Porównanie mego pisarskiego progresu, vol. 2.

Tym razem w kwestii opisania nieudanej próby samobójczej głównej bohaterki:

Gówniany One-Shot "Inna strona".

Któregoś dnia, Andromeda postanowiła ze sobą skończyć. Wzięła swój pistolet, gdyż miała pozwolenie na posiadanie broni, poszła do łazienki, usiadła na podłodze, i przyłożyła sobie pistolet do głowy, po czym zamknęła oczy. Już chciała strzelić sobie w głowę, gdy nagle usłyszała głos Grzegorza, który mówił:

- NIE RÓB TEGO!

Andromeda otworzyła oczy. W drzwiach do łazienki zobaczyła Grzegorza. Po chwili powiedziała:

-, Dlaczego? Przecież nie ma sensu tak żyć. Nikt Mnie nie chce, wszyscy się ze Mnie śmieją, uważają Mnie za psychopatkę...

- Nie wszyscy. Przecież zostałem jeszcze ja. Rozumiem jak się czujesz, i, że może Cię to boleć. Nie rób tego, proszę. A poza tym Inna Strona właśnie tego chce. Chce, aby ludzie skończyli ze sobą. Ja też tak miałem, też chciałem się zabić, ale nie zrobiłem tego. I jak widać, już normalnie żyję. – Odpowiedział Grzegorz.

- No może i masz rację... - Powiedziała Andromeda.

Po tej rozmowie Grzegorz przytulił Andromedę, i powiedział:

- I nie martw się zdaniem innych. Oni tego nie przeżyli, i na 99 % nie przeżyją, więc nie wiedzą jak może się czuć taka osoba.

VS.

Urywek do pierwszej części FanFiction "Kroniki Kombinatu", prawdopodobnie do rozdziału o dumnym tytule "Fallen Queen".

[...] Uznałam, że dzisiaj nadszedł idealny dzień na samobójstwo. Przebywałam w tym pokoju sama na dość długi czas. Mój towarzysz wyszedł w poszukiwaniu jedzenia i picia dla mnie. Nie wiedziałam kiedy wróci, ale w sumie tym lepiej. Wolałam, aby zastał mnie martwą. Wiedziałam, że on uniemożliwiłby mi samobójstwo. Sądził, że skoro przeżyłam i miałam przy sobie tę walizkę to wiedziałam, co mieliśmy robić. A ja nie miałam pojęcia. Straciłam nadzieję na to, że Kombinat dało się wskrzesić. Chciałam wypełnić ostatnią wolę Advisorów, ale nie wiedziałam jak. Czułam, że zawiodłam i, że upadek tego imperium to tylko i wyłącznie moja wina. Nie zasługiwałam na życie. Powinnam umrzeć tam, na Borealis, ale skoro to nie nastąpiło to uznałam, że sama się tym zajmę.


Od razu usiadłam w kącie pokoju i opatuliłam się moją chustą, z którą wiązało się wiele przyjemnych wspomnień. Następnie wyjęłam rewolwer i spojrzałam na niego. Połyskiwał w świetle żarówki, gdy lekko nim obracałam. Nie chciałam tego, ale musiałam. Nie zasługiwałam, aby żyć po tym, do czego doprowadziłam. Targały mną wyrzuty sumienia, zawiodłam. Nie dałam z siebie wszystkiego i teraz pozostałam bez rodziny. Postanowiłam to zakończyć. Po mnie nikt by nie płakał, a i ja bym nie cierpiała. Dlatego też zamknęłam oczy, z których zaczęły płynąć łzy. Przystawiłam rewolwer do głowy, lekko unosząc ją. Chciałam pociągnąć za spust.


Drzwi otworzyły się. Z progu dobiegł strzał ze strzelby, po czym uderzenie o metal. Rewolwer wypadł mi z ręki. Otworzyłam oczy, w progu zauważyłam osiemset dziewięćdziesiątego piątego żołnierza Overwatch Elite ze strzelbą. Skąd ją miał? Nie wyglądała jak moja, a strzelba nie wchodziła w standardowe uzbrojenie Overwatch Elite.

– Nie rób tego. – powiedział, opuszczając strzelbę.

– A-Ale dlaczego? – zapytałam zrozpaczonym głosem, czując więcej łez spływających z mych oczu – Straciłam wszystko. – mówiłam, gdy mój towarzysz zamknął drzwi – Rodzinę... Ukochanego... Przyjaciela... Nadzieję... – wymieniłam, kiedy odstawił torbę koło drzwi – A to wszystko moja wina. – dodałam, zaciskając zęby i spuszczając wzrok, kiedy z oczu spłynęło mi jeszcze więcej łez – Nie zasługuję na dalsze życie. – dodałam, zasłaniając twarz dłońmi – Powinnam umrzeć razem z nimi. – zakończyłam jeszcze bardziej łamiącym się głosem.

– Emily... – zaczął, z tego co słyszałam podchodząc bliżej – To nie tylko twoja wina. – rzekł, przystając – To wina wszystkich, każdy w jakimś stopniu zawinił. – powiedział, przytulając mnie i nie dziwne, wszakże nauczył się tego gestu ode mnie – Nie możesz zrzucać całej winy na siebie. – rzekł, gdy odwzajemniłam przytulenie, zaciskając powieki – Poza tym...Masz tę walizkę, a w niej probówki. – przypomniał, kiedy załkałam oraz miałam wrażenie, że słyszałam kroki – Co za tym idzie, oni nadal żyją. – zauważył, gdy otworzyłam gwałtownie oczy i z przerażeniem spojrzałam przed siebie – Spokojnie, to tylko halucynacje. – powiedział, kładąc dłoń na mej głowie – Plus pomyśl. – mówił, kiedy zamknęłam oczy – Czy naprawdę dostałabyś tę walizkę, gdybyś przyczyniła się do upadku Kombinatu? – zapytał, gdy ponownie opuściłam głowę, a on opuścił rękę.

Może...Może miał rację? W końcu gdybym zniszczyła to imperium, to nie zasługiwałabym na jego wskrzeszenie. W końcu raczej nie dałyby walizki zawierającej wszystko potrzebne do odbudowania Kombinatu osobie tego niegodnej, nie? Może...Ja wszystko nadinterpretowałam? Jednak nawet jeżeli to czy dało się mnie za to winić? Straciłam wszystko i wszystkich, którzy mieli dla mnie znaczenie. W takim wypadku każdy miał prawo się załamać.

– Nie... – odpowiedziałam, otwierając oczy.

– No właśnie. – skomentował, gdy jeszcze nie uniosłam wzroku – Poza tym, chcesz zawieść Advisory? – spytał, kiedy ponownie usłyszałam kroki, ale póki wieżyczki strażnicze się nie aktywowały, to starałam się to ignorować.

– Nie... – dodałam, powoli przestając płakać.

– Więc nie możesz się zabić. – podsumował, gdy wodziłam wzrokiem po podłodze.

[...] 

Good? Nie good, a better.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top