Chapter 1
Wiesz co, Stwórco?
Jeszcze kilka minut temu myślałem, że chcę do Ciebie wrócić, ale poczułem to, o czym mi mówiłeś. Pierwsza cząstka miłości jest piękniejsza od wszystkiego co dotąd widziałem. Mój nowy właściciel jest odpowiednią osobą.
Kiedy chłopak przekracza próg swojego domu, zimno ustępuje niemal natychmiast. Właściciel kładzie mnie na takiej białej szafce i o dziwo wraca na werandę po mój ukochany cylinder. Czuję nieodpartą chęć podniesienia się i pójścia za niskim, pyzatym chłopaczkiem, ale nie potrafię się ruszyć.
Stwórco... Dlaczego nie mogę teraz chodzić?
Mimo wszystko znam odpowiedź. Nadal zbyt wiele mi brakuje, poza tym moje drewniane kończyny nadal są... Drewniane...
Ale nie narzekam, Stwórco. Wiem, że z czasem zacznę się zmieniać. Na chwilę obecną potrafię tylko myśleć i analizować sytuację, ale gdy otrzymam imię... Właściwie nie wiem co będę potrafił, ale to nie jest ważne.
Po upływie kilku chwil mój Właściciel wraca do domu, trzęsąc się z zimna. Aż mnie świerzbi, bo nie mogę mu pomóc, ogrzać go, by poczuł się lepiej. Dopada mnie smętna aura, która rozpływa się w momencie, gdy chłopak spogląda na mnie ze szczerym uśmiechem, który przypomina ten należący do Stwórcy. Teraz wiem, że moje zmartwienie było bezcelowe.
- Jestem Jimin - mówi do mnie ściszonym głosem, wcześniej upewniając się, że nikt na niego nie patrzy. - Zaraz poznasz swoje imię. Wiesz, niedawno straciłem misia - kontynuuje, zdejmując kolejno kurtkę oraz buty umorusane śniegiem - miał na imię Cookie, bo był taki fajny, ciasteczkowy. Pewnie zastanawiasz się dlaczego go już nie ma - wzdycha - otóż...
I nagle przerywa. Jimin, proszę, opowiedz mi co stało się z Cookie'm. Dokończ jego historię! Proszę...
Chłopiec właśnie na kogoś spogląda, jednak nie jestem w stanie się odwrócić, by sprawdzić kim jest tajemnicza postać.
- Jimin - słyszę, jak nieznajoma kobieta wymawia, ostro akcentując imię mojego Właściciela. - Powinieneś się uczyć.
- Wiem matko - odpowiada skruszony chłopiec.
- Co to jest? - pyta nagle. Mogę się tylko domyślać, że wskazuje właśnie na mnie.
- Dostałem go od dziadka - wyznaje zgodnie z prawdą. - Tata pozwolił mi go zatrzymać.
- Zabieraj go i biegiem na górę. Za piętnaście minut widzę cię przy biurku z podręcznikiem języka japońskiego - rzuca, a po chwili słyszę roznoszące się echem stukanie prawdopodobnie obcasów o posadzkę.
Pragnę wydusić z siebie słowa otuchy w kierunku Jimina, ale nie jestem w stanie. Znowu nie mogę mu pomóc, chociaż znamy się zaledwie parę minut. Znikomy ze mnie przyjaciel.
Kiedy tylko stukanie cichnie, mój Właściciel na nowo odżywa i znów obdarowuje mnie uśmiechem, po raz drugi rozpędzając nieprzyjemną atmosferę.
Jimin, chcę, byś kontynuował swoją opowieść o misiu zwanym Cookie.
Tak bardzo pragnę, by moje myśli do ciebie dotarły, lecz widocznie jest za wcześnie. Muszę czekać.
"Cierpliwość jest bardzo ważna" - mawiał Stwórca, a ja mimo frustracji muszę się do tego zastosować.
- Cóż - Jimin znów zaczyna mówić, a ja czuję się... Właściwie nie potrafię określić co czuję, ale to jest naprawdę przyjemne uczucie. - Ta kobieta, zwana potocznie moją matką, chociaż jest macochą, ale mniejsza z tym... Więc ona spaliła go w piwnicznym piecu, ponieważ stwierdziła, że jestem za duży na spanie z maskotką - kończy smętnie. - Ale teraz nie może mi cię odebrać - uśmiecha się promiennie i podchodzi do mnie, żeby podnieść moje drewniane cielsko tak samo, jak wcześniej na werandzie.
Oczywiście mój cylinder znów znajduje swoje miejsce na podłodze, jednak tym razem Jimin schyla się, żeby go podnieść. Wtedy czuję, że coś zyskuję, jednak nie mam pojęcia co to takiego. Dopiero gdy mijamy lustro, zauważam poważną zmianę w swojej twarzy. Moje usta prezentowały delikatny uśmiech, który tchnął we mnie wiarę w to, że Jimin jest odpowiednią osobą.
- Dam ci imię na cześć Cookie'ego, jednak musi brzmieć tak, jak na Koreańczyka przystało. Od tej chwili nazywasz się Jungkook - szepcze, przyciskając mnie mocniej do siebie.
Stwórco, opisywałeś mi kiedyś to uczucie, pamiętasz? To jest ta chwila, w której nie mogę przestać się uśmiechać. To jest szczęście, prawda? Wiem, że tak.
Mam na imię Jungkook i potrafię się uśmiechnąć, a to za sprawą mojego Właściciela, którego chciałem odrzucić, ponieważ wydawał się dziecinny.
Przepraszam Jimin.
Witajcie, moi drodzy~
Jak widzicie, całość napisałam w czasie teraźniejszym. Wiecie, postawiłam sobie poprzeczkę wyżej, ponieważ pisanie w tym czasie jest naprawdę trudne, dlatego nie wiem dlaczego pisałam w nim na początku swojej kariery z pisaniem xD Cóż, byłam niedoświadczona i wszystko mieszałam i w sumie przerzuciłam się na przeszły, ale dlaczego nie mogę wrócić do starego, ale ulepszonego stylu, co nie ^^
Mam nadzieję, że podoba wam się taka forma i zainteresowała was wciąż rysująca się fabuła.
Jeśli chcecie, możecie zajrzeć do prologu, gdzie znajdziecie poprawiony i zmieniony tekst.
Aktualnie mam chwilowy urlop, ale w wolnej chwili na odstresowanie od popraw będę pisała to opowiadanie, żeby nie siedzieć cały czas z nosem w podręcznikach.
Rozdział dedykuję Narcissa1997 c:
Do następnego~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top