Kły i Sprawdzian

Candy

Spałem sobie spokojnie tuląc do siebie mój młot. Nagle z pięknego jak gwałt (( ͡° ͜ʖ ͡°)) snu wybudził mnie krzyk. Od razu rozpoznałem, że to Raira.

Wybiegłem z łóżka (oczywiście wypierdalając się na ryj około 3 razy bo jeszcze nie ogarnąłem, że trzeba opuścić łóżko) i wbiegłem do jej pokoju z młotem w ręce.

- Co się stało?! Komu wpierdolić?!- krzyknąłem zdyszany.
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i radośnie pisnęła
- Wyrosły mi kły!- uśmiechnęła się. Zadrżałem. Z takim głosem mogłaby szkło rozwalać na odległość. Faktycznie zamiast trójek wiała dwa ostre kły.

Raira

Chłopak patrzył na mnie nie dowierzając. Po chwili zaczęłam się tak psychicznie śmiać jakbym dopiero z psychiatryka wróciła. (Hmmm no ciekawe czemu) Candy po chwili zorientował się, że stoi przedemną w samych bokserkach z kolorowymi cukierkami.

- Jeszcze mi za to zapłacisz.- zaśmiał się wychodząc z lennym na ryju.
- Za co?
- Za obudzenie mnie o 5:00 rano i doprowadzenia moich zacnych uszu do okresu.
Odwróciłam głowę w stronę toaletki na której stał zegarek. Miał rację! Było naprawdę bardzo wcześnie.

Kiedy się odwróciłam chłopaka nie było.
- Może dla bezpieczeństwa wrócę na sufit.- pomyślałam i po chwili znowu spałam owinięta skrzydłami

*** Time skip***

Raira

Obudziłam się o 8 rano. Zeskoczyłam z sufitu i poszłam do łazienki. Umyłam zęby, uczesałam włosy w wysoki kucyk i ubrałam czarny topik, krótkie jeansowe spodenki i czarne trampki Converse. Udałam się do kuchni chcąc przygotować sobie śniadanie. ( Niestety)Spotkałam po drodze Masky'ego.

- Slender kazał mi cię przyprowadzić.- nie dając dojść mi do słowa chłopak pociągnął mnie w stronę gabinetu Operatora.
- Ale... Śniadanie ;-;

Po chwili siedziałam przed​ Slenderem, a Masky stał oparty o ścianę.

- A więc - zaczął Slender- skoro już u nas mieszkasz musisz jakby to powiedzieć. Musisz zabić człowieka. To swojego rodzaju sprawdzian.
- Nie ma problemu.- powiedziałam na luzie rozsiadają się wygodniej  w fotelu- Jeff się liczy?
- Nie. Musisz zabić  normalnego człowieka. I Masky idzie z tobą aby zdać mi potem relację czy się nadajesz.
Kiwnęłam głową na zgodę (oczywiście nie obeszło się bez przewracania oczu i jęczenia, że najpierw śniadanie)

Wyszłam z gabinetu, a Masky za mną.
Wyszliśmy z rezydencji i ruszyliśmy ścieżką w stronę wyjścia z lasu.
- A tak wogule jak chcesz kogoś zabić?- zapytał mnie Masky
- O tak.- z zawrotną prędkością wysunęłam pazury tuż przed jego nosem po czym schowałam je z powrotem.

Brunet popatrzył z podziwem i chciał coś powiedzieć ale mu przeszkodziłam. Podleciałam na najwyższą gałąź i obserwowałam okolicę.
- Mam!
Zauważyłam jakiegoś chłopaka. Był ubrany na czarno i bawił się *motylkiem.
- Cel wybrany!-krzyknęłam
Rozłożyłam skrzydła i zaczęłam lecieć w stronę chłopaka. Wylądowałam na pobliskim drzewie. No nie powiem chłopak był całkiem przystojny. Kurwa! Dziewczyno ogarnij się! Przywołałam się w myślach do porządku.

Dobra 3...2...1 Teraz! Skoczyłam na człowieka. Niestety nie przewidziałam, że będzie się bronić motylkiem. Pokaleczył moje ręce od łokci po nadgarstki. Odskoczyłam od chłopaka i wylądowałam na "czterech łapach".

- A więc tak się bawimy?- spytałam z psychopatycznym uśmiechem.
Chłopak odwrócił się i zaczął uciekać. Machnęłam moimi zajebistymi skrzydłami i ruszyłam w pogoń.

Po kilku minutach znudziło mi się ściganie chłopaka więc na luzie go dogoniłam. Przewróciłam go na ziemię i wbiłam pazury w jego klatkę piersiową. Próbował złapać oddech więc postanowiłam skrucić jego cierpienie i wbiłam mu w gardło kły. Ciało przestało drgać. Po kilku minutach podbiegł do mnie Tim.
- Wow to było...
- Wiem zajebiste.- dokończyłam za niego- chodź lecimy do domu
- Lecimy?!
- To za śniadanie. Masky.

Nim się zorientował złapałam go za nadgarstki i wzbiłam się w powietrze. Po chwili zobaczyłam​ z góry willę i wylądowałam z chłopakiem przed drzwiami.
- Chodź. Musisz zdać relację Slenderowi.

💣💣💣💣💣💣💣💣💣💣💣💣💣💣💣

* Motylek: rodzaj niewielkiego noża składanego, służącego do walki, stosowanego tradycyjnie na Filipinach.

[Edit: jeszcze tylko trzydzieści coś rozdziałów *siada w kącie i zaczyna płakać i śmiać się jednocześnie*]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top