wind

W mieście też wieje wiatr.

Czuć go zwłaszcza, gdy stoi się na dachu budynku i przyjemnie mierzwi kosmyki. Powiew świeżego powietrza, o ile można tak nazwać to krążące wśród trujących je samochodów, zawsze działał na Yoongiego uspokajająco. Potrzebował tego, szczególnie po takich akcjach jak dziś, gdy kolejny raz Jimin ubrudził mu koszulę krwią ich przypadkowej ofiary.

Ot, kolejny nieważny, szary człowieczek, który chciał im przeszkodzić, skończył z poderżniętym gardłem i bez kończyn. Jimina niesamowicie bawiło ciąganie wykrwawiających się zwłok po podłodze, tworząc w ten sposób niesamowity bałagan. Yoongi nie lubił mu przeszkadzać w takich momentach. Wolał spokojnie opróżniać sejf z kosztowności, aby młodszy mógł zaspokoić swoje psychopatyczne potrzeby bez jego udziału. Jeśli się wystarczająco nie poznęca nad przypadkową ofiarą, robi się marudny i ciężko go udobruchać, nawet całonocną zabawą w łóżku. Wolał więc nie ryzykować złym humorem swojego ukochanego.

Teraz jednak było już po wszystkim, a usatysfakcjonowany Jimin obserwował razem ze swoim hyungiem, jak policja bada miejsce zbrodni.

- Głupi ci policjanci. Zawsze niszczą moje dzieło - poskarżył się młodszy, wskazując palcem na ekipę zajmującą się sprzątaniem po morderstwach. - A tak się starałem, by ta krew wyglądała artystycznie... Dobrze, że zrobiłem zdjęcia.

- Prosiłem cię, Jiminnie, byś mnie nie dotykał swoimi łapkami, gdy jestem w białej koszuli. Ciężko je wyprać - upomniał go łagodnie Yoongi, zaraz schylając się do chłopaka, aby go chwycić mocno za podbródek i pocałować.

- Ale hyung, potrzebuję twojej bliskości - szepnął chłopak, przeczesując swoje blond włosy, nadal ubrudzonymi czerwoną cieczą palcami. - Nie zakładaj tych koszul, to nie będę ci ich niszczył.

- Lubisz, gdy je noszę - zauważył starszy, zamieniając brutalny uścisk na delikatne gładzenie policzka chłopaka.

- Nie prawda. Lubię, gdy je zdejmujesz w seksowny sposób.

Yoongi zaśmiał się krótko na te słowa, po czym ostatni raz spojrzał w stronę zamieszania i ruszył na drugą stronę dachu, gdzie czekały na nich latawce. Jimin zadowolony potruchtał za nim, zaraz zajmując miejsce na swoim urządzeniu, gotów do drogi. Chwilę później obaj zniknęli, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

Kolejna ofiara tajemniczego mordercy i złodzieja. Policja jest bezradna - brak śladów umożliwiających identyfikację przestępcy. Makabryczny widok na miejscu zbrodni na pewno nie pozwoli wielu funkcjonariuszom spokojnie spać.

Jimin zachichotał, przekręcając się na kanapie. Znowu we wszystkich serwisach informacyjnych podawali informacje o ich robocie. Szkoda tylko, że nie pokazali, co pięknego zrobił z tym trupem. A tak się przecież starał!

Jednak szybko stracił zainteresowanie durnymi ludźmi, nie potrafiących docenić jego geniuszu. Zamiast tego, podszedł do śpiącego w fotelu Yoongiego i wdrapał się na jego kolana, by rozsiąść się wygodnie. Starszy jak zwykle był nieprzytomny. Można go było szarpać, a nawet nie uchylał powiek, dlatego Jimin chętnie to wykorzystywał dla własnych uciech. Ciało jego chłopaka było wręcz idealne. Biała jak śnieg skóra pięknie kontrastowała z hebanowymi włosami. I te soczyście czerwone usta... Niczym Królewna Śnieżka w wersji męskiej.

Ręce Jimina natychmiast zabrały się za rozszarpanie przeszkadzającej mu koszuli na torsie Yoongiego, odsłaniając jeszcze więcej jego piękna. Piękna, które tylko on potrafił docenić, bo pod materiałem nie było już śnieżnej bieli, lecz pomarszczone, czerwone blizny. Park aż za dobrze pamiętał, skąd się wzięły. I na samą myśl mógł wpaść w furię, przez którą zdemolowałby kolejne mieszkanie. Dzisiaj jednak nie chciał o tym myśleć, a zamiast tego zaczął pieścić językiem szyję starszego, ściskając przy okazji jego sutki.

Na miejsce przestępstwa przybył komisarz Jeon Jeongguk, znany z rozwiązania wielu trudnych zagadek kryminalnych, który po ocenie śladów, postanowił podjąć się próby złapania zbrodniarza. Jeszcze dziś ma odbyć się posiedzenie policji w tej sprawie.

Jimin zamarł na dźwięk tego imienia. Znał je. To on. To ten cholerny sukinsyn. Już miał się zerwać z miejsca, chcąc sięgnąć po kij baseballowy, aby rozwalić telewizor, gdy jego nadgarstek został mocno złapany.

- Spokojnie, Jiminnie - wymruczał zaspany Yoongi, obejmując młodszego drugą ręką w pasie. - Jeon jest za głupi. Nie znajdzie nas.

- Lepiej dla niego, jeśli to ja go pierwszy nie znajdę - warknął blondyn, patrząc wrogo na odbiornik, któremu już szykował śmierć.

- Ciiiii... chodź, mój mały. Mam dla twoich ust lepsze zajęcie, niż rzucanie obelg na śmieci.

Wiatr znów wiał mocniej. Yoongi miał czasem wrażenie, że gdyby nie ciężki sprzęt, który musiał nosić na akcje, już dawno by go zdmuchnął. Takiego problemu na pewno nie miał Jimin, bo trzymał się go mocno, już chichocząc na myśl o kolejnej ofierze. Tym razem szykowali się na obrabowanie magazynu jednego z największych muzeów w mieście. Ukryte tam dzieła sztuki aż się prosiły o to, by trafić w ręce prywatnych kolekcjonerów, którzy dobrze za nie zapłacą. Skok nie miał być trudny. Yoongi dokładnie zbadał całe to pomieszczenie, dzięki małej kamerze wbudowanej w dron mieszczący się w dłoni. Szyby wentylacyjne były dobrym wejściem dla takich urządzeń. Dzięki technologii wiedzieli, że wystarczyła odpowiedniej wielkości dziura w suficie i lina, aby wszystko trafiło w ich ręce. Kustosz tego miejsca powinien się wstydzić, że można mu odebrać takie eksponaty, niczym lizaka małemu bachorowi. Min miał tylko nadzieję, że tym razem obejdzie się bez niepotrzebnego babrania krwią, bo naprawdę nie mógł już niczym doczyścić ostatnich trzech koszul.

Jimin jak zawsze z gracją baletnicy, wyrysował idealny okrąg laserem, który miał umożliwić im wejście do środka. Specjalnie przygotowane urządzenie przytrzymało materiał, aby nie zapadł się w dół, rujnując po drodze kilka wysoko wartościowych perełek malarstwa. Krok pierwszy był więc tak samo prosty, jak otwarcie włazu kanalizacyjnego. Jedynie potrzebował inteligentnych wykonawców tego zadania.

Kiedy wejście zostało otwarte, Yoongi upewnił się, że lina przywiązana do pasa Jimina zapewni mu bezpieczne dotarcie na dół, po czym pocałował go z uśmiechem. Lekki obłęd w oczach Parka w ogóle go nie niepokoił. Taki już był, a Min doskonale wiedział dlaczego. Zresztą, dziwne, by osoba po jego przejściach była tak do końca normalna.

Jimin z szerokim uśmiechem wsunął się w utworzoną dziurę, zakładając na oczy noktowizory. Nie lubił ich, ale czasem wymagały użycia. Dlatego rozglądał się po otoczeniu, szukając pierwszej ciekawej zdobyczy. Co prawda jego chłopak mówił mu, jakie mają zamówienie, no ale kto im zabroni zabrać jeszcze coś ładnego dla siebie?

Blondyn bezpiecznie wylądował na ziemi i ruszył do wskazanego przez Yoongiego miejsca. Wszystkie pięć dzieł znalazł bez problemu. Obwiązał je w przygotowany materiał, zabezpieczając na czas transportu na dach i pociągnął za sznurek, aby brunet zabrał potrzebne im rzeczy. Zaraz po tym zainteresował się stojącą obok skrzynią, w której leżała złożona jakaś historyczna porcelana. Zbytnio go nie urzekła, więc zaczął szukać czegoś innego.

W momencie, gdy obrazy były w połowie drogi do rąk Mina, koło ucha Jimina przeleciała kulka, z pewnością celowana w głowę chłopaka. Reakcja Parka była błyskawiczna. Odwrócił się, upuszczając trzymaną figurkę i wyjął zza paska małe nożyki, którymi stanowczo posługiwał się lepiej niż bronią palną. Rzucił nieco na oślep kilka z nich, wkurzony takim zaskoczeniem go, ale nie usłyszał nawet drobnego ruchu w odpowiedzi. W dodatku nie był w stanie namierzyć z pomocą noktowizora potencjalnego zagrożenia, co tylko go rozjuszyło.

- Jiminnie? - zaniepokojony dźwięk głosu Yoongiego wydobył się z małej słuchawki, włożonej w ucho. - Nic ci nie jest?

- Nic, pod warunkiem, że zajebię skurwiela, który do mnie strzelał - mruknął chłopak.

- Załóż maskę. Rozpylę gaz, by ich obezwładnić, a ty natychmiast do... KURWA.

Jimin poderwał głowę do góry, aby spojrzeć na otwór w suficie. Nawet jeśli nic nie widział, to wiedział, że ktoś właśnie robił krzywdę jego Yoongiemu. Ten ktoś zaraz zginie.

Park natychmiast rozłożył latawiec, który umożliwi mu wzniesienie się tam. Mógł z niego skorzystać przy wejściu, ale lina była zawsze dużo zabawniejsza. Pozwalała też Yoongiemu na ćwiczenie mięśni rąk, lecz teraz to nie było istotne.

Niestety, nawet nie zdążył się wznieść na dwa metry, gdy wokół jego ciała zacisnęły się liny. A nim krzyknął, poraziły go taką dawką prądu, że z miejsca stracił świadomość.

Chluśnięcie wody sprawiło, że mózg Yoongiego natychmiast zmusił go do reakcji. Kaszel pozwalał na wyplucie części cieczy, która... chyba nie do końca była zwykłą kranówą.

- Znowu się spotykamy, Min Yoongi.

Na sam dźwięk tego głosu, chłopak chciał się zerwać z miejsca. Niestety, jego ręce były przywiązane do poręczy krzesła, a nogi do drewnianych nóżek. Jedyne, co mógł zrobić, to posłać nienawistne spojrzenie w oczy tego skurwiela, Jeona, który teraz stał nad nim z pustym już wiadrem.

- Smakowało? Poprosiłem wszystkich na komendzie, by napełnili to wiadro - powiedział kpiąco komisarz.

- Sam spróbuj. Może przypomną ci się czasy, gdy mój penis wypełniał twoje gardło.

Jednak nie wszystko zostało wylane, bo druga, trochę mniejsza fala uderzyła w twarz bruneta.

- Oszukiwałeś mnie. Dobrze, że w porę zobaczyłem, jak zdradziecką szują jesteś, jebany dziwkarzu - warknął Jeon, uderzając wiadrem w ramię Mina. Po pustym pokoju potoczyło się naczynie, robiąc aż za dużo hałasu dla obolałej głowy Yoongiego.

- Nigdy, ani razu cię nie oszukałem. To twoje chore ambicje wszystko zniszczyły - odparł spokojnie. - Gdzie jest Jimin?

- Twoja nowa dziwka? W klatce, gdzie jego miejsce. Trochę prądu powinno go uspokoić.

Zimny pot oblał plecy chłopaka. To nie mogła być prawda. Nie zrobił mu tego. Chociaż... aż za dobrze wiedział, do czego ten pierdolnięty gnój był zdolny. Cały spokój momentalnie z niego zszedł.

- Nie róbcie mu krzywdy! On nie wytrzyma tego! Zostawcie go, słyszysz?! Zostawcie!

Śmiech, który wydobył się z ust młodego komisarza działał na bruneta, niczym oliwa na ogień. Zaczął się szarpać, ale to nic nie dawało. Czuł jedynie, jak jego nadgarstki pieką coraz bardziej, ocierane o liny. Zdarł je aż do krwi, o czym świadczyła powoli rosnąca plama na jego rękach.

- Nic mu się nie stanie, jeśli przejdziesz na odpowiednią stronę. Nienawidzę cię i najchętniej zabiłbym cię tu i teraz. Na twoje szczęście ktoś na górze postanowił wykorzystać twój talent.

- Pierdol się. Raz już próbowałeś mnie sprzątnąć. Może w końcu tym razem ci się uda.

- Żaden problem. Zaraz dostaniesz kulkę w łeb. A po tobie twój popapraniec.

Yoongi zacisnął wargi, aby nie odpyskować. Teraz w jego rękach było nie tylko jego życie. To drugie, o wiele dla niego cenniejsze, bo należące do osoby, którą kochał, nie mogło być w zagrożeniu. Ciężko mu było wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa, jednak w końcu opuścił głowę i ledwo słyszalnie wyszeptał:

- Zrobię wszystko. Ale zostawcie go w spokoju.

Gdyby ktoś przypadkiem znalazł się przy klatce, w której siedział Jimin, mógłby pomyśleć, że w środku znajduje się dzikie zwierze, które w każdej chwili jest gotowe odgryźć rękę temu, kto spróbuje dotknąć krat. Chłopak przechodził już przez różne stany w tym zamknięciu. Płakał, krzyczał, rzucał się na stalowe pręty, gryzł je, groził pilnującym go funkcjonariuszom. Nic to nie dawało. Obecnie siedział na środku swojego więzienia i nie robił nic. Zupełnie nic od kilku godzin.

Pomieszczenie, w którym znajdowała się jego klatka, nie posiadało żadnych okien. Jimin wolał się jednak orientować, kiedy mija czas, dlatego liczył sekundy, które mijały między zmianami strażników. Zawsze pilnował go tylko jeden z naładowaną bronią, gotową do strzału, gdyby jakimś cudem zniszczył klatkę. Po trzech zmianach zauważył, że co dwie godziny stał z nim ktoś inny.

Było ich trzech. Jeden na pewno był już przed emeryturą, ale jego postawa komandosa podpowiadała, że nie zawaha się ani trochę, gdy przyjdzie mu wycelować we więźnia. Drugim była kobieta, mniej więcej czterdziestoletnia, co stanowczo nie wynikało z jej wyglądu wskazującego na niewinne dziecko, lecz rozmowy, jakie odbywała przez krótkofalówkę. Doświadczenie, z jakim przemawiała, pozwoliło określić, że co najmniej piętnaście lat siedzi już w tym zawodzie. Ostatnim był młodziutki chłopak, jak nic świeżo przyjęty w szeregi. Aż dziwne, że kazali mu pilnować tak groźnego przestępcy. Jimin doskonale widział krople potu cieknące po jego szyi, gdy obserwowali się nawzajem. I to właśnie ten przypadek stanowił klucz do ucieczki Parka. Musiał tylko się postarać o jego współczucie. A pomimo swojego szaleństwa, blondyn potrafił bardzo dobrze grać. Dlatego czekał teraz na kolejną zmianę, aby móc zacząć wałkować tego chłoptasia.

Ukryte w cieniu drzwi w końcu się otworzyły, ukazując w wejściu młodzika, który kurczowo ściskał broń. Mijająca go kobieta, nawet nie zwróciła na niego większej uwagi, kiedy wymieniali się na posterunku.

Jimin nie zaatakował od razu. Dał chłopakowi czas na to, aby usiadł na krześle i poczuł się choć trochę bezpiecznie.

- Chyba nie traktują cię tu najlepiej - powiedział spokojnie, poruszając się po raz pierwszy od wielu godzin.

Funkcjonariusz aż podskoczył, nie spodziewając się skierowania w jego stronę jakichkolwiek słów.

- To... To nie twoja sprawa... - wydukał w końcu, zaciskając mocniej dłonie na broni.

Więzień wzruszył ramionami, przybierając znudzony wyraz twarzy.

- Moja, nie moja... Wiem, jak traktują mnie. To wystarczy, aby powiedzieć o tamtych tylko jedno - zjebani kutasiarze. Ja nawet nie wiem, za co jestem przetrzymywany, bo mi tego nie powiedzieli, a zgodnie z prawem mają obowiązek poinformować mnie, dlaczego jestem zatrzymany. I to w takich warunkach.

Mina młodego policjanta natychmiast ucieszyła Parka. Szok i niepewność były tym, czego oczekiwał.

- Nie powiedzieli? Przecież... znaleźli ciebie i... tego drugiego w... magazynie? I... wy kradniecie i zabijacie...

- Nie zabijamy. Te ofiary były przypadkowe. Przeszkadzały nam w pracy.

- W kradzieży.

- Dla mnie to praca.

- Nie możesz znaleźć normalnej?

- Nikt mnie nie chciał przyjąć. Czy z tego powodu mam umrzeć z głodu, przez brak pieniędzy?

Yoongi siedział na łóżku w celi, kompletnie nie mając pojęcia, co zrobić. Chyba pierwszy raz mu się to zdarzyło. Zawsze miał perfekcyjnie skrojony plan i kilka wersji ,,w razie czego". Nie przewidział tylko tego, że ponownie na jego drodze stanie Jeongguk. Ten sam, który kiedyś przemienił jego życie w piekło.

Aż nienormalne było, jak ich historia ze zwykłej sielanki przerodziła się w taką nienawiść. Zaczęło się niewinnie. Poznali się przypadkiem, gdy Yoongi zaczynał liceum, a Jeongguk gimnazjum, znajdujące się tuż obok siebie. Spotkali się u szkolnej pielęgniarki, kiedy w czasie Dnia Sportu, młodsi uczniowie zostali zaproszeni do rywalizacji ze starszymi. Jeon potknął się wtedy na boisku i zarył twarzą o bieżnię, a starszy miał złamany nos przez piłkę lekarską, która zamiast w wyznaczone boisko, poleciała w widownię. Przez trzy lata szybko przechodzili przez kolejne etapy znajomości - od przypadkowo poznanego chłopaka, po wielką miłość.

Niestety, tak silne uczucia czasem pchają do szaleństwa. I tak było w przypadku młodszego chłopaka, który ubzdurał sobie, że Yoongi zdradza go z Jiminem, który mu w rzeczywistości jedynie pomagał w zadaniach. Park był urodzonym geniuszem i przeskoczył dwa poziomy, lądując w klasie z Minem. Yoongi nie był aż takim asem, a zależało mu, aby dostać się na uczelnię techniczną, dlatego spotykał się w bibliotece z kolegą na dwie godziny dziennie, by wspólnie się uczyć. Zazdrosny Jeongguk postanowił ukarać swojego chłopaka oraz zabić powód, dla którego czuł się zagrożony. Podszywając się pod bruneta, zwabił Jimina do starego magazynu, gdzie następnie znęcał się nad nim wiele godzin, chcąc, aby jego śmierć była jak najbardziej dotkliwa.

Yoongi dowiedział się o tym, kiedy jego przyjaciel, Hoseok, powiedział mu, że Jimin poszedł się z nim spotkać w magazynie. Kiedy dotarł na miejsce, Jeongguk uciekł, a Park trafił do szpitala. Nikt jednak nie uwierzył w to, kto odpowiadał za taki uszczerbek na zdrowiu geniusza. Nie uwierzono nawet, gdy Jeon chciał zemścić się na swoim byłym już chłopaku, wylewając na niego wrzątek, który poparzył mu cały tułów. Ale właśnie te dramatyczne wydarzenia sprawiły, że Yoongi i Jimin zbliżyli się do siebie. Z początku Min odczuwał poczucie winy za stan blondyna i chciał się opiekować nim, gdy tylko wyszło na jaw, że tak traumatyczne przeżycie odcisnęło trwały ślad na jego psychice. W końcu jednak zrozumiał, że to było coś więcej. Po prostu go pokochał. Z wzajemnością. I nawet jeśli wyglądało to na coś w stylu przywiązania się pacjenta do terapeuty, absolutnie takie nie było.

Cała ta sprawa mocno pokrzyżowała dalsze plany na przyszłość tej dwójki. Yoongi został wyrzucony z domu przez rodziców, ledwo kończąc leczenie w szpitalu po oparzeniach, a rodzice Jimina, nie mogąc już szczycić się synem-geniuszem, udawali, że nie istnieje. Żadna praca nie wchodziła w grę w przypadku młodszego z nich, a starszy nie dawał rady zarobić na tyle, by kupować Jiminowi leki, utrzymujące jego emocje na w miarę stabilnym poziomie. Prędzej czy później musieli więc zacząć kraść. A ponieważ brunet miał smykałkę do technologii, a Park nie miał już żadnych zahamowań moralnych, stanowili całkiem dobry zespół.

Teraz jednak przeszłość do nich wróciła. Jeon Jeongguk znów stanął na ich drodze i o ile kiedyś mieli słabe szanse, aby przekonać kogokolwiek do swoich racji co do tego osobnika, tak teraz nie mieli ich wcale. Autorytet komisarza od spraw nierozwiązywalnych pozwalał mu na całkowitą bezkarność, w którą wchodziło więzienie Jimina ,,dla dobra sprawy". Yoongi dostał więc wybór - bezpieczeństwo ukochanego, w zamian za chęć współpracy. A z jego talentem postanowiono przejąć kontrolę nad terenami Korei Północnej.

Funkcjonariusz Kim Taehyung, jak udało się dowiedzieć Jiminowi, wcale nie był aż taki głupi, na jakiego wyglądał. Nie dał się tak łatwo przekonać do wypuszczenia Parka z klatki. Ale był dobrym słuchaczem. Nawet, jeśli raczej nie uwierzył w historię, którą opowiedział mu jego więzień. A blondyn obnażył się przed nim całkowicie. Było coś takiego w tym młodziku, co sprawiło, że chciał mu wszystko powiedzieć, od samego początku, każdą swoją myśl, każde wspomnienie, tak cenne dla niego, a zarazem dzielone z ukochaną osobą. Taehyung zdawał się to rozumieć. W pewnym stopniu chyba mu nawet współczuł. Bo przecież to było oczywiste, że życie nie potoczyło się dla Jimina tak, jak je sobie zaplanował. Miał lecieć na studia na Harvard. Zrobić karierę naukowca. Może zostać Noblistą. A stał się psychopatą, którego powinien się bać każdy napotkany na jego drodze osobnik.

Czas, który Park spędzał z innymi strażnikami, dłużył mu się, ale nawet nie próbował z nimi rozmawiać. Jeśli już, to wolał gadać do samego siebie, opowiadając sobie, w jaki sposób zabiłby stojącą za kratami osobę. Szczególnie upodobał sobie obsikiwanie tej wkurzającej go ciągłym paplaniem babki. Nie zapewnili mu żadnej możliwości korzystania z toalety, więc każdą swoją potrzebę musiał załatwiać w miejscu, w którym siedział. Obrzydliwe? Oto, co potrafił zapewnić Jeon Jeongguk swoim ofiarom.

W kwestii jedzenia również nie było łatwo. Park mógł liczyć na absolutne minimum. Stary komandos przynosił mu paczuszkę wojskowych sucharów, na których można sobie było zęby połamać, oraz butelkę wody. Kazał odchodzić Jiminowi na drugi koniec klatki, po czym z satysfakcją wrzucał je w kąt, w którym blondyn załatwiał swoje ,,cięższe" potrzeby. Dobrze, że chociaż wszystko było w opakowaniach.

Przyszedł w końcu czas na kolejną zmianę wartownika i Jimin już czuł się nieco pokrzepiony, że zobaczy Taehyunga. Być może uda mu się go zachęcić do powiedzenia mu, co zrobili z Yoongim. Jednak ku jego niezadowoleniu, do sali wszedł Jeon Jeongguk. Park z wściekłością natychmiast rzucił się w stronę krat, chcąc go dosięgnąć i zamordować gołymi rękami. Choć najchętniej wcześniej by go powoli doprowadził na skraj śmierci, torturując go, łamiąc każdą jedną kosteczkę, wyrywając paznokcie, zęby, włosy, a nawet język, wydłubałby mu oczy i odciął uszy.

- Zachowaj swoją energię, bo będzie ci jeszcze potrzebna, dziwko - powiedział spokojnie komisarz, zamykając za sobą drzwi. Zostali sami. Teraz mogło wydarzyć się wszystko.

- Gdzie jest mój Yoongi?! Oddaj mojego Yoongiego!

- W moim łóżku. Już na pewno o tobie zapomniał po naszej wspólnej nocy.

Wściekłość miotała Jiminem do tego stopnia, że prawie sam sobie zrobił krzywdę, próbując wcisnąć głowę między kraty, razem z dwoma rękami. To był błąd. Lekkie zaklinowanie się na kilka sekund pozwoliło Jeonowi na podejście do klatki i przyłożenie paralizatora do stali. Jeden pstryk i Park wrzasnął z bólu na całe gardło.

- Zobaczymy, czy z pomocą prądu damy radę cię wytresować, dziwko.

Wszystkie sześć kamer było skierowane prosto na niego. Nie było żadnej opcji, aby je oszukać. Zresztą, chyba nawet nie do końca na tym mu zależało. Chciał tylko odzyskać Jimina. Upewnić się, że nic mu nie jest. Przytulić i obiecać, że wszystko będzie dobrze i niedługo wrócą do domu. Musiał tylko złamać zabezpieczenia w systemie sąsiedniego państwa i przejąć kontrolę, a wtedy Północ wykończy się sama, oddając ziemię w ręce normalnych ludzi. O ile normalnymi można było nazwać ten specjalny oddział policji.

Yoongi pracował bez ustanku już czternastą godzinę. Był coraz bliżej sedna. Już niedługo się uda. Jeszcze kilka linijek, zabezpieczeń, kluczy i będzie mógł zobaczyć Jimina. Pokazywali mu krótkie nagrania z pobytu ukochanego w klatce, aby udowodnić mu, że żyje. Nie pozwalali jednak na ich spotkanie. Nie zgodzili się nawet zamknąć ich razem. A Jimin bez swoich tabletek, w tym obcym otoczeniu, w dodatku w takich warunkach, mógł po prostu nie wytrzymać. Dlatego Min robił wszystko, aby wyciągnąć go stamtąd jak najszybciej. Nieustannie modlił się w duchu, aby młodszy jeszcze się trzymał.

Ostatnie kliknięcie, ostatnia komenda i już po chwili wszyscy zgromadzeni za kratą jego celi wstrzymali oddech, wpatrując się w ekran monitora, na którym na żywo transmitowano relację z Korei Północnej. Szpiegowskie urządzenie doskonale uchwyciło moment rozpoczęcia zamieszania. To było aż przerażające, jak jeden człowiek mógł w kilkanaście godzin doprowadzić do takiego zamieszania. A jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem - w ciągu godziny dyktator oraz cała jego świta, elity tego chorego kraju, będą martwe.

- Oddajcie mi Jimina. Skończyłem moją pracę tak, jak tego chcieliście - zauważył brunet, patrząc na ludzi, którzy zasługiwali na to, aby znaleźć się w tej chwili w Pyongyang.

- Zobaczysz go, jeśli misja się powiedzie. Na razie musisz czekać.

Więc Yoongi czekał. A każda kolejna godzina powoli odbierała mu nadzieję. Nikt już się do niego słowem nie odezwał, nawet gdy błagał, krzyczał lub zaczynał demolować celę. Zachowywał się już zupełnie jak swój ukochany. W tamtym momencie chyba lepiej zrozumiał, skąd w nim tak agresywne i zmienne zachowania.

W końcu jednak drzwi do pomieszczenia się otworzyły, a Min podbiegł do krat, widząc skutego za ręce i nogi Jimina, prowadzonego na łańcuchu przez Jeona. Powłóczył nogami, nie mając w sobie ani odrobiny sił. To cud, że w ogóle trzymał się na nogach. Trząsł się cały, a rozbiegany wzrok mógł świadczyć o braku kontaktu z nim przez najbliższy czas. A mimo tych jawnych oznak szaleństwa, Yoongi w jakikolwiek sposób próbował go nawoływać błagalnie. Bez skutku. Jeon wycelował pistoletem w blond włosy swojego więźnia i podszedł do celi Yoongiego.

- Odsuń się. Jeden ruch, a strzelę.

Jeongguk nie żartował, a Min wiedział o tym aż za dobrze. Odszedł więc w drugi kąt celi, po czym czekał, aż młodszy zostanie brutalnie wrzucony do środka. Nawet nie próbował się bronić ani ratować w jakikolwiek sposób, gdy ciężko padł na ziemię. I dopiero, kiey kraty się zamknęły, starszy podbiegł do niego, starając jakoś posadzić i przytulić.

- Jiminnie. Jiminnie, słyszysz mnie? Jiminnie, odezwij się - błagał starszy, nie chcąc uwierzyć, że umysł jego ukochanego zamknął się tak bardzo, nawet na niego. - Jesteś największym dupkiem stąpającym po tej ziemi, Jeon - warknął w stronę uśmiechającego się sadysty, bezpiecznie oddzielonego on nich kratami. - Słyszysz mnie? Pożałujesz tego. I to cholernie.

- Może w innym wcieleniu. Póki co, daję wam to.

Funkcjonariusz kucnął i położył na podłodze tuż za kratami sztylet. Nieduży, ale na pewno niebezpieczny.

- Zrobicie z nim co uważacie za słuszne. Nikt tu już nie przyjdzie was nakarmić. Dla każdego już jesteście martwi. Ale sam zadecyduj - wolisz, abyście cierpieli jak najdłużej, czy od razu zabijesz najpierw jego, potem siebie. Bo po spotkaniu z moim paralizatorem, raczej nic więcej oprócz śliny, nie wydobędzie się z jego ust.

Wściekłość, jaka zapłonęła w sercu Yoongiego, kazała mu natychmiast złapać za broń i rzucić nią w Jeona. Nie zrobił jednak tego, bo w tym samym momencie dłoń Jimina poruszyła się.

Jeon opuścił pomieszczenie, ale Yoongiemu było to w tej chwili obojętne. Liczyło się to, że jego ukochany chciał nawiązać z nim kontakt.

- Jiminnie, to ja, Yoongi. Słyszysz mnie? Jiminnie...

- Zabij mnie - wyszeptał trzęsąc się coraz bardziej, a jego oczy uciekały w bok. - Zabij...

- Nie mogę, Jiminnie. Nie mogę... - Głos starszego odmawiał mu posłuszeństwa, słysząc tak straszną prośbę - Proszę, wytrzymaj.

- Zabij... - szepnął jeszcze raz i nagle Min poczuł, jak ciało w jego rękach robi się bezwładne.

- JIMIN!

Yoongi siedział w kącie pomieszczenia, czekając na jakiś ruch swojego ukochanego, który nieprzytomny leżał na boku. Już niedługo. Kilka minut i na zawsze będą wolni. Musiał to zrobić.

Nóż powoli przesuwał się między palcami Mina, czekając na swój moment. Już za chwilę. Jeden ruch i będą wolni.

Drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a Kim Taehyung stanął w nich na lekko drżących nogach. Cała jego twarz opryskana była krwią, a w dłoni trzymał pistolet.

- Droga wolna - zakomunikował, a Yoongi natychmiast zerwał się z miejsca i podszedł do krat. Otwarcie zamka tym nożem nie stanowiło dla niego żadnego problemu. A kiedy krata stanęła otworem, młody funkcjonariusz pomógł podnieść Jimina i przenieść go na plecy starszego.

- Macie dwie minuty. Znasz drogę - szepnął Kim, biorąc nóż od Yoongiego.  - Kamery mają skasowaną pamięć. Posądzą was o to.

- W porządku. Dziękuję.

Min ruszył biegiem, nie oglądając się na Taehyunga, który szykował się do wbicia sobie ostrza w nogę, aby w ten sposób stać się kolejną ofiarą masakry, jaką zrobił brunet. A przynajmniej taka była oficjalna wersja, jaką pozna społeczeństwo. Choć dużo kłamstwa w tym nie będzie. W końcu to Yoongi zepsuł system monitoringu w budynku, uruchomił automatyczne zabezpieczenia, które wybiły większość funkcjonariuszy, a resztę zraniły. Wszystko to zrobił pod samym nosem tych frajerów, kiedy włamywał się do północnokoreańskich systemów. Idioci nie wiedzieli, że przez działania Yoongiego, ci nieliczni mający dostęp do komputerów, zobaczą urocze ciasteczko, które jedynie zmieni ich urządzenia w elektroniczne biblioteki porno. Kim miał tylko dać mu znać, czy może już ruszyć. Ten stary przyjaciel, który wisiał Minowi przysługę za uratowanie raz życia, okazał się dość przydatny.

Yoongi poczuł, jak Jimin porusza się na jego plecach, otaczając go zaraz mocniej nogami.

- Kupisz mi lody, gdy wrócimy do domu? - zapytał młodszy, brzmiąc na wymęczonego.

- Oczywiście. Ile tylko będziesz chciał.

- STÓJ!

Wrzask Jeona powinien go zatrzymać, ale nie w momencie, gdy biła z niego taka desperacja i agonia. Bo wykrwawiający się mężczyzna nic już nie mógł zrobić, jedynie patrzył, jak jego pierwsza miłość ucieka.

- Dzisiaj chcę czekoladowe - powiedział Park, wtulając się w plecy starszego.

Min kiwnął głową i wybiegł na dach budynku, gdzie ruszył prosto do czekającego na nich latawca. Stanął na niego pewnie, a metalowe obręcze oplotły jego stopy i kostki. Maszyna wzniosła się i zabrała dwójkę uciekinierów z dala od tego chorego miejsca w środku gór. Z dala od prawie martwego psychopaty i jego podwładnych. Z dala od zasad, które ich nie dotyczą.

Yoongi lubił czuć wiatr, który wiał w mieście. Ale dużo bardziej lubił czuć, jak ciało Jimina chowa się w jego ramionach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top