół własnej osi, przygładzając przyjemny w dotyku materiał. Nie mogłem się powstrzymać, aby zaraz nie dobiec też do lustra, przyglądając się swojemu odbiciu, które w końcu przypominało Jeongguka z Olimpu i Ziemi.

– Są bardzo ładne. Dziękuję. – Jeszcze ani razu od pojawienia się tutaj, nie użyłem tego słowa. Nawet sobie nie wyobrażałem, że miałbym skierować to do Yoongiego. A teraz, widząc jego starania, wiedziałem, że na to zasłużył. W końcu wyglądałem przepięknie. I tak też się czułem. Brakowało mi do tego tylko jednego elementu...

Trochę z rozpędu, a trochę z przyzwyczajenia, przeleciałem ręką nad głową, licząc że stanie się to, o czym pomyślałem. Niestety musiałem się rozczarować, natychmiast spuszczając wzrok na podłogę, bo zapomniałem gdzie się znajduję, i że nie mam swojej magii.

Nagły dotyk na moim policzku, głównie przez swoją temperaturę sprawił, że lekko się wzdrygnąłem. Nie byłem przyzwyczajony do takiego chłodu. Nawet moje dłonie czasami potrafiły mnie zaskoczyć, kiedy przyłożyłem je do buzi, nie myśląc o tym.

Szybko się jednak poprawiłem, lekko przysuwając do ręki Yoongiego, która starała się ująć moją twarz. Chyba pierwszy raz zareagowałem w ten sposób na jego bliskość, zawsze ją odrzucając. Ale zaczynałem się czuć tak samotny, że byłem w stanie wybaczyć mu wszystko, byleby tylko okazał mi jakieś uczucia.

– Co się stało, mój piękny? – Delikatny i niski głos, miło pieścił moje zmysły. Pozwoliłem sobie przymknąć oczy, gdy jego dłoń gładziła mój policzek. Miałem ochotę się wtulić, ukrywając w jego ramionach i pozwalając sobie w końcu na płacz, którego nie ukrywałbym w czterech ścianach mojej komnaty. Pragnąłem być pocieszony. Pragnąłem usłyszeć, że ktoś mnie potrzebuje i mnie kocha, bo tak bardzo za tym tęskniłem.

Yoongi po swojemu zinterpretował moje zachowanie, przelatując drugą dłonią nad moją głową i sprawiając, że nie musiałem już gmerać przy swoich włosach, które automatycznie się ułożyły.

Zerknąłem na swoje odbicie, widząc w nim zasmuconego chłopca, który wyglądał w końcu idealnie. Ale pomimo całej tej otoczki, jego oczy skrywały smutek, którego nawet delikatny dotyk Yoongiego nie mógł się pozbyć.

– Nie ma tu żadnych kwiatów. Nie mogę upleść sobie wianka, a moja magia... mama ją chroni, abym nie robił żadnych głupstw – podzieliłem się z nim swoim problemem, który zapewne dla niego i postronnych osób, byłby błahy i godny wyśmiania, ale nikt raczej nie rozumiał jak bardzo cenię sobie te piękne rośliny.

– Podzielę się z tobą moją magią. A jeśli tylko chcesz, pokażę ci resztki starych Pól Elizejskich, gdzie rosną kwiaty – zaproponował, posyłając mi łagodny uśmiech, w który przez chwilę się wpatrywałem, uświadamiając sobie jak blisko siebie byliśmy. – Jednak oczekuję, że w końcu zaczniesz pełnić swoje obowiązki – dodał, trochę psując cały klimat, dlatego uciekłem od niego obrobię, spodziewając się, że nie dostanę niczego za darmo.

– Dobrze. Wyślę wszystkie dusze do Tartaru i po kłopocie – stwierdziłem z nieco niegrzecznym uśmiechem, poprawiając swoje kolczyki i wpatrując się w odbicie Yoongiego, który po raz kolejny załamał się moim podejściem do jego „poważnych obowiązków". Może niech on spróbuje zajmować się moimi łąkami chociaż przez tydzień?

– Niesprawiedliwy wyrok ciebie również tam sprowadzi.

Pff.

Przewróciłem oczami, ponownie się odwracając, aby złapać go za rękę. Znów po raz pierwszy byłem przy nim tak odważny i szczodry w każdym geście. A mężczyzna wydawał się cieszyć tą bliskością, odpowiadając na mój delikatny uścisk dłoni.

– Nie pozwolisz na to. Prawda? – zapytałem, wiedząc że nie pozwoli mnie nigdzie zabrać. Zwłaszcza po tym, jak zacząłem się do niego trochę przekonywać. – Zabierzesz nas teraz do kwiatów? – poprosiłem, nie odwracając spojrzenia od jego oczu, które chyba lubiły patrzeć w te moje – koloru bezchmurnego nieba. Wzrok Yoongiego przywodził raczej na myśl najciemniejszą noc, pełną gwiazd, w których na pewno bym się zakochał, gdyby próbowały mnie uwieść o odpowiedniej porze i w odpowiedni sposób. Teraz potrzebowałem na to czasu. Choć zauważałem, że z każdą chwilą i dotykiem, wszystko się powoli zmieniało.

– To nie zależy ode mnie. To prawo tego miejsca – pouczył mnie, w co nie wierzyłem. Skoro bardzo mu na mnie zależało, raczej wyciągnąłby mnie nawet z Tartaru, aby tylko mieć przy sobie. Widziałem to w tych oczach. I w sposobie, w jaki trzymał moją dłoń. Jak gdyby już nie chciał pozwolić mi od siebie odejść.

Jednak trzymająca mnie ręka, przeniosła się po tych słowach na moją talię. Ruszyliśmy do wyjścia z zamku, a serce nieco mi przyspieszyło, podekscytowane możliwością ponownego ujrzenia moich piękności. Yoongi mnie nie pospieszał, to raczej ja jego do tego zmuszałem, ciągle wyrywając się do przodu.

Minęliśmy śpiącego Holly'ego, a później całe miasteczko umarłych. I nie wiem ile dokładnie kroczyliśmy przez zwykłą ciemność, ale w końcu coś się pojawiło na horyzoncie przed nami. I aż wyrwałem się do przodu, gdy moje oczy wyłapały fragment zielonych pól, z kwiatami i topolami. Może nie były tak wesołe i barwne jak na Ziemi, ale nadal były piękne i ŻYWE.

Zostawiłem ciemnowłosego w tyle, chcąc jak najszybciej znaleźć się na tej łące. A przez moje szybko bijące serce i uśmiech na twarzy, mając już styczność z moimi ślicznościami, sprawiłem że prawie cały ten fragment pola, zaczął rozjaśniać się moją magią. Nie miałem nad tym żadnej kontroli. Wystarczyło, że byłem szczęśliwy i znajdowałem się w miejscu, które kocham, lub po prostu tęskniłem za tym co kocham, a moja energia się uruchamiała, pokazując wszystkim wokół jak bardzo jestem szczęśliwy lub smutny.

Przebiegłem większy fragment tego pola, śmiejąc się wesoło i już nawet nie przejmując chłodem, który owiał przez to moje ciało. Bo powoli zaczynałem się do niego przyzwyczajać.

Wolałem skupić się zaraz na zrywaniu najładniejszych kwiatów, tuż po zajęciu miejsca na trawie, siadając na swoich piętach. Yoongi chyba postanowił dać mi chwilę, abym mógł się tym nacieszyć, obserwując tylko z pewnej odległości jak moje ręce już zaczynają sprawnie tworzyć wianek. I dopiero gdy byłem w połowie ukończenia swojej pracy, władca krainy umarłych, ponownie do mnie przemówił.

– Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent.

Moje oczy podniosły się na niego, zauważając że nie stoi już tak daleko, jak poprzednio. Bo zaczął tworzyć małą, ognistą kulę, tuż nad moją głową. Przyglądałem się jej uważnie, nie rozumiejąc co to takiego.

– Mówiłeś, że boisz się ciemności. Będzie ci ją zawsze rozświetlać i nigdy nie zrobi krzywdy – wytłumaczył, gdy kula zatrzymała się tuż przy mojej głowie, faktycznie rozświetlając wszystko wokół. Jeszcze lepiej widziałem splecione w swojej dłoni kwiaty, nie musząc tworzyć niektórych kombinacji na oślep. A lekko przyciemniona twarz Yoongiego, której jeszcze przed chwilą nie mogłem zobaczyć, była ładnie oświetlona, pozwalając mi przyjrzeć się jego pięknu.

Naprawdę nie chcesz mi podarować czegoś innego? Tylko rzeczy materialne i magiczne?

Nie ośmieliłem się powiedzieć tego na głos, zachowując takie myśli dla siebie. Wolałem skupić się na nowej towarzyszce, wyciągając do niej jedną z dłoni, aby zauważyć, że nie pozwala się dotknąć, od razu przy tym cofając. Oczywiście nie poddałem się tuż po pierwszym podejściu i jeszcze zrobiłem to kilka razy, przyglądając jej zafascynowany.

– Dziękuję, Yoongi. Myślałem, że tego nie zapamiętasz – zwróciłem się ponownie do władcy podziemia, naprawdę nie spodziewając się, że w ogóle wziął sobie moje słowa do serca. Zwłaszcza że mówiłem to w przypływie złości i kilka miesięcy temu.

– Eksperymentowałem trochę, by to stworzyć. Wybacz, że zajęło mi to tyle czasu – poprosił, niestety zaraz do tego dodając: – Znasz drogę do domu. Ja muszę wrócić do obowiązków.

W przypływie dość negatywnych emocji na taką informację, już otworzyłem buzię, chcąc powiedzieć, aby zaczekał i mnie nie zostawiał. Jednak trochę się tego bałem, przygryzając od razu wargę, aby nie odezwać. Bo co jeśli zapyta mnie dlaczego chcę jego towarzystwa? Powinienem przyznać się, że lubię patrzeć w jego oczy? I zmuszać do choćby minimalnego kontaktu fizycznego? Nie mogłem tego zrobić. Chciałem być subtelny we wszystkich gestach. Dlatego pozostałem tutaj sam, dokańczając powoli swój wianek i czując jak samotność zaczyna ze mnie kpić i drwić, śmiejąc się ze wszystkich uczuć, których nie umiałem nazwać, i do których nie chciałem się przyznać.

Wystarczyło, abym stworzył sobie moją ulubioną koronę, zakładając ją na głowę, a wraz z ognistą kulą, udałem się poszukać Yoongiego. Nie ze względu na moje myśli, a na to, co mu obiecałem. Musiałem uczyć się „swoich obowiązków". I to właśnie tym zacząłem się dzisiaj zajmować.

Yoongiego ucieszyła moja gotowość do działania. Choć nie rozumiałem czego się spodziewał, nie dając mi tutaj innego zajęcia i kusząc mnie codziennie swoim uśmiechem i miłymi gestami.

Wykorzystywałem te kilkanaście godzin u jego boku, jak tylko mogłem. Kiedy nie byłem czegoś pewien, łapałem go za rękę, starając się znaleźć odpowiedź w tych wpatrujących się we mnie, rozbawionych oczach. Czasami brałem go pod ramię, gdy kroczyliśmy ścieżkami wiosek umarłych, przypatrujących się naszej dwójce. Bo zapewne nie spodziewali się ujrzeć Yoongiego w towarzystwie kogokolwiek innego. Nie sądziłem, aby wszyscy z nich mnie kojarzyli, bo dopiero niedawno zaczęli uznawać moje istnienie, a tym samym czcić. I raczej nie będą już mieli ku temu okazji, skoro zostanę tu na zawsze.

Słuchałem wszystkiego, co mój małżonek ma mi do przekazania, chodząc z nim, rozmawiając i w końcu zasiadając w sali tronowej. Od razu mu oznajmiłem, że potrzebuję tu pewnych ulepszeń, prosząc o nieco bardziej radosne zdobienia mojego tronu. Yoongi obiecał to rozważyć, choć po jego uśmiechu i pokręceniu głową, wiedziałem że posłucha mojej prośby.

Kiedy już uporaliśmy się ze wszystkimi obowiązkami i moją nauką, udaliśmy się na kolację. Dzisiaj miałem większy apetyt niż zazwyczaj, co chyba nawet zauważył mój małżonek, znów się do siebie uśmiechając, choć niczego nie komentując.

Miałem dość spore opory przed opuszczeniem sali jadalnej, kiedy już zakończyliśmy swój posiłek. Ciągle to przedłużałem, zadając mu naprawdę nieistotne i czasami niemądre pytania, aby tylko nie musieć wracać do swojej komnaty. Choć w końcu to Yoongi nas do tego zmusił, idąc do siebie i zostawiając mnie pod drzwiami do mnie.

Trochę przygnębiony zająłem się kąpielą, jak zwykle chcąc w ten sposób ogrzać przed pójściem spać. Próbowałem w tym czasie znaleźć jakieś rozwiązanie, bądź dobrą wymówkę na złożenie mu wizyty, ale nie mogłem na nic wpaść. Dlatego mocno się wahałem nad podjęciem słusznej decyzji. A patrząc na swoje puste łóżko, nie wytrzymałem, zakładając cienką, białą szatę i delikatne kolczyki, aby wraz z moją towarzyszką-kulą udać się do komnaty Yoongiego.

Trochę się stresowałem, nawet jeżeli wiedziałem, że zapewne tylko na to czekał. W końcu posiadał przy sobie drugą osobę, a nie mógł jej dotknąć przez tyle miesięcy. Ba, posiadał przy sobie swojego małżonka, który nie był dla niego w ogóle dostępny.

Prawdopodobnie jeszcze kilkaset razy podejmowałem różne decyzje, pokonując te kilka metrów, dzielące mnie od pomieszczenia, w którym znajdował się teraz Yoongi, zanim z szybko bijącym sercem kazałem sobie nie tchórzyć, podchodząc pod odpowiednie drzwi i od razu je uchylając. Oczywiście mężczyzna znajdował się w środku. A los, chcąc chyba wystawić mnie na kolejną próbę, postarał się o to, aby był w trakcie rozbierania do snu.

Zapukałem cicho, zaraz umieszczając jedną rękę w przejściu między holem a jego komnatą, spierając tam również głowę. Reszta mojego ciała pozostała poza obszarem tego pomieszczenia, aby utrzymać moją otoczkę niewinnego i nieśmiałego chłopca. Choć mogąc przyjrzeć się widokowi, którego byłem tak bardzo ciekawy, aż delikatnie przejechałem paznokciami po murze, przy którym spoczywała moja dłoń.

Czy on musi tak wyglądać? Musi?

Teraz już nie miałem zamiaru się wycofywać. Nie mogłem oderwać wzroku od tego bladego, całkiem umięśnionego ciała. Mój małżonek miał idealne propozycje, szczególnie przy kroczu, czemu poświęciłem dodatkowe kilka sekund.

Raczej nigdy nie byłem aż tak śmiały w podziwianiu czyjegoś ciała, ale Yoongiego byłem zbyt ciekawy, pragnąc poznać go całego. Zmysłem wzroku, dotyku, węchu, słuchu. Choć na razie to na tym pierwszym się skupiałem, przyglądając jak czarna szata całkowicie opada na podłogę, odsłaniając mi również jego plecy i resztę ciała.

To powinna być moja kolacja. A nie jakieś owoce i wino. Yoongi nie umiał tego dobrze rozegrać, dlatego sam musiałem się tym zająć.

– Idziesz już spać? – Postarałem się, aby mój głos brzmiał niezwykle delikatnie. Chciałem, aby nawet on miło pieścił jego uszy, dzięki temu mogąc zaraz zrewanżować się dotykiem swoich dłoni i... może nawet czegoś jeszcze.

Mężczyzna zauważył w końcu moją obecność. I nawet kiedy jego oczy się na mnie przeniosły, nie przejmował się swoją nagością, pozbywając magią upuszczonej szaty.

– Owszem. Czeka mnie pracowity dzień. Jutro zaczyna się wojna i będzie dużo nowych zmarłych do osądu – wyjaśnił, choć nie na taką odpowiedź liczyłem. Raczej spodziewałem się natychmiastowego zaproszenia. – Mogę ci jakoś pomóc? – dodał, przez co po głowie przemknęła mi myśl, która możliwe że znajdzie się na mojej liście grzechów.

Aż na chwilę spuściłem wzrok na podłogę, a między moimi zębami znalazła się dolna warga. Starałem się wymyślić pytanie, które nie ograniczy się do ubrania w słowa moich nieczystych myśli. W końcu uczucie, które pojawiło się po otwarciu tych drzwi i ujrzeniu nagiego Yoongiego, było dość nowe. Nie powinienem pozwalać mu przejmować nade mną kontroli.

– Mogę spędzić z tobą noc? – zapytałem po chwili ciszy, podnosząc na niego spojrzenie i trochę za późno zdając sobie sprawę z tego, że mogło to zabrzmieć jak propozycja. Najwyraźniej moje ciało samo wiedziało czego chce.

Mężczyzna wyglądał na nieco zaskoczonego. W końcu unikałem jego komnaty przez ostatnie miesiące, nie chcąc mieć z nim styczności jeszcze w nocy. Choć wystarczyło, że popatrzeliśmy sobie chwilę w oczy, a Yoongi całkowicie zniknął. I dopiero gdy poczułem nieco chłodne usta na swoim ramieniu, zdałem sobie sprawę z tego, że jest tuż za mną.

– Zapraszam – wyszeptał, zaskakując zarówno mnie, jak i moją skórę swoim dotykiem. Wiedziałem, że gdyby tak zrobił jeszcze miesiąc temu albo kilka miesięcy temu – bo nadal nie byłem pewien ile tu już czasu spędziłem – uciekłbym od niego jak najdalej. Ale teraz nie miałem się już czego obawiać, czując jak moje ciało inaczej reaguje na jego dotyk. A gęsia skórka, pojawiająca się w tym miejscu, pokazuje jak bardzo było to przyjemne.

– Dziękuję – odpowiedziałem podobnym tonem, zerkając zaledwie na niego i wchodząc już powoli do środka. Nie skupiałem się na żadnych meblach, ani nawet na kuli, która nadal gdzieś tam przy mnie krążyła. Teraz byłem skupiony tylko na tym jednym supełku, który musiałem rozwiązać, aby obnażyć się przed Yoongim.

Mężczyzna chyba się tego spodziewał, bo znów zmaterializował się w innym miejscu, tym razem decydując na łóżko. I wystarczyło, że na krótką chwilę podniosłem wzrok i mogłem natrafić na jego intensywne spojrzenie, lustrujące całe moje – nadal ukryte pod cienką szatą – ciało.

Nigdy nie miałem żadnych obaw przed obnażaniem się tuż przy moich kochankach. Jednak bóg podziemia nie był człowiekiem napotkanym i uwiedzionym przeze mnie w lesie. Lub herosem, który nie mógł się oprzeć mojej urodzie na Olimpie. Był istotą, z którą od czasu przyjęcia jego daru, miałem tworzyć specjalną, łączącą nas więź. Dlatego nawet pomimo mojego poprzedniego postrzegania jego osoby i naszej niezbyt zdrowej relacji, stresowałem się, że coś w moim ciele może nie być dla niego wystarczające. Chyba faktycznie zaimponował mi swoją nagością.

Powoli sięgnąłem do materiału wiążącego całą szatę, pozbywając się supła i pozwalając mu odkryć fragment mojego ciała. Na tym etapie nie potrafiłem już patrzeć mu w oczy, trochę się zawstydzając jego tak intensywnym spojrzeniem. Ale może po raz pierwszy ktoś o takiej urodzie był skłonny się przed nim rozebrać? Nie wątpiłem, że miał wcześniej jakichś kochanków i kochanki. Jednak możliwe, że było to tysiące lat temu?

Kontynuowałem odsłanianie przed nim swojego ciała, pozwalając satynowemu materiałowi zsunąć się z moich ramion i znaleźć na przedramionach. Bo specjalnie ugiąłem nieco ręce, aby szata nie opadła całkowicie. Yoongi na pewno przyglądał się już mojej odkrytej klatce piersiowej, na której widniał jedynie jego prezent. A kiedy opuściłem ręce, pozwalając materiałowi zsunąć się na podłogę, możliwe że przeniósł swój wzrok na moją smukłą talię.

Nie stałem tak długo, już czując jak chłód tego miejsca dociera do mojego delikatnego ciała. I nawet jeżeli wiedziałem, że mój małżonek niezbyt mnie ogrzeje swoim dotykiem, i tak uciekłem na jego łoże, szybko wskakując pod czekające na mnie okrycie. Jego materiał był tak samo przyjemny jak szata, którą jeszcze przed chwilą miałem na sobie. A gdy podniosłem wzrok na Yoongiego, obrócony już w jego stronę, nie spodziewałem się ujrzeć aż tylu emocji w tych ciemnych oczach. Mężczyzna mógł wyglądać na spokojnego, ale widziałem, że miał ochotę się do mnie wyrwać i przerodzić ten delikatny pocałunek na ramieniu w mokrą pieszczotę ustami i językiem. Moje ciało też tego pragnęło, dlatego nie miałem nic przeciwko jego powolnemu przysunięciu się do mnie i delikatnemu objęciu mnie w pasie.

Te chłodne dłonie, jeszcze nigdy nie znajdowały się na mojej talii w taki sposób. Zawsze oddzielał je jakiś materiał od styczności z moją skórą. Dlatego było to dla mnie zupełnie nowe, ale i przyjemne doznanie. Jego dotyk był przyjemny. A ręka idealnie wpasowywała się w lekkie wcięcie w mojej talii.

– Skąd ta nagła zmiana? – zapytał, gdy moja dłoń już zaczęła przenosić się na jego tors, a oczy obserwowały jak jego skóra mocno różni się od mojej. Choć wiedziałem, że za kilka lat nie będzie widać tej różnicy, bo bóg słońca nie będzie miał już okazji nadać pięknej barwy mojemu ciału. Już mnie to nie smuciło. Raczej pogodziłem się z tą myślą, rozumiejąc, że muszę zaprzyjaźnić się teraz z ciemnością.

Wtuliłem się ostrożnie w jego tors, odnajdując w tej subtelnej bliskości ulgę. Miałem dosyć samotnych nocy i ciągle wylewanych łez. Miałem dosyć tęsknoty za wszystkim, co utraciłem. Wolałem zacząć się przyzwyczajać do mojego nowego życia. I dać szansę mojemu sercu zakochać się w mrocznym bogu.

– Nie dotykasz mnie. Nie przytulasz. Nie trzymasz za rękę. A jesteś jedyną osobą, którą tu mam. Czuję się... samotny. I brakuje mi ciepła i bliskości – przyznałem cicho, nie ukrywając przed nim żadnych uczuć. Chciałem, aby wiedział, że nawet jeżeli na niego krzyczę, jestem uparty i często się z nim nie zgadzam, protestując, nadal jestem delikatny, potrzebując jakichś pozytywnych i miłych uczuć. Tak jak kwiaty potrzebują opieki, tak ja potrzebowałem miłości.

– Myślałem, że nie chcesz, abym to robił. Dawałem ci czas, mój piękny kwiecie – wyjaśnił, obdarowując mnie przy tym pocałunkiem prosto w czoło. A był on tak miły i niespodziewany, że aż na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. – Będę to robił, jeśli tego chcesz. To będzie dla mnie równie przyjemne – zapewnił, a ja dopiero po chwili zdołałem zrozumieć jego słowa, nie pozwalając już temu przyjemnemu uczuciu przejąć nade mną kontroli. Dlatego zachichotałem, nie dowierzając w to wszystko. Zwłaszcza gdy przypomniałem sobie swoją perspektywę przy naszym pierwszym, oficjalnym spotkaniu na mojej łące.

– Dawałeś mi czas? Jesteś naprawdę inny, niż się spodziewałem. Myślałem, że od razu będziesz chciał posiąść moje ciało – podzieliłem się z nim swoimi myślami w tamtym momencie, zaczynając powoli jeździć dłonią po jego ramieniu i torsie, przyglądając się jak jego skóra reaguje na mój dotyk, czyli podobnie jak moja. A to zarazem mnie radowało, jak i sprawiało, że chciałem już zobaczyć jak reszta jego ciała będzie na mnie reagować. Kiedy w końcu się we mnie znajdzie.

– Bo chciałem. I nadal mam na to ochotę. Jednak nie zamierzam robić nic przeciwko tobie – oznajmił, a moje palce nie przestawały kreślić delikatnych ścieżek na jego skórze.

Spomiędzy moich ust znów wyrwał się krótki śmiech, bo naprawdę niedowierzałem w jego ignorowanie moich dość jasnych sygnałów. Myślałem, że jak tylko się przed nim obnażę, mężczyzna nie będzie potrafił utrzymać rąk przy sobie. A nawet kiedy byłem tak blisko, był dość powściągliwy.

– Oh, Yoongi, Yoongi, Yoongi – wymruczałem, podnosząc głowę na niego i wykorzystując jedną z rąk do podsunięcia się do góry. Tak, aby być bliżej jego twarzy. Jeszcze nie miałem okazji przyglądać się mu z takiej odległości, więc z uśmiechem przyjrzałem się najpierw każdemu detalowi jego twarzy, podziwiając te delikatne, a zarazem męskie rysy. Brwi, usta, policzki, a na końcu oczy. Wszystko skrywało w sobie jakąś magię. Był idealny. Przepiękny. I miałem ochotę podkreślić to swoimi pocałunkami. Ale... powstrzymywałem się. – Mam cię o wszystko prosić? – zapytałem z uśmiechem, przenosząc nadal głaszczącą go dłoń gdzieś na jego szyję, która od razu kontynuowała gładzenie jego skóry.

To pytanie na szczęście wystarczyło, aby Yoongi w końcu się przełamał. Jego dłoń objęła mnie mocniej w pasie. A kiedy w ten sposób całkowicie złączył nasze ciała, miałem ochotę westchnąć przez uczucie, które temu towarzyszyło. Nie zwracałem już uwagi na temperaturę jego lub mojego ciała. Liczyła się bliskość i dotyk jego skóry.

Dosięgnięcie przez niego moich ust, było kwestią kilku sekund. A czując nareszcie te miękkie wargi na swoich, jeszcze bardziej do niego przylgnąłem. Pierwsze muśnięcie było dość subtelne, choć już zdołało rozpalić moje wnętrze. A każde kolejne przeradzało się powoli w lekką zachłanność i desperację z mojej strony. Bo chciałem jeszcze więcej i więcej tego uczucia.

Yoongi wydawał się być równie zadowolony z naszego pocałunku, wydając z siebie przyjemny dla moich uszu pomruk. Prawdopodobnie ja również trochę mu wzdychałem i mruczałem w usta. Ale nie byłem w stanie tego zarejestrować, zbyt skupiony na ruchach jego warg, które tak idealnie współpracowały z moimi.

Nawet nie wiem kiedy wylądowałem na plecach, a mój małżonek znalazł się tuż nade mną, ani na chwilę nie przerywając pocałunku. Teraz już nie tylko ja byłem tą zdesperowaną stroną. Początkowo objawiło się to jedynie w nieco bardziej namiętnej pieszczocie, która włączyła do pocałunku nasze języki. Spragnione siebie i proszące o więcej. Jednak Yoongi chyba chciał w końcu posmakować trochę mojego ciała, bo jak tylko się ode mnie oderwał, przeniósł swoje usta najpierw na mój policzek, dając mu kilka szybkich i mokrych buziaków, by zaraz po tym przejść na szyję.

Nie potrafiłem otworzyć przy tym oczu, skupiając się tylko na uczuciu, które mi dawał. Na przyjemności i jego ustach, które sprawiały, że przygryzałem mocno wargę, mrucząc i wzdychając.

Moje ciało, tak jak na chłód, tak samo na dotyk, było dość wrażliwe. Mogłem być pieszczony godzinami, a nadal odczuwałbym wszystko tak samo intensywnie. Yoongi jeszcze tego nie wiedział, możliwe że nie rozumiejąc dlaczego przez zwykłe pocałunki na moich obojczykach aż tak zaciskałem dłonie na jego włosach. A kiedy przeniósł się jeszcze niżej, na moje sutki, uciekłem z rękoma do góry, nie potrafiąc poradzić sobie z tą przyjemnością.

– Mój piękny kwiat. Najpiękniejszy – zapewnił, na moment odrywając się od mojego ciała, co pozwoliło mi się rozluźnić, ale tylko na krótką chwilę. Bo nie chciałem dać mu pozbawić mnie swojej bliskości przez najbliższe godziny.

– Pokaż mi jak bardzo mnie pragniesz. Jak bardzo mnie potrzebujesz, Yoongi – poprosiłem, już nieco mniej stabilnym głosem, bo nie tylko moje ciało trochę drżało od jego dotyku.

Ręce z powrotem znalazły się na jego włosach, choć na razie nie miały zamiaru się na nich zaciskać. Po prostu wplotłem w nie palce, przyglądając się jego ciemnym, błyszczącym oczom.

– Cokolwiek sobie zażyczysz – zapewnił, nie każąc mi czekać ani minuty dłużej, bo jego usta zaraz ponownie znalazły się na moich. I znów mogłem cieszyć się jego ciepłem i przelewanymi w tę pieszczotę uczuciami. Bo w każdym geście i dotyku, nie wyczuwałem tylko pożądania, coraz bardziej przekonując się do tego, że może Yoongi faktycznie żywi do mnie jakieś głębokie uczucie.

Nie potrzebowaliśmy więcej słów. Były tylko pomruki, jęki i westchnienia. Mocny uścisk Yoongiego na moich biodrach. Jego język na mojej szyi i znów na sutkach. Pocałunki na moim brzuchu i jego dotyk na pośladkach. Cieszyłem się wszystkim, co mi zapewniał, mogąc tylko czasami wyginać swoje ciało lub przekręcać głowę z jednego boku na drugi, gdy przyjemność stawała się intensywniejsza.

Mój małżonek w końcu obrócił mnie na brzuch, a jego usta od razu znalazły się na jednym z pośladków. Spodziewałem się pocałunków, ale widząc z jaką intensywnością zaczął już traktować moje ciało, nie zdziwiłem się, gdy mnie ukąsił. Raz, drugi, trzeci. I nim się zorientowałem, że jego wargi i zęby zniknęły z mojej skóry, poczułem uderzenie, a do moich uszu doleciało plaśnięcie. Wypuściłem nieco głośniej powietrze, przekręcając trochę głowę, aby spojrzeć na Yoongiego. Lekkie pieczenie w ogóle mi nie przeszkadzało, a takie zachowanie jeszcze bardziej podniecało.

Nie wiem, co mężczyzna zobaczył w moich oczach, ale szybko pospieszył z obsypywaniem tego pośladka pocałunkami. Nie mogłem już przyglądać się jego ciemnemu i nieco wygłodniałemu spojrzeniu, dlatego powróciłem do wtulania twarzy w poduszkę, mimo wszystko zapamiętując sobie ten widok, bo był naprawdę podniecający.

Yoongi zrobił kolejne podejście z tym uderzeniem, a słysząc jak zaraz po tym wzdycham i ani trochę nie protestuję, zaczął pozwalać sobie na więcej. Kąsanie, plaśnięcia, pocałunki. Dotyk na moich biodrach. Ciepły oddech, jego miękkie i mokre usta. Nie mógł się oderwać od tej jednej części ciała, którą chyba chciał dopieścić. A ja tylko zaciskałem delikatnie dłonie gdzieś na poduszce lub pościeli, starając się być cierpliwym i samemu nie zacząć ocierać choćby o łóżko. Mój małżonek nie dał mi jednak na to szansy, bo kiedy usłyszałem jak w pewnym momencie pstryka palcami, coś niewielkiego wsunęło się we mnie.

Pisnąłem, nie mogąc się przed tym powstrzymać. I w pierwszym odruchu chciałem od tego uciec, ale Yoongi przytrzymał mnie w miejscu, nie pozwalając na to. Zaczął mnie tylko uspokajać, głaszcząc obiema dłońmi po biodrach, gdy jego usta składały pocałunki na pośladkach. Dlatego nie rozumiałem co takiego mógłby we mnie włożyć. Możliwe, że po prostu użył magii, aby ułatwić nam nasze zbliżenie.

Niczego jednak nie wyjaśniał, czekając aż się trochę uspokoję i przestanę panikować, aby kontynuować zarówno poruszanie we mnie tym czymś, jak również powrócić do uderzeń i przygryzania mojej skóry. Chyba lubił zmieniać jej barwę, bo czułem, że już zaczyna mnie piec i na pewno jest tam cała czerwona. Jednak nawet mimo tego, na wszystko mu pozwalałem. Moje ciało było tego zbyt spragnione. Może przy którymś razie z kolei, będę mniej uległy. Ale teraz mógł robić ze mną co tylko chciał.

Wydawałem z siebie przeróżne odgłosy. Od cichych piśnięć, ginących w poduszce, gdy przyciskałem do niej twarz, po jęki i westchnięcia lub głośniejsze wypuszczanie powietrza, kiedy magia Yoongiego zaczynała się niecierpliwić, rozciągając mnie szybciej niż tego chciałem. Choć i tak naprawdę doceniałem jego starania. Nie zawsze mogłem liczyć na tak mało bólu. Bo niektórzy nie byli cierpliwi. A mój małżonek, pomimo tylu miesięcy przy mnie i tylu lat beze mnie, nie pominął tego kroku, sprawiając że naprawdę czułem się dla niego kimś wyjątkowym.

Moja skóra zaczynała być już trochę podrażniona przez tak długie pieszczoty w jednym miejscu. Na szczęście w tym samym momencie Yoongi uznał, że możemy już przejść w końcu do seksu. Dlatego kiedy przewrócił mnie z powrotem na plecy, a spomiędzy moich pośladków zniknęła już ta materia, zacząłem przyglądać się mu nieco przymglonym spojrzeniem. Nadal wyglądał przystojnie, pięknie i dodatkowo władczo. Bo tak jak był królem podziemi, tak tutaj był również moim panem i moim królem.

Starałem się nie stresować, kiedy mój wzrok przeniósł się na jego penisa. Bo raczej nigdy nie miałem do czynienia z taką długością i grubością. Miałem ochotę najpierw mu się przyjrzeć i posmakować, ale na to było już za późno. Zwłaszcza gdy poczułem jak sama końcówka próbuje już we mnie wejść. Tym razem nie zamykałem oczu. Ani na chwilę. Wpatrywałem się cały czas w Yoongiego, pokazując swoim spojrzeniem, że wszystko jest w porządku. A dodatkowo, starałem się go w tym utwierdzić, wysuwając jeszcze bardziej do góry, aby samemu na niego nabić.

Mężczyzna załapał aluzję, przenosząc zaraz ręce na moje biodra i wchodząc we mnie na tyle, na ile tylko pozwoliło mu moje oporne ciało. Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem szeptać, że jest za duży, co na pewno podłechtało jego ego. Zwłaszcza gdy dodatkowo mógł zauważyć jak moje ciało całkowicie mu się poddaje, gdy moje ręce były uniesione do góry, leżąc przy głowie, a nogi rozchylały się tak szeroko, jak tylko tego chciał.

Obaj byliśmy już zniecierpliwieni, dlatego trochę zmusiliśmy moje ciało do współpracy. Choć wystarczyło kilka moich skrzywień i piśnięć, aby Yoongi zdołał zacząć się we mnie poruszać. Nie szczędził mnie już. A ja na to nie narzekałem. Bo każde mocne pchnięcie, nawet jeżeli trochę bolesne, było przyjemne, sprawiając że przez całe moje ciało przelatywały przyjemne dreszcze.

W końcu było mi nie tylko ciepło, a gorąco. Mój umysł myślał tylko o rozkoszy zapewnianej przez mojego małżonka. A ciało nie mogło nacieszyć się jego bliskością i dotykiem. Było mi po prostu idealnie. A kiedy od czasu do czasu zerkałem na Yoongiego, widząc te ciemne oczy, wpatrzone we mnie, wiedziałem że on również przeżywał to samo co ja.

Intensywność z jaką się we mnie poruszał, wywoływała ze mnie coraz więcej jęków. A obieranie różnych kątów sprawiało, że nie przestawałem powtarzać: „Mocniej, Yoongi" lub: „Tak jak teraz. Nie przestawaj". Czasami przyciągałem go do siebie, chcąc poczuć jego zapach, ale to przeszkadzało nam w utrzymywaniu odpowiedniego tempa, dlatego musiałem się przed tym powstrzymywać. A kiedy te mocne pchnięcia przybrały na sile, obaj skupiliśmy się już tylko na dążeniu do spełnienia.

Oddechy, gorące ciała, pospieszny pocałunek i w końcu cudowny orgazm, przy którym jeszcze nigdy nie wtulałem się w drugą istotę tak mocno. Moje ciało drżało, a serce szybko biło – przez niego i dla niego. Nie chciałem go puszczać, nie chciałem nic mówić, aby po prostu trwać w tej jednej chwili jak najdłużej. Bo było mi tak dobrze.

Yoongi dał mi tyle czasu, ile tylko potrzebowałem, ciągle trzymając blisko siebie. Obaj nie zdążyliśmy się jeszcze sobą nacieszyć, dlatego szybko powróciliśmy do pocałunków, by zaraz po tym przejść do kolejnego stosunku. Zmieniliśmy jedynie pozycję. Nadal na leżącą, bo było za wcześnie, abym był w stanie manewrować swoim ciałem. A mój małżonek wciąż był twardy, chyba nie chcąc zbyt długo czekać. I tak kazałem mu wytrzymać bez swojej bliskości naprawdę długi czas. Więc nie potrzebował ani dodatkowej minuty.

Drugi, a potem trzeci, czwarty i kolejny orgazm. Przy ostatnim stosunku mocno zwolniliśmy tempo, a Yoongi chyba postanowił zapewnić mi więcej pieszczot i dotyku. Bo kiedy na nim siedziałem, a jego dłonie, umieszczone na moich biodrach, pomagały mi się poruszać, usta nie odrywały od szyi, czasami szepcząc miłe komplementy prosto na ucho. Było mi tak bardzo przyjemnie, że nie miałem ochoty iść dzisiaj spać. Ale nawet bogowie nie mogli uniknąć zmęczenia. Dlatego mogłem jedynie cieszyć się, że tym razem zasnę u boku osoby, której naprawdę na mnie zależy. Która o mnie dba, troszczy się, martwi i będzie przy mnie już zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top