Rozdział 19

"Mad cool in all my clothes

Mad warm when you get close to me

Slow dance these summer nights

Our disco ball's my kitchen light."

LANY "ILYSB"

Poniedziałek ~Dzień 27

Poniedziałek mija jak to poniedziałek: jak wchodzenie do góry, by nigdy nie dostać się na szczyt. Louis budzi się później niż tego chce, a potem metro i tak spóźnia się o dwadzieścia minut. Jego biuro jest burdelem, kiedy w końcu do niego wchodzi - jego ekipa biega jak te kurczaki bez głów, ponieważ termin jest na za tydzień. Jest zmuszony zwołać spotkanie, nawet jeśli nie wypił jeszcze filiżanki kawy, by powiedzieć wszystkim, aby się kurwa uspokoili, kiedy udawał, że wcale nie walczy z łagodnym atakiem paniki na myśl o wcześniejszym terminie.

Na lunchu zamyka swoje drzwi i je proteinowego batona, kiedy próbuje nadgonić e-maile z weekendu, a potem spędza popołudnie szkicując plan dla nowego klienta, którego pozyskali w sobotę. Zazwyczaj szkicowanie go uspokaja, ale tym razem to jedynie bardziej go stresuje, nic nie wygląda tak jakby chciał. Do czasu nim w nocy opuszcza biuro, ma w sobie zbyt dużo kofeiny, po tym jak pił kawę przez całe popołudnie, a jego brzuch warczy na przypadkowe bulgoty. Metro jest zatłoczone i zbyt ciepłe, wilgotny zapach mokrych od deszczu kurtek dochodzi z każdego rogu. Louis może myśleć jedynie o dostaniu się do domu, ugotowaniu makaronu i wypiciu samemu całej butelki wina.

Gdy idzie od stacji metra zdaje sobie sprawę z tego, że musi zadzwonić do Harry'ego, ale nie wie co mu powiedzieć oprócz tego, że nie mogą się dzisiaj wieczorem spotkać. Jest dzisiaj w złym nastroju i nie sądzi, by słodka dyspozycja Harry'ego mogła w tym pomóc. Bardziej boi się, że zacznie bezpodstawną kłótnię tylko po to, by coś zrobić ze swoją niespożytkowaną energią.

Kiedy jego telefon rozświetla się z zdjęciem Harry'ego z przychodzącym połączeniem. Nie jest specjalnie wierzący, ale to był jakiś znak od Boga, by nie unikał z nim kontaktu. Przeczyszcza swoje gardło nim odbiera, gdy w końcu jest prawie przed swoim budynkiem.

- Jestem w sklepie spożywczym - mówi Harry zamiast przywitania. - Co powiesz na łososia z salsą z mango i pieczonymi szparagami?

Louis prawie jęczy na mentalne wyobrażenie, które tworzy jego mózg. - Kocham wszystkie te trzy rzeczy - mówi, nawet jeśli normalnie nie rozważałby salsy mango gdziekolwiek blisko łososia. Jego żołądek w tej chwili myśli co innego.

- Mogę to dla ciebie zrobić?

- Co?

- Chcę ugotować ci kolację. Dzisiaj.

Louis może naliczyć dwa razy, kiedy ktoś kiedykolwiek zaoferował zrobienie mu kolacji, raz w zamian za odpowiedzi do testu z matmy w collegu, a drugi raz, kiedy jego była chciała przedyskutować dlaczego z nim zrywa, gdy jedli kolację, która ona zrobiła. - Jaka jest pułapka? - Pyta Louis. Jest dotknięty, ale nie poruszony, dzisiejsza ciemna chmura wciąż znajduje się z tyłu jego umysłu.

- Żadnej pułapki - mówi Harry. - Chciałem z tego zrobić niespodziankę, ale potem nie wiedziałem czy lubisz łososia albo mango lub szparagi i nie wiedziałem jak włamać się do twojego mieszkania bez trafienia do więzienia...

Niezaprzeczalnie, uśmiech pojawia się na twarzy Louisa, tylko słuchając bełkotu Harry'ego. - Szara chmura pojawia się nad jego głową. - H, przestań - mówi. - Możesz przyjść zrobić mi kolację. Pokocham to.

- Naprawdę?

Słychać zwątpienie w głosie Harry'ego, a Louis uśmiecha się szeroko, kiedy próbuje wyjąć klucze z swojej kieszeni, wchodząc do swojego mieszkania. Łatwo jest zapomnieć schemat tego wszystkiego, jak dobrze Harry go zna, poza jego dynamiką spotykania się. Wie, kiedy Louis udaje, że jest miły, a kiedy jest szery. I wie, kiedy zapytać czy to nieprawda. - Tak, naprawdę - mówi Louis. - Zadzwoń, kiedy będziesz, wpuszczę cię.

- Właśnie jestem przy kasie - mówi Harry, kiedy stłumiony dźwięk kasy zakrywa jego głos. - Mam wziąć wino?

- Mam jakieś - mówi Louis. - Będę grał miłego i się podzielę.

Prawie może usłyszeć uśmiech Harry'ego, kiedy mówi. - Tak, tak, do zobaczenia niedługo.

W windzie Louis przegląda się w lustrze, kiedy ta pnie się w górę. Jest wypruty i trochę humorzasty, ale nic nie może na to poradzić, lecz zauważa jasność w swoich oczach i róż na swoich policzkach. Wyciąga swoją dłoń i przyciska ją do szkła, chichocząc. - To dostajesz umawiając się z Harrym Stylesem - mówi do samego siebie. - Pieprzony błysk.

Wczorajszy wieczór z Harrym był słodki, chociaż ich sesja obściskiwania została skrócona, kiedy zaczynało robić się gorąco. Przeszli z całowania do suchego ocierania się o siebie na kanapie, jęczą w swoje usta, kiedy Louis obija swoimi biodrami o Harry'ego. Potem Harry odrzucił swoją głowę do tyłu i podciągnął Louisa, dwoma dłońmi na jego ramionach. Zmieszany Louis łatwo się ułożył, nawet jeśli próbował złapać oddech. - To nie może być tylko seks - powiedział Harry, przebiegając dłonią po jego włosach, jego twarz była przykryta niewielką stróżką potu.

- Dobrze - powiedział Louis, kładąc dłonie na jego uda, gdy jego oddech powrócił do normalności.Podciąga jego dresy, by zakryć kość, nie akceptując wyrażenia Harry'ego.

- Po prostu... - Harry zmarszczył brwi. - Chcę żeby był seks. Z tobą. Ale nie chcę byśmy stracili to wszystko czego chcieliśmy spróbować, ponieważ zdecydowaliśmy się pieprzyć przez następne dwadzieścia dni. Jeśli będziemy uprawiać seks za każdym razem jak się spotkamy, nie będzie niczego innego. Nie chcę tego.

Louis mrugał przy każdym słowie, jego ciśnienie wracało to bardziej regularnego rytmu, z dala od jego kutasa. - Dobrze - powtórzył, rozumiejąc. Jakby nie patrzeć to trochę komplement. - Dobrze, H - powiedział ponownie, kiwając głową. Z paroma jeszcze pocałunkami, Louis fizycznie się odsunął i w końcu wyszedł.

Wyjście sprawiło, że coś trochę skręciło mu się w żołądku, to samo co wyjania się teraz, gdy wychodzi z windy. Posmakował Harry'ego w ten sposób, ich razem i już chce więcej. Kręci głową, kiedy wchodzi do mieszkania. Menu na dzisiaj to łosłoś, salsa z mango i szparagi, nie pozwoli swoim nadziejom wyjść poza to.

Chociaż na wszelki wypadek robi jako tako łóżko i wrzuca swoje brudne ubrania do kosza na pranie. Zapala kilka świeczek, a potem je zgasza, przewracając oczami. Kiedy Harry dzwoni, mówiąc że jest w lobby, Louis go wpuszcza i ponownie je zapala. Robi tak z dwiema świeczkami, które wcześniej zdmuchał i zapala jeszcze trzecią, bo dlaczego nie. Bierze głęboki wdech, kiedy Harry puka. Dwadzieścia siedem dni, a on wciąż się stresuje czymś tak łatwym jak randko-kolacja.

Harry jest obrazem chłopaka, kiedy Louis otwiera drzwi, czarne jeansy i czerwona koszula, a także delikatny uśmiech na jego wargach. Ma torbę z zakupami na swoim łokciu, a w dłoni trzyma mały bukiet kwiatów. To cud, że Louis nie zemdlał na miejscu, nie ze złego powodu, ale dlatego, bo przysięga, że właśnie widział swoją przyszłość przed oczami, w której Harry pasował idealnie.

- Czy to nie Książę Czaruś - mówi Louis, otwierając szerzej drzwi. - Oferuje, że będzie mi gotował,a teraz przynosi mi kwiaty?

Harry uśmiecha się z zakłopotaniem. - Lubię mieć w tygodniu świeże kwiaty w swoim mieszkaniu. Pomyślałem, że ty może też.

Louis zaciska wargi, by powstrzymać się przed pytaniem. 'Kim jesteś'. Z każdą częścią Harry'ego, którą zna, wydaje się być wiele ukrytych kawałków, czekających na ujawnienie. - Dziękuję - mówi, robiąc kilka kroków do przodu, aby delikatnie pocałować Harry'ego i biorąc od niego kwiaty.

Harry zaczyna w kuchni, a Louis grzebie w szafkach, próbując znaleźć wazon. Po pierwsze jest niemal przekonany, że nie posiada wazonu, ale i tak się nie poddaje. Harry patrzy na niego, już rozbawiony, kiedy nagrzewa piekarnik i zaczyna odkrajając szparagi. Znalazł deskę do krojenia, nóż, papier do pieczenia i oliwę, gdy Louis wciąż chodzi w kółko ze swoim bukietem.

- Nie masz wazonu, prawda? - Pyta Harry, uśmiechając się, kiedy wrzuca szparagi do miski. Zaczyna dolewać do nich oliwy i patrzy na Louisa.

- Tak, nie mam.

- Po prostu włóż je do długiej szklanki - mówi Harry. Używa swoich dłoni, by przykryć szparagi oliwą. - Obiecuję, że nie będę cię oceniał.

Louis wyjmuje szklankę z szafki i czeka, by wypełnić ją wodą, kiedy Harry myje swoje dłonie w zlewie. - To jest fundamentalna różnica między nami - mówi Louis. Sprawdza temperaturę wody, by upewnić się, że jest wystarczająco zimna, nim napełnia szklankę. Zakręca ran swoim nadgarstkiem i kładzie ją na środku wyspy.

- To, że nie masz wazonu?

- Tak. A ty pewnie masz kilka - mówi Louis. Bierze nożyczki i ucina papier wokół kwiatów, nim zamacza końce. Czuje na sobie wzrok Harry'ego, kiedy dolewa witamin do kwiatów do wody.

- Czy to jakiś rodzaj umowy? Możesz pożyczyć jeden z moich wazonów następnym razem.

- Nie, tylko tak mówiłem. - Louis poprawia kwiatki, a potem kładzie swoje dłonie na biodrach. - Przemyślenia?

- Wyglądają ślicznie z wazonem czy bez niego - mówi pewnie Harry. - Teraz, sądzę że obiecano mi kieliszek wina?

Louis odwraca wzrok od swoich kwiatów. - Nie muszę ci pomagać w gotowaniu?

Nawet jeśli tak mówi, Harry już owija szparagi w papier do pieczenia, dwa łososie znajdują się na jego łokciu owinięte w papier rzeźniczy. - Nie - mówi. - Wszystko powinno być gotowe za jakieś dwadzieścia minut. Muszę tylko zrobić salsę.

- W porządku - mówi Louis, wzdychając. - W takim razie idę po wino. - Harry uśmiecha się do niego.

Kończą ich pierwszy kieliszek, kiedy łosoś i szparagi się pieką, a Harry pracuje nad salsą z mango. Louis siada na wyspie kuchennej, będąc kompletnie nieprzydatnym, ale jest pod wrażeniem tego jak szybko pracuje Harry, siekając i mieszając bez zastanawiania się. Będąc szczerym, Louis jest trochę nakręcony przez to jak Harry włada nożem, ale zdecydowanie nie przyzna tego głośno.

Kiedy Harry kładzie jedzenie na talerzach, gdy kończy gotowanie, Louis napełnia ponownie kieliszki i zmienia położenie jednej z świeczek na kuchennym stole. Wygląda całkiem romantycznie, co zazwyczaj nie jest w jego stylu, ale Harry wydaje się być zadowolony, kiedy bierze talerze. - Wygląda niesamowicie - mówi Louis, zatrzymując go, by wślizgnąć dłoń na jego talię i pocałować jego szczękę.

- Miejmy nadzieję, że smakuje tak samo dobrze - mówi. Zostawia mokrego buziaka na wargach Louisa, a potem odstawia talerze z. - Smacznego - rzucone dla dobrego wrażenia.

Teraz wspólne kolacje są komfortowe, nawet w ciszy, która czasami zapada. Louis myśli, że zawsze tak między nimi było, ale jest coś nowego w sposobie jak kładzie swoje bose stopy na tych okrytych skarpetkami Harry'ego i to jak brunet tworzy perfekcyjny gryz łososia, szparagów i salsy, a potem karmi nim Louisa swoim widelcem. Obydwoje się śmieją, kiedy Harry kończy, używając swoich palców, by powstrzymać jedzenie przed wypadnięciem z ust Louisa, nim ten może je zamknąć.

Louis opowiada Harry'emu o swoim dniu, o tym jak nic nie wydawało do siebie pasować i wszystko było na jego drodze. Łatwy śmiech Harry'ego sprawia, że Louis zapomina jakie to było okropne, starając się, by ten zaśmiał się jeszcze raz. Ledwie może uwierzyć w to, że nie chciał dzisiaj widzieć Harry'ego. Nie, kiedy Harry stał się jego balsamem na zły dzień, osobą, która potrafi wszystko polepszyć.

Harry utrzymuje swój tytuł Księcia Czarusia jeszcze trochę po kolacji, kiedy Louis sprząta stół, ogłaszając, że przyniósł sernik na deser. - Schowałem go w lodówce jak szukałeś wazonu - mówi, uśmiechając się.

- Sprytnie - mówi Louis. Potem, musi biodrem odsunąć Harry'ego od zlewu, więc może umyć naczynia, mówiąc mu, by usiadł i się zrelaksował, zważając na to, że już zrobił większość roboty.

- Dobrze - prycha Harry, obracając się na pięcie i idąc na kanapę.

Louis nie jest całkowicie zskoczony, kiedy słyszy swój odtwarzacz i rysy na początku nagrania. Uśmiecha się do samego siebie, kiedy 'Born to Run' zaczyna płynąć z nie tak świetnego głośnika. Unosi wzrok, kiedy Harry wraca do kuchni. - Pamiętasz to?

'Tramps like us, baby we were born to run.'

Louis uśmiecha się. - Jak mógłby nie?

To była jedna z pierwszych nocy gdzie była tylko ich dwójka, ponieważ Zayn był zajęty. Fantastycznie się upili tanią tequilą w gejowskim barze, a potem poszli do mieszkania Louisa, gdzie puszczali najlepsze piosenki Bruce'a Springsteen'a w kółko aż do rana, śpiewając i opowiadając sobie historie, próbując utrzymać swoje oczy otwartymi, kiedy trzecia rano zamieniała się w czwartą.

- To jest kurewsko dobra piosenka - mówi Harry, wskazując na odtwarzacz.

- Zgodziłem się z tobą - mówi Louis, kładąc talerz w zmywarce i wstając. - Niezgadzaliśmy się z Atlantic City.

- Ponieważ jest depresyjna.

- Jest romantyczna - mówi Louis, uśmiechając się na znajomy argument. - Tragicznie romantyczna. Saksofon sprawia, że brzmi łamiąco, ale on obiecuje zostać na zawsze.

Harry wywija wargi. - Nie lubię tragicznych romansów. Gdzie byśmy wtedy wylądowali? - Pyta, krzyżując kostki i opierając sie o ścianę.

- Zgadzam się z niezgodzeniem - mówi Louis. - Tylko dlatego, bo byliśmy zbyt wykończeni na dalszą kłótnię.

Harry śmieje się. - Tak, to brzmi prawdziwie.

Louis kończy naczynia, a potem pozwala Harry'emu wrócić do kuchni, by przygotować sernik, kiedy Born to Run zmienia się w Thunder Road. Jedzą deser w tym samym miejscu co jedli obiad, świeczka niebezpiecznie świeci nisko nad nimi. W końcu przechodzą z winem na kanapę, siadając po przeciwnych stronach, ich kostki i stopy się dotykają.

- Myślałem o weekendowej wycieczce - mówi Harry, poruszając swoimi palcami u stóp.

Weekendowa wycieczka. Z całą szczerością, te słowa wywołały dreszcz przechodzący przez kręgosłup Louisa. Bierze łyk swojego wina, by ukryć moment, kiedy jego pamięć się cofa, cofa do początku tej całej rzeczy, kiedy powiedzieli, że wyjadą razem na weekend, standardowy test dla normalnej pary. - I co z tym? - Pyta Louis, kiedy przełyka.

Brwi Harry'ego unoszą się nieskończenie wysoko, jakby wiedział, że Louis wykorzystał chwilę na załapanie. - Co jeśli pojedziemy na północ? Mam darmowy pobyt na stoku narciarskim z sesji zdjęciowej, którą tam mieliśmy i jeszcze go nie wykorzystałem.

- Naprawdę? - Louis uśmiecha się. - Byłoby perfekcyjnie.

Harry uśmiecha się, ciesząc się ze swojej sugestii. - Fajnie. Myślę, że ostatni tydzień przed czterdziestoma dniami jest zajęty, ale sprawdzę dostępność w tym tygodniu.

- Boże, możemy jechać jutro? - Pyta Louis, jego głowa opada na tył kanapy. - Zabiłbym teraz za mini wakacje.

- Boże, tak - zgadza się Harry. - Moje instalacje oficjalnie się kończą za kilka dni i potem mogę hibernować.

- Musimy świętować - mówi Louis. - Nie myśl, że zapomniałem o Vogue'u panie Styles. Wejdziemy do każdego klubu i wszędzie dadzą nam butelkę na koszt firmy.

- Zginąłbym - mówi poważnie Harry. - Umarłbym z zażenowania.

Louis kilka swoim językiem. - Nie możemy do tego dopuścić. Nasz eksperyment byłby zrujnowany.

- Tak - mówi Harry. - To największa troska w tym planie.

Louis śmieje się, kiedy bierze łyk wina. Jest na dobrej drodze do wstawienia się, jakby mogli siedzieć tutaj całą noc, rozmawiając. Harry rozwiera swoje wargi, jakby chciał coś powiedzieć, a potem się rozmyśla i kończy swoje wino z przełknięciem. Huśta się na rogu kanapy, kiedy odkłada kieliszek, a potem śmieje się, gdy ląduje dokładnie na stoliku do kawy. - Imponujące - komentuje Louis.

- Potrzebuję jeszcze jeden kawałek sernika - ogłasza Harry, rozplątując swoje stopy, by wstać.

- Myślałem, że jesteś pełny?

Harry pociera dłonią swój brzuch. - Zrobiłem miejsce. - Louis nie wie jak to się stało, ale śmieje się z postawy Harry'ego. Jego wino też prawie zniknęło i myśli, że prawdopodobnie powinien zrobić przysługę i pójść niedługo do łóżka. W końcu jest poniedziałek.

Tym razem jednak Harry nie czyta jego myśli. Wraca z kuchni, żując coś z uśmiechem. Louis odkłada swój kieliszek na stolik, odwracając wzrok za kanapę z pytaniem w oczach. Nagranie się zatrzymuje i spowija ich cisza, obydwoje się nie poruszają, gdy utrzymują kontakt wzrokowy. Louis przełyka, nagle podenerwowany, kiedy Harry ponownie się porusza. Stoi w miejscu, kiedy Harry wkłada jedno kolano pomiędzy jego stopy na kanapie, a potem są jedną wielką plątaniną.

- Co to ma być? - Pyta Louis, nie będąc w stanie powstrzymać uśmiechu, kiedy Harry wspina się powoli po kanapie aż ich twarze się spotykają.

- Chciałem cię tylko pocałować - szepcze Harry. Przechyla swoją głowę i niweluje dystans między ich wargami, jego usta są słodkie jak kawałek sernika.

- Cóż, w porządku - mówi Louis w kolejnej przerwie pomiędzy ich ustami, nim ponownie cichnie z językiem Harry'ego.

Trochę manewrują, a potem kolana Harry'ego są po bokach Louisa, jego waga spoczywa na jego podołku, gdy się całują. Gdy Louis wydaje się do tego przyzwyczajać, to wydaje się być iskrą, kiedy na to pozwala. Harry trzyma jego twarz w swoich dłoniach, a Louis nie może przestać go dotykać. Jego dłonie przechodzą z boków Harry'ego do jego ramion, a potem z powrotem do bioder, by ścisnąć jego wypukłość, a potem pod koszulkę, gdzie jego skórą jest najcieplejsza.

Drapie delikatnie plecy Harry'ego, kiedy ich języki bawią się razem, zatrzymując się, gdy Harry przenosi swoje usta na szyję Louisa, małe ugryzienia są wystarczające, by uniósł swoje biodra. Wbija swoje palce w żebra Harry'ego, jego palce u stóp się podwijają przez język i usta bruneta. Jego kciuki pocierają sutki Harry'ego i dostaje od niego satysfakcjonujący ruch bioder. Robi to ponownie i zostaje nagrodzony małym warknięciem, które sprawia, że krew przepływa przez jego ciała w zabójczym tempie.

Z przechyleniem głowy, ma Harry'ego z powrotem na swoich ustach, pragnąć pocałunku. Gryzie dolną wargę Harry'ego, kiedy ponownie szczypie jego sutek i uśmiecha się, gdy oczy Harry'ego rolują do sufitu, całe jego ciało robi się wiotkie. Louis chce zastąpić swoje palce swoimi ustami, ale nie ma wystarczającej ilości czasu i za dużo czasu w jednym, gdy zaczyna tracić oddech w kolejnym pocałunku z Harrym.

Jego dłonie ześlizgują się na talię bruneta pod jego jeansami, pod górę bokserek, dopóki nie ma nic pomiędzy jego dłońmi a skórą Harry'ego. Wypycha biodra i idzie łatwo, on nimi kręci, gdy Louis pcha, delikatny taniec z gorączką między nimi. Odsuwają się od siebie z śliskim dźwiękiem, ich czoła są przyciśnięte do siebie, kiedy patrzą jak ich biodra wspólnie się poruszają.

Chociaż raz Louis nie myśli o tym, że Harry jest jego najlepszym przyjacielem, kiedy mówi. - Chcesz przenieść się do łóżka? - Myśli jedynie o motylkach w swoim brzuchu i gorączce pod jego sercem, wszystkie rzeczy mówią, by nie pozwolił na to, by moment przeszedł niczym cicha bryza.

Harry całuje go w odpowiedzi, szepcząc. - Tak - w żelaznej zgodzie.

Nie idą do łóżka ta od razu, ich biodra są przyciśnięte do siebie w wyuczonym rytmie, ich języki zaznajamiają się ze sobą po 24 godzinach rozłąki. W końcu to robią, Harry wstaje, a Louis idzie za nim, przyciągając go do następnego pocałunku - słodkiego i delikatnego niczym obietnica. Louis kończy idąc do tyłu z Harrym nieustannie go całującym, żaden z nich się nie zatrzymuje, by zobaczyć gdzie idą. W absolutnym zaufaniu, oprócz zaślepienia przez żądzę, Louis zaprowadzi ich do łóżka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top