ROZDZIAŁ 1

Siedziałam na grubej i stabilnej gałezi starego dębu. Pamiętam jeszcze to drzewo jak miałam siedem lat. Bawiłam się z moją siostrą Mary w czrodziejki. Ja byłam dobrą, a ona złą. Wchodziłam wtedy na tą samą gałąź i "zmieniałam" Mary w brzydką ropuchę. Później przychodziła mama i uczyła nas robić piękne wianki. Wtedy świat był taki kolorowy.

Wszystko się zmieniło, gdy mama i tata zgineli w pożarze. Miałam wtedy 9 lat, a Mary 11. Moja siostra bardzo to przeżyła i nasza więź została zerwana. Nie chciała ze mną przebywać, bo ciągle jej przypominam te stare zabawy przy dębie, gdy jeszcze żyła mama.

Po śmierci rodziców zaopiekowała się nami nasza babcia Liza od strony ojca. Jest dla mnie jak matka, lecz Mary za nią nie przepada.

Mieszkamy w niewielkiej chatce obok lasu. Babcia Liza darzy ten dom wielką miłością. Tutaj się wychowała. Również kocham tą małą chatkę, bo jest taka przytulna.

Oparłam głowę o pień. Jutro są moje 16 urodziny, pomyślałam. Nie mam przyjaciół. To przez mój charakter. Może jak byłam młodsza to miałam, ale teraz... Wszystko mnie denerwuje. Ale to nie jest normalne. Kiedy jestem zła staję się niebezpieczna. Trochę to głupie, ale to prawda. Wtedy wpadam w furię. Cała się trzensę i niszczę wszystko dookoła. Tak mi się dzieje od roku. Babcia Liza wierzy, że to mi przejdzie, lecz ja nie.

Otworzyłam oczy, bo usłyszałam szelest. Ktoś idzie. Wjrzałam zaciekawiona z liści. Pomiędzy drzewami pojawiła się chuda sylwetka mojej siostry.
- Mary.- szepnęłam. Nie wygląda na zadowoloną. Ma smutną minę i jak zawsze puste oczy. Nawet nie zerknie na mnie. - Cześć.- mówię, ale od razu tego żałuję. Odwraca się do mnie. Po raz pierwszy popatrzyłam w jej wielkie niebieskie oczy. Teraz zamiast smutku na jej twarzy zauważyłam zdziwienie, a ze zdziwienia złość. Jej różowe usta otworzyły się.
- Czego chcesz?- jej głos jest jak śpiew ptaka. Przez chwilę patrzyłam na nią zaskoczona.
- Chcę się z tobą przywitać.- powiedziałam. Mary zamknęła oczy i przeczesała palcami swoje długie, brązowe włosy wystające zza czarnego kaptura. Jest ubrana w czarną bluzę i czarne spodnie. Zawsze ubiera się na czarno. Jeszcze jest w żałobie.
- Hej.- wymamrotała i odwróciła się do mnie plecami.
- Gdzie idziesz?- zapytałam szybko, ponieważ zauważyłam, że chcę zakończyć rozmowę. O ile to była rozmowa.
- Nie twoja sprawa. -powiedziała oschle. Przyśpieszyła. Najwyraźniej chce ode mnie uciec.
- Mary!- siostra jak usłyszała swoje imię na moich ustach odrazu rzuciła się biegiem przez las.- Mary!- zawołałam jeszcze raz, lecz ona znikła zza gęstym murem jodeł.

Po policzkach polały mi się ciepłe łzy, a moje ciało przeszedł dreszcz. Zaczyna się, pomyślałam. Nagle straciłam równowagę i przechyliłam się w stronę ziemi. Wrzasnęłam. Ziemia zbliżała się. Zamknęłam oczy i czekałam na ból.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top