permission to dance

Words: 1229
Warnings: -
Author's Note: Męczyłam, męczyłam i męczyłam ten shot. Pisałam go WSZĘDZIE, dosłownie, każdą wolną chwilę poświęcałam temu, aby go skończyć. W między czasie nie miałam w ogóle internetu i przeprowadziłam się na tydzień do cioci, robiłam jazdy, sprzątałam, gotowałam, uczyłam się (witam, jestem tym typem osób, które potrafią uczyć się na wakacjach, zwłaszcza, że idę do trzeciej klasy liceum i czeka mnie maturka), szukałam pracy, spotykałam się z przyjaciółmi i wiele innych rzeczy. Nie obiecuję, że do końca wakacji będę dostępna tak, jak byłam kiedyś - chciałabym, nawet bardzo, ale nigdy nie wiem, kiedy coś mi wypadnie i nie będę miała możliwości, by coś dla was napisać. Co jednak nie znaczy, że nie będę próbować. Muszę przeżyć jeszcze ten sierpień i wszystko powinno wrócić do normy - tu mam na myśli publikajcę shotów. We wrześniu zacznie się szkoła, więc automatycznie duża, ogroma właściwie, część moich obowiązków zostanie ze mnie zdjęta i podzielona na wszystkich członków rodziny, co da mi czas na pisanie.
Dziękuję też za 500 obserwujących - z tej okazji na pewno coś zrobię. Może nie będzie to maraton, ale mogę pokusić się o coś typu quiz o mnie, gdzie nagrodą będzie napisanie shotu z wybranym (z dostępnych na liście) bohaterem SnK i dedykacją dla zwyciężcy. Co wy na to?

Było ciepłe lato, choć czasem padało. Tego dnia na niebie nie było ani jednej chmurki, co uznawałaś za dobry znak. Korpus Zwiadowców postanowił zrobić małą potańcówkę na świeżym powietrzu i choć pewnie nie było to zbyt dobrym pomysłem, patrząc na aktualny stan, to czuliście, że każdemu przyda się kilka godzin zapomnienia o problemach.

Z uśmiechem patrzyłaś na to, jak młodzi mężczyźni, z którymi jeszcze kilka lat temu chodziłaś do tego samego korpusu treningowego, rywalizuje między sobą w tym, kto przyniesie więcej drewna. Kątem oka pilnowałaś Sashy, by nie podjadała przekąsek, które przygotowywałyście. 

 - Sasha, odłóż tego ogórka - mruknęłaś, widząc, jak ukradkiem schowała warzywo za koszulę.  Zaśmiałaś się, gdy przyjaciółka posłała ci pełne bólu spojrzenie i z lekkim wahaniem odłożyła ogórka na jego miejsce.

 - Co tam dziewczynki? - Przewróciłaś oczami, czując jak czyjaś ręka oplata twoje ramiona.

 - Znowu się zaczyna... - Pomyślałaś i dokończyłaś obieranie marchewki. Obróciłaś się i sprawnym ruchem włożyłaś ją między wargi Jeana. Zaskoczony odskoczył od ciebie i marszcząc brwi, wyciągnął pomarańczowe warzywo.

 - Co jest...?!

 - Oh, sorka, myślałam, że jakiś konik mnie zaczepia, wiesz pomyłka - odparłaś, wracając do swojego zajęcia.

Słyszałaś, jak Kirschtein mruczy coś pod nosem i odchodzi, kopiąc po drodze kamień. Sasha cicho śmiała się pod nosem, a kilka innych dziewczyn spoglądało to na ciebie, to na odchodzącego młodego mężczyznę. Słysząc chrząknięcie jednej z nich, uniosłaś wzrok by móc na nią spojrzeć z zdezorientowaną miną.

 - Coś nie tak?

 - Znamy się już jakiś czas, a wy odkąd pamiętam non stop się kłócicie lub sobie dogryzacie... Nie sądzisz, że to dziecinne? - zapytała, na co westchnęłaś. Bardzo nie lubiłaś tego tematu, zwłaszcza, że sama nie wiedziałaś, jak odpowiedzieć. Odkąd pamiętasz relacja ty - Jean była trudna i ciężka do interpretacji. W jednej chwili zachowywaliście się jak najlepsi przyjaciele, a w drugiej jak najwięksi wrogowie. Starałaś się działać jak najbardziej naturalnie, byle tylko nie odkrył tego, że już od dłuższego czasu nie patrzysz na niego tak, jak kiedyś.

Posłałaś dziewczynie szeroki uśmiech.

 - Każdy w inny sposób okazuje sobie miłość - powiedziałaś i wszystkie zaczęłyście się śmiać.

Nikt z twojego grona nie wiedział jednak, że to co powiedziałaś, było najszczerszą prawdą, a za twoim uśmiechem kryło się marzenie, by było to prawdziwe.

Uśmiech nie schodził z twojej twarzy od początku potańcówki i choć krył się za nim smutek, starałaś się uprzejmie odmawiać każdemu osobnikowi płci męskiej, gdy proponowali ci wspólny taniec. Chciałaś, aby twój pierwszy taniec należał do Jean'a, który... zdążył zatańczyć już z chyba wszystkimi dziewczynami z Korpusu Zwiadowców. Cicho westchnęłaś i opierając głowę na dłoni, zaczęłaś bawić się napojem w swojej szklance.

Ten wieczór miał być idealny, ubrałaś swoje najlepsze ciuchy jakie miałaś w szafie, rozpuściłaś włosy, które codziennie wiązałaś, nie chcąc, by przeszkadzały ci w pracy. Wyglądałaś ślicznie, oczy męskiej części korpusu co chwila lądowały na twojej osobie, ale ten, dla którego dedykowany był dzisiejszy strój, kompletnie nie zwracał na ciebie uwagi.

Przynajmniej tak ci się wydawało. W rzeczywistości Jean nie potrafił oderwać od ciebie wzroku i choć cały czas spędzał na parkiecie, trzymając w ramionach coraz to nowszą partnerkę do tańca, kątem oka obserwował twoją udawaną radość. W chwili, gdy zobaczył cię tego wieczora po raz pierwszy, jego serce boleśnie mocno zatrzepotało w piersi, a lekki rumieniec pokrył jego przystojną twarz. 

Czy chciał z tobą zatańczyć? Oczywiście, że tak, jednak z niewiadomych przyczyn czuł pewną blokadę. Za każdym razem, gdy tylko podchodził do stolika, przy którym siedziałaś, coś sprawiało, że nie potrafił odezwać się w twoim kierunku i zamiast prosić ciebie do tańca, porywał twoje kompanki. Oh, pluł sobie w twarz, bo dostrzegał te iskierki nadziei w twoich oczach, gdy podchodził do twojej osoby i żal ukryty za śmiechem i żartami, gdy tylko okazywało się, że nie chodziło mu o ciebie.

Co mógł poradzić? Czuł się głupio - potrafił dogryzać ci i dokuczać na każdym kroku, czasami zdarzało mu się powiedzieć o kilka słów za dużo, których żałował za każdym razem, gdy dostrzegał łzy w twoich oczach, bądź opuchnięte od płaczu powieki. Dlaczego więc nie potrafił skleić kilku słów w całość i po prostu poprosić ciebie do tańca?

 - Powinienieś po prostu ją zapytać. - Jean spojrzał na dziewczynę, która jeszcze kilka godzin wcześniej pytała cię o waszą relację. Delikatnie odsunął się od niej oszołomiony i odszedł z nią na bok, by nie przeszkadzać innym tańczącym parą.

 - Nie rozumiem, o co ci chodzi - odparł, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

 - Widzę, jak na nią patrzysz - mruknęła, bawiąc się palcami - Może to nie jest odpowiedni moment, ale... chcę dla ciebie jak najlepiej. Dlatego też uważam, że powinienieś z nią porozmawiać. 

Wzrokiem szukałaś wśród tłumu tańczących i bawiących się ludzi Kirschtein'a. Zachłysnęłaś się własną śliną, gdy zobaczyłaś, jak obejmuje dziewczynę, z którą jeszcze chwilę wcześniej tańczył. Szybko połączyłaś brakujące elementy układanki i nim się obejrzałaś, ze łzami w oczach kierowałaś się do wejścia do budynku Korpusu Zwiadowczego. 

Dźwięk kroków roznosił się po pustych korytarzach i roznosił echo, które stało się twoim kompanem podróży. Mogłaś przysiąc, że słyszałaś, jak kilka twoich łez opada na zimną posadzkę. 

 - [Y/N]?! - Ktoś wołał, odwróciłaś się w stronę głosu, a widząc, że jego posiadaczem był Jean, zdjęłaś ze stóp buciki i biegiem ruszyłaś w kierunku swojego pokoju.

Słyszałaś za sobą szybkie kroki, które po chwili zmieniły się w bieg i nim zdążyłaś chwycić za klamkę do swoich drzwi, duża dłoń młodego mężczyzny zatrzymała się tuż obok twojej głowy, zatrzaskując drewnianą powłokę. Chciałaś uciec w bok i kontynuować bieg, ale wolne ramię Jean'a chwyciło cię w talii, obracając przodem do niego.

Wstrzymałaś oddech, gdy zorientowałaś się, jak blisko siebie stoicie. Wlepiłaś wzrok w swoje bose stopy. Przez myśl przebiegła ci chwila, gdy zdjęłaś buciki i niewiadomo kiedy, upuściłaś je zbyt zajęta myśleniem o tym, by jak najszybciej dobiec do drzwi.

 - [Y/N] - powtórzył, dotykając twojego ramienia. Strąciłaś jego rękę i zaciskając wargi, spojrzałaś mu w oczy.

 - Idź do niej! - krzyknęłaś, czując, jak nowe łzy powoli zamazują ci widok.

 - C-co? O co ci chodzi? - zapytał, szukając odpowiedzi w twojej twarzy. Złapałaś w pięść materiał swojej sukienki w miejscu, gdzie powinno być serce, a drugą dłonią pokazałaś na korytarz, z którego wybiegliście.

 - Widziałam, jak się obściskiwaliście! Ja! J-ja...! - Wzięłaś głęboki oddech.

 - Przepraszam, nie powinnam się tym interesować, w końcu nawet nie jesteśmy razem - mruknęłaś i odwróciłaś się, chcąc wejść do pokoju. Zdążyłaś już otworzyć drzwi, gdy nagle ręce Jean'a oplotły twoją talię. Czułaś jego ciepły, szybki oddech na swoim ramieniu i mogłaś przysiąc, że całe jego ciało drżało.

 - Głupia - szepnął, schylając się do twojego ucha.

 - Tylko rozmawialiśmy.

 - A-ale przytul-

 - Pomogła mi w zrozumieniu czegoś - mruknął prosto do twojego ucha, a przez twoje ciało przebiegł dreszcz. Przełknęłaś ślinę, a ręce Kirschtein'a mocniej objęły twoją osobę, przyciągając cię jeszcze bliżej. Powoli obrócił cię do siebie i chwytając twoją dłoń, przyłożył ją sobie do serca. Czułaś, jak szybko i mocno bije.

 - Podobasz mi się, głupia - powiedział to tak cicho, że przez chwilę miałaś wrażenie, że to tylko twoja wyobraźnia. Jednak, gdy spojrzał na ciebie wzrokiem pełnym nadziei, wiedziałaś, że to ci się nie wydawało.

 - Powiedz coś - szepnął, opierając swoje czoło na tym twoim. Mocno zagryzłaś swoją dolną wargę.

 - Ja... ty też mi się p-podobasz - mruknęłaś i nim zdążyłaś powiedzieć coś jeszcze, ciepłe usta młodego mężczyzny wbiły się w twoje, a przydługie kosmyki jego włosów muskały twoją zarumienioną twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top