Full moon

-Powiedz mi dlaczego nie mogę iść z tobą na imprezę do Lydii?- spytałam po raz setny Isaaca

-Bo nie jesteś zaproszona i nie masz nic do gadania w tej sprawie- odparł poprawiając swój szalik- poza tym pomożesz mamie Scotta w szpitalu, zaoferowałem jej twoją pomoc, więc nie możesz się wycofać.

-Jak ja cię nienawidzę, Lahey.- fuknęłam

-Pamiętaj, że mamy tak samo na nazwisko, Lahey! Ono zobowiązuje...

-Tak? Do czego? Byciem aspołecznym gnojem czy czym?

-Nie obrażaj się Emily. To tylko jedna impreza, na której cię nie będzie. Obiecuję na następną pójdziesz.

Odwróciłam się na pięcie nawet nie odpowiadając. Dziś wypadała pełnia, a Lydia urządza imprezę, na której będą wszyscy z paczki, oprócz mnie. Czy jestem zła? Może trochę. Czy jest mi przykro? Bardzo. Nie sądziłam, że nagle wszyscy będą coś przede mną ukrywać. Poszłam uszykować się do pracy w szpitalu. Miałam tam spędzić całą noc z Melissą, by pomóc jej w przyjmowaniu rannych osób, bo podobno na drodze był wypadek. Przebrałam się w czarne dresowe spodnie i tego samego koloru T-shirt. Na ramiona narzuciłam szarą bluzę i zbiegłam na dół. Melissa czekała na mnie w korytarzu trzymając moją kurtkę w ręce. Wyszłyśmy z domu kierując się w stronę czarnej Toyoty. Zasiadłam na miejscu pasażera i ruszyłyśmy w drogę do miejsca pracy pani McCall.

-Przepraszam cię Emily, że nie powiedziałam ci wcześniej o pomocy w szpitalu, ale jakoś nie miałam do tego głowy. Powiedziałam o tym mojemu synowi, a on się musiał wygadać twojemu bratu. Ale odwdzięczę się- widziałam jak się uśmiecha

-Ale nie ma pani za co przepraszać.  Wszystko rozumiem. Ale nadal nie wiem dlaczego nie mogę iść na imprezę, nie lubią mnie?- zwiesiłam głowę 

-Nie, to nie to Emily.... Wytłumaczę ci później- odparła, po czym skupiła wzrok na drodze.

Szczerze mówiąc polubiłam panią McCall. W pewnym sensie teraz zastępowała mi mamę i jestem jej za to cholernie wdzięczna. Po dziesięciu minutach jazdy samochodem dojechałyśmy na miejsce. Odpięłam pasy i wyszłam z pojazdu. Odczekałam chwilę na panią Melissę i mogłam ruszyć za nią do miejsca jej pracy.

Gdy weszłyśmy kobieta została zasypana informacjami na temat poszkodowanych w wypadku. Instynktownie sprawdziłam telefon, upewniając się, że nikt nie dzwonił ani nie pisał. I miałam rację, bo żadnej wiadomości lub nieodebranych połączeń.

-Chodź Emily, pokażę ci co i jak- spojrzałam na Melissę, odrywając wzrok od telefonu

Schowałam urządzenie do kieszeni spodni i ruszyłam za kobietą. Szłyśmy korytarzem, który według mnie, nie miał końca. Czarnowłosa pokazywała mi sale, które w najbliższym czasie będę odwiedzać.

-Proszę Pani..- zaczęłam- czy Scott albo ktokolwiek się odzywał?

-Oj skarbie- załapała mnie za ramię- nie denerwuj się, oni się świetnie bawią. Zobaczysz jeszcze będziesz z nimi chodzić na nie jedne imprezy. A teraz chodź, muszę dać ci jakiś fartuch i stetoskop, żebyś wyglądała profesjonalnie.- zaakcentowała ostatnie słowo

Po ubraniu się w odpowiednie rzeczy i otrzymaniu wytycznych oraz kart z danymi pacjentów ruszyłam na obchód. Samo chodzenie nie było wyczynem, bardziej denerwowałam się, że sobie nie poradzę w roli "pielęgniarki".  Weszłam do trzeciej sali, którą miałam odwiedzić dzisiejszego wieczora i nocy.

-Nie wiedziałem, że szpital ma tak piękne i młode pielęgniarki- usłyszałam za swoimi plecami kiedy zamykałam drzwi

-Jestem tu stażystką- skomentowałam i otworzyłam kartę pacjenta- Nazywa się pan Theo Raeken. Z tego co widzę, nie ma pan większych obrażeń.- stwierdzam patrząc na chłopaka

-Jaki tam pan- zaśmiał się- Jestem Theo i chyba cię wcześniej widziałem- wyciągnął rękę w moją stronę, bez większych krępacji ścisnęłam ją przy okazji mówiąc mu swoje imię.

-Więc Theo..- zaczęłam- czemu tu siedzisz? Nie masz ran, praktycznie nic nie masz, żadnych obrażeń, zero.- gestykulowałam

-Miałem wypadek na motorze, przywieźli mnie tu, twierdząc, że mam obrażenia wewnętrzne ale jak widać- wskazał na wyniki badań, których za nic nie rozumiałam- nic mi nie jest.

-To fakt, dlatego nie trzymam cię tu dłużej. Idź do pani McCall po wypis. Powinna gdzieś tu krążyć.- spojrzałam się za siebie.

-Masz rację, Emily. To.. do zobaczenia?

-Jasne, Theo. Do zobaczenia- westchnęłam opuszczając jego salę

Kojarzę Raekena ze szkoły, wszędzie go pełno, a zwłaszcza tam gdzie są dziewczyny i Scott. Przymilał się do niego i za wszelką cenę starał się zostać jego przyjacielem. To chyba najbardziej trafne określenie.

-Emily? Pacjenci czekają- spojrzałam na ciemnoskórego mężczyznę w kitlu z podkładką w ręce.

Stałam przy automacie pijąc kawę, która miała mnie postawić na nogi. Kiwnęłam głową, po czym dopiłam napój i wyrzuciłam kubeczek do śmietnika. Uśmiechnęłam się do mężczyzny i ruszyłam do pacjentów.


***

Myślałam, że praca w szpitalu jest lżejsza, jednak myliłam się. To strasznie ciężki orzech do zgryzienia. Gdy wybiła północ mogłam spokojnie usiąść na krzesełku obok pani McCall. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, a czekało mnie jeszcze sześć godzin pracy. Spojrzałam na Melissę, która uparcie wpatrywała się za okno.

-Emily, cokolwiek się zdarzy, pamiętaj, że musisz uciekać jak najszybciej. Obiecaj mi, że nie będziesz oglądała się za siebie.

- Obiecuję- powiedziałam stanowczo, do końca nie wiedząc o co chodzi



C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top