Chapter 5

Siedzę tam, gdzie zwykle, dokładniej w takiej samej pozycji, w jakiej zwykł sadzać mnie Jimin, tylko teraz jest inaczej, ponieważ czuję otoczenie. Moje ciało zyskało zmysł dotyku. Miękkość poduszki, na której jestem usadzony sprawia, że mam ochotę przymknąć powieki, jak mój właściciel i odpłynąć do krainy marzeń sennych, jednak gdy zamykam oczy, spowija mnie ciemność, którą chcę za wszelką cenę opuścić.

Kraina snów... Chciałbym kiedyś odwiedzić to mistyczne miejsce, o którym Jimin tak dobrze mówi. 

- Myślisz, że jak dziś wyjdę na podwórko, śnieg będzie się lepił? - pyta Jimin, który jak zwykle zajmował swoje miejsce przy biurku nad podręcznikami.

- Jeśli matka ci pozwoli, to się przekonasz - odpowiadam cicho.

Mój głos nadal brzmi jakby ktoś temperował kredki, jednak nie mogę narzekać. Przynajmniej mam możliwość porozumiewania się z moim właścicielem.

- Dobrze mówisz - wzdycha chłopak. - dlaczego ciągle muszę się uczyć?

- Bo twoja matka chce, żebyś w przyszłości był wykształcony - odpowiadam zgodnie z tym co słyszałem z ust kobiety.

- Nie mogę się bawić, choć mam dopiero dwanaście lat - skarży się dalej. - Chcę mieć trochę wolnego czasu, by móc nauczyć cię chodzić. W takim tempie minie wiele lat zanim...

- Mogę poczekać - przerywam mu. - Czym prędzej odrobisz lekcje, tym szybciej wyjdziesz na zewnątrz.

- Racja - odpowiada z cichym westchnięciem i powraca do swojej pracy. 

Robi mi się źle na samą myśl, że Jimin jest czymś zasmucony. Kiedy jego matka na niego krzyczy, bo nie stosuje się do jej poleceń, mam ochotę wstać i ją powstrzymać przed uniesieniem ręki, a później opuszczeniem jej na policzek chłopaka. Jego łzy są dla mnie zbyt drastycznym widokiem, ale nie zamykam oczu. Chcę wszystko widzieć, by pewnego dnia stanąć na własnych nogach i obronić mojego właściciela swoim ciałem przed okropnym charakterem, który skrywa przyjazna twarz jego macochy.

Kolejne godziny przepełnione ciszą ciągną mi się w nieskończoność. W takich chwilach, jak mam wrażenie, że władca czasu śmieje mi się w twarz, mówiąc, że prędzej dopadną mnie korniki, niż stanę się człowiekiem. Mimo to i tak czekam cierpliwie na chwile, które będę mógł w pełni spędzić z Jiminem.

- Jimin, ubierz się schludnie, bo twój dziadek dziś przyjeżdża z wizytą - mówi macocha mojego Właściciela, tylko na moment otwierając drzwi.

Chłopak momentalnie zmienia swoje zachowanie. Na jego usta wstępu szeroki uśmiech.

Gdy tylko drzwi się zamykają, chłopak podskakuje do mnie z radości.

- Wiesz kto jest moim dziadkiem? - pyta radośnie.

-Nie jestem pewien - odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Twój Stwórca.

- Stwórca - powtarzam zaskoczony. 

Jak mogłem zapomnieć o "rozmowie" z tobą choćby na moment?!

Stwórco, w końcu się zobaczymy i teraz będę mógł ci powiedzieć to, czego wcześniej nie mogłem i zaprezentować nowe umiejętności, które nabyłem dzięki twojemu wnukowi. Opowiem ci wszystko, a swoją uwagę skupię na złej kobiecie, jaką jest macocha Jimina. 

Pożałuje tego, że kiedykolwiek podniosła rękę na mojego Właściciela.

Nah, za długą przerwę zrobiłam, a do tego skróciłam rozdział. Matematyka i dyrektorka to nie jest zbyt dobre połączenie, dlatego muszę dużo uczyć się na poprawy, bo nie da mi żyć. Rozdziały byłyby częściej, ale nie mam na to warunków. Musicie zaczekać do końca roku. Obiecuję, że wtedy będę pisała dla was częściej c:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top