Rozdział 30
- Możesz mi przynieść kolejne piwo, kochanie?
Louis odwraca wzrok od leniwego przeglądania Instagrama, aby zobaczyć Zayna chwytającego pustą butelkę niczym pies z proszącą miną na swojej twarzy, kiedy patrzy gdzieś za ramię Louisa. Szatyn blokuje telefon i bierze łyk swojego własnego piwa.
Niall wchodzi do salonu i odmawia podaniu Zaynowi piwa, póki ten go nie pocałuje, obydwoje się uśmiechają, kiedy blondyn opada na kanapę obok Louisa. Szatyn nawet nie pozwala swojej wardze zawinąć się w proteście, nie ma na to energii.
- Jak praca? - Pyta Zayn, oprócz zauważenia nudnego sposobu w jakim Louis wpatruje się w niego i Nialla. Cieszy się z tego, że został zaproszony na kolację, ale nie może przyznać, że jest ostatnio najlepszym kompanem. Nie znalazł sposobu, by odzyskać wszystko co stracił w ciągu ostatniego miesiąca. Jest ostatni dzień marca co oznacza, że minęły trzydzieści trzy dni od nocy w Central Parku, a czternaście od Max. Nie żeby wciąż liczył.
- Dobrze. - Louis bawi się etykietą swojego piwa i próbuje wymyślić coś do dodania. - Wysłałeś moje prace do sztabu New Yorkera. Jak pójdzie dobrze to pojawią się jesienią.
Zayn kiwa głową, a Niall lekko się uśmiecha. - Fajnie . - Louis próbuje nie przegapić głosu Harry'ego w grupie, jego podekscytowany uśmiech wypełniłby brakującą dziurę.
- Co z Harrym? - Pyta Louis, nim może użyć filtra na swoje usta. Nic nie może poradzić na swoją ciekawość, nic nie może poradzić na to, że wciąż się przejmuje.
- Obecnie jest w San Francisco.
Dochodzą do niego dwie rzeczy na raz: fakt, że nie wiedział w jakim stanie był Harry oraz troska, bo nie wiedział czemu nie było go w domu. - Po co?
- Tam się zaczyna trasa z pokojami - mówi Zayn. Drapie się po szczęce, jakby myślał o tym jak wiele może powiedzieć. Louis wie, że to dla jego dobra, za każdym razem, kiedy dowiaduje się czegoś nowego o Harrym od nich trochę więdnie.
- Zostaje tam na tydzień - mówi Niall, zerkając na Zayna. - Żeby zobaczyć się z rodziną i w ogóle.
- Miło - mówi Louis. Bierze kolejne piwo. Przez chwilę pozwala sobie wyobrazić co by było, gdyby on i Harry się nie rozdzielili. Wie, że poleciałby z Harrym do San Francisco bez pytania. Kochałby bycie tam podczas nocy otwarcia.
Ponownie zapada cisza, a Louis tego nienawidzi. Ostatnio w jego życiu było zbyt wiele ciszy i to zaczynało boleć. - Rozumiem, że to dlatego mnie dzisiaj zaprosiliście? - Unosi brwi. - Odkąd Harry jest po drugiej stronie kraju? - Zayn i Niall dzielą zszokowane spojrzenie z rozszerzonymi oczami. Louis śmieje się głośno, kręcąc głową. - Żartuję.
- Dupek - mówi Zayn, kiedy bierze kolejny łyk piwa, aby ukryć swój uśmiech, Niall śmieje się radośnie.
Wiedząc, że słoń pomaga zachować status ich zoo, ich rozmowa staje się trochę łatwiejsza, śmiech nie jest zakazaną rzeczą. Niall robi potrawkę z tłuczonych ziemniaków i grillowanych warzyw na kolację i wszyscy jedzą przy kuchennym stole, popijając wino, które przyniósł Louis. Nikt nie wspomina czwartego wolnego krzesła. - Nie wiem czy jesteś zainteresowany - mruczy Niall, kiedy kroi kawałek potrawki. - Ale jest kilka dziewczyn z pracy, z którymi mógłbym cię umówić. Facetów też.
Zayn się odzywa przed Louisem. - Żartujesz, Ni?
Niall wzrusza ramionami, kiedy żuje. - Chcę tylko żeby był szczęśliwy, kochanie. H też. To takie nędzne.
Louis uśmiecha się. - Wciąż tu siedzę, wiesz.
Niall patrzy mu prosto w oczy. - Nie jesteś szczęśliwy. To jest nędzne. - Niall unosi brwi. - Widzisz, mogę to powiedzieć po wyrazie twojej twarzy.
Louis śmieje się i przewraca oczami, ale żart chociaż raz wydaje się dobry, nawet jego kosztem. - Tak, w porządku.
- Tęsknisz za nim - mówi Zayn, ciszej od śmiechu Nialla i Louisa.
Louis wzrusza ramionami i grzebie w kolacji. - Byliśmy przyjaciółmi przez długi czas - mówi, kiedy unosi wzrok.
Zayn mruga. - Tęsknisz za spotykaniem się z nim, Lou.
W umyśle Louisa pojawia się nieprzerwany pokaz widoków Harry'ego: jego poranne włosy, różowe skarpetki, robienie kawy jedynie w bokserkach. Głęboko wciąga powietrze i próbuje zasłonić to kaszlem.
- Nie rób tego sobie - mówi Niall.
- Nie rób tego jemu - mówi Zayn i to nie jest sympatyczna wojna, Louis to wie. Obydwoje równo tęsknią za częścią swojej grupy.
Louis bierze łyk swojego wina i powoli odkłada kieliszek. - Robimy to dla siebie, wiesz. Próbowałem nas chronić, ponieważ nie chciałem go zranić, ale i tak to zrobiłem. I nie wiem co on myśli, bo kurwa ze mną nie rozmawia, ale coś mówi mi, że to mnie należy winić. - Jego głos staje się głośniejszy i dobrze czuje się z tym, że chociaż raz coś powiedział. - Dlaczego po prostu nie powie mi, że się mylę, skoro tak sądzi?
- Wiesz, że to rani cię bardziej niż co innego prawdopodobnie by mogło? - Wzrok Zayna wygląda tak smutno, że Louis ledwie może to znieść. - Nawet już nie rozmawiacie.
Louis nie ma żadnej odpowiedzi poza wróceniem do jedzenia. Mógłby jedynie dodać to co już wiedzą: tęskni za Harrym z stałym bólem w swoim żołądku, nie wspominając już o bolącym sercu.
~*~
Jest czwartkowa noc w pierwszy tydzień kwietnia, kiedy Louis ponownie widzi Harry'ego, nawet nie miesiąc od nocy w Mac. Louis nie szuka go, gdy to się dzieje, po prostu wpadł do Whole Foods na jakieś zakupy przed powrotem do domu. Nie napisał listy zakupów, więc skanuje każdą alejkę w poszukiwaniu czegoś interesującego. Kiedy przypadkowo znajduje Harry'ego w sekcji z lodówkami bulgocze mu w żołądku, jakby zobaczył ducha.
Stoi na końcu alejki, kiedy Harry skupia się na czymś za szklanymi drzwiami przed nim. Louis wpatruje się w niego, jakby miał być ostatnią rzeczą, którą zobaczy: luźne dresy Harry'ego i zapinana bluza oraz czapka zaciągnięta na uszy. Prostuje się z mrożonym jedzeniem w swojej ręce, a Louis widzi jego nieogoloną szczękę. Wygląda niechlujnie w sposób w jakim Louis rzadko go widział i wydaje się, że został zaatakowany czymś prywatnym.
Jakby mógł to wyczuć, Harry zaczyna się odwracać, a Louis cofa się do alejki. Przechodzi przez dwie i stara się ustabilizować swój oddech. Kiedy unosi wzrok łapie swoje odbicie w metalu na końcu wystawy. Jego zarost jest na pograniczu niechlujnej brody, jego włosy są przetłuszczone i oczy zapadnięte. Zamyka je i wzdycha.
Nie zasługują na to. Żaden z nich nie zrobił nic złego oprócz stania się przyjaciółmi, a potem pozwolenie sobie na zakochanie się. Nie mogą winić swoich serc i ranić się za coś tak kosmicznego, że nawet nie mogli się tego spodziewać.
Louis zaczyna iść pewnie w stronę gdzie ostatnio widział Harry'ego. Chce z nim porozmawiać. Chce powiedzieć, że zranili siebie nawzajem, ale ich przyjaźń znaczy zbyt wiele, by mogła wyblaknąć. Chce usłyszeć jego głos tylko przez chwilę. Lecz, kiedy dociera do alejki, Harry'ego już tam nie ma. To niczym znak, którego nie chciał naprawdę otrzymać.
Po tym zakupy idą mu raczej szybko. Kilka razy rozważa schwytanie telefonu i zadzwonienie do Harry'ego, ale nie wie co chce powiedzieć. Skonfrontowanie się z nim w sklepie spożywczym wydaje się być o wiele łatwiejsze, niż celowa wiadomość.
Przy kasie zdaje sobie sprawę z tego, że kupił dwa Fage jogurty i wpatruje się jak zostają skanowane i dokładane do jego torby. Przez czterdzieści dni stało się to nawykiem, kupuje je za każdym razem, kiedy widzi je w Whole Foods, jakby Harry nie mógł robić tego sam. Nie robił tego w ciągu ostatnich kilku zakupów i zastanawia się czy to powinno być kolejnym znakiem, fakt że kupił je dzisiaj. Nie wie co ten znak miałby niby oznaczać, chociaż, w końcu to tylko jogurt.
Bierze swoje torby od kasy i wychodzi na noc. Jest wiosna, ale jest wcześnie, niebo wciąż ciemnieje przed siódmą, malując miasto na ciemno. Ktoś pędzi po chodniku i chce go minąć, ale kiedy unosi wzrok znajduje znajomość, która wywraca jego serce. Harry zatrzymuje się, kiedy spotyka wzrok Louisa, papierowa torba od zakupów znajduje się w zagięciu jego łokcia, gdy się w siebie wpatrują.
- Hej - mówi Harry. Unosi swój podbródek, jakby udowadniał coś. - Chciałem coś powiedzieć w sklepie, ale tego nie zrobiłem. Nie wiem nawet czy chcesz ze mną rozmawiać. - Cokolwiek zuchwałego tam było zamieniło się w smutny uśmiech.
Myśli Louisa są pokazem fajerwerków, myśli eksplodują i zostają zastąpione przez nowe. Żadna z nich nie ma sensu, kiedy zastanawia się nad tym co powiedzieć. Przełyka. - Kupiłem twój jogurt?
To głupia rzecz do powiedzenia i staje się to jasne, kiedy Harry mruga, czekając na puentę, nim przechyla głowę. - Co?
- Nie miałem tego na myśli - wyjaśnia Louis. - Ale kiedy je zobaczyłem przypomniało mi się, że żadnych nie mam i po prostu chciałem je mieć w razie gdybyś przyszedł. I chciałem tego. - Liże swoją wargę i czuje się jak idiota. - Jogurtu. - Nie tak sobie wyobrażał tą interakcję. W ogóle.
Harry śmieje się, a ten dźwięk nie brzmi prawidłowo, jest cichy i stłumiony. - Umm, dziękuję? Tak sądzę?
Louis jest przekonany, że Harry myśli, iż jest całkowitym idiotą, więc idzie za ciosem. - Chciałbyś wpaść? Na jogurt? - Nie sądzi, że będzie pracował, szczególnie kiedy Harry przygląda mu się w ciszy.
Świat porusza się powoli, kiedy czeka. Następnie wargi Harry formują się w taki sposób, że jego serce znajomo się zatrzymuje, gdy próbuje powstrzymać uśmiech. - Jasne. Z chęcią.
~*~
Są cicho podczas drogi do mieszkania Louisa i nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego ręką się trzęsie, póki nie musi włożyć klucza do drzwi. Ma nadzieję, że Harry tego nie widzi.
Kiedy udaje mu się otworzyć drzwi, rozgląda się wokół, by upewnić się, że wszystko jest na miejscu. To nie tak, że mógłby teraz cokolwiek z tym zrobić, ale byłoby miło mieć jakiś znak świadczący o tym, że jego życie nie jest totalną ruiną. Prawie się śmieje, jest przekonany, że Harry jedynie po patrzeniu na nim może powiedzieć, że jest ruiną. Wygląd personalny na bok, jego mieszkanie ma się w porządku, a przynajmniej pranie jest na miejscu, żadnych brudnych ubrań w drodze od kuchni do jego sypialni.
- Odłóżmy twoje zakupy do lodówki - mówi, kiedy Harry idzie za nim i zamyka delikatnie drzwi.
Kieruje się do kuchni, chmura niezręczności wisi nad nimi. Harry po raz pierwszy pieprzył go na tej kanapie, Louisa ssał mu przy ścianie, całowanie się z porannym oddechem na tej szafce. A teraz nawet nie wiedzą co sobie powiedzieć.
Może to nie jest całkowitą prawdą. Oprócz wspomnień stojących wokół nich, udaje im się zaśmiać, kiedy Harry ustawia swoje zakupy w lodówce, kiedy Louis zapełnia wszystkie pozostałe miejsca. Do czasu nim kończą, stoją z rękami na biodrach, podziwiając swoją pracę, jakby to nie była tylko lodówka.
- Myślę, że obiecałem ci jogurt - mówi Louis z przykrością, kiedy zauważa, że włożył je do dalekiego rogu.
- Ups - mówi Harry i nawet pod tym kątem Louis może zauważyć dołeczek w jego policzku. - Sięgnę go.
Louis stara się otwarcie nie wpatrywać, kiedy Harry próbuje sięgnąć mały kubeczek z lodówki. Znajdowali się w o wiele bardziej niedorzecznych sytuacjach, ale Louis musi uśmiechnąć się przy tej szczególnej. Głos Harry'ego jest przytłumiony z wnętrza lodówki, a potem staje prosto, z jednym kubkiem w każdej dłoni, usta wykrzywiają się w zwycięskim uśmiechu.
- Nie musiałeś brać dwóch - mówi Louis. - Wiesz jakie mam zdanie na ten temat.
Harry unosi brwi. - Smakuje jak zimna sperma? - Przez chwilę wpatrują się w siebie w ciszy, nim wybuchają śmiechem, jest w tym coś nieśmiałego. Ich uśmiechy pozostają, kiedy dźwięki ustają, przyciemnione światło lodówki ich oświetla. Byli już w takiej sytuacji.
- Mogę ci pokazać jak sobie z tym poradzić? - Pyta niepewnie Harry. - Myślę, że ci się spodoba.
Louis kiwa głową, ciekawość jedynie się powiększa, nie ma opcji, by smakował mu zwykły jogurt. Harry wręcza mu dwa kubki z małym uśmiechem, a potem odwraca się do lodówki.
- Wracam tam - mówi, a Louis zastanawia się czy powiedział to, żeby go rozśmieszyć, w każdym razie działa. Tym razem Harry bierze coś z przodu, więc nie jest to tak dramatyczne, kiedy w końcu cofa się z kartonem malin w swoich rękach. - Tylko poczekaj - mówi na niewzruszony wzrok Louisa.
Szatyn siada na stołku barowym przy ladzie, kiedy patrzy na Harry'ego, lodówka mruczy cicho w tle i wydaje jedyny dźwięk. Najpierw Harry rozrywa folię od jogurtu, a potem wyjmuje dwie łyżeczki i bierze opakowanie słodziku Splenda z szafki. Louis jest tylko lekko zaalarmowany tym, że Harry wie gdzie tego szukać, zważając że on nie pamięta nawet, iż to kupił. Harry rozdziela cukier pomiędzy dwa kubki, a potem wysypuje garść malin i wysusza je o ręcznik papierowy.
Louis lubi spokój w jakim Harry to wykonuje, metodycznie i prosto. To pierwsza część, którą stwierdza, ale potem szatyn zauważa pokaz kuchenny, aczkolwiek jest to pokaz kuchenny z jogurtem w roli głównej. Delikatnie miesza ze sobą jogurt, cukier i maliny, a następnie kładzie ręce na biodrach. - To tyle.
- To tyle? - Louis przekrzywia głowę. - Myślisz, że teraz jest to akceptowalne?
Harry śmieje się. - Najpierw spróbuj. - Przesuwa jeden jogurt z łyżeczką w środku po ladzie. Louis trochę bawi się łyżką nim ją unosi i bierze trochę. - Weź malinę - mówi mu Harry, ostrożnie go obserwując.
- Jak się rządzisz - mamrocze Louis bez intencji. Upewnia się, że na jego łyżce znajduje się malina, a potem zaciska oczy i wkłada łyżkę do ust. Płynność wciąż jest taka sama, nieidealna, ale smak jest owocowy i słodki, bardziej jak mrożony jogurt. Kiedy Louis przełyka i otwiera swoje oczy, zauważa, że Harry się do niego uśmiecha. Próbuje nie być zaskoczony tym jak jego usta się wykrzywiają.
- Dobre, tak?
- Jest w porządku - mówi Louis. - Lepiej.
Harry wygląda na zadowolonego, kiedy siada na stołku po prawej Louisa. Bierze łapczywą porcję, kiedy Louis znowu nakłada sobie malutko. Tak szybko jak znowu zapada cisza, przypominają sobie o tym czego wciąż nie powiedzieli, niczym kamień przyłączony do ich nogi.
- Jak się masz? - Pyta Louis jako pierwszy. Przekonywał siebie, że powinien coś powiedzieć w Whole Foods, a teraz siedzą twarzą w twarz i nie chce tego cofać. Chociaż w chwili, gdy słowa opuszczają jego usta, brzmią słabo. Czy nie znał już odpowiedzi? Harry patrzy na niego, trochę zmęczony, a Louis się poprawia. - Zayn wspomniał, że byłeś w San Francisco na otwarciu?
To spokojniejszy grunt i Harry musi się z tym zgadzać, kiedy kiwa głową. Bierze kolejną łyżkę jogurtu, kiedy Louis czeka. - Tak, było miło, zobaczyłem także swoją rodzinę. Myślę, że byli pod wrażeniem.
Louis uśmiecha się, myśląc o tym. Na papierze pokoje wydawały się być czymś odległym, ale ich przejście do życia jest zupełnie czymś innym. - I wszystko poszło dobrze? Żadnych zniszczonych pokoi ani brokatowych eksplozji.
Harry śmieje się i kręci głową. - Nie, nic z tego, dzięki Bogu. Dodałem kilka lokalnych marek do każdej instalacji dla dobrego efektu, więc ustawienie ich było bardzo stresujące.
- Nie ma zabawy, póki nie ma choć trochę stresu, prawda?
Harry wzrusza ramionami, kiedy bierze kolejny gryz. Louis żuje wnętrze swojej wargi, kiedy na niego patrzy, to jak jego gardło się porusza, gdy przełyka, jego wargi się rozchylają, jakby chciał coś powiedzieć, nim ponownie je zamyka.
- Co? - Pyta Louis, odrzucając fakt, że się wpatrywał.
Harry pociera swoimi wargami o siebie, jakby rozważał czy chce się tym podzielić. - Moją ulubioną częścią był pierwszy dzień i patrzenie jak ci wszyscy ludzie przychodzą i oglądają. Widzenie ich podekscytowania i to jak robili zdjęcia - uśmiecha się. - Po tym dużo osób wstawiło to na Instagram i kilkoro z nich mnie oznaczyło, ponieważ wiedzieli, że to moja wystawa i ja nie mogłem przestać się uśmiechać. - Louis zdaje sobie sprawę z tego, że teraz też to robi, patrzy na niego ze swoim własnym niedorzecznym uśmiechem.
- To niesamowite - mówi, próbując utrzymać swój głos energicznym. - Tak się cieszę, że byłeś tam, aby to zobaczyć. I rozpoznali cię? To tak jakbyś miał teraz fanów.
- Zyskałem parę nowych obserwujących na insta - mówi Harry i udaje, że trzepocze swoimi włosami. Louis śmieje się zbyt głośno.
- Gdzie jest następna?
- W Portland - mówi Harry. - W następnym tygodniu.
- Masz jakąś w Seattle?
- Tydzień później.
Louis uśmiecha się. - Moje stare śmieci, wiesz. Będę musiał powiedzieć każdemu kogo znam, by poszli ją zobaczyć.
- Bezpłatna reklama - mówi Harry, uśmiech pojawia się na jego wargach.
Ich śmiech ponownie cichnie, Louis nienawidzi tego dźwięku. To nie jest ta miła cisza, którą zwykł mieć z Harrym. - Mam umowę z New Yorkerem - mówi Louis, by wypełnić ciszę.
Harry przygryza swoją wargę, a potem uśmiecha się. - Zayn mógł mi coś wspomnieć.
- Pieprzyć to - mówi Louis, jego usta się wykrzywiają. - Pokonał mnie w tym. - To dziwna rzecz do rozważenia, zważając na to, że nie planował powiedzieć Harry'emu o tym wcześniej.
- Możesz powiedzieć mi o tym jeszcze raz - mówi. - Z chęcią posłucham.
Louis waha się, zastanawia się czy są zamazanymi liniami, które są z ledwością narysowane na piasku, ale się zatrzymuje. Na dzisiaj ma swojego przyjaciela z powrotem i chce siebie zaspokoić, więc to robi.
Mówi Harry'emu o swojej rozmowie z zespołem, o porozumieniu, jego kreatywnym bloku, o tym jak to zaczynało tworzyć całość. Kiedy kończy, nie ma przysypiania, więc kontynuują. Rozmawiają więcej o podróży Harry'ego do domu, o tym jak jego siostra i jej mąż starają się o dziecko, a jego mama wzięła się za malowanie. Rozmawiają o nowej piosence Lorde i nowej kolekcji Gucci, która wyszła w ostatnim tygodniu. Harry mówi Louisowi, że wpadł na swój przepis z jogurtem, po tym jak miał dość lodów, a Louis pokazuje Harry'emu nową markę wina, na której punkcie ma obsesję i mówi mu, że chcę tego lata iść do winiarni. Nie ma okoliczności, aby porozmawiali o eksperymencie ani o tym jak siebie zranili.
- Powinienem iść - mówi Harry, kiedy w końcu ponownie zapada cisza. Ich jogurty zniknęły, nawet Louisowi udało się dokończyć swój. Louis kiwa głową, nawet nie udaje, że mógłby poprosić Harry'ego, aby został.
Harry zabiera swoje zakupy z lodówki, a potem kładzie je na stole, gdy zakłada swoje buty. - Lou - mówi, kiedy Louis sięga po klamkę.
Louis ją puszcza. - Tak?
Harry powoli wstaje, ale nie robi żadnego ruchu, aby chwycić swoje torby. - Możemy niedługo to powtórzyć?
Louis się nie waha. - Oczywiście - mówi. Może tak powinni sobie z tym poradzić. - Wciąż jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Racja - mówi Harry, jego głos jest pusty.
Louis bierze głęboki wdech i próbuje się uśmiechnąć. Jego serce ponownie boli, ponieważ nie jest pewien jak się przetrwają kolejny bolesny dzień po tym jednym. Niedługo to musi przestać boleć, myśli. Ma taką nadzieję.
Wpatrują się w siebie przez chwilę, a potem poruszają w tym samym czasie, Louis obejmuje Harry'ego swoimi dłońmi, a brunet zarzuca swoje ramiona na szyję szatyna. Przytulają się ciasno bez przerwy pomiędzy nimi, a Louis zawija swoje palce w dłuższych włosach na szyi Harry'ego. Czuje jak brunet nabiera powietrze przy jego głowie i szybko się odsuwa. Chodzą po cienkiej linie, muszą być ostrożni.
- Bezpiecznej podróży do domu - mówi Louis, nagle otwierając drzwi.
Harry kiwa głową, kiedy bierze swoje torby z ziemi. Macha nimi w swoich dłoniach i wygląda na dziwnie podatnego na złamane serce. Louis ciężko przełyka. Kiedy Harry idzie do korytarza, Louis zamyka drzwi bez oglądania się na niego, co zwykł robić, gdy ten szedł do windy. Opiera się czołem o drzwi i bierze głęboki wdech.
Wyobraża sobie to tak: Harry wchodzi do windy, a potem powoli wraca do domu, odkąd to miła noc. Brunet odkłada swoje zakupy w kuchni w swoim mieszkaniu, mrucząc do siebie. Prawie może zobaczyć jak myje swoje zęby, gasi światło i rozbiera się w ciemności, wślizgując pod pościel. Zastanawia się czy wciąż ma dodatkową szczoteczkę, tą która należy do niego.
Pukanie do drzwi go otrzeźwia i podskakuje, jego serce bije dwa razy szybciej. Otwiera je, nie patrząc wcześniej przez judasza, jego oczy lądują na Harrym w korytarzu. Nawet nie może wypowiedzieć 'zapomniałeś czegoś?' nim Harry zaczyna.
- Tęsknię za tobą i wcale nie jest prościej - mówi, jakby to wszystko było winą Louisa. - To chciałem ci powiedzieć, nim kupiłeś mi jogurt. Tęsknię za tobą i to boli.
Louis czuje jakby się trząsł, nawet jeśli stoi prosto. Zastanawia się jak daleko zaszedł Harrym, nim odwrócił się i powiedział to, był już poza windą w lobby. - Też za tobą tęsknię, H - mówi, chociaż jego słowa wydają się być ciężkie. - Bardziej niż cokolwiek inne. - To boleśnie szczere, ale to chciał powiedzieć. Wciąż jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Harry wypuszcza powietrze przez wargi. - Racja, więc nie nie możemy się więcej nie widzieć przez miesiąc, dobra?
- Dobrze - mówi Louis. - Obiecuję.
Harry ponownie na niego patrzy, a Louis przypomina sobie tą noc w Central Parku, to jak wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze. - Czy to dobry sposób, by sobie z tym poradzić?
Louis przełyka. 'Czy jest?' chce zapytać w ramach odpowiedzi. Najlepiej jest udawać, że nic się nie wydarzyło tak długo jak wciąż mogą być przyjaciółmi, lepiej zakopać swoje uczucia, więc wciąż mogą mieć siebie nawzajem, nie zna odpowiedzi. Zamiast tego wzrusza ramionami, zamiast szukać odpowiednich słów. - Nie wiem.
Harry uśmiecha się smutno. - Nic na to nie poradzę, ale czuję, że i tak to zrujnujemy.
Louis przygryza swoją wargę, a jego myśli szaleją. - Postaramy się bardziej - mówi.
Harry patrzy na niego, jakby mówił w innym języku, a potem kiwa głową, delikatne zrozumienie przepływa przez jego twarz. - Dobrze.
Tym razem Louis patrzy jak wchodzi do windy, a następnie znika. Przez chwilę czuje, że powinien iść za nim, ale ta ochota mija jak chmury w słoneczny dzień. Jeśli by to zrobił, nawet nie wie co by powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top