Rozdział 6
Wszystko zaczęło się od EKG gdzie wpadł w panikę dwa razy. Właściwie to raz i pół. Najpierw gdy próbowali go ponownie rozdzielić z Ryanem i przez pół godziny starali się go uspokoić i wytłumaczyć, że mężczyzny nie powinno być przy badaniach (co im nie wyszło, na sale weszli oboje) a potem prawie dostał ataku paniki bo kazali mu zdjąć koszulkę. A to oznaczało odsłonięcie wystających żeber i paru poblakłych śladów. Chwilę się wahał, ale to nie tak, że miał jakiś wybór. Zdjął powoli bluzkę i położył się. Zaledwie kątem oka widział ból na twarzy Rossa. Nie mógł na niego patrzeć, według Brendona, przez odrazę a według Ryana, ze smutku. Bo to była jego wina. Potem niższemu mężczyźnie założyli na kostki i nadgarstki jakieś dziwne... metalowe i kolorowe szczypce. Nie zacisnęły się mocno, ledwo go dotykały a następnie na jego torsie znalazło się pięć przyssawek. Popatrzył na nie a potem na pielęgniarkę która miło się uśmiechała i kazała głęboko oddychać. Badanie nie trwało długo i już po chwili został odłączony z wszystkiego i został poproszony o wyciągnięcie ręki. Musieli pobrać krew gdyż wcześniejsze próbki były skażone alkoholem.
-Ry, mogę? - Spytał wyciągając do niego dłoń. Mężczyzna od razu się przysunął i złapał ją w obie ręce przysuwając sobie do ust i całując lekko. Nie czuł wbicia igły przez wcześniej założony wenflon co było pomocne, czego się nie spodziewał, to ukłucia w palec na co prawie podskoczył i spojrzał oburzony na kobietę. Nie zwróciła na niego uwagi i po pobraniu krwi założyła mu plaster i zatkała wenflon.
~~~~
Dłuższy czas leżał i rozmawiał z Ryanem o... wszystkim. Dowiedział się, że mężczyzna w końcu zaadoptował swojego ukochanego beagla i nazwał go Dottie, oraz że przygarnął bezpańskiego kota który czasami sobie przychodził a czasami znikał. Dostał oczywiście za to burę bo nie powinien zgarniać nieszczepionych zwierząt, mógł się czymś zarazić! A potem opowiedział mu o swoich zwierzakach, o nowym domu i o tym jak przez pseudo-fanów stracił swój ukochany (co Ryan skwitował jedynie mówiąc "wiem, czytałem"). A później weszła pielęgniarka z jakimś... czymś. Dużym czymś co miało dużo kabli i ekran.
-Dzień dobry, przyszłam zrobić panu bezbolesne badanie. Tak zwaną próbę Schellonga. Wpierw muszę opuścić łóżko na płasko - Powiedziała i tak właśnie się stało. Powoli zjechał sobie z pozycji siedzącej do leżącej. A potem ponownie został podpięty pod wiele kabli, coś dziwnego na palec i ciśnieniomierz na ręce. I... zaczął pikać. Spojrzał w dół, a potem na maszynę która się włączyła. To jednak ona piknęła.
-Dobrze, teraz będzie pan 10 minut leżał i 10 minut stał. I tak parę razy - Urie spojrzał na nią unosząc jedną brew. Po co? Co to zmieniało? Ale nie kwestionował. Widział jak na ekranie pojawiają się jakieś cyfry i kreski które biegły w górę by potem spaść. I wtedy Ryan wstał i odwrócił się w stronę drzwi a maszyna zaczęła szybciej pikać i jakiś czerwony komunikat pojawił się u góry, nie mógł go przeczytać, nie z tej odległości ale po minie pielęgniarki mógł stwierdzić, że stało się coś dziwnego.
-Gdzie idziesz? - Spytał ale Ryan wpierw nie zareagował na niego, tylko na kobietę która mu coś pokazywała. I wtedy obszedł łóżko i stanął przy Urie'm pochylając się i całując go w czoło.
-Do łazienki, zaraz przyjdę - Obiecał i dopiero gdy maszyna przestała pikać aż tak szybko i głośno oraz gdy komunikat zniknął, wyszedł. Krótko-ścięta blondynka uśmiechnęła się lekko i spojrzała na chłopaka.
-Musi być kimś ważnym, skoro tak na ciebie działa - Powiedziała z malutkim uśmiechem. Nie zrozumiał jej więc spojrzał pytającym wzrokiem. - Gdy leżysz, twoje ciśnienie to 120 na 85 a tętno 70 czyli w miarę normalne. Gdy tylko wstał i zaczął wychodzić twój organizm oszalał. Ciśnienie wskoczyło, a raczej zaczynało pnąć już powyżej 160 a tętno było koło 83 uderzeń na minutę. To bardzo wysoko ale gdy tylko wyjaśnił gdzie idzie, powróciło do normy - Wyjaśniła i... oh. Naprawdę? Zaraz potem Ryan wrócił a kobieta zachichotała lekko. -Twoje serce dosłownie zabiło szybciej na jego widok - Szepnęła i na jego polikach wyskoczył mały rumieniec.
~~~~
Pierwszą rzeczą, którą Brendon nauczył się w szpitalu, to że każdy chce go rozdzielić z Ryanem. Idąc (a raczej jadąc bo dość dużawa kobieta uparła się, że go zawiezie na wózku i bał się jej odmówić) na EEG ponownie spróbowali ich rozdzielić. I gdy atak paniki nie zadziałał, Urie po prostu się rozpłakał i się zlitowali. I wszystko było dobrze, dopóki nie wyjechali na zewnątrz i nie zaczęli się kierować do osobnego budynku. Psychiatrycznego.
-Umm... dlaczego tam jedziemy? Ryan? - Pytał jego, nie kobietę. Dłoń także wyciągnął do niego a mężczyzna spojrzał na pielęgniarkę szukając odpowiedzi. Od razu zgarnął jego małą łapkę.
-Sprzęt do badań EEG znajduje się tylko w tamtym budynku - Zaczął się zastanawiać czy opryskliwa była od urodzenia czy może stała się taka gdy jej bff dinozaury wyginęły. Ugh.
Po kilku minutach niższy chłopak leżał na jakimś stoliku, leżysku czy co to tam było z jakąś gumową siatką aka czepkiem na włosach i czole a dwie kobiety stały nad nim i wpierw smarowały konkretne miejsce żelem (z którym już wiedział że będzie walczyć pod prysznicem by wydobyć go z włosów) a potem przykładały elektrodę i wsuwały pod czepek. Pranie mózgu mu zrobią i tak to się skończy. Gdy wszystko pozakładały jedna z nich wyszła a druga poprosiła go o zamknięcie oczu i ponowne ich otworzenie.
-Hmm, powieki ci drżą. Będziesz musiał trzymać sobie oczy - Bardziej przerażonego spojrzenia chyba nigdy nie widziała - Spokojnie, gdy zamkniesz oczy położysz sobie palec wskazujący i kciuk na powiekach i tyle. My będziemy w pomieszczeniu obok, za szybą. Będziesz na polecenie zamykać i otwierać oczy, dobrze? I leż spokojnie, nie ruszaj się
Sam nie wiedział ile to trwało, ale czuł się jak debil. I wyglądał jak debil. A Ryan stał przy szybie i patrzył i... boże. Wyszedł na debila. Nawet nie wiedział co badali! Gdy tylko cały czepek został z niego zdjęty, w cholernie bolesny i wyrywający włosy sposób, podniósł się i podszedł do umywalki starając się zmyć żel. Nienawidził badań. I szpitala. I dopiero po paru minutach z Ryanem zostali sami w sali, odetchnął głęboko.
-Jak się czujesz? - Spytał wyższy z nich siadając z boku łóżka. Pochylił się i pocałował kruczoczarnowłosego w nosek.
-Zabierz mnie stąd, proszę. Na wypis. Możesz wziąć wypis na żądanie, prawda? Ja mogę wziąć? Proszę, chce już wracać - Wyszeptał kładąc mu obie dłonie na policzkach i patrząc błagalnie.
-Brenny, musisz zostać. A ja zostanę z tobą, już niedługo będzie lepiej, zobaczysz. Zobacz, jeszcze jutro tylko jedno badanie i zostaniesz podłączony do tego czegoś co mówił lekarz. I jak to odłączą, możliwe, że będę mógł cię stąd zabrać. Wytrzymasz? Proszę? - Ryan ponownie pochylił się do swojego pięknego, ale jakże przez niego skrzywdzonego kochanka i pocałował go tym razem delikatnie w usta.
-Nie chce tyle tu być. Chce już iść do domu. Chce wyjść i... Ryan... co potem? - Zapytał tym razem uciekając od niego wzrokiem. Wyższy mężczyzna delikatnie ułożył się obok niego.
-Co masz na myśli, przez potem? - Dopytał zgarniając go na swoją pierś. Brendon od razu skorzystał i wczepił się w jego koszulkę jak małe dziecko. Potrzebował takich czułości.
-No... potem. Ry... nie chce wracać do mojego mieszkania. Jest... jest puste. I... po prostu nie chce - Przymknął oczy. Cieszył się, że nie musiał patrzeć Rossowi w oczy. Nie wytrzymałby tego.
-Nie wrócisz do swojego mieszkania - Poczuł jak wzrusza ramionami którymi go obejmował.
-Jakto? To gdzie pójdę?
-Wprowadzisz się do mnie
Reklamę sponsoruje Polsat. Zawsze w idealnym momencie, pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top