When dreams become nightmares

Tyle lat czekałem na ten moment. W końcu spełnię swoje marzenie, stając się idolem, którego będą kochały fanki na całym świecie. Co prawda miałem dopiero szesnaście lat i niezbyt interesowałem się dziewczynami, ale występ na wielkiej scenie, poznanie nowych ludzi oraz przeprowadzenie się do nowego miejsca, jakim był Seul, naprawdę spełniało moje wszelkie oczekiwania.

Może i nasza stolica wyglądała szaro i ponuro, oczywiście w porównaniu do pięknego Busan, z którego pochodziłem, jednak miała również swój urok. Podczas tych trzech lat ciężkich treningów, lubiłem przechadzać się po jej ulicach, zwiedzać poszczególne miejsca i odkrywać ciekawe sklepy. Zazwyczaj wychodziłem wtedy z którymś z moich starszych kolegów, bo jednak niepełnoletność robiła swoje. W każdym momencie mogłem zostać zatrzymany przez władze i odesłany do mojego szefa, a taka perspektywa była oczywiście okropna. Nie wiem czy mógłbym wtedy zadebiutować. Niby umiałem śpiewać, tańczyć, a nawet rapować, jednak takich jak ja było tysiące, szczególnie w Korei.

Przez te kilka lat zdążyłem zaprzyjaźnić się z Taehyungiem, jedną z „twarzy naszej grupy". Był naprawdę zabawny, a jego wiek nie pasował do jego osobowości. Wszędzie go było pełno, przytulał każdego hyunga, a nawet samego CEO, a zarówno w sali ćwiczeń, jak i na zajęciach, nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Za to właśnie go lubiłem. Mogliśmy bawić się w wolnych chwilach, pocieszać przed kolejnym, ciężkim treningiem, czy też wypłakiwać w swoje ramiona.

Dopiero w dwa tysiące dwunastym roku dołączył do nas Jimin. Był w wieku Taehyunga, przez co ci dwaj hyungowie zaczęli ze sobą spędzać więcej czasu, odsuwając mnie nieco od siebie. Nie miałem im tego za złe, w końcu byłem dzieckiem, które nie rozumiało wielu rzeczy, a do połowy ich tematów nie mogło się wtrącić, właśnie przez swoją niewiedzę.

Jednak na początku dwa tysiące trzynastego roku, Park Jimin wyraził chęć spędzenia ze mną więcej czasu. Uznał mnie za wartego swojej uwagi, nazywając przy tym niezwykle uroczym. Lubiłem tego hyunga, ale takich działań nigdy nie rozumiałem. Tae również używał podobnych zwrotów, jednak w jego ustach brzmiały one niewinnie. Park czasami trochę mnie przerażał, śpiąc ze mną w jednym łóżku, wchodząc mi pod prysznic, a nawet całując po głowie, czy policzkach. O dziwo nie miałem nic przeciwko temu, lubiłem, kiedy hyungowie zajmowali się moją osobą, a ten jeden szczególnie przypadł mi do gustu.

- Jeonggukie, stresujesz się? – zapytał brązowowłosy, siedzący obok mnie. Chłopak głaskał mnie po głowie, sprawiając mi tym przyjemność. Kiedy byłem mały, moja mama uspokajała mnie w podobny sposób, dlatego było to naprawdę fajne.

Zaraz wtuliłem się w jego ciało, chowając twarz w jego szyi.

- Tak, Jimin hyung – wyznałem, czując jak w kącikach moich oczu zaczynają zbierać się łzy.

Nie, ja się nie bałem, ja byłem przerażony!

Zaraz mieliśmy pokazać się po raz pierwszy na mojej wymarzonej, wielkiej scenie.

- Przecież ja sobie nie dam rady, pomylę się, albo cię nie utrzymam i upuszczę... nie chcę tego, po co mi to było. – Powoli zaczynałem się załamywać, przez co do akcji wkroczył siedzący nieopodal Taehyung.

Chłopak zabrał mnie z ramion Jimina, zamieniając je na swoje.

- Jesteś najlepszy, Jeonggukie, zobaczysz, pójdzie ci świetnie, tak samo jak reszcie hyungom – pocieszył mnie, głaszcząc po plecach. Na szczęście przy nim nie miałem problemu ze wzrostem, byliśmy prawie równi, kiedy na Jimina zawsze patrzyłem z góry.

- Chłopcy, chodźcie, zbieramy się. – Z zamyślenia wyrwał mnie głos naszego managera Sejina.

Mężczyzna zdążył już przeżyć z nami piekło. Nie miał jeszcze nikogo do pomocy, przez co nie wiedział niekiedy w co ręce włożyć. Może nasz CEO zlituje się nad nim w końcu i przydzieli nam jeszcze jednego takiego hyunga?


***


Miesiąc po debiucie staliśmy się najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Codzienne występy, spotkania i wywiady, były spełnieniem naszych marzeń. Co prawda ja narzekałem na ten ostatni aspekt, bo nie byłem zbyt bystry, a moja wiedza była mocno ograniczona, jednak starałem się jak mogłem.

Dzisiaj mieliśmy poznać nowego managera, którego pan Bang postanowił nam przydzielić po wielu namowach Sejin hyunga. Cieszyłem dołączeniem kolejnej osoby do naszego staffu. Jednak tak długo, jak nie była to kobieta, mogłem przyjąć go z otwartymi ramionami.

- Poznajcie proszę Bang Sangyeona. Będzie waszym drugim managerem. Przejmie trochę obowiązków Sejina, i co najważniejsze - zajmie się waszymi wypłatami – oznajmił, stojący przed nami CEO.

Znajdowaliśmy się właśnie w naszej sali do ćwiczeń, ustawieni w szeregu i uważnie słuchający każdego słowa pana Banga.

Dopiero teraz spojrzałem na naszego nowego managera. Mężczyzna miał przyklejony do twarzy sztuczny uśmiech. Jego oczy przyglądały się naszym osobom, zapewne starając wyłapać najmniejszy błąd. W przeciwieństwie do swojego brata, nie wyglądał na miłego. Mógłbym nawet powiedzieć, że przez swoją masę i ostre rysy twarzy, był przerażający. Miałem nadzieję, że to tylko takie złudzenie. W końcu o co mógłby się ten hyung na nas gniewać? Staraliśmy się ze wszystkich sił, pracując od samego rana, do późnej nocy. Nie wychodziliśmy z dormu, grzecznie oddawaliśmy telefony, jak tylko było to konieczne. I przede wszystkim - byliśmy posłuszni w każdym aspekcie.

- Zostawiam was już samych. Omówcie wszystko. Do jutra, chłopcy – pożegnał się z nami pan Bang.

Ukłoniliśmy się szybko, również się żegnając i czekając na jakieś sugestie, czy też uwagi ze strony Sangyeona.

Dopiero teraz zauważyłem, że jego wzrok utkwiony był tylko we mnie. Dziwnie się czułem, głównie przez świadomość, że mogłem zrobić coś nie tak.

- Jeśli będziecie ze mną grzecznie współpracować, to będzie wam się dobrze żyło. Żadnych sztuczek... a odmowy nie przyjmuje – zaczął, nadal nie odrywając ode mnie wzroku. Co ja zrobiłem?! Chodzi o jakiś błąd popełniony na wizji? A może widział jak Taehyung całował mnie dzisiaj po całej twarzy w nagłym akcie miłości i chęci pocieszenia po męczącym poranku? – Chciałem porozmawiać z wami najpierw indywidualnie... Jeongguk, za mną – rozkazał, kierując się do wyjścia. Jego ton sprawił, że mimowolnie się wzdrygnąłem, jednak postanowiłem zachować zimną krew, ruszając za nim od razu. Poczułem jeszcze rękę Jimina na swoim ramieniu, dlatego zatrzymałem się wpół kroku.

- Nie martw się, Jeonggukie, przytakuj i nie wdawaj się w dyskusje, a zaraz do mnie wrócisz. – Chłopak mrugnął do mnie okiem, zapewne dla lepszego efektu, na co automatycznie odpowiedziałem mu cichym śmiechem.

Czasami był naprawdę niemożliwy.

Nie zwlekałem dłużej, zaraz biegnąc w stronę wyjścia. Mniej więcej wiedziałem, gdzie hyung miał swoje biuro, dlatego udałem się w owo miejsce, pukając cicho w szerokie drzwi.

- Wchodź! – Dobiegł mnie surowy głos ze środka.

- Przepraszam za spóźnienie. – Mówiąc to, ukłoniłem się nisko, zamykając już za sobą drzwi i zerkając niepewnie w stronę mężczyzny. Co prawda było to tylko kilkanaście sekund, jednak nie wyglądał on na osobę, która nawet takie spóźnienie by zaakceptowała.

Był cały czerwony na twarzy, wpatrując się we mnie ze złością, co nie wróżyło nic dobrego.

- Nie toleruje takiego zachowania, dzieciaku. Masz być posłuszny i stawiać się o umówionej godzinie, zrozumiano?! – wykrzyczał, kiedy ja zacząłem odrobinę się kulić. Niby byłem przyzwyczajony do reprymendy, jednak tylko z ust Sejina. Dodatkowo on nigdy na nas nie krzyczał, szczególnie na osobności.

- Tak, hyung, przepraszam – wyszeptał, opuszczając nisko głowę. Ręce trzymałem złączne, na wysokości brzucha. Nie byłem pewien czy Sangyeon szybko ochłonie, a taka pozycja wyrażała skruchę, którą teraz musiałem okazać.

- Mam w dupie twoje przeprosiny, masz się nie spóźniać. – Mężczyzna wstał z miejsca, kierując się w moją stronę. Kątem oka obserwowałem jego ruchy, instynktownie się wycofując.

- I tak mi nie uciekniesz, już nigdy więcej, słodki chłopaczku.


***


Moje życie stało się koszmarem. W zaledwie jeden wieczór, całe marzenie straciło jakikolwiek sens. Codziennie zastanawiałem się czy stąd nie uciec, czy nie odpuścić sobie tej kariery i wrócić do Busan. Rodzice zapewne pomogliby mi odnaleźć nową drogę w życiu, może nawet pozwolili udać się do innej agencji. Jednak nie chciałem zostawiać teraz hyungów. Sangyeon był w końcu bratem CEO i podkreślał to przy każdym moim skrzywieniu, pisku, czy chęci odmowy. W każdej chwili mógł zrujnować nam karierę, wywalając na bruk, albo co gorsza - pozbawiając życia. Nieraz lądowałem obok okna, słysząc podobne pogróżki. Jego biuro mieściło się na dziesiątym piętrze, dlatego taki upadek oznaczałby śmierć na miejscu.

Niewiele ostatnio jadłem. Cały swój czas poświęcałem na treningi, ukrywanie wszelkich ran oraz sen. Mimo wszytko nadal byłem dzieckiem i potrzebowałem go naprawdę dużo. W wolnych chwilach starałem się oderwać myśli od przykrej rzeczywistości, zamykając się na wszystkich i uciekając do świata muzyki. Hyungowie byli oczywiście zaniepokojeni moim stanem psychicznym. Jimin robił wszystko, żeby powrócić w moje ramiona, a Taehyung nie potrafił się odzwyczaić od spędzania ze mną czasu. Jednak każdy ich dotyk parzył, przywołując do mojego umysłu wspomnienia ze spotkań z młodszym Bangiem.

Już nie umiałem tak często się uśmiechać. Nawet przed kamerami ciągle byłem zamyślony, zerkając od czasu do czasu w stronę Sangyeona, który obserwował mnie po prostu, odnotowując w głowie każdy najmniejszy błąd.

Zbyt krótka odpowiedź - podduszenie.

Słaby fanserwis - cios w brzuch.

Jakakolwiek pomyłka - rana kłuta.

O dziwo miało to jeden plus. Mężczyzna płacił mi najwięcej. Jednak czułem się przez to co najmniej jak dziwka. Nie potrafiłem wydawać tych pieniędzy, niechętnie kupując sobie jakieś podstawowe ubrania.

Czasami nawet nie miałem ochoty wracać do Busan. Moja mama była niezwykle spostrzegawczą kobietą, od razu zauważając, że coś jest nie tak. W końcu krew na ubraniach, liczne rany na ciele oraz ciągłe przygnębienie i siedzenie w pokoju, nie były rzeczą normalną.

Nie miałem ochoty na kontakt z innymi ludźmi, większość czasu spędzałem na uciekaniu do alternatywnej rzeczywistości, w której byłem idolem z innej wytwórni. Oczywiście występowaliśmy w tym samym składzie, a ja mogłem w końcu odwzajemnić uczucia Jimina.

Najgorszym okresem były promocje z „Just one day". Nowy kolor włosów i mój image, niestety spodobały mu się nawet bardziej. Byłem wzywany do jego gabinetu nawet częściej. I pomimo napiętego grafiku musiałem tam czasami siedzieć do samego rana. Wtedy po raz pierwszy zacząłem się mu stawiać. Miałem osiemnaście lat, nie byłem już niewinnym dzieckiem, chciałem wieść normalne życie, takie jak moi przyjaciele. W tym celu złapałem za pierwszą lepszą nagrodę z jego szafki, zachodząc go od tyłu i uderzając z całej siły. Nie myślałem o konsekwencjach, po prostu nie chciałem nowych ran i tego nieprzyjemnego bólu rozrywania, towarzyszącemu spotkaniom z tym potworem.

- Ty... - Zanim Bang zdążył coś powiedzieć, widząc co zamierzam uczynić, dostał w tył głowy, spadając zaraz po tym z krzesła.

Uśmiechnąłem się tryumfalnie, rzucając tę statuetkę na bok i udając się po klucze do jego gabinetu.

Musiałem stąd uciekać, musiałem coś zrobić, bo dłużej bym tego nie wytrzymał.

- Gdzie to do cholery jest? – zapytałem sam siebie, przeglądając gablotę, w której zazwyczaj wisiał ten kluczyk.

Jednak zanim zdążyłem go znaleźć, poczułem na sobie te ohydne łapska. Sangyeon ocknął się szybciej niż myślałem.

- Nigdy mi nie uciekniesz, cukiereczku – warknął prosto do mojego ucha, unieruchamiając moje ręce i skuwając je kajdankami.

Teraz wiedziałem, że już nie mam z nim szans, dlatego przestałem się szarpać.

- Dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś inny? – Z trudem zadałem te pytania, dręczące mnie zresztą od jakiegoś czasu.

To nie tak, że chciałem, aby na przykład Tae był na moim miejscu, jednak nie rozumiałem swojej „popularności".

- Przecież masz taką uroczą buźkę, powtarzałem ci to milion razy. Tamci mnie jakoś nie kręcą, za to taki dzieciak jak ty... ahh, idealny. Jeszcze w takiej odsłonie. – Mówiąc to, mężczyzna złapał mnie za włosy, ciągnąc je lekko do tyłu.

Chyba nie chciałem tego wiedzieć, teraz żałowałem zadania tych pytań.

- Kiedyś wydorośleję, wyrwę się stąd i powrócę tylko po to, by cię zabić – wysyczałem przez zęby, zamykając oczy, by jakoś znieść uderzenie, które zapewne zaraz poczuję.

Bang zaśmiał się, łapiąc mnie jedną ręką za szyję, a drugą za krocze.

- Nigdy stąd nie wyjedziesz chłoptasiu. I prędzej to ja cię zabiję, jak tylko mi się znudzisz – oznajmił, zaczynając masować trzymane miejsce.

Nie, nie wytrzymam tego dłużej! Nie daję już rady! Niech mi ktoś pomoże!

Nagle do gabinetu Banga ktoś zapukał, jakby wezwany przez moje apele.

- Co do... - Mężczyzna od razu przerwał czynność, puszczając mnie, każąc ukryć się w łazience i siedzieć cicho.

Była czwarta nad ranem, dlatego nie rozumiałem kto o tej godzinie był jeszcze w Big Hit.

Oczywiście zostawiłem uchylone drzwi, żeby móc słyszeć rozmowę Banga z nieznajomym.

- Witam, jestem nowym managerem BTS. Mam gabinet obok pana i słyszałem stąd jakiś huk?

Nowy manager? Trzeci? Czyżby szykowała się jakaś większa trasa i w końcu odpoczynek od Sangyeona, który zajmuje się tylko miejscowym grafikiem?

- No i? Nie może mi coś upaść? Spadaj pan i nie przeszkadzaj w pracy.

Bang chyba próbował zamknąć już drzwi, jednak nasz nowy manager mu w tym przeszkodził.

- Na pewno wszystko jest w porządku? Słyszałem dwa głosy...

Tak! Tutaj jestem, pomóż mi!

Miałem ochotę stąd wyjść, jednak wiedziałem, że to skończy się dla mnie tragicznie. Przecież Sangyeon w każdej chwili mógł ogłuszyć przybyłego, ewentualnie posłać do kostnicy, a ja zostałbym naprawdę dotkliwie pobity.

- Rozmawiałem z kimś przez telefon. A zresztą, nie interesuj się pan. Do widzenia.

Tym razem usłyszałem trzask drzwi, zwiastujący odejście naszego nowego managera.

Miałem tylko nadzieję, że moje domysły się sprawdzą, a światowa trasa chociaż na chwilę uwolni mnie od tego potwora.

- Byłeś grzeczny... - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Sangyeona. – Dlatego wypuszczę cię dzisiaj wcześniej, ale kara za chęć ucieczki na pewno cię nie ominie – dodał, pozbawiając mnie już wszelkiej nadziei. – Ta rana od papierosa chyba się zasklepiła, nie? Trzeba będzie ją poprawić.


***


Za wszelką cenę musiałem odsunąć od siebie Jimina. Chłopak nadal wierzył, że odwzajemnię kiedykolwiek jego uczucia. Robiłem już wszystko. Odmawiałem wszelkich randek, pocałunków, objęć, czy też przytuleń. Nawet starałem się spędzać więcej czasu z Taehyungiem, aby pomyślał, że to do niego żywię jakieś uczucia. Jednak nic nie pomagało. Nawet wyzwiska kierowane w jego stronę, wyśmiewanie jego wyglądu, wagi, wzrostu. Nic. Chłopak był zauroczony do tego stopnia, że jedynie moje odejście z zespołu pomogłoby mu jakoś w odpuszczeniu sobie tej miłości.

Już nie potrafiłem się do nikogo zbliżyć, a nie chciałem, aby Park cierpiał. Pomimo mojego przywiązania, nie miało to dla mnie sensu. Nawet gdybym uwolnił się z tego koszmaru, już nigdy nie powróciłbym do zachowania sprzed debiutu.

Był sierpień, a nasz CEO załatwił nam tydzień wolnego, z racji na trzymiesięczne promocje i brak jakiegokolwiek wolnego czasu. Hyungów bardzo ucieszyła ta perspektywa, kiedy mnie niezwykle przeraziła. Wiedziałem, że Sangyeon nie pozwoli mi wrócić do Busan. Nadal będę zmuszony odwiedzać regularnie Big Hit i przesiadywać tam całe dnie. Szczególnie podczas takich okresów, młodszy Bang wyżywał się na mnie najbardziej.

Reszta chłopaków zaczęła się domyślać co może być przyczyną moich częstych wizyt w jego gabinecie. Szczególnie po incydencie z Jiminem, który chcąc stanąć w mojej obronie podczas jednego z treningów, został spoliczkowany przez Banga. Wszystkiemu przypatrywał się nasz nowy manager, Hobeom. Obiecał nam pomóc za wszelką cenę. Jednak chyba nie rozumiał naszego położenia. Nie mogliśmy nic zrobić, a jego władza nijak się nie liczyła w tej sprawie.

- Kookie, idziesz z nami nad rzekę Han, prawda? – zapytał Taehyung, zajmujący właśnie miejsce obok mojej leżącej osoby.

Chciałem chwilę odpocząć, zregenerować siły po wczorajszej wizycie w Big Hit. Sangyeon był wyjątkowo okrutny, fundując mi nową ranę na łokciu, której raczej nie zdołam ukryć. Miałem tylko nadzieje, że zasklepi się przez ten tydzień, a na najbliższym fansignie, Armys powstrzymają się od wszelkich pytań dotyczących mojego zdrowia.

- Nie, Tae, nie mam dzisiaj ochoty – wyznałem, szczelniej opatulając się kocem.

Była to również dobra okazja do skorzystania na spokojnie z apteczki pierwszej pomocy, znajdującej się w kuchni. Potrzebowałem bandaża, jakiegoś plastra i wody utlenionej, bo mój amatorski opatrunek stworzony z ręcznika papierowego i małego sznurka, znalezionego w łazience Sangyeona, na pewno dobrze nie wpływał na moje zdrowie, a tym bardziej na gojenie się tej rany.

- Kookieee... ciągle siedzisz w dormie, nigdy z nami nie wychodzisz i nie spędzasz czasu... głównie przesiadujesz w Big Hit. Co się z tobą stało? Pamiętasz jak kiedyś... - Tae zaczął narzekać na moje obecne zachowanie, chcąc chyba wypomnieć mi jakieś sytuacje za czasów trainee, dlatego szybko mu przerwałem.

- Przestań. Wszystko się zmieniło, dlatego daj mi spokój i już stąd wyjdź! – nakrzyczałem na niego, nie potrafiąc opanować swoich nerwów. Nie wiem dlaczego, ale miałem ochotę go uderzyć, pozbyć się tych wszystkich negatywnych emocji, jakoś wyładować.

Nie chciałem na niego patrzeć, dlatego od kilku minut miałem zamknięte oczy, a dłonie zaciśnięte w pięści. Nie miałem zamiaru wszystkim pokazywać jak bardzo słaby byłem, szczególnie, że wytrzymywałem już w tym piekle ponad rok.

- Kookie... – Pomarańczowowłosy, próbował coś jeszcze powiedzieć, jednak moje wściekłe spojrzenie go przed tym powstrzymało.

Tae był smutny, wystarczyło słowo, a zaraz wybuchnąłby płaczem. Jednak to nie moja wina, nie potrafiłem już inaczej.

- Przepraszam, że próbowałem – dodał jeszcze, wstając już i zaraz opuszczając to pomieszczenie.

- Przepraszam, że nie potrafię wyznać wam prawdy, hyung – wyszeptałem, jak tylko zniknął mi z oczu.

Byłem żałosny. Powinienem od razu uciec z Seulu, wrócić do rodziców i brata, nie niszczyć swoich relacji z Kimem i Parkiem. Lecz były to strasznie egoistyczne myśli. Przecież nie chciałem, aby zespół się rozpadł i to z mojej winy. Musiałem to ciągnąć tak długo, jak Sangyeon będzie sobie tego życzył. Przecież w końcu wydorośleję, a on znajdzie sobie innego uroczego chłoptasia do swoich chorych zabaw. Może nawet pójdę na jakąś terapię, odzyskam chęci do życia w normalnej rzeczywistości i odwzajemnię uczucia Jimina? Ładny scenariusz, szkoda, że istnieje on jedynie w mojej głowie i zapewne nigdy się nie spełni. Park do tego czasu znajdzie sobie jakąś dziewczynę, ewentualnie chłopaka, wyjeżdżając do Ameryki, tak, jak od zawsze nam powtarzał. W swojej przyszłości uwzględniał również pojawienie się mojej osoby, oczywiście w roli małżonka, jednak wiedziałem, że to się nigdy nie ziści.

Po wyjściu chłopaków z dormu, pobiegłem od razu do kuchni po apteczkę. Szybko ją pochwyciłem, udając się do łazienki. Wolałem nie ryzykować powrotem któregoś z hyungów, dlatego musiałem się spieszyć.

Zaraz ściągnąłem z siebie bluzkę z długimi rękawami, oglądając swoje ciało.

- Ciebie już prawie nie widać. Dobrze. – Przejechałem ręką po strupie widocznym na mojej lewej piersi. – Teraz muszę się zająć tobą – dodałem, odwiązując powoli sznurek i odklejając ten papier.

- Jeongguk, co to do cholery jest?! – Dobiegł mnie głos od strony wejścia do łazienki. Niestety był to Jimin, z którym mierzyłem się właśnie spojrzeniami.

Jak mam z tego wybrnąć? Jak się wytłumaczyć? Dlaczego nie poszedł z resztą?

- Nie twój interes – warknąłem, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy.

- To on ci to zrobił? Sangyeon? – zaczął się dopytywać, robiąc krok w moją stronę.

Skąd wiedział? Widział cokolwiek? Domyślił się? Lepiej wymyśl jakąś dobrą wymówkę, Jeongguk.

- Uciekałem wczoraj przed bezpańskimi psami i wpadłem na siatkę – skłamałem, wpatrując się w swoje odbicie.

Moja twarz nie wyrażała żadnych emocji, a kiedy zacząłem polewać ranę wodą utlenioną, nawet się nie skrzywiłem.

Na szczęście chłopak uwierzył w moją historyjkę, zaraz do mnie podchodząc i oferując swoją pomoc. Jakoś wytrzymałem jego dotyk, chociaż czułem się bardzo niekomfortowo. Z jednej strony miałem ochotę powiedzieć mu całą prawdę i odnaleźć pocieszenie właśnie w jego ramionach, a z drugiej chciałem stąd uciec, szczególnie kiedy nazywał mnie swoim uroczym króliczkiem. Sangyeon używał podobnej terminologii, przez co łatwiej mi było odrzucać Parka.

Nie mogę pozwolić, aby ten epizod się powtórzył, od teraz muszę być bardziej ostrożny. Drugiej takiej wymówki nie przyjmie do wiadomości.


***


Promocje z „Dope", okazały się dla mnie na tyle łaskawe, że Sangyeon został wysłany na dwa tygodnie do Japonii, zostawiając mnie w Seulu i pozwalając w końcu odetchnąć. Jakoś się trzymałem, skupiając na muzyce i spędzając więcej czasu z Tae i Jiminem. Wydoroślałem, potrafiłem już o siebie zadbać, od ponad pół roku nie uroniłem ani jednej łzy z jego powodu. Ból nie był już taki nieznośny, zdążyłem się do tego przyzwyczaić.

Zmieniłem również swoje myślenie co do Parka. Nasz fanserwis przeradzał się czasami w coś więcej. Szczególnie kiedy byłem na lekowym haju po połknięciu o jednej tabletki za dużo. Młodszy Bang wyłapywał takie sytuacje, karając mnie za nie dwa razy mocniej. W takich momentach posyłałem mu uśmiech, obiecując, że kiedyś się zemszczę, a on zgnije w więzieniu. Raczej w to nie wierzyłem, jednak nie chciałem dawać mu nadziei o pozostaniu jego niewolnikiem do końca życia. W tym roku kończyłem dwadzieścia lat, dlatego CEO zezwolił mi uczęszczać regularnie na siłownię. W końcu mogłem zyskać odpowiednią siłę, by postawić się temu potworowi.

Tak też stało się w listopadzie. Przez co po raz pierwszy dostałem od niego w twarz. Nie byliśmy wtedy sami, hyungowie przypatrywali się całemu zdarzeniu, nie mogąc kiwnąć nawet palcem.

- Twoi koledzy mogli przyjść na czas, ale ty już nie potrafiłeś?! Ty bezwartościowy chłopaku! – Mężczyzna wykrzyczał mi te słowa prosto w twarz, łapiąc za kurtkę i przyciągając do siebie.

Nie miałem nawet ochoty tłumaczyć się z mojego spóźnienia. Jedna ze stylistek nie potrafiła dobrać mi odpowiedniego stroju, przez co wyszedłem z garderoby dziesięć minut po czasie. Nagrania się opóźniły, a Sangyeon wpadł w szał.

Uśmiechnąłem się tylko, automatycznie przymykając oczy i czekając na cios, który zresztą zaraz mi wymierzył. Jeden z jego sygnetów prawdopodobnie rozciął mi policzek, ponieważ ból był nietypowy.

- Opatrzcie mu to i jazda do pokoju sto sześć – oznajmił, zanim zebrał się i wyszedł już z naszej sali ćwiczeń.

Jimin jako pierwszy do mnie podbiegł, zabierając mi ręce od twarzy i oglądając uszkodzone miejsce. Reszta zrobiła to dość opornie, zapewne będąc nadal zszokowana zaistniałą sytuacją.

Próbowali mnie pocieszyć, przeprosić za swoją bierność, jednak ja nie miałem im tego za złe. Sam nie wiedziałbym co zrobić w podobnej sytuacji.

Nie pozwoliłem sobie niczego przyklejać. W większości przypadków rana szybciej się goi, kiedy jest odkryta.

- Kookie... - Tae chciał mnie zapewne pocieszyć, a tego nie miałem ochoty wysłuchiwać.

- Wszystko jest w porządku – zapewniłem, uśmiechając się do niego. W końcu jestem teraz w fałszywej rzeczywistości, a ta prawdziwa czeka na mnie w dormie, w moim łóżku i w muzyce.

- Będzie się idealnie nadawało do kręcenia „Run" – zauważyłem, naśmiewając z mojego losu.

Hyungowie nijak tego nie skomentowali, posyłając mi tylko smutne spojrzenia. Zaraz udaliśmy się na nagrania, zapominając o przykrej sytuacji sprzed chwili.
Musieliśmy myśleć pozytywnie, w końcu życie nie jest łatwe, a droga kariery, którą obraliśmy, jest jedną z najgorszych.


***


Pod koniec roku wybuchła afera. CEO starał się wszystko przyciszyć i wybronić swojego braciszka, kiedy nasze spostrzegawcze Armys zauważyły w jednym z nagrań, jak młody Bang podnosi na mnie rękę. Dla mnie nie było to nic nowego, za to dla nich coś niewyobrażalnego.

Nie pozwoliłem hyungom jakkolwiek mnie pocieszać. I choć wszyscy liczyliśmy w duchu na wywalenie Sangyeona z Big Hit, to w oficjalnym oświadczeniu, które wystosował Sihyuk, nie było o tym mowy. Został jedynie zwolniony z pozycji managera, co oznaczało, że mój koszmar nigdy się nie skończy.

- Jeon Jeongguk? Masz się stawić w gabinecie pana prezesa – oznajmiła mi brunetka, wchodząca do sali.

- Prezesa? – Zdziwiłem się, w końcu od jakiegoś czasu to CEO zajmował tę pozycję, nie chcąc zatrudniać nowej osoby na to stanowisko.

- Tak, prezesa Bang Sangyeona – sprecyzowała, kiedy ja załamałem się już kompletnie.

Przez jakiś tydzień miałem spokój, mężczyzna zniknął z mojego życia, a ja mogłem się skupić tylko na karierze.

Jednak tej rzeczywistości nigdy nie opuszczę. Nigdy się nie zakocham, nigdy nie odnajdę szczęścia, utknąłem tutaj na całe życie, z potworem, który prędzej czy później zniszczy mnie doszczętnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top