Rozdział 21
ŚRODA ~ Dzień 29
- Co robisz dzisiaj wieczorem?
Zayn wzdycha przez telefon. - Są Walentynki, Louis.
- Co? - Louis zatrzymuje się, by spojrzeć na kalendarz wiszący w jego biurze. Oczywiście, że jest 14 luty i niestety to oznacza Walentynki. - Och, masz rację.
- Wiem, że mam - mówi Zayn. - Zastanawiałam się czym zaskoczyć Nialla tylko przez ostatnie pół roku.
Louis śmieje się, przypominając sobie zeszłoroczny dzień zakochanych, Niall rujnujący wszystkie niespodzianki Zayna na chwilę przed ich wydarzeniem. - I jak idzie?
Zayn ponownie wzdycha. - Obydwoje wstaliśmy wcześniej, by zrobić sobie śniadanie, kupiliśmy sobie ten sam zegarek, a teraz wracam do mojego biura, ponieważ jak nic jest tam, by zaskoczyć mnie kwiatami.
- To słodkie - mówi Louis, uśmiechając się. - Dlaczego nie jesteś w swoim biurze?
Tym razem Zayn jęczy. - Ponieważ szedłem do jego biura, by zaskoczyć go lunchem.
Louis śmieje się, wyobrażając sobie Zayna przemierzającego miasto z swoim klasycznym groźnym spojrzeniem. - Jestem przekonany, że oznacza to, iż jesteście dla siebie perfekcyjni.
- Tak sądzę - mówi Zayn. - Chociaż byłoby miło go zaskoczyć. Mam zarezerwowaną kolację w SoHo i nie byłbym zaskoczony, gdyby okazało się, że on też.
- Cóż, mam sposób byś go zaskoczył - mówi Louis, uśmiechając się.
- Nawet nie wiedziałeś, że są Walentynki.
Louis kiwa głową, chociaż Zayn nie może go zobaczyć. - To prawda, ale jak możesz wiedzieć Hearst kończy dzisiaj swoją kampanię.
- To nie jest kampania Harry'ego?
- Dokładnie - mówi Louis. - Zarezerwowałem stolik w Max's, by świętować.
- Zarezerwowałeś stolik w Max's? Czy kiedykolwiek to zrobiliśmy?
Louis śmieje się. - Chciałem się upewnić, że mamy miejsce. A teraz, kiedy o tym rozmawiamy,, jestem jeszcze szczęśliwszy, gdy okazało się, że to jest w najgorszy dzień roku.
- Nie wiem - mówi Zayn, wahając się.
- No dalej, Z. To będzie świetna niespodzianka. Niall zdecydowanie nie będzie wiedział. - Nie musi tam być, by wiedzieć, że Zayn przewraca oczami. - Przyjdźcie na chwilę, a potem możecie wyjść i mieć domowy sex.
- Co powiesz na to, że porozmawiamy o naszym życiu erotycznym jak będziesz jakieś miał?
- Wystarczająco sprawiedliwe - mówi szybko Louis. - To oznacza, że przyjdziesz?
- Tak. Głównie dla Harry'ego. Jestem z niego dumny.
- Ja też- mówi Louis, uśmiechając się.
Louis kończy połączenie z uśmiechem, nim otwiera wiadomość do Harry'ego, by zaprosić na imprezę świętującą jego własny sukces. Nie widział go od wczorajszego poranka i nie boi się przyznać, że za nim tęskni, już nie mogąc się doczekać aż się dzisiaj z nim zobaczy.
~*~
Louis dostaje się jako pierwszy do Max's, by upewnić się, że mają swoją rezerwację, a barman ledwo posyła mu spojrzenie, kiedy wskazuje mu stolik z tabliczką LT. Szybkie rozejrzenie się po barze udowadnia, że jest pełno par trzymających się za rękę z powodu walentynek. Nawet stoły zostały udekorowane w słoiki z kwiatami, papierowe serduszka zwisają z sufitu. Louis nie jest zbyt przejęty tym że zapomniał o tym święcie, zważając że Harry jęknął, gdy mu wcześniej o tym powiedział, on też nie pamiętał.
Niall i Zayn pojawiają się niedługo po nim, brunet prowadzi, ich dłonie są splecione. Są radośni i mają czerwone policzki, kiedy obydwoje przytulają Louisa na powitanie, nim idą do baru po drinki.
- Nie wierzę, że zarezerwowałeś stolik - mówi Zayn, kiedy wraca. Puka w tabliczkę z LT. - Wyglądamy jak idioci.
- Louis po prostu się przyzwyczaił do swojego nazwiska na każdym stole, gdy gdzieś idziemy - mówi Niall, kiedy wraca do stołu. Odkłada drinki i ściąga swoją kurtkę. - Jak celebryta albo coś takiego.
Louis śmieje się. - Nie wierzę, że zrobienie rezerwacji jest teraz przestępstwem.
- Myślę, że rezerwacje są słodkie - mówi Niall. - Naprawdę. Zayn zaskoczył mnie z rezerwacją dzisiejszej kolacji.
-Przyznaj, że musiałeś odwołać swoją rezerwację w tej samej restauracji na tą samą godzinę - mówi Zayn.
- Jesteście niedorzeczni - mówi Louis, kręcąc głową, gdy Niall śmieje się głośno.
Wtedy przychodzi Harry, a Louis nie jest taki naiwny, by powiedzieć, że zabrało mu dech, ale podoba mu się to. Wygląda pięknie, jego włosy zrobione są w subtelnego quiffa, jego czarna koszula jest rozpięta do klatki piersiowej z cienkim szalikiem wokół szyi oraz czarna kurtka okalająca jego szczupłą posturę. Wygląda jak jakaś słowa, a potem spotyka wzrok Louisa przez pokój i uśmiecha się. To wszystko, uśmiech przez tłum, sprawia, że serce Louisa zapomina dwukrotnie zabić, a motylki w jego żołądku rozprostowały skrzydła.
- A oto i on - krzyczy Niall, przerywając magię między nimi. - Miss America albo Pan Vogue, miałem na myśli. - Wstaje ze swojego krzesła, śmiejąc się i przyciągając Harry'ego do uścisku, a potem przekazując go Zaynowi, który mówi mu ciche. - Gratulacje - klepiąc go po plecach.
Louis jest obok i moment wydaje się być ciężki, kiedy poruszają się w zwolnionym tempie. Jego dłonie opadają naturalnie na talię Harry'ego, gdy go przytula. W sekundzie, gdy ich klatki piersiowej się dotykają, Louis czuje jakby znowu mógł oddychać, po raz pierwszy tego dnia i nie wie jak wytłumaczyć to słowami. Bierze subtelny wdech przy włosach Harry'ego, gdy się odsuwa, zmęczony wzrokiem Zayna i Nialla na sobie. Czuje jakby byli teraz w telewizji, jakby cokolwiek teraz zrobili to zostaliby ocenieni i zdekonstruowani. Przynajmniej to jest wymówką jaką używa Louis, kiedy Harry zaczyna pochylać się do przodu w niesamowicie znajomym sposobie, zanim się całują. Louis zatrzymuje go dłonią na jego ramieniu i szerokim uśmiechem. - Gratulacje, H.
Są tak blisko, że Louis widzi jak wzrok Harry'ego opada, jego uśmiech zaciska się na brzegach, gdy przechyla głowę subtelnie na bok. - W porządku - mówi, szybko mrugając. Przeczyszcza swoje gardło. - Idę po drinka. Ktoś coś? - Nie czeka na odpowiedź, odwraca się i bierze całe swoje ciepło ze sobą.
Louis opada ponownie na swoje krzesło, czując się jak kawałek gówna. Bierze drinka, gdy Niall bez zatrzymywania zaczyna mówić o czymś co się działo w pracy. Zayn patrzy na Louisa z zmarszczonymi brwiami, a potem odwraca się do swojego chłopaka, kiedy Louis próbuje sobie zdać sprawę z tego co dokładnie jest z nim nie tak.
Harry wraca z drinkiem i kładzie go obok tego Louisa. Ściąga swoją kurtkę i kładzie ją na tyle krzesła, nim siada. Nie spojrzy na szatyna, więc Louis studiuje swojego drinka i kilka zadrapań na stole, by cokolwiek robić.
- Jak było wczoraj? - Zayn zadaje pytanie, które Louis powinien powiedzieć jako pierwszy, kręcąc słomką w swoim drinku. - Coś fantastycznego się stało?
Okazuje się, że reporter z Vanity Fair zatrzymał się, by porozmawiać z Harrym o jego nadchodzących projektach. Louis czuje jak jego serce kłuje, gdy brunet mówi im o tym z nieśmiałym uśmiechem. Czuje się jeszcze gorzej z tym, że odwrócił się od pocałunku Harry'ego, kiedy jego szczęście jest w taki sposób zarażające. Jest subtelne przełknięcie dumy w żołądku Louis, gdy patrzy jak Harry mówi i nie może się powstrzymać od położenia dłoni na udzie bruneta pod stołem. Reakcją Harry'ego jest przybliżenie nogi, więc paznokcie Louisa są przyciśnięte do wewnętrznego szwu jego spodni. Louis nie może uwierzyć, że zrezygnował z okazji do pocałowania go.
Rozmowa trwa dalej, ale Louis ledwie zwraca uwagę, jego oczy nigdy nie opuszczają twarzy Harry'ego - linii jego szczęki, tego jak przygryza swoją wargę, jak uśmiecha się pokazując dołeczek. - Dlaczego się we mnie wpatrujesz? - Pyta, kiedy Niall i Zayn poszli po kolejną rundkę drinków. Jego uśmiech jest delikatny, to ten, który zostawia dla Louisa. To jedynie sprawia, że szatyn czuje się bardziej jak dupek.
- Jestem idiotą - mówi Louis. Przełyka, a potem całuje Harry'ego prosto w usta, bez żadnego zawahania. Odsuwa się delikatnie, więc ich czoła są przyciśnięte do siebie, a słowa są tylko dla nich. - Powinienem to zrobić, gdy wszedłeś - szepcze, chociaż nikt inny na nich nie patrzy. Obydwoje siedzą, cicho oddychając, a potem Harry całuje Louisa, delikatnie i powoli jak odpowiedź.
- Przepraszam - szepcze ponownie Louis, upewniając się, że Harry rozumie, iż nigdy nie chciał go zranić ani upokorzyć tylko dlatego, bo są tu ich przyjaciele.
- Jest w porządku - mówi Harry, jego dłoń opada pod stół, by przykryć dłoń Louisa. - Wciąż się docieramy.
Louis ponownie go całuje, ponieważ nie może znaleźć odpowiednich słów, by podziękować mu za zrozumienie, za bycie tym, który chciał z nim to zrobić.
Jeśli Zayn i Niall myślą, że cokolwiek dziwnego się zmieniło pomiędzy nimi, gdy wrócili to nie dają sobie tego po sobie pokazać. Właściwie nie pokazują za dużo oprócz wpatrywania się w siebie, jakby mieli się na siebie rzucić. Louis nie wierzy, że byli tymi, którzy powstrzymywali go od pocałowania Harry'ego, dwójka ludzi, która była gotowa do obściskiwania się, gdy w barze nie było dwustu niewinnych ludzi i ich dwójka najlepszych przyjaciół przy stoliku. Jest jak jest, ledwo skończyli po drugim drinku, nim ogłaszają, że idą do domu - zbyt zmęczeni, by zostać dłużej. Harry unosi swoje brwi, a Louis uśmiecha się, co sprawia, że Niall się śmieje, a Zayn kręci na nich głową.
To jak każda inna noc, oprócz tego, że jak dwójka wychodzi, akceptowalne jest to, że Harry przybliża swoje ciało do Louisa, Louis łączy ich kostki i stopy razem. To taak jakby spełnili już swoje przyjacielskie obowiązki, a teraz ponownie mogą się umawiać, flirtować i droczyć bez oceniających oczu. Louis kocha Zayna i Nialla, ale posiadanie Harry'ego tylko dla siebie staje się jedną z jego ulubionych rzeczy.
- Mam pewne wiadomości - mówi Harry z uśmiechem. Bierze łyk swojego mohito, a potem odkłada je na stół.
- Co? - Pyta Louis. Uśmiecha się jak Harry, ale jest ciekawy tego co Harry chce powiedzieć, dlaczego nie powiedział tego, gdy byli tu Niall i Zayn.
- Dzisiaj powiedzieli mi, że biorą instalację na trasę po kraju - jest coś namacalnego w słowach, gdy je wypowiada, coś jak gwiazda w jego uśmiechu.
- Co? - Oczy Louisa się rozszerzają i nagle obydwie jego dłonie są na kolanach Harry'ego. - Żartujesz.
Harry próbuje nie wybuchnąć, kiedy kręci głową, uśmiech znajduje się na jego wargach i sprawia, że jego oczy świecą. - Naprawdę, naprawdę nie.
- Harry - tchnie Louis, kręcąc głową. - Nie mogę w to uwierzyć - mówi, kiedy pochyla się do przodu, by przyciągnąć Harry'ego i go uścisnąć. Kiedy się całują jest to delikatne, ale mokre, ich zęby o siebie klikają.
- Ja też nie - mówi Harry, odsuwając się. Jego uśmiech nie zmalał, a Louis nie wie jak udało mu się utrzymać ten sekret, odkąd wszedł do baru.
- Jestem z ciebie taki dumny - mówi Louis. Składa kolejny szybki pocałunek na wargach Harry'ego. - Jesteś wspaniały.
Policzki Harry'ego są czerwone, gdy tym razem się śmieje. - Chciałem najpierw powiedzieć tobie. Nim Niall i Zayn się dowiedzą.
Louis zastanawia czy powinien czuć się uhonorowany, ale przecież jedynie kilka dni wcześniej przyznał to samo przed Harrym. Brunet jest jego obroną i z ciepłym pośpiechem zdaje sobie sprawę z tego, że Harry go sobie przywłaszczył. - Mam nadzieję, że zadzwoniłeś chociaż wcześniej do swojej mamy - mówi Louis, ostrożnie, by nie piszczeć z zaszczytu jak zabujana nastolatka.
Harry śmieje się. - Zadzwoniłem do niej i do mojej siostry po drodze.
Louis udaje, że wyciera swoje czoło. - Dzięki Bogu. Nie chciałbym mieć do czynienia z kobietami Styles.
Harry przewraca oczami. - Wiesz,że cię kochają.
- Jestem raczej czarujący - mówi Louis z uśmiechem. Szybko skanuje w swojej pamięci wszystkie momenty, gdy spotkał Anne i Gemmę Styles, próbując sobie przypomnieć czy kiedykolwiek się przed nimi zbłaźnił. Cokolwiek co mogłoby je zdenerwować, bo Harry się z nim umawia. Przesuwa zębami po swojej dolnej wardze. - Czy one wiedzą? Chodzi mi o tą rzecz, którą robimy.
Harry kręci głową. - Nie, nie chciałem, by było w to zaangażowane. - Zaciska swoje wargi, a potem wpatruje się w stół, nim ponownie spotyka wzrok Louisa. - Mam nadzieję, że ma to sens.
- Tak, ma - mówi Louis, ściskając dłoń znajdującą się na kolanie Harry'ego. - To jest tylko o nas. O mnie i o tobi. - To stało się niemal ich mottem, którego się trzymają.
- Ty i ja.
Na dobre i na złe, myśli Louis, ale zdecydowanie nie mówi tego na głos. Nie ma sensu wymawiać oczywistość, cokolwiek się stanie, szczególnie coś złego, mogą jedynie obwiniać siebie.
Powoli kończą swoje drinki, bez pośpiechu, kiedy tłum wokół nich się zmienia. Oglądają różnych się ludzi - szczęśliwych ludzi i tych kłócących się, odnajdujących się singli, obściskujących się przy ścianie i wolnych strzelców przy barze. Louis był wszystkimi trzema stronami w Walentynki, ale myśli, że te mogą być jego najlepszymi. Nie z powodu niczego innego jak szczęścia, które w sobie znalazł, trochę neurotyzmu.
- Nie sądzę, że kiedyś miałem prawidłowe Walentynki - mówi Harry jak zwykle czytając myśli Louisa.
- Nie? Nawet podczas dwóch lat z Robertem?
Harry kręci głową, drapiąc się delikatnie po brodzie. - Podczas pierwszych podróżował, a podczas drugich nie rozmawialiśmy ze sobą. Z nikim innym nie widywałem się wystarczająco długo, aby się liczyło lub nie widywałem się wcale.
- A co ze mną?
Delikatnie zmieszanie pojawia się na twarzy Harry'ego. - Co z tobą?
- Czy liczę się jako prawidłowa walentynka? - Przechyla swoją głowę na bok, kiedy Harry się śmieje. - Poważnie. To nasz dwudziesty dziewiąty dzień umawiania się. To musi się jakoś liczyć.
Uśmiech Harry'ego się zmniejsza, ale nie opuszcza jego oczu. - W takim razie, pewnie. Jesteś moją pierwszą, prawdziwą walentynką - śmieje się i opuszcza wzrok. - Nawet nie wiedziałem co to znaczy. Prawdziwa walentynka.
- To oznacza - mówi powoli Louis, gdy rozgląda się po barze, szukając inspiracji. - To oznacza, że daję ci kwiaty. - Wyciąga bukiet z słoika na środku stołu i kręci nimi, by je trochę wysuszyć, nim mu je wręcza. Harry bierze kwiaty, śmiejąc się, jego głowa powoli się kręci.
- To oznacza, że powiem ci, iż jesteś piękny - mówi, jakby czytał listę. - Co, tak jakby, patrzyłeś w lustro? - Harry rumieni się, kiedy zaciska swój chwyt na wilgotnych kwiatach. - I oznacza to, że nosisz przylegającą bieliznę i że będziemy się pożerać, jakby miało to być ostatnią rzeczą jaką zrobimy przed śmiercią. I to właśnie to. To są Walentynki.
Harry wybucha śmiechem i w pewnym momencie się ucisza, ponieważ śmiał się tak bardzo. Louis uwielbia sprawiać, że Harry się śmieje, zawsze to kochał. Wygina się, kiedy uzna coś za zabawne, jakby uciecha przejmowała całe jego ciało. To spektakularny widok, a dzisiaj jest spektakl Louisa.
- Pozwól, że sprawdzę czy wszystko dobrze rozumiem - mówi z cieniem uśmiechu wciąż na swoich ustach. - Najpierw kwiaty. - Wyrywa jednego kwiatka swoją dłonią, mając przepraszający wyraz twarzy, co sprawia, że Louis się śmieje. Uśmiecha się, kiedy unosi wzrok, a potem powoli pochyla się do przodu i zakłada kwiat za ucho Louisa. Nim się prostuje, składa pocałunek na wargach Louisa, powoli i pewnie. - Jesteś piękny - szepcze, kiedy się odsuwa, a Louis stara się nie wyglądać, jakby Harry sprawiał, że traci grunt pod nogami. - I krok trzeci - mówi. - Jest wtedy, kiedy mówię ci, że mam czarną bieliznę z różowymi serduszkami, więc zabierz mnie do domu, kochanie.
Louis mruga, uśmiech wślizguje się na jego wargi. - Jaja sobie robisz.
Harry bierze głęboki wdech jakby chciał coś udowodnić, a potem jedną dłonią unosi skrawek swojej czarnej bluzki, drugą luzując jeansy w talii. Jasne, pod jego biodrami znajduje się gumka bokserek: czarny materiał z nadrukiem malutkich, różowych serduszek. W ciągu chwili zabiera swoje dłonie i uśmiecha się.
- Myślałeś, że nie lubisz walentynek - mówi Louis z powątpieniem.
- To moja szczęśliwa bielizna - mówi Harry. - Nie noszę jej dla głupiego święta.
Louis uśmiecha się i kręci głową. - Jesteś czymś innym.
- Jestem czymś, dobra - mówi Harry, kiwając głową.
- Cóż, teraz, kiedy pokazałeś mi swoją bieliznę w barze - mówi Louis, marszcząc brwi. - Zgaduję, że muszę zabrać cię do domu ze sobą.
Wargi Harry'ego wyginają się, zanim się uśmiecha. - Mówiłem ci, że to moja szczęśliwa para.
Louis płaci ich rachunek i wychodzą z baru, ręka w rękę, wsiadając do taksówki, która zabierze ich do mieszkania Louisa. Kiedy wsiadają z samochodu, Harry zauważa, że kwiat wciąż znajduje się w włosach Louisa. - Wciąż masz kwiaty ze stolika - mówi Louis.
- Jesteśmy złodziejami - mówi Harry z jękiem.
- Banicja - zgadza się Louis, zmniejszając przestrzeń pomiędzy nimi na siedzeniu.
- Bonnie i Clyde - mówi Harry, nim Louis w ciszy go całuje.
CZWARTEK ~Dzień 30
Louis budzi się zimny. Wiatr wchodzący przez otwarte okno, sprawia że przechodzi go dreszcz, kiedy podciąga kołdrę do ramion i próbuje trzymać się ciepła stworzonego przez pościel przez noc. Popełnia błąd i skopuje nogi na zimną stronę łóżka, co sprawia że jęczy i jest już w pełni obudzony. Jego całe mieszkanie jest szarością, kiedy otwiera swoje oczy, chmury za oknem tworzą nastrój. Przekręca się na plecy i rozwala na pustym łóżku, po ostatniej nocy lekko boli go głowa.
Próbował (i poległ) namówić Harry'ego, by został na noc. To byłby perfekcyjny wielki finał, ale Harry nie złapał przynęty. Wykorzystali okazję w pustej windzie póki nie dojechali do mieszkania Louisa i obściskiwali się jak nastolatkowie, ich dłonie i usta były wszędzie. W środku, w mniej niż minutę Harry miał przyciśnięte plecy Louisa do ściany, jego spodnie sięgały do uda, a jego koszulka była podwinięta. Potem był na kolanach, a jego usta wzięły długość Louisa do środka, ssąc i robiąc tą rzecz swoim językiem, o czym Louis nie był w stanie przestać myśleć odkąd Harry ssał go po raz pierwszy.
To było gorące i szybkie, a dłonie Louisa trzęsły się, gdy dochodził, jego orgazm pochłonął go niczym pożar. Jego dłonie były wtedy we włosach Harry'ego, przyciskając bok jego twarzy do swojego uda, gdy Harry obciągał sobie z dozą desperacji. Louis był w połowie swojego dochodzenia, ale wciąż szeptał. - No dalej, kochanie. - i - To to, słoneczko - póki Harry nie rozpadł się przy nim. Louis zmiękł w kolanach i przyciągnął go do swojej klatki piersiowej, obydwoje byli w połowie ubrani i kleili się podczas pocałunku.
Louis myślał, że to rozgrzewka, ale potem Harry zaczął przysypiać leżąc na nim i zdał sobie sprawę z tego, że to był punkt kulminacyjny. Jego żołądek przyjaźnie płynął, nie miał na co się skarżyć. - Chodźmy do łóżka - powiedział Louis, całując czoło Harry'ego i drapiąc go po włosach. Zawsze uprzejmy Harry pokręcił swoją głową i powiedział, że powinien wracać do siebie, gdyż ma rano spotkanie. To była logiczna decyzja, ale Louis nienawidził patrzenia jak wychodzi. Poprosił Harry'ego, by ten do niego napisał jak wróci do domu, aby miał pewność że jest bezpieczny, a potem zasnął perfekcyjnie położony na stronie łóżka, na której Harry ostatnio spał, pościel wciąż nim pachniała.
Teraz w czwartkowy poranek, Louis sięga po swój telefon i przegląda Instagram, a potem szybko sprawdza Twittera. Zastanawia się jak po jedynie dwóch razach, gdy wstawał z Harrym już stało się to słodsze niż wstawanie samemu.
~*~
- Jak idzie w sprawach fizycznej intymności?
- Dobrze - mówi Harry, jakby komentował weekendową prognozę pogody.
- W porządku - mówi Louis bez spoglądania na Harry'ego, ale utrzymując tą samą nonszalancję w swoim głosie.
To połowa ich sesji i pierwsze pytanie, na które nie odpowiedzieli długo.
Julia unosi brwi i krzyżuje nogi w kolanach. - Dobrze i w porządku?
- Dobrze i w porządku - powtarza Louis.
Julia wzdycha i patrzy na swoją tablicę. Louis zerka na Harry'ego, kręcąc niepostrzeżenie głową, kiedy Harry wykrzywia wargi, jakby chciał się uśmiechnąć. Nie ma mowy, że powiedzą Julii o swojej intymności, kiedy tak dzielnie się skrzyżowali odkąd ostatni raz ją widzieli.
- Nie próbuję się dowiedzieć jakie są wasze łóżkowe preferencje - mówi Julia, kiedy unosi wzrok. - Ale jednym z najważniejszym aspektów nowych par jest chemia. Jeżeli decydujecie się na cielesność, ta chemia musi być tak samo widoczna jak chemia społeczna.
Louis i Harry kiwają głową, bo wydaje się, że na to czekała podczas ciszy.
- I czujecie się komfortowo ze swoją chemią fizyczną? - Pyta z tą samą cierpliwością, którą ma od pierwszej sesji. Louis nie może uwierzyć, że to piąty raz gdy siedzą w tym samym miejscu i patrzą na nią, kiedy ta próbuje wyciągnąć z nich odpowiedzi. Przeważnie z sukcesem, ale Louis nie jest pewny czy jej się to uda, prosząc ich, by powiedzieli jakie może być ich rosnące życie seksualne.
- Jest dobrze - mówi Louis.
- W porządku - zgadza się Harry. Tym razem Louis jest ostrożny, by nawet nie spojrzeć w kierunku Harry'ego. Wie, że obydwoje wybuchną śmiechem, gdy nawiążą kontakt wzrokowy.
Julia kiwa głową, jakby powiedzieli coś znaczącego, chociaż Louis wyobraża sobie, że myśli, iż są idiotami. - Dobrze i w porządku. Wszystko jest dobrze i w porządku z waszą dwójką. - Uśmiecha się, a potem jej uśmiech blaknie, a Louis wstrzymuje dech. Czuje, że następne pytanie nie będzie delikatnie. - Według moich obliczeń zostało wam dziesięć dni - mówi złowrogo. - Myśleliście już co zrobicie, kiedy eksperyment się skończy?
- Oczywiście - mówi Louis, zerkając na Harry'ego i widząc, że ten kiwa głową. - Obydwoje weszliśmy w to, myśląc jak to się skończy.
- Nie bierzemy tego lekko - mówi Harry. - Myślę, że obydwoje rozważaliśmy ryzyko. Wiele razy.
'Jak powinniśmy' myśli Louis. Zaczynają teraz swój piąty tydzień, naprawdę gównianie by było, gdyby w tym momencie zrozumieli jak wiele ryzykują.
- Nie mówię hipotetycznie - mówi Julia. - Wiem, że nie bierzecie tego lekko, co udowodniliście. Przychodzicie do mnie w każdym tygodniu i odpowiadacie na moje pytania. Większość z nich. - Uśmiecha się. - Mówię o tym co stanie się za dziesięć dni. Czy myśleliście o tym co zrobicie, gdy przyjdzie czas podjąć decyzję?
Louis otwiera swoje usta, by powtórzyć swoją wcześniejszą odpowiedź, ale potem zatrzymuje się z otwartą buzią. Jego instynkt chce powiedzieć 'oczywiście', ale prawda jest taka, że nie. Zawsze myślał o tym ogólnie, co się stanie jako następne, ale nie w żadnych definitywnych kategoriach. Tak szybko jak zaczyna panikować, Harry się odzywa.
- Ja nie - mówi bez niepokoju, którego jest pełno w myślach Louisa. - Teraz jestem naprawdę szczęśliwy. Więc będę się nad tym zastanawiał, kiedy nadejdzie czas.
- Ja również nie - mówi Louis, nim Harry może się zdenerwować ciszą. Wykorzystuje chwilę nim dodaje. - I nie wiem dlaczego tak jest.
- Więc upieracie się na podjęciu decyzji? - Kiedy bawi się swoim palcem gumką w ołówku. - Czterdziesty dzień jest terminem i tyle. Wtedy podejmiecie definitywną decyzję?
Louis zdaje sobie sprawę z tego jak łatwo byłoby się teraz powoli wycofywać, aby zobaczyć gdzie ich to zaprowadzi bez znaczącego terminu.
- Tak - mówi Harry, nie wahając się. - Myślę, że to zmusi nas do całkowitej szczerości.
Louis kiwa głową, zgadzając się, mimo że sam nie rozważał takiej myśli. - Sądzę, że wartościowa część naszej przyjaźni znaczy, że nie chcemy, by rzeczy były zagmatwane i niezdecydowane. Musi być ponad to.
- Racja - mówi Julia, kiwając głową. - W takim razie obydwoje wydajecie się być po tej samej stronie. Teraz jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę przytoczyć i nie szukam tutaj odpowiedzi. To coś do rozważenia.
Harry bierze głęboki wdech, a Louis kręci swoim palcami u stóp, by zmniejszyć napięcie w swoich stopach. Chociaż wciąż żaden z nich nie jest przygotowany na następne słowa Julii.
- W najbliższym tygodniu chcę żebyście rozważyli co będzie, jeśli zdecydujecie się być przyjaciółmi, a co wtedy, gdy postanowicie nadal się spotykać. - Klasnęła tablicą, którą odłożyła na swoje kolana. - A potem chcę żebyście zastanowili się co się stanie, jeżeli czterdziestego dnia wasze zdania będą różne.
Louis przysięga, że mogłaby teraz spaść pinezka i wszyscy by to usłyszeli. Julia zaczyna zbierać swoje rzeczy w ciszy, ale jak dla Louisa to statyczne radio. Jak mógł tego nie rozważyć? W każdym scenariuszu i najgorszej sytuacji jak przewidział, założył, że będą po tej samej stronie. To nagłe zdanie sobie sprawy z tego, że może niekoniecznie uderza w niego jak młot, bierze głęboki wdech, aby upewnić się, że jego płuca funkcjonują i próbuje wrócić do końca sesji.
Kiedy żegnają się z Julią, dziękując jej, wychodzą z jej biura i idą wzdłuż korytarza w ciszy. Delikatnie pada, więc naciągają swoje kaptury, kiedy wychodzą na schody. Louis czuje napięcie między nimi nawet w ciszy. - Chodźmy coś przekąsić - mówi Harry. - Głodny jestem.
- Dobry pomysł - mówi Louis. Jego głos jest szorstki i musi przeczyścić swoje gardło, by mówić głośniej. - Na co masz ochotę?
Harry unosi głowę ku niebu, jakby studiował deszcz. Kaptur jego kurtki opada i łapie go ręką, kiedy ponownie patrzy na Louisa. - Pho.
Louis uśmiecha się. - Dziwne, też o tym myślałem.
Uśmiech Harry'ego dosięga jedynie połowy jego twarzy, uśmieszek bardziej niż uśmiech. - Telepatia.
Louis nie odpowiada już w żaden sposób, prowadząc do znajomego wietnamskiego miejsca w Tribecce, zakładając że Harry myśli o tym samym. Jego głowa jest mieszanką emocji, których nie chce okazać, potwory za drzwiami, z którymi nie chce się zmierzyć, nawet jeśli walą coraz głośniej w swoich klatkach.
Wszystko się ucisza, kiedy Harry sięga o jego dłoń, łączy ich palce razem tak jak zawsze odkąd to zaczęli. Nie mówi nic i nie patrzą na siebie, ale Louis może myśleć tylko: ty i ja. Kiedy to wszystko się skończy, na dobre i na złe, to wciąż ty i ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top