You don't understand

Emily's POV

Po ostatniej pełni i moim pobycie w szpitalu muszę stwierdzić, że czuję się o niebo lepiej. Isaac i Scott, jak i Stiles strasznie się o mnie troszczą. Aż mam wrażenie, że za bardzo. Chodzą za mną jak cienie, czasami myślę, że wejdą nawet do damskiej toalety. Już nie wspomnę o tym, że każdą możliwą przerwę w szkole mam spędzać z nimi, bo jak to stwierdzili "nigdy nie wiadomo, co mi się stanie.."

Co do Theo.. Cóż, zbliżyliśmy się do siebie. Można by rzec, że się zakolegowaliśmy. Isaac tego nie popiera, zresztą jak cała reszta naszej paczki. Tylko Kira powiedziała, że jeśli jestem szczęśliwa to życzy mi jak najlepiej. Wszyscy sceptycznie podchodzą do Theo, jakby im zrobił nie wiadomo jaką rzecz.

-Emily, stój!- krzyknęła Lydia łapiąc mnie za ramię

-Możecie przestać? Chcę pogadać z Theo, wywody na ten temat możecie zrobić w domu. Co wam w nim przeszkadza?- wyszarpnęłam rękę z jej uścisku

-Nic nie rozumiesz- westchnęła- nie będę się teraz z tobą kłócić na środku korytarza, przyjdź dzisiaj do mnie i wszystko ci wytłumaczę. Proszę..- popatrzyła na mnie

-Dobra.- westchnęłam zrezygnowana i ruszyłam w stronę Theo, który czekał na mnie przy wyjściu ze szkoły.

Przytuliłam chłopaka na powitanie, myśląc, że zrobi to samo. Jednak Raeken ucałował mnie w polik. Spuściłam głowę zawstydzona. Theo popchnął drzwi i wyszliśmy na świeże powietrze. Większość uczniów wyszła na dwór podczas długiej przerwy na lunch. Usiedliśmy w cieniu pod drzewem. Na nos założyłam okulary przeciwsłoneczne i poprawiłam niesforne kosmyki włosów.

-To..- zaczęłam- o czym chciałeś porozmawiać?

-Nie chciałem rozmawiać- stwierdził- po prostu możemy spędzić razem trochę czasu prawda?

-No może i tak, ale wiesz, mój brat tego nie pochwala. Jak wszyscy zresztą. Powinieneś ich jakoś przekonać do siebie, nie byłoby tak lepiej?

-Emily- złapał mnie za rękę- to nie jest takie proste, już dawno chciałem to zrobić, ale przeszkodą jest upartość Scotta i przepraszam, że to powiem ale twój brat też jest poniekąd problemem.  Mówi Scottowi co ma robić, a prawdziwy alfa sam powinien decydować co chce robić, a czego nie powinien. Przeraszam, Emily ale ja muszę już uciekać. Zaraz mam chemię, a nie chciałbym się spóźnić.

-Jasne, leć- odparłam i powoli wstałam z trawy.

Spojrzałam w stronę drzwi, gdzie przed chwilą zniknął Theo. Cały czas miałam w głowie jego słowa. Jak on śmie mówić, że mój brat jest problemem. Przecież Isaac nie wtrąca się w decyzje Scotta, a nawet jeśli tak jest to wyraża tylko i wyłącznie swoje zdanie. Każdy ma do tego prawo.

Niechętnie ruszyłam do budynku. W środku zdjęłam okulary i włożyłam je do kieszonki koszuli. Podeszłam do szafki i wykręciłam odpowiedni kod. Z niej wyciągnęłam potrzebne zeszyty i książki na najbliższe dwie lekcje. Zamknęłam szafkę i poszłam do klasy. Usiadłam na swoim miejscu i zajęłam się wpatrywaniem w tablicę. Tak bardzo ciekawe zajęcie.

W czasie, gdy zadzwonił dzwonek do sali wszedł nauczyciel. Wzrokiem obiegł wszystkich i swoim spojrzeniem zatrzymał się na mnie. Uśmiechnęłam się do niego lekko.

-Panno Lahey, dzwonił Pani opiekun prawny, za dziesięć minut u dyrektora. Pani brat został już powiadomiony- powiedział i odwróciłsię do tablicy

Skupiłam się na zadaniu jakie dyktował pan Yukimura. Zupełnie straciłam rachubę czasu i z letargu wyrwał mnie Isaac, który przyszedł po mnie do sali. Szybko pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Po minie brata mogę stwierdzić, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Weszliśmy do gabinetu pani Martin i usiedliśmy na krzesłach. Ciocia Margaret powinna zaraz być.

-Mam dla was złe wiadomości- zaczęła mama Lydii

-To znaczy?- popatrzeliśmy na nią lekko zdziwieni

-O tym już powie wam wasza ciocia, przykro mi dzieciaki. Zwalniam was z całego dnia, idźcie do domu.

Podziękowaliśmy i wyszliśmy z gabinetu. Oboje chcieliśmy już wiedzieć o co chodzi, jednak przeczuwałam najgorsze. Spojrzałam na Isaaca, który pisał coś w telefonie. Odwróciłam wzrok, po czym ruszyłam wprost do domu. Po piętnastu minutach przekroczyliśmy próg. W salonie czekała na nas Margaret razem z Melissą. Ciocia była bardzo zapłakana i co chwilę łzy leciały jej z oczu. Melissa również miała zmartwioną minę. Widząc nas opuściła salon i poszła do swojego pokoju.

Usiadłam na kanapie naprzeciw Margaret. Isaac stał oparty o ścianę i mierząc nas wzrokiem. Kobieta zaczęła tłumaczyć to, co się stało. Z niedowierzaniem słuchałam jej opowieści. Nie dopuszczałam do siebie tych wiadomości. Niemożliwe, że Robert nie żyje. To na pewno nie jest prawda. Nie może być prawdą. Jak wyjeżdżałam czuł się świetnie, nie skarżył się na żadne dolegliwości.

Isaac skulił się pod ścianą, objął rękoma kolana i zaczął coś szeptać. Łzy ciekły mi po policzkach a szloch wydarł się z mojego gardła. Margaret wyszła na papierosa, ponoć tak się odstresowuje. Objęłam poduszkę, w którą się wypłakiwałam. Po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi. Do salonu wpadł Scott ze Stilesem. Spojrzeli na nas, po ich twarzach przebiegło zakłopotanie.

Uciekłam do pokoju, gdzie się zabarykadowałam. Usiadłam na parapecie, przez gardło znów wydarł się szloch. Już nie panowałam nad tym. Co chwila przecierałam poliki, przez co pewnie wyglądałam jeszcze gorzej niż wcześniej. Z dołu słyszałam tylko rozmowy chłopców. Do rąk wzięłam szkicownik, gdzie z tyłu miałam napisaną notatkę od Roberta. Uważnie ją czytałam, za każdym razem wylewając strumień łez, przez co kartka stawała się mokra. Rzuciłam zeszytem na środek pokoju przeklinając siarczyście.

-Nienawidzę cię, Robert. Za to, że nas zostawiłeś- szepnęłam i oparłam się plecami o ścianę

Nie wiem ile tak przesiedziałam, lecz z letargu wyrwał mnie dźwięk pukania do drzwi. Nie chciałam z nikim teraz rozmawiać ani też nikogo widzieć. Wszystko działo się strasznie szybko. Niechętnie wstałam z podłogi i podeszłam otworzyć te nieszczęsne drzwi, w momencie gdy pukanie zaczynało się nasilać. Wpuściłam, jak się okazało, Scotta do pokoju. Ten zamiast zacząć rozmowę zamknął mnie w szczelnym uścisku, co wywołało u mnie kolejny napad szlochu.

-Gdzie Isaac?- wychrypiałam w jego koszulkę

-Ze Stilesem na dole, chcesz do nich iść?- spojrzał na mnie

-Nie. Nie wiem.. Może?- język strasznie mi się plątał, a głowa bolała niemiłosiernie

-Połóż się, zaraz zawołam Isaaca- powiedział Scott, sadzając mnie na łózko

Faktycznie, miałam ochotę spać, jednakże nawet nie wiem czy zasnę. Nie minęła chwila, a już siedziałam koło Isaaca, z moją głową na jego ramieniu. Brat ucałował mnie w czoło przykrywając nas kołdrą. Ziewnęłam przeciągle przymykając oczy.

Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do Krainy Morfeusza.


***

Hej misiaczki!

Zostawcie po sobie gwiazdki i komentarz, to bardzo motywuje!

Jeszcze jedna sprawa do was!

Mianowicie, jak już mówiłam wcześniej startuję z nowym opowiadaniem, tak to już oficjalnie. Także z tego powodu, rozdaję zamówienia na rozdział. Może to być cokolwiek chcecie!

Zapraszam was do Echoes, która pojawi się jeszcze dzisiaj. Tam również nie zapomnijcie zostawiać gwiazdek i komentarzy!

Do następnego!

Z.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top