Wolność?
Siedziałam na betonowej podłodze. Nagle do celi wparował jeden z ochroniarzy ze strzykawką w ręce. Podszedł z niebezpiecznym narzędziem do Sakury i wbił jej w kark.
Kotka syknęła z bólu i upadła na ziemię. Przez kilka minut dosłownie zrobiło mi się gorąco, że kotka może już nigdy nie wstać. Ku mojej uldze jej boki unosiły się i opadały w rytm oddechu.
Odetchnęłam z ulgą i z nieskrytą wrogością krzyknęłam do faceta:
- Co jej chcecie zrobić!?
- To samo co z tobą.- mężczyzna uśmiechnął się wrednie, wyciągnął pistolet i strzelił we mnie strzałką usypiającą. Syknęłam cicho z bólu. Poczułam jak moje ciało zaczyna mi ciążyć. Po kilku sekundach po prostu była już tylko ciemność.
* 2 godziny później*
Uchyliłam lekko powieki. Niemal natychmiast poczułam, że jestem przywiązana do stołu paskami bezpieczeństwa. Kręciło mi się w głowie i zbierało na wymioty. Tia... Znowu eksperymenty? Czasem mi się wydaje, że jestem w jakiś oddziale rządowym, a nie w psychiatryku. Chociaż... Ja nawet nie jestem do końca pewna czy to na pewno psychiatryk.
Dopiero po kilku minutach dotarło do mnie, że w pomieszczeniu jest jeszcze dwójka lekarzy.
- Jest gotowa do zabiegu?
- Tak. Możemy zaczynać.
Lekarze rozmawiali dalej. Najwyraźniej myśleli że ciągle śpię. Nierozgarnięci.
- Nie możemy odciąć jej skrzydeł i ogona bo są powiązane z kręgosłupem.- rzekł młodszy z lekarzy, a bynajmniej tak wnioskowałam, że młodszy.
- Może i masz rację, ale musimy sprawdzić czym ona jest. Hybryda? Przecież i tak nigdy stąd nie wyjdzie.
Dalej już nie słuchałam. Oni chcą mnie pociąć na kawałki! Nie chce skończyć w jakimś zamrażalniku w tajnej bazie wojskowej znajdującej się w strefie 51. Wspominałam, że mam strasznie długie i ostre paznokcie równie mocne co stal? Właśnie w tym momencie dziękowałam losowi, że je mam. Przecięłam pasy krępujące moje ruchy i zeszłam ze stołu.
Podeszłam od tyłu do dwóch mężczyzn, wbiłam w ich krzyże pazury i odeszłam cicho zamykając za sobą drzwi.
- Muszę odszukać Sakurę i zmyć się stąd. Jak najszybciej.
Nagle usłyszałam głośny syk i krzyk, a zaraz potem jak ciało upada na kamienną posadzkę. Otworzyłam drzwi i wypadła zza nich skrzydlata, czarna kotka wskakując na moje ramię.
- Uciekajmy stąd!- krzyknęłam i puściłam się biegiem przez korytarz.
Odwróciłam się. W moją stronę biegło kilku strażników z pistoletami i Bóg wie z czym jeszcze. Mężczyźni zagonili mnie w ślepy zaułek. Stałam przyciśnięta plecami do jednej ze ścian.
- Na mój znak, strzelać!- zakomendował jeden z ochroniarzy
- Teraz albo nigdy.- pomyślałam
Odsunęłam się od ściany i własnym ciałem po prostu wybiłam okno po czym wyskoczyłam z budynku. Rozłożyłam skrzydła i zaczęłam nimi machać. Po kilku minutach "lotu" czyli telepania się w powietrzu jak jakaś foka wyciągnięta z wody załapałam o co chodzi.
Sakura zeskoczyła z mojego ramienia i leciała obok mnie.
Po niedługim czasie zmęczyłam się i wylądowałam na polance w lesie. Niestety, nie miałam najlepszej kondycji po szesnastu latach w tym wariatkowie.
Złożyłam skrzydła i usiadłam na polance. Usłyszałam szmer w krzakach, mój ogon drgnął niespokojnie, a Sakura zaczęła syczeć.
Zza krzaków wyskoczyli ochroniarze z psychiatryka. Nie miałam siły latać ani walczyć więc wzięłam syczącą kotkę na ręce i zaczęłam biec w głąb lasu.
Po kilkunastu minutach biegu przez moją jakże piękną i wyrobioną kondycje (wyczujcie ten sarkazm) padłam z wyczerpania. Leżałam na trawie bez szansy ucieczki. Sakura syczała na nich i wysunęła pazury gotowa do ataku. Nagle krzak się poruszył i...
C.D.N
[Edit: wyrosłam na wrednego Polsata. Może czas zmienić nazwę na Watt? XD]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top